11 listopada 2025

Nie moja bajka - Katie Holt

 

Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 432
Pierwsze wydanie: 2024
Polska premiera: 2025 

Powieści romantyczne czytam bardzo rzadko, ale kiedy zobaczyłam ten tytuł pomyślałam, że może warto wyjść z czytelniczej strefy komfortu i dla odmiany sięgnąć po coś innego niż kryminał lub thriller. Głównymi bohaterami są Rosie i Aiden, którzy uczęszczają razem na zajęcia z kreatywnego pisania. Oboje pałają do siebie silną niechęcią, przez co ich każde spotkanie obfituje w nieprzyjemne docinki, lekceważące uwagi oraz festiwal min i znaczących spojrzeń. Aiden nie znosi literatury romantycznej, uważając ją za mało ambitną, niewymagającą i raczej niepotrzebną. Natomiast Rosie kocha historie miłosne całym sercem. Jej marzeniem jest zostać słynną pisarką specjalizującą się właśnie w tym gatunku. Kiedy niechęć pomiędzy bohaterami osiąga punkt kulminacyjny, prowadząca zajęcia daje im ostatnią szansę, informując, że albo w końcu się dogadają, albo oboje zostaną wyrzuceni z kursu. Oczywiście nie wystarczą obietnice, że od teraz Rosie i Aiden będą dla siebie milsi. Oboje muszą to udowodnić poprzez wspólne napisanie powieści na zaliczenie przedmiotu. Ona i on zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu, wymieniać się wiadomości, a przez to lepiej poznawać. Czyżby niechęć miała szansę przerodzić się w zgoła odmienne uczucie?

Chyba dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że pytanie z poprzedniego akapitu jest retoryczne. Oczywiście, że w tej historii mamy do czynienia z wątkiem enemies to lovers, więc z góry wiadomo jak się ta opowieść zakończy. Nie uznaję przewidywalności za wadę, bo jest to wpisane w gatunek, ale mam lekki problem z tym, że bohaterowie najpierw są dla siebie skrajnie niemili, wręcz wredni, a potem zakochują się w sobie na zabój. Łatwiej byłoby zaakceptować takie rozwiązanie, gdyby protagoniści byli nastolatkami z burzą hormonów dopiero uczącymi się radzić sobie z uczuciami. Jednak jeśli to dorośli, teoretycznie poważni ludzie to trudniej mi uwierzyć w zachowanie rodem z przysłowia kto się czubi, ten się lubi. Mam wrażenie, że w przypadku takiego wątku autorzy mają tylko dwie drogi na poprowadzenie historii – albo bohaterowie są niedojrzali, albo zachowują się w przemocowy, toksyczny sposób. Na szczęście w przypadku tej książki mamy do czynienia raczej z pierwszą opcją, ale mimo wszystko nie uwierzyłam w przemianę Aidena, który początkowo z pogardą i jawną wyższością traktował Rosie. Ona natomiast niby go nie znosiła, ale przy każdej okazji musiała zauważyć jaki jest przystojny, jaki ma piękny odcień skóry i jak wspaniale wygląda w budrysówce (ten rodzaj płaszcza to w ogóle jakiś fetysz autorki, bo jest nieustannie przywoływany jako przykład seksownego ubrania dla faceta). Da się zatem zauważyć dysproporcję w tej niechęci, przez co od początku nie opuszczało mnie wrażenie, że to ona stara się bardziej, a on po prostu korzysta z uwielbienia.

W trakcie lektury nie mogłam też pozbyć się myśli, że całość byłaby ciekawsza i mniej sztampowa, gdyby Katie Holt zdecydowała się odwrócić schemat. Niech Aiden będzie fanem romansów, z którego ludzie się podśmiewają; niech to on pracuje nad opowiadaniem o miłości i wyśle je na konkurs do prestiżowego czasopisma literackiego. Rosie natomiast chętnie widziałabym w roli bardzo krytycznej autorki literatury pięknej, która uważałaby, że romans pisze się sam i nie trzeba w to zadanie wkładać wysiłku. Dodałabym też ogromny plus, gdyby ona była zamożna i nie musiała przejmować się finansami, a on ledwo wiązałby koniec z końcem i czułby się speszony, kiedy Rosie płaci za wszystkie wspólne wyjścia. To również Aiden powinien paść z wrażenia na widok apartamentu swojej przyszłej dziewczyny. Niestety jest dokładnie odwrotnie. Oczywiście to nie znaczy, że nic mi się w tej historii nie podobało. Doceniam fragmenty, w których bohaterowie przestają być dla siebie wredni, a zamiast tego zaczynają normalnie ze sobą rozmawiać, wychodzić na kawę oraz na spacery do parku. Wszystko to w zimowo-świątecznej scenerii, więc na pewien czas pojawia się taka urocza, słodka atmosfera pierwszych randek, nieśmiałych gestów pokazujących, że ta druga osoba jest ważna. W tle pada śnieg, a autorka serwuje opisy nowojorskich ulic i sklepów przystrojonych świątecznymi dekoracjami, więc przez chwilę można poczuć się jak w hallmarkowym filmie.

Podobał mi się również wątek wspólnej pracy nad powieścią. Ciekawie było czytać o tym jakie bohaterowie mają pomysły na swoją historię, jak chcą pogodzić dwie skrajne perspektywy na romans. Później pojawiają się też fragmenty ich książki, które oczywiście komentują rozwijającą się relację między Rosie i Aidenem. Szkoda, że nie było tych treści więcej. Na koniec muszę ponarzekać jeszcze na bardzo szczegółowe i cringe’owe sceny erotyczne. Chyba przespałam jakąś zmianę, bo okazuje się, że powieść określana jako „literatura obyczajowa, romans” jest po części również erotykiem. Nie mam problemu z samym faktem pojawiania się scen seksu, ale bardzo raziło mnie to jak zostały one napisane. Niech cytaty przemówią za mnie: „Już prawie, skarbie. – Przyspieszyłam, wciągając go jeszcze głębiej, aż dotknął mojego gardła, a wtedy jęknął, tryskając mi do ust. Pochylił się, obejmując dłonią moją szczękę i przycisnął kciuk do mojej wargi. – Pokaż mi – szepnął, a ja posłusznie otworzyłam usta. Jego spojrzenie pociemniało. – Połknij, skarbie. Zrobiłam to i znowu otworzyłam usta, by udowodnić mu, że wykonałam polecenie”. „Grzeczna z ciebie dziewczyna, Rosie, nawet teraz, kiedy masz mnie w sobie – wydyszał. – Zawsze będziesz taka grzeczna?” „Patrz na mnie gdy będziesz dochodzić na moim fiucie, jakbyś była moja. Chcę widzieć, jak na ciebie działam”.

W drugiej połowie powieści takich scen jest sporo. Od pewnego momentu Aiden i Rosie w zasadzie nie wychodzą z łóżka i prawie każda scena „miłosna” jest opisana tak szczegółowo oraz wulgarnie. Raził mnie język jakiego autorka użyła do opisu zbliżeń, ale oprócz tych wszystkich „fiutów”, „kutasów” i „szparek” widzę też problem ze sferą emocjonalną. Po raz kolejny trudno mi uwierzyć w miłość między protagonistami skoro dostaję głównie opisy pożądania. Oni nie mogą się od siebie odkleić i przez pierwszy miesiąc związku niemalże przerabiają kamasutrę, ale nie umieją szczerze porozmawiać ani wyznać sobie tego rzekomo wielkiego uczucia, które ich łączy. Nijak mi to nie pasuje do gatunku. Na dodatek autorka nie mogła się powstrzymać i wrzuciła do ich dialogów wtręty rodem z erotyka, że on taki „wielki”, a ona taka „ciasna”. Na dodatek Rosie nigdy nie osiągnęła orgazmu z poprzednim partnerem, więc Aiden przechwala się, że przy nim będzie szczytować bez problemu. Tak się oczywiście dzieje, bo jakżeby mogło być inaczej skoro chłop jest takim bogiem seksu. Do tego te wszystkie wtręty o „grzecznej dziewczynce” sugerują, że jednak on musi dominować nad nią nie tylko w sferze literackiej (w końcu on pisze „ambitne” książki, a ona tylko romanse), finansowej, ale też erotycznej.

Zapowiadało się nieźle, ale finalnie okazuje się, że ta książka to dosłownie nie moja bajka. Być może tak teraz pisze się romanse albo ja jestem staroświecka, że przeszkadzają mi sceny rodem z porno. Nie zmienia to jednak faktu, że w mojej ocenie fajny pomysł na lekką, uroczą powieść został zamordowany przez schematy oraz epatowanie erotyką. Nie polecam.

 Ocena: 2.5 / 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz