27 stycznia 2014

W mrok - Andriej Diakow


Wydawnictwo: Insignis Media
Liczba stron: 432

Po pierwszej książce Andrieja Diakowa nie spodziewałam się zbyt wiele, ponieważ uważałam, że jedynie Dmitry Glukhovsky jest w stanie stworzyć dobrą historię osadzoną w postapokaliptycznych realiach, w których ludzie ocalali z katastrofy nuklearnej, żyją w tunelach rosyjskiego metra. Na szczęście okazało się, że nie miałam racji, bo Diakow udowodnił, że potrafi napisać emocjonującą i ciekawą opowieść wpisującą się w uniwersum Metro 2033. Po drugą powieść jego autorstwa sięgnęłam już bez żadnych uprzedzeń, za to z dużymi oczekiwaniami. Jednak tym razem jestem trochę rozczarowana, mimo że ogólnie powieść mi się podobała. Niby wszystko zostało dobrze obmyślane i opisane, fabuła trzyma w napięciu i na brak nudy narzekać nie można, ale mimo wszystko powieść W mrok nie oczarowała mnie tak bardzo jak Do światła.

Historia wielokrotnie pokazała, że człowiek jako gatunek nie potrafi uczyć się na błędach. Nie bierze sobie do serca porażek przodków, nie stara się wyciągnąć wniosków z minionych zdarzeń, tylko wciąż pragnie więcej i więcej. Nawet po upadku cywilizacji, gdy ludzie żyją pod ziemią jak szczury, to i tak spiskują przeciwko tym, którym wiedzie się trochę lepiej. Ktoś pozazdrościł mieszkańcom wyspy Moszczny – jedynego, nadającego się do życia skrawka ziemi i przy użyciu bomby nuklearnej po prostu unicestwił ten ostatni bastion normalności. Uratowało się zaledwie kilkanaście osób, przebywających w momencie wybuchu na pływającej platformie wiertniczej. Oskarżenie o atak padło na egzystujących w petersburskim metrze. Winny musi zostać odnaleziony i ukarany w przeciągu tygodnia. W przeciwnym razie wszyscy zginą, ponieważ ci, którzy musieli z oddali obserwować śmierć swoich bliskich, poprzysięgli zemstę chowającym się w metrze ocalałym. Do przeprowadzenia śledztwa wyznaczono doświadczonego stalkera Tarana. Jednak, gdy mężczyzna zaczyna angażować się w sprawę, ktoś uprowadza jego przybranego syna Gleba. Czas bezlitośnie ucieka, a Taran musi zmierzyć się z powierzonym zadaniem, lękiem o życie dziecka, a także pogarszającym się stanem zdrowia.

Na ostatnich kilku stronach książki zamieszczono słowo od autora, w którym Andriej Diakow wyjaśnia jak zaczęła się jego przygoda z pisaniem, jak wyglądały prace nad obiema książkami itd. Pisarz stwierdził, że W mrok to historia znacznie bardziej dopracowana i dojrzała niż debiut. Zaskoczyło mnie to wyznanie, bo w mojej ocenie kontynuacja wypada gorzej niż pierwsza powieść, chociażby z tego względu, że w trakcie lektury tej historii odczułam przesyt motywami związanymi z ukrytym przed większością, na poły legendarnym miejscem, w którym ludzie wiodą spokojne i dostatnie życie. W debiucie Diakow skorzystał już z podobnego pomysłu i to na nim oparł całą fabułę. Teraz znów pojawił się ten sam wątek i zaczynam się zastanawiać ile jeszcze tajnych obiektów, pływających osad i wojskowych baz bohaterowie odnajdą. Poza tym sposób uprowadzenia Gleba wydał mi się dość naiwny. W pierwszej części chłopak przeszedł już chrzest bojowy i wyglądało na to, że poznał stalkerskie sztuki oraz zasady zapewniające bezpieczeństwo, a teraz dał się podejść porywaczom jak małe dziecko.

W ogólnym ujęciu powieść wypada dobrze i nie dostrzegłam więcej mankamentów niż te opisane we wcześniejszym akapicie. Akcja pierwszej książki Diakowa w większości rozgrywała się na powierzchni opanowanej przez mutanty złaknione ludzkiej krwi, ale w kontynuacji autor postanowił zabrać czytelnika na wyprawę przez mroczne, rządzące się różnymi prawami stacje. Naprzemiennie towarzyszyłam Taranowi w poszukiwaniach syna i Glebowi w jego szalonej i niebezpiecznej wędrówce przez kolejne opuszczone lub nieznane dotąd tunele. Dzięki temu mogłam poznać cały przekrój mieszkańców petersburskiego metra. Jedne stacje słyną z porządku i kwitnącego handlu, inne jawią się jako grobowce, w których nic dobrego nie może człowieka spotkać, a jeszcze inne stanowią azyl dla mikrospołeczności odcinających się od całej reszty rozlokowanej w metrze. W każdym korytarzu na bohaterów czeka inne wyzwanie. Czasami muszą zmierzyć się ogromnymi robakami lub ominąć Czarnego Sanitariusza, który chodzi od stacji do stacji i pali zarażonych dżumą, a czasem spotykają bratnią duszę i poznają kolejną tragiczną historię kogoś, kto ponad dwadzieścia lat temu stracił rodzinę i przyjaciół w katastrofie. Podczas tej wędrówki zarówno Taran jak i Gleb uczą się czegoś nowego. Taran przekonuje się, że życie przybranego syna jest dla niego najważniejsze, dlatego zrobi wszystko, by go uratować. Natomiast Gleb musi bardzo szybko dojrzeć i wyzbyć się dziecinnych mrzonek. Diakowowi należy się uznanie za kreacje tego bohatera, ponieważ chłopak przeszedł znaczną metamorfozę. Z niepewnego siebie, lękliwego dziecka zmienił się w odważnego i mającego zasady nastolatka. Jestem bardzo ciekawa jak dalej rozwinie się ta postać.

W mrok nie odbiega pod względem dynamiki akcji od innych powieści z uniwersum Metra 2033. Czytelnicy spragnieni spektakularnych scen walki z mutantami czy wrogimi obozami z metra na pewno będą usatysfakcjonowani ich ilością. Stalker bardzo często wdaje się w mniej lub bardziej poważne potyczki, a pogarszające się zdrowie i ogólne wyczerpanie organizmu sprawiają, że coraz trudniej mu wygrywać za każdym razem, co podtrzymuje napięcie w tych fragmentach. Wiele razy pisałam już, że science fiction nie należy do moich ulubionych gatunków, ale powieści postapokaliptyczne stanowią wyjątek. Nie ważne czy chodzi o apokalipsę zombie, czy wojnę nuklearną – dobrym postapo nigdy nie pogardzę. Niewątpliwie do wartościowych historii w tym stylu należą książki Andrieja Diakowa. Polecam, zwłaszcza, jeśli jeszcze nie mieliście okazji znaleźć się w mrocznym, powoli niszczejącym rosyjskim metrze. 

 Ocena: 4 / 6

Trylogia Andrieja Diakowa:

2. W mrok
3. Za horyzont

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik.

21 stycznia 2014

Zabawa blogowa :)

Sesja pochłania większość mojego wolnego czasu, więc czytanie niestety zeszło na drugi plan. Jednak blog nie może pokryć się kurzem, dlatego odpowiem na kilka pytań zadanych przez Małą Pisareczkę.




Od jak dawna książki są twoją pasją?

Czytać lubię odkąd pamiętam, co jest zasługą mojej mamy, która miłość do książek przekazała mi w genach :). Jako dziecko ciągle zamęczałam rodziców prośbami o poczytanie czegoś lub opowiedzenie historii. Jednak takie głębsze zainteresowanie literaturą pojawiło się u mnie w wakacje po maturze. Miałam mnóstwo wolnego czasu i pochłaniałam książkę za książką.

Jaka książka sprawiła, że pokochałaś "papierowy świat"?

Niestety nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, bo po prostu nie pamiętam. Zapewne była to jakaś książka z dzieciństwa.

Jaka książka zmieniła twoje poglądy na życie?

Nie spotkałam jednej książki, która zmieniłaby moje poglądy. Na pewno dzięki lekturze wielu publikacji poszerzyłam horyzonty i uwrażliwiłam się na pewne sprawy, ale jednego tytułu nie mogę wymienić.

Po przeczytaniu jakiej książki byłaś pełna pozytywnych myśli i sił do pracy?

I znów trudne pytanie :). Zazwyczaj czytam kryminały, więc po nich trudno o pozytywną energię, ale ostatnio dobre myśli towarzyszyły mi po zapoznaniu się z powieścią Podarunek Cecelii Ahern.

Jaka książka jest twoją ulubioną, a jaka najbardziej znienawidzoną?

Ulubione: Lśnienie i Cmętarz zwieżąt Kinga, Chemia śmierci i Zapisane w kościach Becketta Dziewiętnaście minut Picoult, Statek śmierci i Lód w żyłach Yrsy Sigurđardóttir, książki z uniwersum The Walking Dead, Otchłań zła Chattama, Na ratunek oraz Przemów i przeżyj Sophie Hannah, Przerwane milczenie i Dom sióstr Charlotte Link, a także Dom duchów Allende oraz wiele, wiele innych, ale wszystkich nie dam rady wymienić :).

Znienawidzone to za mocne określenie, ale najmniej lubię: Gestapo Svena Hassela, Teleznowela Rafała Skarżyckiego, Bibliotekarz Jelizarowa i Bomba w windzie Gołębiewskiego.

Masz ulubiony gatunek powieści?

Oczywiście, że tak! Kocham kryminały, thrillery i oczywiście horrory.

Masz ulubionego pisarza?  Jeżeli tak, to jakiego?

Lubię wielu autorów, m.in. Simona Becketta, Michaela Granta, Philippę Gregory, Sophie Hannah, Stephena Kinga, Henninga Mankella, Charlotte Link, Jodi Picoult, Carlosa Ruiza Zafóna, Yrsę Sigurđardóttir, Lisę See.

Jakie tytuły książek pozytywnie cię zaskoczyły, a jakie najbardziej rozczarowały?

Ostatnio pozytywnie zaskoczyła mnie książka Daniela Abrahama Smocza droga. Nie spodziewałam się, że tak mi się spodoba, bo z fantasty byłam raczej na bakier. Natomiast rozczarowała mnie powieść Czerwony Golem napisana przez Petera Higginsa, historia zapowiadała się ciekawie i dynamicznie, ale niestety nie podobała mi się.

Wolisz sagi czy może historie jednotomowe?

Zdecydowanie wolę kilkuczęściowe historie. Lubię ponowne spotkania z ulubionymi bohaterami, dlatego zawsze chętnie sięgam po kolejne cykle.

Częściej czytasz wypożyczone książki czy preferujesz własny zakup?

Czytam tylko własne książki, egzemplarze przysłane do recenzji lub powieści pożyczone od Chłopaka. Nie znoszę bibliotecznych książek, więc nie wypożyczam.

18 stycznia 2014

Chirurg - Tess Gerritsen


Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 384

Bostonem wstrząsa seria wyjątkowo okrutnych zbrodni, których ofiarami padają młode kobiety. Seryjny zabójca nazywany przez media „Chirurgiem” pod osłoną nocy zakrada się do upatrzonego mieszkania, odurza kobietę środkami nasennymi lub narkotykami, przywiązuje ją do łóżka i czeka aż odzyska przytomność. Gdy tak się stanie morderca bez jakiegokolwiek znieczulenia wycina jej macicę, a następnie podrzyna gardło i przygląda się jak ofiara kona w niewyobrażalnych męczarniach. Sprawę bada detektyw Thomas Moore, a pomaga mu gorliwa, pełna zapału do pracy policjantka Jane Rizzoli, która jako jedyna kobieta w zespole, za wszelka cenę pragnie udowodnić, że w niczym nie ustępuje kolegom po fachu. Zbrodnie popełnione w Bostonie są niepokojąco podobne do morderstw sprzed dwóch lat, mających miejsce w Savannah. Jednak wówczas zabójca zginął z rąk niedoszłej ofiary doktor Catherine Cordell. Czy teraz pojawił się jego naśladowca? A może atrakcyjna pani doktor coś przed policją ukrywa?

Takiej książki było mi potrzeba – mocnej, dynamicznej i niemal jednowątkowej. O twórczości Tess Gerritsen bardzo dużo słyszałam, ale wcześniej jakoś żadna z jej powieści nie wpadła mi w ręce. W końcu kupiłam Chirurga, żeby przekonać się czy rzeczywiście pisarka jest tak dobra, jak mówią. Po przeczytaniu jednej książki nie jestem w stanie jednoznacznie zgodzić się z tą opinią lub ją zanegować, ale początek mojej znajomości z pisarstwem Gerritsen uważam za bardzo udany. Już od pierwszych stron zwróciłam uwagę na niezwykle sugestywne opisy, dzięki którym „widziałam” każdą scenę i każde pomieszczenie. Na dodatek Gerritsen potrafi wykreować atmosferę zagrożenia, więc napięcie towarzyszyło mi prawie przez cały czas. Razem z jedną z bohaterek obawiałam się ataku mordercy. Czułam jej strach, gdy w upalną noc szczelnie zamykała wszystkie okna i dokładnie ryglowała zamki w drzwiach. Wiedziałam, że jest przerażona, kiedy pokonywała odległość dzielącą garaż od mieszkania lub musiała wyjść z domu po zmroku. Również opisy miejsc zbrodni uważam za duży plus powieści. Amerykańska pisarka dosadnie, ale zwięźle przytacza, jaki widok ukazał się oczom policjantów zajmujących się tym śledztwem. Gerritsen nie szczędzi czytelnikom straszliwych detali, więc dokładnie mogłam wyobrazić sobie, co ten psychopata robił z kobietami, które wybrał na swoje ofiary.

Autorka w kilku fragmentach oddaje również głos mordercy. To popularny zabieg w historiach o seryjnych zabójcach, ale nie zawsze jest on potrzebny, bo czasami rujnuje napięcie lub zbyt wcześnie podpowiada czytelnikowi, kto jest czarnym charakterem. Na szczęście w przypadku Chirurga wstawki, w których narracje przejmuje bostoński szaleniec, sprawdziły się doskonale. Dzięki nim morderca stał się zagrożeniem niemal z krwi i kości, a nie jakimś odległym, bliżej nieokreślonym niebezpieczeństwem, znajdującym się gdzieś w wielkim mieście. Najpierw miałam okazję poznać strach ściskający gardło kobiety, która obawia się, że „Chirurg” zaatakuje właśnie ją, a potem Gerritsen zdradziła sposób myślenia mordercy i jego zwyrodniałe obsesje. Ta emocjonalna huśtawka dostarcza wiele wrażeń i nie pozwala oderwać się od lektury. Jeśli chodzi o tożsamość zabójcy to od początku miałam swojego podejrzanego, jednak myliłam się, bo zwyrodnialcem okazał się ktoś inny. Nie przeczę, że ucieszyło mnie to, ponieważ lubię nieprzewidywalne i skomplikowane intrygi. Pod tym względem Chirurg plasuje się gdzieś po środku – rozwiązanie zagadki nie jest bardzo odkrywcze, ale do banału również mu daleko.

Powieść Tess Gerritsen jest bardzo zajmująca i jako kryminalna rozrywka sprawdza się świetnie. Postaci wykreowane przez pisarkę nie mają zbyt rozbudowanej psychologii, ale w tej książce to zupełnie nie przeszkadza. Najwięcej miejsce autorka poświęca Catherine Cordell i jej traumatycznym doświadczeniom z przeszłości. Przez pewien czas nie wiadomo czy kobieta jest tylko ofiarą, czy może jednak jej działania mają jakieś drugie dno. Szkoda, że pisarka nie pokusiła się o większą dwuznaczność w przypadku tej bohaterki, bo dość szybko rozgryzłam, jaką rolę w książce pełni atrakcyjna i inteligentna lekarka. Jednak najbardziej wyrazistą postacią w książce jest Jane Rizzoli. Myślałam, że polubię tę twardą policjantkę, która musi pracować dwa razy ciężej niż mężczyźni, by zostać docenioną, ponieważ w jej zespole dominują chamscy i szowinistyczni detektywi, czekający tylko na moment potknięcia młodszej koleżanki. Niestety tak się nie stało, bo trudno obdarzać sympatią kogoś, kto jest tak wyraźnie zawistny i zazdrosny jak Rizzoli. Jane niby denerwuje się, gdy mężczyźni traktują kobiety przedmiotowo, ale jednocześnie nienawidzi wszystkich atrakcyjnych dziewczyn, bo przyciągają męską uwagę. Przez to nie potrafi pracować bez prywatnych uprzedzeń, które pozbawiają ją obiektywnego spojrzenia na śledztwo. Na dodatek Rizzoli popełnia kardynalny błąd podczas przeszukania mieszkania podejrzanego, co kłóci się z wizerunkiem rzekomo świetnej policjantki. Thomas Moore jako jeden z nielicznych detektywów nie traktuje Rizzoli protekcjonalnie, ale i tak nie chroni go to przed jej gniewem. Moore ma zadatki na ciekawą postać, niestety obawiam się, że w kolejnych częściach z serii już tego bohatera nie spotkam, ponieważ cykl nosi tytuł Jane Rizzoli / Maura Isles, więc domyślam się, że pisarka wprowadziła nową postać.

Chirurg jest thrillerem medycznym, więc akcja osadzona została w środowisku lekarzy, a w fabułę wpleciono motyw chorób i wypadków zagrażających ludzkiemu życiu. Jednak to zagadka kryminalna dominuje i nawet, jeśli w paru miejscach pojawia się wzmianka o pracy doktor Cordell i przypadkach, z którymi ma do czynienia w szpitalu, to i tak okazuje się, że w jakiś sposób te wydarzenia są związane z głównym wątkiem. Gerritsen znana jest także z pisania powieści z pogranicza romansu i thrillera, więc nie zdziwiłam się, że i w tę historię wplotła uczuciowe perypetie bohaterów.  Na szczęście nie ma tego romansu dużo. Ot, kilka krótkich scen, więc nie musiałam długo znosić sztampowo poprowadzonego wybuchu namiętności między bohaterami. Pierwszy tom serii uważam za całkiem udany, dobrze się bawiłam przy czytaniu, przez większość czasu z niecierpliwością przewracałam kartki, żeby dowiedzieć się, co będzie dalej i na pewno sięgnę po kolejne książki Gerritsen. Jednak nie wystawiam wyższej oceny, bo w gruncie rzeczy wszystko, co zaprezentowała pisarka już skądś znam. Pewnie, gdybym sięgnęła po Chirurga parę lat temu, byłabym zachwycona intrygą i tempem akcji, ale po przeczytaniu tylu kryminałów, jestem tylko (albo aż) zadowolona. To wystarczy do dalszego poznawania twórczości amerykańskiej pisarki, ale zachwytów nie ma. 

Ocena: 4,5 / 6

Cykl Jane Rizzoli / Maura Isles

2. Skalpel
3. Grzesznik
4. Sobowtór
5. Autopsja
6. Klub Mefista
7. Mumia
8. Dolina umarłych
9. Milcząca dziewczyna
10. Ostatni, który umrze

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Trójka e-pikCzytamy kryminałyKryminalne wyzwanieZ półki

12 stycznia 2014

Porachunki - Tonino Benacquista


Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 336

Powieść Porachunki (wydanie z 2005 roku nosi tytuł Malavita) ma wszystko, co powinna zawierać udana, lekko komediowa historia o gangsterach. Jest ciekawie zapowiadająca się fabuła, jest interesujący główny bohater, są tajemnice z przeszłości i oczywiście przedstawiciele mafijnej rodziny. A jednak dzieło Tonina Benacquisty nie zachwyciło mnie. Czytając tę książkę nie odczuwałam większych emocji, nie przeżywałam losów bohaterów, w każdej chwili mogłam odłożyć powieść na bok, a wracając do lektury wcale nie czułam dreszczyku ciekawości i nie zastanawiałam się, co też wydarzy się dalej. Ale z drugiej strony książkę czytałam z przyjemnością, traktując ją jako niewymagającą, rozrywkową historyjkę utrzymaną w konwencji gangsterskiej komedii. Trudno mi jednoznacznie ocenić Porachunki. Jest to książka z rodzaju tych, które powinny mi się bardzo podobać, a jednak coś poszło nie tak i oczekiwanego zachwytu nie było.

Jak już wspomniałam fabuła rysuje się obiecująco. Mafijny Boss Giovanni Manzoni sześć lat temu uzyskał status świadka koronnego, gdy zgodził się współpracować z policją i zeznawać przeciwko ludziom, którzy rzekomo byli dla niego jak rodzina. Po procesie Manzoni otrzymał nakaz opuszczenia Stanów Zjednoczonych i wraz z żoną, i dziećmi został ulokowany w Europie. Bohaterowie przeprowadzali się niezliczoną ilość razy w ciągu tych sześciu lat. Ostatecznie wylądowali w małym miasteczku w Normandii, gdzie według FBI macki gangsterskiej ośmiornicy nie powinny ich nigdy dosięgnąć. Jako rodzina Blake’ów szybko zaadaptowali się w nowym miejscu. Lavinia vel Maggie odnalazła swoje powołanie w działalności charytatywnej, dzieci szybko wyrobiły sobie wysoką pozycję w szkole, a Giovanni przedstawiający się jako Fred, rozpowiedział wszystkim, że jest pisarzem, który we Francji gromadzi materiały do najnowszej książki. Jednak z przeszłością nie jest łatwo zerwać zwłaszcza, jeśli stare, gangsterskie nawyki wciąż dają o sobie znać. Rodzina Manzoni musi przygotować się na nadchodzące kłopoty.

Początek książki bardzo mi się podobał, ponieważ płynnie wprowadza czytelnika w intrygę i świat nowojorskiej mafii, którą bohater porzucił na rzecz spokojnego, lecz nudnego życia na obczyźnie. Od razu poznałam charakterystyki wszystkich bohaterów, nie wyłączając agentów federalnych, mających oko na rodzinę Giovanniego przez 24 godziny na dobę. Dowiedziałam się, kogo denerwują częste przeprowadzki, a kto bez problemu radzi sobie w nowych warunkach. Poznałam rodzinne zwyczaje i tematy, których poruszanie prawie zawsze kończy się kłótnią. A mimo tego miałam wrażenie, że bohaterowie zostali opisani po macoszemu. Autor nie wgłębił się w ich psychikę, nie wytłumaczył, dlaczego podejmowali takie, a nie inne działania. Możliwe, że wynika to z konwencji, w jakiej Porachunki są utrzymane i nie powinnam się czepiać, bo lekka, rozrywkowa historia nie wymaga rozbudowanych portretów psychologicznych. Jednak nie miałabym nic przeciwko wyjaśnieniu, dlaczego Giovanni zaczął współpracować z policją skoro życie mafiosa uważa za swoje powołanie? Czy chodziło o strach przed więzieniem, czy jakieś inne powody doszły do głosu? Podobny niedostatek informacji czułam także w paru innych fragmentach, ale nie mogę zdradzić zbyt wielu szczegółów, więc nie będę się dalej rozpisywać na ten temat.

Porachunki czyta się naprawdę dobrze, strony umykają jedna za drugą, opowieść płynnie się toczy, ale znów muszę ponarzekać, bo tak właściwie prawie aż do samego końca niewiele się w książce dzieje. Nie nudziłam się w trakcie lektury, ale też jakoś specjalnie nie zajmowały mnie przygody bohaterów. Oczekiwałam, że życie gangstera w ukryciu, który tylko teoretycznie ma zamiar skończyć z dawnymi nawykami i zacząć zachowywać się jak przystało na porządnego obywatela, będzie obfitowało w więcej zaskakujących zdarzeń. Nie chciałabym jednak, żebyście odnieśli wrażenie, że książka Benacquisty ma same wady, bo tak oczywiście nie jest. Za najciekawsze momenty uważam rozmyślania głównego bohatera na temat starych, dobrych czasów w mafijnej rodzince. Cynizm Giovanniego w połączeniu z trafnymi obserwacjami i humorystycznymi wstawkami za każdym razem działał na mnie rozbrajająco. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby narracja z jego punktu widzenia pojawiała się znacznie częściej. A skoro już o gangsterach mowa to warto przyjrzeć się ich charakterystyce nieco bliżej. Jeśli lubicie historie o niby groźnych, ale w gruncie rzeczy nieporadnych członkach cosa nostry, to bardzo możliwe, że książka Tonina Benacquisty dostarczy wam kilku godzin rozrywki. W tej powieści mafiosi odpowiadają potocznemu, komediowemu wizerunkowi. Wyróżniają się ze względu na sposób bycia, przestępcze „uzdolnienia” oraz zamiłowanie do wszelkiego rodzaju broni palnej. A przy tym dają się podejść nieprzyjacielowi jak małe dzieci, co jest wyraźnie widoczne w scenie finałowej.

Spodziewałam się fantastycznej książki, a dostałam fajną, ale raczej przeciętną opowieść. Jest w niej parę bardzo dobrych momentów, jednak przeważają te średnie, więc nie mogę ocenić Porachunków wyżej. Niemniej amatorów podobnych historii namawiam do sięgnięcia po książkę Benacquisty, a nuż wam spodoba się bardziej niż mnie. Nie wiem czy przeczytam kontynuację, żeby poznać dalsze losy rodziny Manzoni, ale mam ochotę obejrzeć film w reżyserii Luca Bessona. Co prawda godne zaufania źródła doniosły o fatalnej jakości ekranizacji, jednak obawiam się, że moja słabość do aktorskich popisów Michelle Pfeiffer weźmie górę nad rozsądkiem. Przynajmniej na własnej skórze dowiem się, za co film zbiera takie cięgi.

Ocena: 3,5 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza. 

Tu kupisz Porachunki:

http://muza.com.pl/sensacja/1524-porachunki-9788377585177.html?dosiakksiazkowo