Niespokojny duch to opowieść o czterech pokoleniach rodziny Coombe.
Historia rozpoczyna się sceną, w której młoda dziewczyna stoi na szczycie
kornwalijskiego klifu, spogląda na rozpościerającą się w dole niewielką osadę o
nazwie Plyn i rozmyśla o przyszłości. Dziś jest dzień jej ślubu i Janet czuje
radosne podniecenie, ponieważ wychodzi za mąż za dobrego człowieka, którego
kocha z wzajemnością. Jednak gdzieś w zakamarkach serca dziewczyna czuje też
smutek związany z tym, że jej życie zmieni się na zawsze. Koniec z marzeniami o
podróżowaniu na statkach, o wolności i czekających w świecie przygodach. Za
kilka godzin stanie się żoną, a wkrótce matką, której obowiązki będą związane z
prowadzeniem domu oraz dbaniem o Thomasa i przyszłe dzieci. Ta myśl nie jest
jej zupełnie niemiła, ale Janet chciałaby od życia więcej niż kobieta mogła
otrzymać w roku 1830. Jako jedna z nielicznych w jej otoczeniu rozmyśla dużo o
przyszłości. Widzi jak za sto lat jej potomkowie stają na tym samym klifie, by
zmagać się z wyborami, namiętnościami oraz problemami. Ma rację, gdyż losy
dzieci, wnuków i prawnuków Janet będą burzliwe, pełne chwil radości, ale też
samotnego cierpienia. Wszystko to w otoczeniu niewzruszonych kornwalijskich
klifów oraz szalejącego u ich stóp morza.
Sięgając po tę książkę,
wiedziałam, że jest to debiut Daphne du Maurier, więc nie spodziewałam się
powieści na miarę jej najsłynniejszych dzieł, ale zostałam naprawdę miło
zaskoczona. Nie jest to historia bez wad, jednak pochłonęła mnie dużo bardziej
niż nieco naiwna Oberża na pustkowiu,
która była moim pierwszym spotkaniem z piórem autorki. Jakimś cudem Daphne du
Maurier udało się napisać sagę rodzinną bogatą w przeróżne emocjonujące
wydarzenia bez rozciągania jej w kilkutomową serię. Oczywiście ma to swoje
konsekwencje, bo niektórzy bohaterowie nie zyskali tak szczegółowych
charakterystyk jak Janet lub jej syn Joseph, nawet jeśli to oni byli
najważniejszymi postaciami danych czasów, ale nadal zostali opisani na tyle
dobrze, by ich postępowanie było zrozumiałe, a rozterki angażujące. Sama jestem
zdziwiona jak szybko wciągnęłam się w śledzenie losów poszczególnych członków
rodu Coombe, mimo że postaci te nie robią nic nadzwyczajnego. Ot, zakochują
się, zakładają rodziny, próbują podążać za marzeniami, mierzą się z kłopotami i
wyzwaniami. Być może kluczem okazała się ta zwięzłość i zamknięcie historii w
jednym tomie, może piękny język przypominający jak pisało się powieści niemalże
sto lat temu, a może czas i miejsce akcji. Jak zahipnotyzowana śledziłam
codzienność bohaterów żyjących w pierwszej połowie XIX wieku w niewielkim Plyn.
Janet od zawsze była niepokorną
duszą jak na tamte czasy. Zamiast pomagać matce w domu albo zająć się
wyszywaniem albo innym „pożytecznym” zajęciem, młoda kobieta wymykała się na
klify. Godzinami patrzyła tęsknie w morze, żałując, że nie urodziła się
mężczyzną. Wówczas mogłaby zaciągnąć się na statek, zwiedzić świat i spełnić
swoje największe pragnienie bycia wolnym człowiekiem. Niestety jako kobieta
musiała odnaleźć się w roli żony i matki. Autorka ciekawie ujęła rozterki
Janet, tworząc z niej zagadkową oraz interesującą postać. Nieco
nieprzewidywalna, chociaż zawsze oddana rodzinie, ze zbyt szerokim horyzontem
myślowym, by ktokolwiek mógł ją naprawdę zrozumieć. Niektórzy potomkowie Janet
odziedziczyli po niej ten zew wolności oraz przygody, inni byli zupełnie
pozbawieni pragnienia porzucenia domu i wypłynięcia w dalekie wody, ale
wszystkie najważniejsze postaci zostały sportretowane wielowymiarowo. Jednych
polubiłam bardziej, innych mniej, ale chętnie czytałam o wszystkich postaciach,
uzmysławiając sobie, że w przeszłości wyjazd z rodzinnego domu oznaczał często
pożegnanie z bliskimi na zawsze. Członkowie rodu Coombe odchodzili w gniewie, a
później byli zbyt dumni, by pogodzić się z rodziną, wyjeżdżali do Londynu w
poszukiwaniu szczęścia, ale tęsknili za Plyn, zostawali w osadzie do końca
życia, jednak i to potrafiło przysporzyć im trosk. Tak naprawdę tylko jedna
relacja budzi moją wątpliwość, ponieważ zachodzi między matką i synem, którzy
jednak bardziej przypominają nieszczęśliwych kochanków. W zbyt czułych gestach
oraz płomiennych słowach kryje się sugestia, że łączące ich przywiązanie
wykracza poza więź rodzica i dziecka.
Bardzo ważną częścią powieści są
bogate opisy natury. Bohaterowie wspinają się na klify, biegają po zboczach,
szukają samotności w wysokiej trawie oraz umawiają się na tajne spotkania na
łąkach obsypanych pachnącymi kwiatami. Do tego prawie zawsze słyszą delikatny
szum morza albo hałas spienionych fal. W trakcie lektury czułam, że Coombe’owie
są blisko przyrody, że zwracają na nią uwagę, szukając pocieszenia w trudnych
chwilach, ale też doceniają jej stałość i piękno zmieniających się pór roku.
Akcja rozgrywa się na przestrzeni stu lat, więc pisarce udało się uchwycić
zmiany jakie w tym czasie zaszły w społeczeństwie. Zmieniła się mentalność,
podejście do religii, poluźniono konwenanse, trauma pierwszej wojny światowej,
choć jedynie zarysowana, ma swoje odbicie w zachowaniu postaci. Widać to
również w języku, który początkowo jest bardzo kwiecisty, nieco archaiczny,
zwłaszcza kiedy bohaterowie wyznają sobie miłość. Natomiast, gdy śledzimy losy
ostatniej bohaterki, która w roku 1930 przybywa do Plyn, by odnaleźć swoich
krewnych, jej sposób wypowiedzi jest już dużo bardziej współczesny. Jennifer
Coombe ma też więcej możliwości pokierowania swoim życiem, niż jej prababka sto
lat wcześniej, chociaż nadal czuje się rozdarta pomiędzy tym, co wpajała jej
matka, a tym, co chciałaby robić. Bardzo ciekawie było obserwować te wszystkie
zmiany oraz zadumać się nad losem postaci uwikłanych w różne wewnętrzne
konflikty oraz zmagających się z prozą życia.
Niespokojny duch to książka wydana po raz pierwszy w 1931 roku i aż
dziwne, że polski przekład pojawił się dopiero rok temu. Jeśli lubicie sagi
rodzinne to polecam sięgnąć po tę historię i przenieść się do
dziewiętnastowiecznej Kornwalii.
Ocena: 4.5 / 6
Inne przeczytane powieści autorki:
Oberża na pustkowiu