Wydawnictwo: Insignis Media
Liczba stron: 432
Po pierwszej książce
Andrieja Diakowa nie spodziewałam się zbyt wiele, ponieważ uważałam, że jedynie
Dmitry Glukhovsky jest w stanie stworzyć dobrą historię osadzoną w
postapokaliptycznych realiach, w których ludzie ocalali z katastrofy
nuklearnej, żyją w tunelach rosyjskiego metra. Na szczęście okazało się, że nie
miałam racji, bo Diakow udowodnił, że potrafi napisać emocjonującą i ciekawą
opowieść wpisującą się w uniwersum Metro
2033. Po drugą powieść jego autorstwa sięgnęłam już bez żadnych uprzedzeń,
za to z dużymi oczekiwaniami. Jednak tym razem jestem trochę rozczarowana, mimo
że ogólnie powieść mi się podobała. Niby wszystko zostało dobrze obmyślane i
opisane, fabuła trzyma w napięciu i na brak nudy narzekać nie można, ale mimo
wszystko powieść W mrok nie
oczarowała mnie tak bardzo jak Do światła.
Historia wielokrotnie
pokazała, że człowiek jako gatunek nie potrafi uczyć się na błędach. Nie bierze
sobie do serca porażek przodków, nie stara się wyciągnąć wniosków z minionych
zdarzeń, tylko wciąż pragnie więcej i więcej. Nawet po upadku cywilizacji, gdy
ludzie żyją pod ziemią jak szczury, to i tak spiskują przeciwko tym, którym
wiedzie się trochę lepiej. Ktoś pozazdrościł mieszkańcom wyspy Moszczny – jedynego,
nadającego się do życia skrawka ziemi i przy użyciu bomby nuklearnej po prostu
unicestwił ten ostatni bastion normalności. Uratowało się zaledwie kilkanaście
osób, przebywających w momencie wybuchu na pływającej platformie wiertniczej.
Oskarżenie o atak padło na egzystujących w petersburskim metrze. Winny musi
zostać odnaleziony i ukarany w przeciągu tygodnia. W przeciwnym razie wszyscy
zginą, ponieważ ci, którzy musieli z oddali obserwować śmierć swoich bliskich,
poprzysięgli zemstę chowającym się w metrze ocalałym. Do przeprowadzenia
śledztwa wyznaczono doświadczonego stalkera Tarana. Jednak, gdy mężczyzna
zaczyna angażować się w sprawę, ktoś uprowadza jego przybranego syna Gleba.
Czas bezlitośnie ucieka, a Taran musi zmierzyć się z powierzonym zadaniem,
lękiem o życie dziecka, a także pogarszającym się stanem zdrowia.
Na ostatnich kilku
stronach książki zamieszczono słowo od autora, w którym Andriej Diakow wyjaśnia
jak zaczęła się jego przygoda z pisaniem, jak wyglądały prace nad obiema
książkami itd. Pisarz stwierdził, że W
mrok to historia znacznie bardziej dopracowana i dojrzała niż debiut.
Zaskoczyło mnie to wyznanie, bo w mojej ocenie kontynuacja wypada gorzej niż
pierwsza powieść, chociażby z tego względu, że w trakcie lektury tej historii
odczułam przesyt motywami związanymi z ukrytym przed większością, na poły legendarnym
miejscem, w którym ludzie wiodą spokojne i dostatnie życie. W debiucie Diakow
skorzystał już z podobnego pomysłu i to na nim oparł całą fabułę. Teraz znów
pojawił się ten sam wątek i zaczynam się zastanawiać ile jeszcze tajnych
obiektów, pływających osad i wojskowych baz bohaterowie odnajdą. Poza tym
sposób uprowadzenia Gleba wydał mi się dość naiwny. W pierwszej części chłopak
przeszedł już chrzest bojowy i wyglądało na to, że poznał stalkerskie sztuki
oraz zasady zapewniające bezpieczeństwo, a teraz dał się podejść porywaczom jak
małe dziecko.
W ogólnym ujęciu
powieść wypada dobrze i nie dostrzegłam więcej mankamentów niż te opisane we
wcześniejszym akapicie. Akcja pierwszej książki Diakowa w większości rozgrywała
się na powierzchni opanowanej przez mutanty złaknione ludzkiej krwi, ale w
kontynuacji autor postanowił zabrać czytelnika na wyprawę przez mroczne,
rządzące się różnymi prawami stacje. Naprzemiennie towarzyszyłam Taranowi w
poszukiwaniach syna i Glebowi w jego szalonej i niebezpiecznej wędrówce przez
kolejne opuszczone lub nieznane dotąd tunele. Dzięki temu mogłam poznać cały
przekrój mieszkańców petersburskiego metra. Jedne stacje słyną z porządku i
kwitnącego handlu, inne jawią się jako grobowce, w których nic dobrego nie może
człowieka spotkać, a jeszcze inne stanowią azyl dla mikrospołeczności
odcinających się od całej reszty rozlokowanej w metrze. W każdym korytarzu na
bohaterów czeka inne wyzwanie. Czasami muszą zmierzyć się ogromnymi robakami
lub ominąć Czarnego Sanitariusza, który chodzi od stacji do stacji i pali
zarażonych dżumą, a czasem spotykają bratnią duszę i poznają kolejną tragiczną
historię kogoś, kto ponad dwadzieścia lat temu stracił rodzinę i przyjaciół w
katastrofie. Podczas tej wędrówki zarówno Taran jak i Gleb uczą się czegoś
nowego. Taran przekonuje się, że życie przybranego syna jest dla niego
najważniejsze, dlatego zrobi wszystko, by go uratować. Natomiast Gleb musi
bardzo szybko dojrzeć i wyzbyć się dziecinnych mrzonek. Diakowowi należy się
uznanie za kreacje tego bohatera, ponieważ chłopak przeszedł znaczną
metamorfozę. Z niepewnego siebie, lękliwego dziecka zmienił się w odważnego i
mającego zasady nastolatka. Jestem bardzo ciekawa jak dalej rozwinie się ta
postać.
W
mrok
nie odbiega pod względem dynamiki akcji od innych powieści z uniwersum Metra 2033. Czytelnicy spragnieni
spektakularnych scen walki z mutantami czy wrogimi obozami z metra na pewno
będą usatysfakcjonowani ich ilością. Stalker bardzo często wdaje się w mniej
lub bardziej poważne potyczki, a pogarszające się zdrowie i ogólne wyczerpanie
organizmu sprawiają, że coraz trudniej mu wygrywać za każdym razem, co
podtrzymuje napięcie w tych fragmentach. Wiele razy pisałam już, że science
fiction nie należy do moich ulubionych gatunków, ale powieści
postapokaliptyczne stanowią wyjątek. Nie ważne czy chodzi o apokalipsę zombie,
czy wojnę nuklearną – dobrym postapo nigdy nie pogardzę. Niewątpliwie do
wartościowych historii w tym stylu należą książki Andrieja Diakowa. Polecam,
zwłaszcza, jeśli jeszcze nie mieliście okazji znaleźć się w mrocznym, powoli
niszczejącym rosyjskim metrze.
Ocena: 4 / 6
Trylogia Andrieja Diakowa:
1. Do światła
2. W mrok
3. Za horyzont
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik.