Jako dziecko lubiłam powieści Lucy Maud Montgomery, chociaż nigdy wszystkich nie przeczytałam, a po latach, niewiele pamiętam nawet ze słynnego cyklu o Ani. Postanowiłam zatem wrócić do twórczości cenionej pisarski, przy okazji realizując też postanowienie o częstszym sięganiu po klasykę literatury. Wybrałam Błękitny zamek, ponieważ zaciekawiła mnie wzmianka o niespełna trzydziestoletniej Joannie Stirling, która musi mierzyć się z nieprzychylnymi komentarzami rodziny dotyczącymi jej staropanieństwa. Joanna, w domu nazywana Bubą, nigdy nie była poważnie traktowana ani przez matkę, ani liczne ciotki czy kuzynki. Wydaje się, że ród Stirlingów za codzienną rozrywkę obrał sobie drwiny z bohaterki. Jednak kiedy Joanna słyszy diagnozę lekarską, zgodnie z którą jej słabe i schorowane serce wytrzyma nie dłużej niż rok, postanawia wziąć życie we własne ręce. Ku wielkiemu zdumieniu rodziny kobieta przestaje zważać na konwenanse, zaczyna wyraźnie mówić to, co myśli, a także postępować w sposób jaki uważa za słuszny.