Z reportażem Olgi Gitkiewicz wiązałam duże oczekiwania, ponieważ temat wykluczenia komunikacyjnego uważam za niezwykle istotny, a niestety w debacie publicznej często pomijany. Politykom wydaje się, że większość Polaków albo mieszka w dużych miastach, albo ma swoje samochody, więc transport publiczny nie jest im potrzebny. Jednak rzeczywistość jest dużo bardziej złożona. Na okładce książki zamieszczono informację, że 14 milionów Polaków ma daleko „wszędzie”, czyli do pracy, szkoły, przychodni czy sklepu, a jedna czwarta sołectw jest w ogóle pozbawiona dostępu do pociągów lub autobusów. Uważam te dane za przerażające, ponieważ to oznacza, że mieszkańcy wielu wsi i małych miasteczek są niemal odcięci od świata, jeśli nie dysponują własnym autem. Z miejsca to wyklucza najbiedniejsze rodziny, dzieci oraz osoby starsze, które muszą zadowolić się jednym małym sklepem spożywczym w promieniu 5 kilometrów oraz możliwością podjechania do lekarza tylko jeśli kierowca autobusu szkolnego nagnie przepisy i zgodzi się wziąć nieuprawnionego pasażera.