Irmina i Paweł właśnie wracają od znajomych. Oboje są podminowani i rzucają sobie nienawistne spojrzenia oraz kąśliwe komentarze. W samochodzie panuje taka atmosfera, że tylko siekierę zawiesić. On jest wściekły, bo nie znosi wychodzenia z domu i spotkań ze znajomymi żony. Ona jest rozgoryczona, bo nie zauważyła kiedy jej partner przeobraził się w mruka i odludka, który jest w stanie zepsuć nawet posiadówkę z planszówkami. Z kłótni wyrywa ich nagłe spostrzeżenie. Stoją przed zamkniętym przejazdem kolejowym już dłuższy czas, ale żaden pociąg nie przejechał. Co więcej, wydaje się, że w ciemnościach majaczy unieruchomiona na torach maszyna. Nagle z przeciwka nadjeżdża samochód, którego kierowca zdaje się zupełnie nie panować nad pojazdem. Wpada z impetem na przejazd, rozbijając szlaban i o mało nie taranując auta bohaterów. Później gasną wszystkie światła, przestaje działać sieć komórkowa oraz internet. Dzieje się coś przerażającego, coś czego nikt na świecie się nie spodziewał.
Sięgając po tę książkę liczyłam na rozrywkę. Spodziewałam się napakowanej akcją opowieści o inwazji kosmitów, którzy z niewyjaśnionych przyczyn postanowili zaatakować parę zwyczajnych bohaterów mieszkających w podpoznańskiej wsi. Nie liczyłam na komplikacje fabularne, wyrafinowany język czy głębię historii. Chciałam tylko angażujących wydarzeń, ciekawych postaci i solidnej dawki napięcia w momentach, gdy dochodzi do spotkań trzeciego stopnia. Niestety nawet te niewygórowane oczekiwania nie zostały spełnione. Największym problemem 20:32 są absolutnie przerysowani, niewiarygodni bohaterowie. Wszyscy. Nie ma chyba jednej postaci, która nie byłaby przedstawiona w stereotypowy sposób. Nie sposób znieść Irminy i Pawła, ponieważ zachowują się jak najwięksi wrogowie a nie małżeństwo. Ona jawnie pogardza mężem, wymyślając mu przy każdej możliwej okazji. Nieważne czy właśnie ma miejsce koniec świata, dla Irminy każdy moment jest dobry, żeby dowalić jakimś jadowitym komentarzem. Kobieta jest najgorszą zołzą, przedstawioną jak hetera z kiepskich dowcipów regularnie poniżająca swojego męża. On kolei wpisuje się w stereotyp nerda znajdującego się pod pantoflem żony. Nie potrafi się jej przeciwstawić, mimo że od dawna nie czuje się dobrze w tym związku. Pogardzany, popychany, kwestionujący swoją męskość, ale biernie trwający przy boku żony.
Miałam wrażenie, że te słowne przepychanki pomiędzy małżonkami są często dla autora ważniejsze niż nadprzyrodzone wydarzenia rozgrywające się na ich oczach. Naprawdę dawno nie spotkałam tak męczących postaci, których wzajemne interakcje były wprost nie do zniesienia. Do tego należy dodać okupującą ich dom rodzinkę z piekła rodem, w której prym wiodą typowi Seba i Karyna z internetowych memów. Być może miało być zabawnie, a wyszło bardzo wulgarnie i prostacko, zwłaszcza kiedy Irmina i Paweł również zniżali się do ich poziomu, awanturując się oraz posuwając do rękoczynów. Drugi zarzut w stosunku do tej książki to polityczne komentarze wplatane z subtelnością pięści trafiającej czytelnika między oczy. Nie pierwszy raz widzę, że polscy autorzy fantastyki lub kryminału lubią pisać o polityce tam gdzie to w ogóle nie pasuje. Może w swoim mniemaniu autor jest błyskotliwy oraz dowcipny kiedy pisze o Dudzie i polskiej prawicy, ale w moich oczach to jest zbyt dosłowne i po prostu niepotrzebne. Zadziwiło mnie również nazwanie pięćdziesięcioczteroletniej kobiety osobą w podeszłym wieku.
W kwestii wątku nadprzyrodzonego przyznam, że miał potencjał, ale gdzieś zaginął w natłoku tych bezsensownych dialogów i chaotycznych działań prowadzonych przez stereotypowych do potęgi bohaterów. Były ciekawe momenty, ale ogólnie brakowało napięcia oraz poczucia zagrożenia, bo jak tu się bać, kiedy całość bardziej przypomina parodię amerykańskiego filmu, w którym co drugie słowo to przekleństwo, a protagoniści jakoś zawsze spadają na cztery łapy. Plus daję za proekologiczne przesłanie, a także dość ciekawy pomysł na to w jaki sposób obcy obezwładniają ludzi. Niemniej 20:32 to książka, na którą raczej szkoda tracić czas. Mam wrażenie, że całość jest napisana niechlujnie, jakby autorowi nie chciało się dłużej pomyśleć nad niektórymi wątkami oraz popracować nad kreacją postaci. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marcina Mortki i nie powiem, żebym chciała sięgać po inne jego książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz