26 maja 2015

Modlitwa o lepsze dni - Jennifer Clement


Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 320
Rok pierwszego wydania: 2014
Rok polskiej premiery: 2014

Kilka lat temu w blogosferze głośno było o Jennifer Clement za sprawą jej powieści Trucizną mnie uwodzisz, opowiadającej historię zakazanej miłości rozgrywającej się w egzotycznej, fascynującej, ale też niebezpiecznej stolicy Meksyku. Z dużymi oczekiwaniami sięgnęłam po wspomnianą książkę i choć spodobał mi się styl pisania Clement, to sama historia nie wywołała spodziewanego wrażenia, a niedostępność innych jej dzieł na naszym rynku, spowodowała, że wkrótce zapomniałam o autorce. Niedawno jednak jej nazwisko po raz kolejny zaczęło pojawiać się w blogowych wpisach, a ja poczułam chęć ponownego spotkania z twórczością Clement. Tym razem pisarka stworzyła opowieść inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami, stanowiącymi codzienność wielu meksykańskich, ubogich kobiet żyjących w stanie Guerrero. Miejsce to (jak prawdopodobnie cały Meksyk) znajduje się pod całkowitą kontrolą karteli narkotykowych. Mafijni bossowie są niebywale zuchwali i okrutni, gdyż doskonale wiedzą, że mogą zrobić cokolwiek z ludźmi mieszkającymi na ich terenie i nie spotka ich za to żadna kara. Codziennością Meksykanek z Guerrero jest więc strach przed porwaniami, gwałtami i rabunkami oraz walka o zdobycie pieniędzy pozwalających wieść skromne życie.

Bohaterką powieści autorka uczyniła młodą dziewczynę o imieniu Ladydi, która wraz z matką mieszka w niewielkiej wiosce oddalonej od Acapulco o godzinę jazdy samochodem. Jej ojciec opuścił rodzinę dawno temu i podobnie jak wszyscy inni mężczyźni z wioski, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i wkrótce zapomniał o swoich bliskich. Ladydi musi nosić chłopięce ubrania, brudzić twarz i oszpecać ciało, a w razie zagrożenia wskakiwać do dziury wykopanej w ziemi, by ustrzec się przed porwaniami, mającymi miejsce tak często, że nikt już się nie dziwi, gdy pewnego ranka okazuje się, że zniknęła kolejna młoda, ładna dziewczyna. Takie jest właśnie życie w Guerrero. Palące słońce, jadowite skorpiony i pająki, wszędobylskie insekty oraz częste odgłosy nadjeżdżających luksusowych samochodów z przyciemnianymi szybami, wiozących potężnych narkotykowych bossów, wyznaczają rytm dnia. W postaci Ladydi pisarka zamknęła głosy setek kobiet, z którymi przez dziesięć lat przeprowadzała rozmowy, obnażając tragiczne oblicze ich codzienności oraz brak perspektyw na lepsze życie.

Modlitwa o lepsze dni składa się z trzech części, z których każda zawiera jakieś przełomowe dla bohaterki wydarzenie. Pierwsza część w wielu miejscach przypominała mi reportaż. Wpływ na to odczucie z pewnością miała pierwszoosobowa narracja, ale czytając kilkadziesiąt pierwszych stron miałam wrażenie, że Ladydi siedzi obok mnie i spokojnym, niezdradzającym emocji głosem opowiada o wszystkich zdarzeniach, które dla mnie są makabryczne i szokujące, ale dla wielu Meksykanek stanowią kolejny element ich niełatwej egzystencji. Historia wyłaniająca się z tej relacji jest po prostu wstrząsająca, nawet jeśli nie wszystko w rzeczywistości odbywa się tak, jak zostało to przedstawione. Nie mam wątpliwości, że w niektórych rejonach Meksyku dziewczynki muszą udawać chłopców, a kobiety walczyć o przetrwanie, wiedząc, że są zdane jedynie na siebie. W tym świecie policja nie przyjdzie z pomocą zwykłym ludziom, a lekarze czy nauczyciele nie odważą się przybyć na tereny znajdujące się pod wpływem karteli. Jestem zaskoczona, ale te skojarzenia z reportażem uznaję za plus powieści. Jennifer Clement rozbudziła we mnie chęć sięgnięcia po publikacje z zakresu literatury faktu, zwłaszcza te traktujące o meksykańskich realiach. Jeśli znacie jakiś dobry tytuł, nie wahajcie się polecić mi go w komentarzach.

Kolejne dwie części książki znacznie bardziej przypominają fikcyjną historię, ponieważ gdzieś zatraca się to poczucie, że narratorka znajduje się na wyciągnięcie ręki czytelnika. Mimo tego dalej z zaciekawieniem czytałam o Ladydi, poznając jej skomplikowaną relację z matką czy najbliższymi koleżankami, a także dowiadując się jak smakuje gorycz spowodowana porzuceniem przez ukochanego. Myślę, że warto w tym miejscu wspomnieć, że choć losy bohaterów są nierozerwalnie związane z meksykańską rzeczywistością, to autorka koncentruje się również na uniwersalnych tematach takich jak miłość, zdrada, poczucie bliskości, samotność czy nieuchronność pewnych wydarzeń. Przez całą fabułę przewija się też wątek mafijnych porachunków, ale to nie jest powieść o gangsterach. Clement nie próbuje wniknąć w świat zbrodniarzy czy opisać hierarchię rządzącą kartelami, bo w kręgu jej zainteresowań znajdują się zwykli ludzie zmuszeni żyć w ciągłym zagrożeniu ze strony przestępców, którzy w każdej chwili mogą wejść do czyjegoś domu i bezkarnie dokonać krwawej masakry.

Powieść Jennifer Clement wyróżnia się pozytywnie także pod względem stylu. Pisarka potrafi czarować poetyckimi zdaniami, niemającymi jednak najmniejszego rysu zadęcia czy przeintelektualizowania. Autorka nie stosuje kwiecistych metafor ani wydumanych porównań, co mnie akurat bardzo odpowiada. Niemal każde napisane przez nią zdanie zawiera tę nutę poetyckości, a jednocześnie jest niezwykle trafne i pokazuje odmienne spojrzenie na codzienne, zwykłe sprawy. Clement pisze tak, że nagle okazuje się, iż każdy detal i każda obserwacja mają znaczenie, bo w jej powieści nie ma zbędnych słów. Autorka jest oszczędna, ale dosadna w wymowie, przez co pomimo braku pędzącej akcji, ani przez chwilę nie nudziłam się w trakcie lektury, z uwagą śledząc relację młodziutkiej Ladydi. Cieszę się, że zdecydowałam się przeczytać tę książkę i polecam ją wszystkim chcącym dowiedzieć się jak wygląda życie ubogich meksykańskich kobiet; przekonać się, że bez względu na miejsce zamieszkania wszyscy pragniemy bezpieczeństwa i miłości, a także poznać wyjątkowy talent pisarski Jennifer Clement. 

Ocena : 5 / 6

Inne powieści Jennifer Clement:

Prawdziwa historia oparta na kłamstwach 

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza.


http://muza.com.pl/literatura-faktu-i-reportaz/1810-modlitwa-o-lepsze-dni-9788377587799.html?dosiakksiazkowo

17 maja 2015

On - Łukasz Henel


Wydawnictwo: Videograf
Liczba stron: 288
Rok pierwszego wydania: 2013

Łukasz Henel nie należy do grona najbardziej rozpoznawalnych polskich pisarzy horrorów, ale co jakiś czas jego nazwisko pojawia się w blogowych wpisach poświęconych rodzimej literaturze grozy, dzięki czemu i mnie w oko wpadły tytuły powieści jego autorstwa. Przygodę z twórczością Henela postanowiłam zacząć od książki On, opowiadającej historię poznańskiego biznesmena, który pewnej deszczowej nocy przez przypadek natrafia na stary, opuszczony pałac położony w samym sercu leśnej głuszy. Tomasz z zawodu jest optykiem, ale widok majestatycznej budowli niemal natychmiast budzi w nim chęć zmiany dotychczasowego życia i zajęcia się zupełnie nowym rodzajem działalności. W rekordowo szybkim czasie mężczyzna staje się właścicielem pałacu, który po gruntownym remoncie zostaje przekształcony w stylowy hotel, mający zapewnić odpoczynek gościom spragnionym ciszy i spokoju. Niestety zanim jeszcze przedsięwzięcie ruszy na dobre, Tomasz przekonuje się, że zarówno z samym budynkiem jak i otaczającym go lasem coś jest nie w porządku. Każdej nocy dzieją się przerażające, niewytłumaczalne wydarzenia, wskazujące na obecność nadnaturalnej istoty o wyraźnie złych zamiarach. Oliwy do ognia dodaje także dziwne zachowanie mieszkańców pobliskiej wioski. Bohater zostaje postawiony przed ogromnie trudnym zadaniem – musi skonfrontować się z nieczystymi siłami, jeśli chce zachować nie tylko pałac, ale także zdrowie i życie. 

W powieści pojawia się tak wiele różnych motywów i elementów mających wzbudzić w czytelniku poczucie grozy, że nie sposób nad wszystkimi zapanować. Wyraźnie widać, że autor ma głowę pełną pomysłów, co oczywiście należy zapisać mu na plus, ale szkoda, że wszystkie koncepty postanowił zrealizować za jednym zamachem i upchnąć je w jednej historii. Moim zdaniem już sam nawiedzony pałac wystarczyłby do tego, żeby zbudować atmosferę niepokoju i zagrożenia, ale Łukasz Henel wyszedł z innego założenia, dokładając jeszcze do opowieści przeklęty medalion, kobietę będącą ni to wiedźmą, ni wampirzycą, mrożące krew w żyłach miejscowe legendy, a także wątki okultystyczne związane z wywoływaniem duchów, opętaniem i złem przybierającym namacalną postać. Moim zdaniem pisarz zdecydowanie przedobrzył, ponieważ taki natłok elementów powoduje chaos i uniemożliwia logiczne prowadzenie akcji. Każdy z tych pomysłów osobno mógłby sprawdzić się jako dobry, trzymający w napięciu horror, ale połączenie ich w jedną całość sprawiło, że powieść stała się takim przeglądem najpopularniejszych chwytów wykorzystywanych w tekstach grozy, co raczej nie wyszło jej na dobre. 

Zastrzeżenia mam również do kreacji głównego bohatera, ponieważ jego zachowanie dość mocno odbiega od realizmu. Wyobrażacie sobie, że ktokolwiek z uporem maniaka powraca do miejsca, w którym kilkukrotnie o mały włos nie stracił życia? Rozumiem, że Tomasz włożył w remont pałacu wszystkie oszczędności i nie chce poddać się bez walki, ale jednak bardziej logicznym rozwiązaniem byłoby szukanie pomocy u kogoś zajmującego się na przykład egzorcyzmami, niż nieustannie pchanie się w ręce nieczystej siły, która uśmierciła już kilka osób. Reakcja protagonisty na zgony mające miejsce na terenie jego posesji to drugi przykład kompletnie niewiarygodnego zachowania. Mężczyzna wydaje się w zasadzie nieporuszony faktem, że tuż przed jego hotelem oraz wewnątrz budynku kilka osób zmarło w niewyjaśnionych okolicznościach. Zdziwiła mnie również jego skłonność do szukania pozornie racjonalnych wyjaśnień wszystkich dziwnych zdarzeń, mimo że na własne oczy widział to tajemnicze coś, potrafiące roztaczać obezwładniający chłód i mrok, kontrolować pogodę, a nawet zabijać niewinnych ludzi. W horrorach bohaterowie prawie zawsze na początku bagatelizują niepokojące sygnały, nie przyjmując do wiadomości, że mają do czynienia z duchem lub demonem, jednak taki stan nie może trwać zbyt długo, bo postaci robią się śmieszne, a ich perypetie przestają angażować. Niestety w książce Henela faza wyparcia została niepotrzebnie wydłużona, przez co Tomasz jawi się jako naiwny i niezbyt bystry bohater.

Zdecydowanie lepiej wypada postać miejscowego wikariusza, który od pewnego momentu angażuje się w pomoc głównemu bohaterowi. Ksiądz Jacek sprawia wrażenie inteligentnego, dobrego i uczynnego człowieka, który ratuje bliźniego z opresji, ale czy na pewno jego intencje są czyste? Mimo że wikary pojawia się stosunkowo późno, to jego postać wiele wnosi do powieści. Autorowi udało się zasiać w czytelniku niepokój związany z motywacjami księdza i jego podejrzanym zachowaniem, co sprawiło, że historia natychmiast stała się ciekawsza i mniej przewidywalna. Muszę też zwrócić uwagę, że choć Henel nie dysponuje mistrzowskim warsztatem literackim, to jednak jest w stanie zbudować atmosferę zagrożenia. Przyznam, że czułam się nieswojo, czytając o uwięzionym we własnym pałacu bohaterze, o zalegającej wokół nieprzeniknionej ciemności czy też o szaleńczych biegach przez ogromny, nawiedzony las. W pomysłach Henela jest spory potencjał i mam nadzieję, że w kolejnych książkach został odpowiednio wykorzystany. 

Na koniec recenzji słowo o stylu i języku. Łukasz Henel nie ustrzegł się drobnych potknięć stylistycznych oraz redundancji, kiedy w kilku miejscach powtarza te same informacje. Niepotrzebnie też podaje nieistotne dla rozwoju akcji szczegóły związane z czynnościami wykonywanymi przez bohatera. Nie ukrywam, że mam alergię na wszelkie wyliczenia informujące czytelnika, że np. mężczyzna zszedł do kuchni, otworzył okno, zrobił trzy kanapki z serem, wrócił do salonu oglądać telewizję, a potem zasnął. Oczywiście teraz trochę przesadzam i aż tak nachalnego raportu z działań bohatera nie znajdziecie w książce On, ale czasami Henel pisze w podobny sposób, który moim zdaniem daleki jest od naturalności. W ogólnym rozrachunku powieść wypada dość przeciętnie zarówno w warstwie fabularnej, jak i językowej, ale mimo tego nie uważam, żeby czas poświęcony na tę lekturę był czasem zmarnowanym. Książkę polecam głównie miłośnikom gatunku chcącym poznać pióro kolejnego polskiego pisarza grozy oraz czerpać przyjemność z rozpoznawania typowych dla horroru motywów, od których aż roi się w tej historii. 

Ocena: 3 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Modern Terror

http://sniacy-za-dnia.blogspot.com/2014/12/modern-terror-wyzwanie-2015-nr-iii.html

9 maja 2015

Niechciani - Yrsa Sigurđardóttir


Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 336
Rok pierwszego wydania: 2012
Rok polskiej premiery: 2014

Do tej pory Yrsę Sigurđardóttir stawiałam na równi z innymi cenionymi przeze mnie pisarzami kryminałów i thrillerów, ale po przeczytaniu Niechcianych, mam wrażenie, że islandzkiej autorce należy się wyróżnienie i specjalne traktowanie. Jej powieści to gwarancja świetnie zarysowanych charakterów postaci, ciekawej i wielowarstwowej fabuły zawierającej nie tylko zagadkę kryminalną, ale także obserwacje odnoszące się do różnych zjawisk oraz postaw społecznych, a także niespodziewanych zwrotów akcji, burzących wypracowane wcześniej hipotezy. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdy tak wysoko ceni książki Sigurđardóttir, ale dla mnie to świetne, dobrze przemyślane i dopracowane w każdym szczególe historie. Najnowsze dzieło pisarki również takie jest, dlatego z czystym sumieniem i bez najmniejszego wahania polecam je wszystkim miłośnikom opowieści o grzechach sprzed lat oraz uśpionych demonach przeszłości dających o sobie znać w najmniej spodziewany sposób.

Obawiałam się nieco sięgnięcia po Niechcianych, ponieważ to pierwsza czytana przeze mnie książka Yrsy, w której nie występuje odważna prawniczka Thora Gudmundsdóttir. Na szczęście pisarka doskonale poradziła sobie z historią nienależącą do głównego cyklu, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że autorka zasługuje na tytuł współczesnej królowej kryminałów. Tym razem powieść koncentruje się na mężczyźnie, który niespodziewanie musi zaopiekować się swoją jedenastoletnią córką Run, co dla niego oznacza przyśpieszony kurs ojcostwa przekształcający weekendowego tatusia w odpowiedzialnego rodzica. Nagła śmierć byłej żony wprowadziła w życie Ódinna prawdziwy chaos, z którym bohater nie potrafi sobie poradzić. Jakby tego było mało mężczyzna otrzymuje w pracy zlecenie zbadania warunków panujących w prowadzonym wiele lat temu domu wychowawczym dla chłopców położonym w odludnej wsi Krókur. Rutynowa sprawa zmienia się niespodziewanie w poważne zadanie, gdy okazuje się, że w latach 70. doszło w Krókur do śmiertelnego wypadku. Ódinn przeczuwa, że nie wszystko zostało ujawnione w oficjalnych dokumentach, dlatego przeprowadza własne śledztwo. W tym samym czasie wokół niego zaczynają dziać się dziwne, niepokojące rzeczy. Czy to możliwe, że bohater w jakiś sposób jest związany z tragedią sprzed lat? 

Początek książki raczej nie zapowiada emocji, jakie historia wyzwala w czytelniku na samym końcu. Fragmenty rozgrywające się współcześnie, czyli te dotyczące Ódinna i jego córki przeplatają się z retrospekcjami, w czasie których na pierwszy plan wysuwają się wydarzenia z Krókur. Oba te wątki świetnie się uzupełniają, a pisarka naprzemiennie kieruje uwagę czytelnika na samotnego ojca starającego się nawiązać kontakt z córką i pomóc jej w przeżyciu żałoby po matce oraz na pracowników i wychowanków domu w Krókur, których los również nie oszczędza. Początkowo powieść sprawia wrażenie spokojnej, melancholijnej, uświadamiającej czytelnikowi, że w zasadzie każdy bohater cierpi z powodu samotności czy niezrozumienia ze strony bliskich, ale później pisarka odsłania również tę bardziej mroczną stronę historii i wówczas do głosu dochodzą silne emocje. Znam twórczość Yrsy, więc wydawałoby się, że powinnam wiedzieć, czego mogę się po jej książkach spodziewać, ale i tak finał Niechcianych ogromnie mnie zaskoczył. Autorka kompletnie uśpiła moją czujność, sprawiając, że nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń. Moim zdaniem nie ma nic lepszego w kryminale jak zaskakujący, ale logiczny i dobrze umotywowany zwrot akcji. W tej historii pojawia się właśnie taki zabieg, więc jestem usatysfakcjonowana poziomem komplikacji związanych z intrygą kryminalną oraz nieszablonowym rozwiązaniem zastosowanym przez Yrsę.

Jestem fanką książek Sigurđardóttir również ze względu na jej bardzo subtelne, ale idealnie wpasowujące się w nastrój opowieści, sugestie, że pewne zdarzenia wynikają z ingerencji nadprzyrodzonych sił. Wprawdzie żadnego jej dzieła nie nazwałabym powieścią grozy, bo jednak w centrum uwagi zawsze znajduje się sprawa zabójstwa, w którym nie maczały rąk żadne upiory czy inne zjawy, ale mimo tego pisarka często daje podstawy do twierdzenia, że wokół bohaterów unosi się specyficzna aura niesamowitości. Niezidentyfikowane cienie tańczące na ścianach, dziwne szepty i szelesty rozlegające się w pustym mieszkaniu, a także niewytłumaczalne przeczucia nękają Ódinna, który zaczyna zastanawiać się czy przypadkiem wszystko w porządku z jego zdrowiem psychicznym. Atmosfery niepokoju dopełnia również niesprzyjająca, wręcz wroga bohaterom aura. Wydaje się jakby trzaskający mróz czy przenikliwy wiatr obecny podczas śnieżycy dodatkowo podkreślał samotność, pustkę i grozę otaczającą bohaterów. Uwielbiam taki nienachalny, ale wyrazisty styl, w którym każde słowo ma znaczenie. Moim zdaniem Yrsa do perfekcji opanowała sztukę pisania kryminałów doprawionych szczyptą horroru.

Historia opowiedziana w Niechcianych jest smutna i przytłaczająca. Z jednej strony bohaterowie są odpowiedzialni za swój los, więc pewnych kłopotów mogliby uniknąć, gdyby wykazali się odpowiedzialnością i pamiętali, że każdy czyn ma swoje konsekwencje. Ale z drugiej, niektóre wydarzenia były im po prostu pisane, a w takim przypadku nie można ustrzec się przed nieszczęściem. Dla Ódinna lepiej byłoby, gdyby nigdy nie zajął się sprawą ośrodka w Krókur i nie próbował rozwiązać zagadki śmierci dwóch młodych ludzi. Stało się jednak inaczej i mężczyzna musi zmierzyć się z ciężarem zdobytej wiedzy. Pisarka nie wprowadziła do swojej opowieści zbyt wielu postaci, ale ten swoisty minimalizm zadziałał na korzyść fabuły. Dzięki ograniczonej ilości ważnych bohaterów, mogłam skupić się na analizie każdego wydarzenia i zwrócić uwagę na tę mroczną pętlę zacieśniającą się zarówno wokół Ódinna, jak i innych protagonistów. 

Mam nadzieję, że udało mi się was zachęcić do sięgnięcia po tę książkę, ponieważ to kawał dobrej kryminalnej literatury, pokazującej w jaki sposób przeszłość potrafi namieszać w życiu człowieka. Na samym początku historia nie jest zbyt dynamiczna, ale z każdą stroną pochłania czytelnika bardziej i bardziej, by na końcu zafundować mu emocjonalną huśtawkę sprawiającą, że w jednej chwili odbiorca współczuje bohaterom, a za moment przeklina ich podłe charaktery i ubolewa nad słabością ludzkiej natury. Islandzka pisarka po raz kolejny udowadnia, że zło może czaić się w każdej, nawet pozornie niewinnej i łagodnej osobie. 

Ocena: 5.5 / 6

Cykl z Thorą Gudmundsdóttir:
 
1. Trzeci znak
2. Weź moją duszę


Inne powieści Yrsy Sigurđardóttir:

Pamiętam cię

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza

http://muza.com.pl/thriller/1808-niechciani-9788377587775.html?dosiakksiazkowo

3 maja 2015

Kaiken - Jean-Christophe Grangé


Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 528
Rok pierwszego wydania: 2012
Rok polskiej premiery: 2014

Gdybym była członkinią jakiegoś literackiego klubu dyskusyjnego, bez najmniejszego wahania zaproponowałabym, żeby przedmiotem kolejnej rozmowy była powieść Kaiken. Autor zawarł w niej tyle różnych wątków, opisał wiele dylematów i skrajnych postaw bohaterów, a przy tym skonstruował misterną, rozbudowaną intrygę kryminalną, sprawiając że materiału do rozmowy starczyłoby na wiele godzin. Jean-Christophe Grangé postanowił rozpocząć akcję tam, gdzie większość innych pisarzy thrillerów wszystko wyjaśnia i w spektakularny sposób kończy historię. Otóż pierwsze strony tej książki przenoszą czytelnika w sam środek policyjnego pościgu za domniemanym seryjnym zabójcą. Prowadzący śledztwo Olivier Passan zaplanował nieoficjalną obławę na mężczyznę podejrzanego o brutalne zamordowanie kilku kobiet w zaawansowanej ciąży. Jednak czy Guillard jest rzeczywiście Akuszerem, czy może to Passan popadł w obsesję na jego temat i prześladuje zupełnie niewinnego człowieka? Czy prowadzone przez policjanta śledztwo ma wpływ na niepokojące zdarzenia dotykające jego własną rodzinę? Jaki związek z tym wszystkim ma jego żona Naoko?

Przez cały czas lektury pytań związanych z kolejnymi wydarzeniami miałam mnóstwo. O ile na początku wydawało mi się, że mniej więcej wiem, w jakim kierunku będzie zmierzać akcja, o tyle od połowy książki nie byłam już pewna niczego. Pisarz niesamowicie zręcznie manipuluje czytelnikiem, tak by ten przypadkiem czegoś nie przewidział i za szybko nie wpadł na rozwiązanie zagadki. Bardzo podobała mi się taka gra z odbiorcą, ponieważ dzięki niej wciąż jestem w stanie emocjonować się kryminalną intrygą, mimo że przeczytałam już wiele historii należących do tego gatunku. Grangé po mistrzowsku podrzuca fałszywe tropy i przyznam, że dałam się nabrać na wszystkie jego chwyty. W pewnym momencie byłam przekonana, że wiem już prawie wszystko, zaczęłam nawet zżymać się na nieporadność bohaterów, którzy nie dostrzegali oczywistych (moim zdaniem) sygnałów. Naturalnie zostałam wyprowadzona w pole i żadne z moich podejrzeń nie okazało się właściwe. Uważam, że już samo to stanowi silną podstawę do polecenia tej książki. Jeśli przeczytaliście w swoim życiu mnóstwo opowieści z wątkiem kryminalnym w roli głównej i jesteście przekonani, że nic was nie zaskoczy, sprawdźcie, co przygotował dla was Grangé. 

Wracając jednak do kwestii materiału na zajmującą debatę, to trzeba przyznać, że pisarz postarał się o to, żeby jego bohaterowie byli nietuzinkowi pod każdym względem. Olivier Passan to typ mężczyzny z problemami, co nie jest nowością w kryminałach, ale Grangé nie zadowolił się bohaterem mającym pospolite kłopoty, jak na przykład nadużywanie alkoholu czy doskwierająca samotność. Passan charakteryzuje się znacznie bardziej złożoną i skomplikowaną naturą, co sprawia, że dręczące go demony to bardziej destrukcyjna siła niż po prostu problemy czy gorszy czas w życiu. Oficer jest porywczy, nie panuje nad sobą w oficjalnych sytuacjach, ma swoje obsesje sprowadzające go na złą drogę, ale jednocześnie jest niezwykle skuteczny, co czyni z niego postać wymykającą się określonym kategoriom. Również inni protagoniści zostali nakreśleni w bardzo niejednoznaczny sposób. Każdy z nich skrywa jakąś tajemnice, często jest to szokujący sekret, którego ujawnienie może zmienić życie nie tylko samych bohaterów, ale także ich najbliższych. Nie mam żadnych zastrzeżeń do kreacji postaci. Francuski pisarz stworzył galerię barwnych, oryginalnych oraz niebezpiecznych bohaterów, o których można rozmawiać godzinami, analizując ich postawy i podjęte decyzje.

W tej powieści ogromną rolę odgrywa także japońska kultura, będąca dla Passana czymś tak odległym, egzotycznym i fascynującym, że aż idealnym. Kaiken obfituje w mnóstwo interesujących informacji o życiu prowadzonym przez Japończyków, którzy z jednej strony są zapatrzeni na świat Zachodu, amerykańską popkulturę oraz coraz to nowsze i lepsze elektroniczne gadżety, ale z drugiej – pamiętają o wartościach z przeszłości, takich jak honor czy tradycyjne wychowanie. Ta specyficzna, intrygująca aura „japońskości” dodaje całej historii charakteru. Przy tym została idealnie spleciona z akcją, więc ani przez chwilę nie odczułam, by jakakolwiek informacja była zbędna. Tak jak w kreacji bohaterów, tak i w tym przypadku Grangé ustrzegł się jednowymiarowości i sterotypizacji, chociaż początkowo obawiałam się, że uległ pokusie gloryfikacji tradycyjnych japońskich wartości oraz potępienia stylu życia prowadzonego przez większość młodych ludzi. Na szczęście po raz kolejny moje przypuszczenia się nie sprawdziły i również ten wątek okazał się czymś znacznie ciekawszym niż myślałam na początku. Kaiken to wieloznaczna, dopracowana w każdym szczególe powieść, która ma szansę spodobać się nie tylko amatorom thrillerów, ale także wszystkim lubiącym skomplikowane intrygi, wyrazistych bohaterów oraz wątki prowokujące do przemyśleń. 

Ocena: 5 / 6

Recenzja została wcześniej opublikowana w serwisie BiblioNETka.pl.