23 lutego 2014

Dotyk zła - Alex Kava


Wydawnictwo: Harlequin Enterprises
Liczba stron: 512

Spośród bogatego repertuaru motywów pojawiających się w kryminałach i thrillerach jednym z bardziej przeze mnie lubianych jest wątek śledztwa prowadzonego przeciwko seryjnemu mordercy. Interesuje mnie zarówno psychika zabójcy jak i żmudna praca policjantów, a często także profilerów, którzy starają się wniknąć w umysł zwyrodnialca, by przewidzieć jego następny krok. W takich powieściach rutynowe śledztwo musi ustąpić niecodziennym, kontrowersyjnym metodom pracy, bo tylko takie działania mogą przynieść skutek, kiedy morderca odznacza się ponadprzeciętną inteligencją, pedanterią i zuchwałością. Nadzieja na poznanie Crime thrillera zrywającego ze sztampowym śledztwem i rozwijającego wątek psychologiczny sprawiła, że z ochotą sięgnęłam po powieść Dotyk zła, będącą pierwszą częścią jedenastotomowego cyklu o agentce FBI Maggie O’Dell. Początkowo miałam wrażenie, że amerykańska pisarka skonstruowała swoją historię jedynie w oparciu o znane i często wykorzystywane w tym gatunku schematy, zapominając dodać coś od siebie. Na szczęście im bardziej zagłębiałam się w fabułę, tym przychylniej patrzyłam na dzieło Kavy, co przełożyło się na dość pozytywną ocenę i chęć przeczytania kolejnych powieści z jej literackiego dorobku.

Platte City w Nebrasce to jedno z tych amerykańskich, sennych miasteczek położonych niedaleko aglomeracji, co jednocześnie zapewnia mieszkańcom dostęp do dobrodziejstw wielkiego świata oraz upragnione ciszę i spokój. Kilka miesięcy temu sielską okolicą wstrząsnęła sprawa Ronalda Jeffreysa – wielokrotnego zabójcy, który w przerażająco brutalny sposób pozbawił życia trzech chłopców. Wprawdzie Jeffreys został szybko ujęty i stracony, ale koszmar mieszkańców wcale się nie skończył. Pewnej październikowej nocy do szeryfa Nicka Morellego zgłasza się para nastolatków, która odkryła zwłoki porzucone niedaleko pobliskiej rzeki. Na miejscu okazuje się, że ofiarą jest kilkuletni chłopiec. Szeryf nie może uwierzyć, że w miasteczku pojawił się kolejny szaleniec. Na dodatek wszystko wskazuje na to, że ten ktoś doskonale zna sposób działania Jeffreysa i postanowił stać się jego naśladowcą. W śledztwo zaangażowana jest również bystra profilerka z FBI Maggie O’Dell. Ambitna, ale mająca za sobą traumatyczne przeżycia agentka i niedoświadczony, nieco arogancki szeryf, starają się jak najszybciej wytropić mordercę. Jednak zabójca cały czas kontroluje sytuację, bacznie obserwując ich poczynania.

Teoretycznie główną bohaterką Dotyku zła jest Maggie O’Dell, ale pisarka skupiła się również na kilku innych postaciach, dzięki czemu czytelnik ma szansę dobrze poznać pozostałych bohaterów i spojrzeć na przedstawione wydarzenia z różnych perspektyw. Kava bardzo dobrze zarysowała wszelkie mocne i słabe strony postaci, a także wybuchające konflikty i niesłabnące napięcia wynikające ze skomplikowanych relacji między bohaterami oraz z ich niełatwych doświadczeń życiowych. Z podziwem obserwowałam jak młoda, ale mająca już szereg sukcesów na koncie Maggie za wszelką cenę stara się nie dopuścić, żeby demony z przeszłości wzięły górę nad jej instynktem i wyczuciem, dzięki którym tak skutecznie tropi przestępców. Od razu polubiłam tę inteligentną i odważną kobietę, mimo że czasami jej zachowanie budziło mój sprzeciw, ponieważ kolidowało z wizerunkiem opanowanej profesjonalistki z FBI. Czy można przymknąć oko na to, że doświadczona specjalistka od sporządzania profili psychologicznych nie podjęła żadnych kroków w celu ostrzeżenia osoby posiadającej ważne dla śledztwa informacje, że może znajdować się w niebezpieczeństwie? Moim zdaniem nie, bo na tym etapie O’Dell miała już dość jasny obraz podejrzanego, wiedziała jak działa, a mimo tego pozwoliła mu zyskać znaczącą przewagę. Pozytywnie za to zaskoczył mnie szeryf Morelli, którego początkowo zaklasyfikowałam do grona średnio rozgarniętych mężczyzn, skupionych tylko na flirtach i romansach. Jednak ostatecznie musiałam zmienić zdanie, gdyż Nick udowodnił, że potrafi rozsądnie myśleć i działać. Ważną postacią jest także dziennikarka Christine Hamilton. Od czasu rozwodu kobieta z trudem wiąże koniec z końcem, ponieważ pisanie do lokalnej gazety krótkich tekstów o pieczeniu ciast czy innych domowych zajęciach, nie należy do zbyt dochodowych przedsięwzięć. Sprawę śmierci chłopca Christine traktuje więc jako gorący temat, swoistą trampolinę do sukcesu. Bohaterowie tej książki są uwikłani w skomplikowane sieci zależności, krępujące ich zachowania i wpływające na toczące się wydarzenia. Przyjemnością było obserwowanie jak powoli odzyskują kontrolę nad swoim życiem i zaczynają słuchać własnego rozumu, przestając dbać o to, co ludzie powiedzą.

Alex Kava stawia czytelnika na uprzywilejowanej pozycji, ponieważ pozwala mu wiedzieć trochę więcej niż postaciom, ale jednocześnie nieustannie podrzuca fałszywe tropy, zwodząc biednego odbiorcę na manowce. Mnie się taka gra w kotka i myszkę podobała, cieszę się, że pisarka namieszała i skomplikowała intrygę, bo na początku obawiałam się, że wszystko już wiem i niczym mnie ta książka nie zaskoczy. Akcja jest dynamiczna, może nawet rozwija się zbyt szybko, ponieważ wszystkie wydarzenia rozgrywają się w przeciągu jednego tygodnia. Jak już wspomniałam, po przeczytaniu kilkudziesięciu stron byłam przekonana, że znam tożsamość seryjnego zabójcy, jednak potem wielokrotnie zmieniałam zdanie, a w pewnym momencie poczułam się tak zdezorientowana, że podejrzewałam niemal wszystkich. Nie znaczy to jednak, że Dotyk zła jest powieścią bez wad. Za najpoważniejszy minus uważam powielenie zbyt wielu schematów. Bez trudu przewidziałam ile będzie ofiar, które dziecko zostanie porwane jako następne, a także jak morderca zareaguje na depczących mu po piętach policjantów. Nie zaskoczył mnie także wybuch namiętności Morellego do O’Dell i uczynienie z pani profiler nieszczęśliwej mężatki. Wszak żaden szanujący się bohater kryminałów czy też thrillerów nie może wieść uporządkowanego życia rodzinnego, a gburowaty małżonek stanowi doskonałe usprawiedliwienie dla potencjalnej zdrady. Do tej niechlubnej listy muszę też dodać równie brawurowe, co nieskuteczne działania bohaterów, polegające na rzucaniu się w paszczę lwa, czyli samotnemu przeszukiwaniu podejrzanych miejsc lub gonieniu w pojedynkę uzbrojonego szaleńca.

Zapewne oceniłabym Dotyk zła znacznie mniej pozytywnie, gdyby nie fakt, że powieść czytało mi się świetnie. Strony umykały w zastraszającym tempie, a ja czerpałam radość z poznawania historii, mimo że wiele sytuacji udało mi się przewidzieć. Może to zasługa lekkiego pióra Kavy, a może wynik mojej słabości do książek z wątkiem seryjnych przestępstw. W każdym razie jestem zadowolona, że w końcu poznałam twórczość tej pisarki i na pewno nie poprzestanę na przeczytaniu tylko jednej jej książki, zwłaszcza że zakończenie Dotyku zła obiecuje ciąg dalszy historii. Nie wszystkie wątki zostały wyjaśnione, chociaż czytelnik ma już świadomość, kto zabijał bezbronne dzieci. W finale Alex Kava pozwoliła sobie na pewne niedopowiedzenia, zasygnalizowała także wątek, który, jak przypuszczam, został rozwinięty w kolejnej powieści. Nie mogę stwierdzić, że recenzowana pozycja jest arcydziełem w swoim gatunku, ale niewątpliwie w pisarstwie Kavy tkwi potencjał. Zachęcam do jego odkrywania.

Ocena: 4 / 6

 Cykl Maggie O'Dell:

2. W ułamku sekundy
3. Łowca dusz
4. Granice szaleństwa
5. Zło konieczne
6. Zabójczy wirus
7. Czarny piątek
8. Kolekcjoner
9. Śmiertelne napięcie
10. Płomienie śmierci
11. Stranded

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Book-Trotter, Czytamy kryminałyGrunt to okładkaZ półki oraz Kryminalne wyzwanie

22 lutego 2014

Ogólopolska Zbiórka Darów Kulturalnych cz.2 :)

Przed Świętami Bożego Narodzenia informowałam o zbiórce organizowanej przez stowarzyszenie Sztukater. Oczywiście zbiórka nadal trwa, więc gorąco zachęcam do przyłączenia się, przesłania paczki lub przelewu, a także rozgłoszenia akcji gdziekolwiek się da. Tym bardziej, że pierwsze efekty już są i wszyscy czekamy na więcej :)


Wystarczy niewiele, by odmienić czyjś los. Idea Ogólnopolskiej Zbiórki Darów Kulturalnych została poparta przez czytelników i ludzi dobrej woli, którzy od pierwszego dnia akcji przesyłają na podany adres zarówno nowe, jak i używane książki. 27 grudnia 2013r. na ręce pedagog, pracującej w Domu Dziecka w Górcu (woj. dolnośląskie), przekazaliśmy ponad 150 książek, jakie trafiły do dzieci w wieku od 7-18 lat, a dwa tygodnie później - blisko 400 zeszytów. Kolejne dary kulturalne trafiły do Zespołu Szkół w Grabowie (woj. warmińsko-mazurskie) oraz Środowiskowego Domu Samopomocy „Słoneczny Dom" w Gołdapi (woj. warmińsko-mazurskie). Radość obdarowanych jest ogromną motywacją do dalszych działań.

Zachęcam do lajkowania profilu stowarzyszenia, ponieważ, jeśli liczba polubień osiągnie pułap 3 tysięcy, jedno z wydawnictw przekaże słowniki języka angielskiego i niemieckiego. Zbiórka jest całkowicie legalna, Sztukater posiada wszelkie niezbędne pozwolenia i dokumenty, więc nie musicie się obawiać, że Wasze dary nie zostaną przeznaczone potrzebującym. Na dowód wstawiam też zdjęcie dokumentujące przekazanie paczek podopiecznym Domu Dziecka w Górcu.  



Przypomnę jeszcze kilka najważniejszych informacji:

Co rozumiemy poprzez hasło „dary kulturalne"?
a) Książki - zarówno nowe, jak i używane,
b) Materiały biurowe,
c) Pieniądze,
d) Wszelkiego rodzaju materiały i produkty, jakie mogą okazać się być pomocne w bibliotekach, domach pomocy czy kultury.


Jak przekazać wpłaty pieniężne?
Wystarczy przelew:
Akcja: „Święta z Książką"
konto bankowe: Bank Millennium SA
03 1160 2202 0000 0002 2944 5132
tytułem: „Święta z Książką"


Natomiast paczki przyjmujemy pod adresem:
Adres korespondencyjny:
Stowarzyszenie Sztukater
skr. poczt. Nr 6
50-950 Wrocław 68
Z dopiskiem: „Święta z Książką"
tel. 791566675
email: info@sztukater.pl


W styczniu Sztukater rozpoczął także internetową aukcję charytatywną. O szczegółach można poczytać na stronie stowarzyszenia, na fanpage'u, a także na stronie wydarzenia na facebooku. Jeszcze raz zachęcam do udziału i aktywnej promocji zbiórki :)

16 lutego 2014

Duchy wokół nas - Michael H. Brown


Wydawnictwo: M
Liczba stron: 188

Historii o duchach nawiedzających opuszczone domostwa, stare posiadłości czy zamknięte szpitale znam całe mnóstwo. Od dziecka uwielbiam ten dreszczyk emocji oraz ekscytacji towarzyszący poznaniu kolejnej opowieści o zbłąkanej lub rozwścieczonej duszy, która po śmierci nie może zaznać spokoju i dlatego pojawia się w określonych miejscach. Jednak historie sobie, a życie sobie. Nigdy nie przywiązywałam specjalnej wagi do wszystkich zasłyszanych bądź przeczytanych relacji ze spotkań z nadprzyrodzonymi bytami, mimo że autorzy tych opowieści często zarzekali się, że mówią najszczerszą prawdę. Jednak niedawno zaczęłam się zastanawiać nad swoim podejściem do takich rewelacji i doszłam do wniosku, że wcale nie uważam ich za nieprawdopodobne. Może rzeczywiście w niektórych przypadkach zmarli próbują skontaktować się z żyjącymi, przekazać im coś ważnego, poprosić o modlitwę lub uporządkowanie doczesnych spraw. Kiedy więc otrzymałam propozycję zrecenzowania książki podejmującej właśnie tę delikatną tematykę, zgodziłam się bez wahania i rozpoczęłam lekturę publikacji Michaela H. Browna.

Od razu muszę zaznaczyć, że pisarz jest katolikiem i wszystkie przytoczone wydarzenia ukazane są w odniesieniu do religii, cytatów z Pisma Świętego i nauk Kościoła Katolickiego. Jestem wierząca, więc dla mnie taka perspektywa była zaletą, ponieważ potraktowałam ją jako swego rodzaju lekcję poszerzającą wiedzę na temat życia duchowego. Jednak zdaję sobie sprawę, że dla osób niewierzących treść zawarta w tej książce może być zbyt moralizatorska i patetyczna. Michael H. Brown postawił sobie za cel scharakteryzowanie cienkiej granicy między światem doczesnym a duchowym, przekonując, że dusze zmarłych bardzo często towarzyszą żyjącym na co dzień. Brzmi to dość kontrowersyjnie, nie wszystkie argumenty wysnuwane na potwierdzenie tej tezy uważam za wystarczająco silne, ale z niektórymi kwestiami trudno byłoby mi się nie zgodzić. Brown oparł swoje rozważania o prace innych autorów badających zjawiska nadprzyrodzone, opowieści wielu ludzi, którzy dzielili się swoimi przeżyciami za pośrednictwem katolickiej strony internetowej www.spiritdaily.com, a także korespondencji listowej i rozmów przeprowadzonych ze świadkami nadnaturalnych wydarzeń.

Cieszę się, że pisarzowi udało się zachować równowagę pomiędzy opowieściami nadesłanymi m.in. przez czytelników wspomnianej wcześniej strony, a fragmentami, w których podjął rozważania na temat obecności istot nadprzyrodzonych w świecie doczesnym. Dzięki temu książka Duchy wokół nas nie jest ani zbyt wymagająca, ani zbyt lekka, ponieważ łączy w sobie zarówno namysł nad rodzajami duchów i okolicznościami w jakich się pojawiają, jak i pełne emocji relacje osób uważających, że były świadkami czegoś logicznie niewytłumaczalnego. Niektóre historie naprawdę wywarły na mnie wrażenie, zwłaszcza że nie zawsze były to opowieści o pokrzepiających spotkaniach ze zmarłymi członkami rodzin, więc trudniej w tych przypadkach stwierdzić, że umęczona psychika podesłała człowiekowi obrazy, które ten po prostu chciał zobaczyć. Według autora publikacji obecność duchów manifestuje się na różne sposoby, od świadomości graniczącej z ulotnym przeczuciem poprzez dziwne dźwięki, aż do ukazania się całej postaci zmarłej osoby. Ponadto Michael H. Brown wyraźnie wskazuje na to, że kontaktu z człowiekiem szukają zarówno dobre jak i złe duchy, więc warto wiedzieć jakie kroki poczynić, by zabezpieczyć się przed ingerencją demonów w nasze życie i jak zareagować, gdy spotkamy dobrą, lecz zagubioną duszę.

Kwestia odróżnienia bytu dążącego do upadku człowieka od ducha oczekującego jedynie modlitwy, zaintrygowała mnie najbardziej ze wszystkich omawianych w tej książce zagadnień. Niestety nie jestem do końca usatysfakcjonowana wyjaśnieniem proponowanym przez Browna, ponieważ wydało mi się zbyt ogólne i niejasne. Wiadomo, że w przypadku poruszania tematyki oscylującej wokół nadprzyrodzonych bytów i niesamowitych zdarzeń, trudno mówić o niepodważalnych argumentach i żelaznych racjach, ale skoro ktoś podjął się napisania książki poruszającej te zagadnienia, to jednak powinien przekazać swoje poglądy w sposób bardziej szczegółowy. Natomiast pisarz ograniczył się do stwierdzeń, że człowiek musi wystrzegać się, np. nieodpowiedniej muzyki, ale już nie wytłumaczył, co dokładnie przez to rozumie i w jaki sposób nieczyste moce mogą wejść w interakcję z osobą, która wcale nie ma zamiaru przyzywać demonów. Nie wystawiłam wyższej oceny tej książce również, dlatego że Michael H. Brown nie zaznaczył w żaden sposób teorii zapożyczonych z innych publikacji. Na ostatnich stronach znalazły się informacje o tym jakie tytuły zainspirowały pisarza, ale dla mnie to za mało. Chciałabym konkretnie wiedzieć, co stanowi samodzielną koncepcję autora, a na co jedynie się powołuje. Duchy wokół nas polecam wszystkim, którzy nie są twardo stąpającymi po ziemi racjonalistami. Jeśli wierzycie, że nawet po śmierci człowiek może w jakiś sposób skontaktować się z żyjącymi, będzie to lektura w sam raz dla was.

Ocena: 4,5 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa M.

Książka przeczytana w ramach wyzwania Book-Trotter.

9 lutego 2014

Easylog - Mariusz Zielke


Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 352

W ciągu paru lat urządzenie o nazwie Wally całkowicie zdominowało przemysł rozrywkowy, łącząc w sobie funkcje smartfona, tabletu, mediów społecznościowych, a także czegoś na kształt wirtualnej rzeczywistości. Jednak Ben Stiller, twórca Wally’ego nie cieszy się sukcesem, nie śpi na pieniądzach i prawdopodobnie nie przejdzie do historii jako genialny wynalazca, ponieważ dekadę temu odszedł z potężnej korporacji SkyCom, porzucając pracę nad projektem Wally i wszystkim, co z nim związane. Powodem takiej decyzji było zaginięcie jego dziewczyny. Bez ukochanej Sally mężczyzna nie mógł funkcjonować tak jak dawniej, bo nigdy nie pogodził się z myślą, że ona nie żyje. Teoretycznie udało mu się osiągnąć pewien poziom wyciszenia i stabilizacji, ale jedno przelotne spojrzenie natychmiast przywołało demony przeszłości. Pewnego dnia Ben po prostu zauważył nad morzem swoją Sally. W jednej chwili wróciły wspomnienia, a wraz z nimi pytania czy najpotężniejsza firma na świecie należąca do bezwzględnego Devona Clarka, miała coś wspólnego z zaginięciem dziewczyny? A może kobieta, którą widział Stiller była jedynie podobna do jego ukochanej? Pewne jest tylko to, że Ben nie spocznie dopóki nie wyjaśni tej sprawy nawet, jeśli miałby przypłacić to własnym życiem.

Możliwe, że fabuła brzmi cokolwiek banalnie, a może nawet niezbyt zachęcająco, bo cóż ciekawego może być w historii o nieszczęśliwym facecie, który po latach próbuje doprowadzić do tego, by sprawiedliwość wygrała? Przecież podobnych opowieści jest mnóstwo i w kinie, i w literaturze. Zapewniam jednak, że Easylog nie jest tym, na co wygląda na pierwszy rzut oka. Mariusz Zielke stworzył niezwykle emocjonującą, zaskakującą i zagmatwaną intrygę, której nie powstydziliby się ani Harlan Coben, ani inni popularni autorzy, piszący sensacyjne historie. Nie mam zamiaru ogłaszać, że oto pojawił się polski odpowiednik wspomnianego Cobena, bo nie widzę sensu w odbieraniu tożsamości Polakowi, ale inspiracje amerykańskimi powieściami są wyraźne. I dobrze, w tym przypadku uważam to za plus. Zielke nie bał się osadzić akcji w Los Angeles, zapewne wiedział, że doskonale poradzi sobie z opisaniem nie tylko samego miasta, ale także jego atmosfery wynikającej z wielokulturowości mieszkańców. Ponadto historia o wielkich korporacjach, nowinkach technicznych i mafijnych porachunkach idealnie pasuje do rzeczywistości za oceanem.

W tej książce nic nie jest pewne, chociaż początek wcale nie zapowiada, że będzie to tak nieprzewidywalna historia. Dałam się wciągnąć w grę autora, pozwoliłam przedstawić sobie określony punkt widzenia na sprawę i przyjęłam go bez zastrzeżeń. W pewnym momencie odczułam nawet znużenie, ponieważ bohater uparcie wspomina ukochaną Sally, obserwuje z daleka poczynania SkyComu, ale nic konkretnego z tego nie wynika. O, jakże się pomyliłam. Uwierzyłam, że wiem więcej niż Ben i zaczęłam nawet snuć domysły dotyczące rozwiązania zagadki zniknięcia dziewczyny. A potem czytałam dalej i nagle wszystko uległo zmianie. Nie mogłam wyjść ze zdumienia, że intryga przybrała taki obrót, zastanawiałam się też ile jeszcze asów w rękawie trzyma Zielke i kiedy zdecyduje się je pokazać. W drugiej połowie powieści na czytelnika czeka szereg niespodzianek sprawiających, że od Easylog nie można się oderwać. Akcja rozwinęła się w zupełnie innym kierunku niż przypuszczałam, za co należy się autorowi ogromny plus. W jednym miejscu pojawia się ślad, pozwalający przejrzeć intrygę i koncept pisarza, ale ja nie zwróciłam na niego uwagi. Nie żałuję, bo dzięki temu doskonale bawiłam się przy lekturze tej powieści.

Coraz częściej odnoszę wrażenie, że dzisiaj światem nie rządzą ani politycy, ani terroryści, ani dziennikarze szumnie nazywani czwartą władzą, ani głupiutkie gwiazdki czy inni celebryci wmawiający zwykłym ludziom jak powinni wyglądać, co kupować, dokąd jeździć na wakacje itd. A skoro nie oni decydują o rzeczach ważnych i najważniejszych to, kto? Moim zdaniem odpowiedź jest jedna – korporacje. Wielkie firmy mają ogromne pieniądze, dzięki którym są w stanie kontrolować przepływ informacji, tuszować niewygodne dla siebie fakty, zamykać usta mediom, wpływać na każdy aspekt życia innych ludzi, decydując, co będziemy oglądać, czego słuchać, ile trujących związków znajdzie się w jedzeniu, w jakim stopniu przyroda zostanie zniszczona, w jakim kierunku będzie rozwijać się medycyna, itd. Jeśli, ktoś mi powie, że przesadzam, to odpowiem, że mam taką nadzieję. Ale trudno nie wyciągać wniosków z szokujących informacji jakimś cudem wypływających na światło dziennie, z wojen patentowych i regularnej walki korporacji o zakup oraz wieczyste zachowanie praw autorskich nie tylko do dorobku kulturowego, ale także, np. do wynalazków i naukowych osiągnięć. Mariusz Zielke poruszył kwestię wszechmocności koncernów na przykładzie fikcyjnego SkyComu. Jego właściciel Devon Clark jest nie do ruszenia, bo dysponuje ogromnym majątkiem, pozwalającym mu kupić cokolwiek i kogokolwiek. Prywatna wyspa, której wybudowanie zniszczy mnóstwo gatunków morskiej roślinności? Proszę bardzo. Niewygodny dziennikarz? Nie ma problemu, trzeba natychmiast wykupić gazetę czy stację telewizyjną. Jakieś oskarżenie? Sztab prawników już się tym zajmuje. Tak wygląda świat Devona. Przeciwko niemu nie można walczyć konwencjonalnymi metodami, dlatego główny bohater wymyślił coś innego. Oczywiście nie zdradzę jak wygląda jego plan, ponieważ to jest właśnie główna atrakcja tej powieści.

Z dużym zainteresowaniem czytałam także o możliwościach Wally’ego i skutkach, jakie jego pojawienie się wywarło na codzienne życie milionów ludzi. Nie jestem programistką, nie mam nic wspólnego z tworzeniem nowych technologii, ale lubię przyglądać się temu jak zmienia się nasza rzeczywistość przez ciągłą aktywność przeróżnych, mniej lub bardziej zaawansowanych systemów. W latach 90. XX wieku uważano, że wirtualna rzeczywistość rozumiana jako zupełnie nowa przestrzeń, w której człowiek będzie miał możliwość zapewniana sobie intensywnych doznań za pomocą specjalnego kombinezonu czy hełmu, jest na wyciągnięcie ręki. Dzisiaj wiemy, że technika rozwinęła się w odmiennym kierunku, mamy inne perspektywy i inne zagrożenia. Zielke w swojej książce robi krok naprzód, pokazując jak działa urządzenie sterowane przez niezwykle rozbudowaną sztuczną inteligencję, której bez problemów udaje się zdać test Turinga. Tradycyjne media czy portale społecznościowe odeszły do lamusa, bo okazało się, że wygodniej jest korzystać z urządzenia, którego algorytm pozwala maszynie nie tylko przechowywać, przeszukiwać i zapamiętywać, ale także uczyć się i samodzielnie rozwijać. Jak można się domyślać, korzystanie z Wally’ego ma swoje dobre i złe strony. Spodobał mi się ten wątek, ponieważ podejmuje problemy etyczne, związane z celem powstawania kolejnych gadżetów i tego, czym jest właściwie ich używanie.

Easylog nie zachwyci was skomplikowanymi portretami psychologicznymi bohaterów czy literackim językiem, ale z pewnością dostarczy emocji. Mariusz Zielke postarał się, żeby jego historia była mocna, dynamiczna, służąca głównie rozrywce, ale zawierająca przy tym wątki, nad którymi warto dłużej się zastanowić. Polecam wszystkim amatorom sensacyjnych powieści, obiecuję, że się nie zawiedziecie. 

Ocena: 5 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Polacy nie gęsi.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Akurat. 

Tu kupisz Easylog:

http://muza.com.pl/thriller/1527-easylog-9788377585870.html?dosiakksiazkowo
 

3 lutego 2014

Zamieniona - Amanda Hocking


Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 304

Miniony tydzień był dla mnie bardzo stresujący ze względu na sesję. Zaliczenia, pisanie esejów i pierwsze poważne starcie między mną a pracą magisterską, zupełnie mnie wykończyły. Jeszcze za wcześnie, żeby ogłosić sukces, ale wszystko wskazuje na to, że przede mną ponad dwa tygodnie odpoczynku od spraw związanych ze studiami. Zmagania z egzaminami postanowiłam umilić sobie lekturą totalnie odmóżdżającej książki. Wybór padł na powieść kupioną ze względu na piękną okładkę i super promocyjną cenę, więc nie spodziewałam się cudów, a właściwie byłam przygotowana na to, że po skończeniu lektury napiszę zjadliwą recenzję. Ale wiecie, co? Dzisiaj jadu nie będzie, bo powieść Amandy Hocking sprawdziła się jako niewymagający czasoumilacz. Oczywiście, nie brak w Zamienionej nielogiczności i schematyczności pewnych wątków, ale nie oszukujmy się, to są stałe elementy historii spod znaku paranormal romance i najwyższy czas do tego przywyknąć.

Nastoletnia (a jakże!) Wendy Neverly od dzieciństwa ma wrażenie, że nigdzie nie jest mile widziana. Matka nigdy nie okazywała jej ciepłych uczuć, ojca nie poznała, ponieważ zmarł, gdy dziewczyna miała zaledwie kilka lat. Jedyną osobą, która od zawsze troszczy się o Wendy jest jej starszy brat, Matt. To dzięki niemu bohaterka uszła z życiem, gdy matka w napadzie szału, zraniła ją kuchennym nożem. Od tamtej pory Wendy i Matt znajdują się pod opieką ciotki, która stara się stworzyć im normalny, ciepły dom. Jednak bohaterka cały czas czuje, że wszystko robi źle. Nie potrafi odpowiednio zachować się w szkole, nie umie nawiązać przyjaźni z rówieśnikami, po prostu nie może się przystosować. Jakby tego było mało, nastolatka posiada szczególny dar – potrafi sterować ludzkimi umysłami tak, by inni naginali swoje zdanie do jej woli. Pewnego dnia Wendy poznaje Finna, dziwnego chłopaka, który zna prawdę o jej pochodzeniu i wie, z czego wynikają wszystkie kłopoty dziewczyny. Finn zabiera Wendy do świata pełnego magii, przepychu, surowych zasad i odwiecznie obowiązujących praw.

Zastanawiając się nad tym, dlaczego całkiem pozytywnie odebrałam kolejną historię o nastolatce obdarzonej nadprzyrodzonymi zdolnościami i uwikłanej w śmiertelnie niebezpieczne rozgrywki, doszłam do wniosku, że powody takiego stanu rzeczy są dwa. Po pierwsze, autorka nie skorzystała z oklepanego pomysłu uczynienia swoich bohaterów wampirami, wilkołakami, zmiennokształtnymi czy innym modnym ostatnio cholerstwem, tylko wymyśliła coś nieco bardziej oryginalnego. Oczywiście charakterystyczna dla paranormali konstrukcja świata przedstawionego została zachowana, bo w tej opowieści również mamy do czynienia z tajemniczą rasą ukrywającą się przed ludźmi; zagubioną, ale cenną dla całej społeczności bohaterką, którą za wszelką cenę trzeba chronić przed wrogami oraz wszechobecnym bogactwem, drażniącym nieprzyzwyczajoną do luksusu nastolatkę. Mimo tego sam fakt, że Wendy nie okazała się wampirzą księżniczką, stanowił już spory plus pozwalający bez irytacji zagłębić się w historię. Nie zdradzę, co wymyśliła Amanda Hocking, żeby nie zepsuć Wam niespodzianki, ale przyznam, że dotąd nie spotkałam się z taką koncepcją. Po drugie, w tej książce nie ma zbyt wielu fragmentów opisujących zachwyty bohaterki nad obiektem jej uczuć. Owszem, Wendy skrycie wzdycha do Finna, chociaż na początku nie chce się do tego przyznać nawet sama przed sobą, ale nie robi tego ani często, ani nachalnie. Jak pewnie już wiecie, nie jestem fanką romantycznych historii, w których ona kocha jego, on poza nią też świata nie widzi, ale i tak nie mogą być razem, bo coś/ktoś im to uniemożliwia, więc niezbyt rozbudowany wątek miłosny okazał się dla mnie kolejnym atutem Zamienionej.

Nie czytałam zbyt wielu romansów paranormalnych, ale kilka miałam okazję poznać i zauważyłam, że główne bohaterki zazwyczaj są nudnymi, bezwolnymi gąskami, którymi inni kierują. Niby mają cięty język, niby kłócą się, ze swoimi ukochanymi (jednocześnie omdlewając z miłości), ale jak przyjdzie co do czego, to nie umieją podjąć żadnej decyzji. Ogromnie mnie takie portretowanie postaci złości, więc kiedy Wendy też zaczęła wykazywać skłonność do bycia niezdolną do własnego zdania marionetką, miałam ochotę zapomnieć o zaobserwowanych na początku plusach i rzucić książkę w kąt. Nie zrobiłam tego, bo nie lubię odkładać powieści bez doczytania ich do końca i nie żałuję, ponieważ ostatecznie dziewczyna pokazała pazur i wreszcie zaczęła działać. Spodobało mi się takie rozwiązanie, mam nadzieję, że w kolejnych częściach autorka z niego nie zrezygnowała.

Naturalnie, nie obyło się bez drobnych potknięć oraz poważniejszych wpadek Amandy Hocking. Za największy minus uważam nielogiczne wytłumaczenie sposobów funkcjonowania gatunku, do którego należy Wendy. Opisany styl życia wydał mi się absurdalny, nie przekonała mnie też teoria wyjaśniająca, dlaczego bohaterka wcześniej nie znała prawdy o swoim pochodzeniu.  Poza tym dziewczyna opuszcza bliskich, z którymi rzekomo jest bardzo związana bez słowa wyjaśnienia, potem niby za nimi tęskni, ale nie robi nic, by dać im znak, że wszystko z nią w porządku. Za dość drażniące uważam też wszystkie opisy wnętrz, pełne marmurów, kandelabrów, bogato zdobionych rzeźb, zupełnie jakby w tym gatunku miejscami akcji mogły być tylko piękne wille i pałace, w których obowiązkowo musi zamieszkać główna bohaterka. Na okładce napisano, że jako dwudziestosześciolatka Amanda Hocking miała już na koncie siedemnaście powieści. W kwietniu 2012 roku zaczęła je samodzielnie wydawać w formie e-booków i podobno świat oszalał, a książki młodej Amerykanki zaczęły rozchodzić się jak świeże bułeczki. Wtedy też pojawiły się ich papierowe wersje. Przyznam, że Zamienioną czytało mi się dobrze, bo to relaksująca, lekka opowieść, ale dziwi mnie jej tak ogromna popularność za oceanem. W każdym razie, można przeczytać. Polecam jako sposób na odreagowanie po ciężkim dniu i oderwanie się od codziennych problemów. 

Ocena: 3,5 / 6

Trylogia Trylle:

2. Rozdarta
3. Przywrócona 

Książkę przeczytałam w ramach wyzwań: Book-Trotter, Z półki.