23 października 2025

Wszystko zostaje w rodzinie - John Marrs

 

Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron:  416
 Pierwsze wydanie: 2022
Polska premiera: 2025 

Sięgnęłam po tę powieść, ponieważ lubię historie o bohaterach, którzy po wprowadzeniu się do nowego domu, odkrywają, że z tym miejscem jest coś nie tak. Spodziewałam się, że świeżo upieczeni właściciele wiktoriańskiej willi doświadczą jakichś paranormalnych zdarzeń, ale Mia i Finn muszą zmierzyć się z zagrożeniem innego rodzaju. Małżonkowie wydają ostatnie pieniądze na zakup domu, który wymaga gruntownego remontu. Finn wraz ze swoim ojcem postanawiają większość prac wykonać samodzielnie. Po kilku tygodniach widać już pierwsze efekty, ale wszystko zmienia się, gdy dokonują oględzin strychu. Znajdują bowiem siedem szczelnie zamkniętych walizek, a w nich zwłoki dzieci w bardzo zaawansowanym stanie rozkładu. Policja zabezpiecza teren, nakazując bohaterom natychmiastowe opuszczenie posesji, a tabloidowe media szukają sensacji, nazywając willę „domem grozy”. Śledztwo toczy się swoim tempem, ale Mia zaczyna dostrzegać niepokojące powiazania pomiędzy rodziną męża, a zaginięciami dzieci sprzed kilku dekad.

Powieść Johna Marrsa zupełnie do mnie nie trafiła, mimo że początek zapowiadał się obiecująco. Wspominałam już kilkukrotnie, że popularne w ostatnich latach thrillery i kryminały cierpią na nadmiar zwrotów akcji, które są absurdalne, nielogiczne oraz niewynikające z dobrze przemyślanej przez autora intrygi. Dokładnie tak samo jest w tej książce. Liczba przedziwnych zbiegów okoliczności, a także zupełnie nieprawdopodobnych życiorysów postaci została połączona z kiepsko zarysowaną psychologią bohaterów. Nie oczekuję od fikcyjnej historii realizmu i wiem, że każdy gatunek rządzi się swoimi prawami, ale liczę na dobrze poprowadzone wątki oraz zagadkę, która nie ma absurdalnego rozwiązania. Jeśli autor chce złowić czytelnika na tanią sensację, a zaskakiwanie polega na tym, że poszczególne zwroty akcji wyskakują niczym królik z kapelusza iluzjonisty to nie ma szans, że uznam lekturę za dobrą. Marrs napakował do swojej książki tyle różnych tematów, że ostatecznie nie ma to sensu. Mamy niedogadujące się małżeństwa, zdrady, tajemnice z przeszłości, ludzi dekadami mordujących dzieci, którzy nie popełnili najmniejszego błędu dopóki główna bohaterka nie zainteresowała się sprawą, depresję poporodową, ucieczki do innego kraju, porwanie, wątek poważnych chorób i zdecydowanie patologiczne relacje pomiędzy rodzicami a dziećmi. Czy z takiej mieszanki powstał trzymający w napięciu, świetnie przemyślany thriller? Niestety nie.

Każda postać ma jakiś sekret, prawie każdy jest w jakiś sposób nie tyle zaburzony, co wynaturzony. Nawet jeśli bohater sam nie popełnia żadnych zbrodni to kryje kogoś bliskiego, stając się współwinnym dokonanych czynów poprzez milczące przyzwolenie. Teoretycznie Mia wyłamuje się z tego schematu, ale jej decyzje życiowe również pozostawiają wiele do życzenia. Trudno zrozumieć dlaczego kobieta postępuje w taki, a nie inny sposób. Jest to zresztą drugi główny grzech tej powieści. Bohaterowie są płascy i pozbawieni głębi. Nie w każdej książce muszą znaleźć się pozytywnie postaci, którym czytelnik kibicuje, ale bohaterowie powinni być opisani na tyle szczegółowo, żeby odbiorca rozumiał ich motywacje. Tutaj liczy się tania sensacja, bo psychologii postaci jest jak na lekarstwo. Gdyby Marrs lepiej zadbał o ten element być może tak bardzo nie drażniłoby mnie nagromadzenie dziwacznych zwrotów akcji. Moja ocena nie jest całkiem negatywna, bo na początku byłam zaciekawiona w jakim kierunku rozwinie się historia, czułam też napięcie w chwili, gdy ojciec Finna odkrywa zwłoki na strychu, ale z czasem te emocje się rozwiały zastąpione przez irytację oraz… znużenie. Tak, jakimś cudem nudziłam się czytając o tych wszystkich okropieństwach. Podejrzewam, że powodem było całkowite „odłączenie” od bohaterów. Nie dość, że im nie kibicowałam to jeszcze w ogóle ich nie rozumiałam, więc cała historia dość szybko mi zobojętniała.

Wszystko zostaje w rodzinie to kolejny popularny thriller, który nie przypadł mi do gustu, więc nie mogę go polecić. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Johna Marrsa i na razie nie mam ochoty na więcej.

 Ocena: 2.5 / 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz