Simon Beckett zasłynął serią powieści o antropologu sądowym Davidzie Hunterze. Parę lat temu poznałam cztery części cyklu i muszę przyznać, że wywarły na mnie ogromne wrażenie. Przez swój czytelniczy zastój przegapiłam premiery kolejnych tomów, ale okazało się, że w domowej bibliotece mam jedną nieprzeczytaną powieść Becketta, więc postanowiłam po nią sięgnąć zanim zacznę nadrabiać zaległości. Rany kamieni to książka nienależąca do słynnego cyklu, co da się odczuć już od pierwszych rozdziałów. Głównym bohaterem jest mężczyzna, o którym czytelnik wie naprawdę niewiele. Sean jest Anglikiem, ale w momencie, gdy go poznajemy znajduje się we Francji. Zachowuje się tak jakby przed kimś uciekał. Porzuca w lesie samochód, niszczy telefon, a potem ze skromnym dobytkiem w plecaku po prostu zaczyna iść. Nie ma planu, nie wie co chce zrobić, nie jest przygotowany na długą wędrówkę. Po kilku godzinach wycieńczony i spragniony dociera do zabudowań. Farma sprawia wrażenie opuszczonej, ale Sean spotyka w domu młodą kobietę. Prosi o szklankę wody, łapczywie pije i odchodzi w swoją stronę. Jednak daleko nie dociera. Dzieje się coś, co zatrzymuje go w tym dziwnym, niepokojącym miejscu. Mężczyzna nie wie czy właśnie stał się więźniem, czy znalazł schronienie. Nie wie też, że farma kryje mnóstwo tajemnic, a ludzie ją zamieszkujący zrobią wszystko, by sekrety nigdy nie wyszły na jaw.