Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 1022
Rok pierwszego wydania: 1998
Rok polskiej premiery: 2000
Długo opierałam się przed sięgnięciem po pierwszy tom Pieśni Lodu i Ognia, kiedy jednak w końcu skapitulowałam i postanowiłam przekonać się, o co tyle szumu, okazało się, że opowieść pełna intryg, spisków, zdrad i wielkich przemian, pochłonęła mnie bez reszty. W ciągu kilku dni przeczytałam opasłą Grę o tron, zachwycając się bogactwem świata oraz skomplikowanymi charakterami bohaterów, co zaowocowało tym, że nabrałam ogromnej ochoty na poznanie kolejnych tomów sagi. Kilka dni temu skończyłam czytać Starcie królów, ale niestety tym razem jestem nieco rozczarowana, ponieważ powieść nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak pierwsza część. Teoretycznie nie mam się do czego przyczepić, ponieważ pisarz konsekwentnie rozwija swoją historię, dbając o to, by każdemu z ważniejszych bohaterów poświęcić wystarczającą ilość uwagi, a akcję urozmaicić niespodziewanymi wydarzeniami, ale w praktyce czasami czułam się znużona i nieco przytłoczona lekturą.
Może nie bez znaczenia jest fakt, że ze względu na natłok obowiązków oraz liczne wyjazdy, książkę czytałam na raty, więc nie miałam okazji do tego, by zanurzyć się w opowieści na kilka godzin. Niemniej nie wydaje mi się to aż tak ważne, bo jednak dostrzegam pewne mankamenty pisarstwa Martina i to głównie one sprawiły, że historia nie porwała mnie tak, jak tego oczekiwałam. O fabule tej części nie będę zbyt dużo pisać, ponieważ nie sposób przybliżyć większości wątków bez spoilerowania, więc ograniczę się tylko do zarysu zdarzeń. Sytuacja w Zachodnim Królestwie pogarsza się z każdym dniem. Od kiedy na tronie nie zasiada Robert Baratheon, władza marzy się wielu mniej lub bardziej uprawnionym do tronu lordom. Niemal każdy potężny i zamożny pan ogłasza się królem i żąda posłuchu wśród ludu, co owocuje licznymi starciami oraz bitwami nawet pomiędzy dawnymi sprzymierzeńcami i przyjaciółmi. Oczywiście główną osią konfliktu pozostaje walka tocząca się między Lannisterami, Robbem Starkiem oraz braćmi Roberta Baratheona, jednakże ujawniają się również ambicje innych rodów, sprawiając, że życie Sansy, Aryi, Brana i Rickona Starków znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie.
W Starciu królów dzieje się naprawdę wiele. Bohaterowie rosną w siłę i tracą majątki, spiskują i sami padają ofiarami dworskich intryg, kochają, by za chwilę nienawidzić i szykować się do zemsty. Martinowi nie brakuje pomysłów na uatrakcyjnienie historii poprzez pokazanie całej palety emocji oraz odczuć poszczególnych postaci. Uwielbiam jego książki za te niesamowicie dokładne i szczegółowe przedstawienia psychiki bohaterów z naciskiem na ich stopniowe, ale świetnie zarysowane metamorfozy, dokonujące się pod wpływem dramatycznych wydarzeń. Jestem ogromnie zadowolona z faktu, że wszystkie te przemiany są tak wiarygodne i zrozumiałe. Po lekturze tej części z podziwem patrzę na dziesięcioletnią Aryię, której hart ducha, spryt oraz inteligencja pozwalają przetrwać w trudnych okolicznościach i znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Podoba mi się również metamorfoza Tyriona, stającego się wytrawnym strategiem, świadomym tego, że piastowana funkcja może przynieść mu więcej szkody niż pożytku. Czuję litość na myśl o naiwnej Sansie, która nawet w najstraszniejszych koszmarach nie przewidziała jaki los ją spotka i złość, gdy przypomnę sobie rozdartą, zrezygnowaną Catelyn. Jeszcze długo mogłabym tak wymieniać, bo bohaterów jest bez liku i w zasadzie każdy odgrywa ważną rolę w tej powieści.
Niestety czasami nie mogłam pozbyć się wrażenia, że poświęcenie uwagi postaciom negatywnie odbiło się na dynamice akcji. Wprawdzie nie nazwałabym Starcia królów nudną książką, bo jak już wcześniej sygnalizowałam, autorowi nie brakuje pomysłów i talentu pisarskiego, ale sądzę, że niektóre fragmenty są zbyt długie, a przez to historia sztucznie rozciągnięta. Zaczynam rozumieć, dlaczego tworzenie tego cyklu zajmuje Martinowi tyle czasu skoro każde wydarzenie musi być pieczołowicie opisane, a później jeszcze przedyskutowane lub przemyślane przez wielu bohaterów. Tym sposobem każda większa walka jest zapowiadana na długo przed tym zanim do niej dojdzie, więc można stracić cierpliwość w oczekiwaniu na te najistotniejsze momenty. Recenzując Grę o tron wspomniałam, że nie do końca pasuje mi podział powieści na rozdziały stanowiące w zasadzie zamknięte fragmenty historii. Podtrzymuję tę opinie również w odniesieniu do kontynuacji, ponieważ często czułam się wybita z opowieści przez całkowitą zmianę miejsca akcji oraz postaci występujących w danym rozdziale. Wolałabym, żeby Martin skupił się na dłużej na jednym wątku, a dopiero potem przeszedł do kolejnego zamiast nieustannie nimi żonglować.
Oczywiście opisane powyżej zastrzeżenie nie wpływają negatywnie na moją chęć przebywania w Siedmiu Królestwach i poznawania dalszych losów bohaterów, bo Martin stworzył niesamowicie bogatą oraz złożoną opowieść, która słusznie budzi podziw i zachwyt czytelników. Sama jestem oczarowana wizją autora, mocą jego wyobraźni, a także umiejętnościami pozwalającymi na zaplanowanie każdego szczegółu i łączenie wątków w odpowiednim momencie. Starcie królów okazało się dla mnie mniej pasjonujące niż Gra o tron, ale póki co sympatii do tego cyklu mi nie brakuje i z pewnością nadal będę sięgać po kolejne części serii.
Ocena: 4.5 / 6
Cykl "Pieśń lodu i ognia"
1. Gra o tron
3.1 Nawałnica mieczy: Stal i śnieg
3.2. Nawałnica mieczy: Krew i złoto
4.1 Uczta dla wron: Cienie śmierci
4.2 Uczta dla wron: Sieć spisków
5.1 Taniec ze smokami: Część I
5.2. Taniec ze smokami: Część II
Książka przeczytana w ramach wyzwania Czytam literaturę sprzed XXI wieku.