29 lipca 2013

Pogrzebany - Peter James


Wydawnictwo: Buchmann
Liczba stron: 336

Wieczory kawalerskie często przebiegają według określonego schematu. Grupa przyjaciół organizuje suto zakrapianą alkoholem imprezę, w czasie której przyszły pan młody pada ofiarą niezbyt inteligentnych i wyszukanych docinków oraz żartów. Czasami jednak organizatorom takiego wydarzenia do głowy przychodzą dziwne, a nawet przerażające pomysły. Na taką niecodzienną i mrożącą krew w żyłach niespodziankę zdecydowali się koledzy Michaela Harrisona. Postanowili zrobić rundę po kilku klubach i pubach, upić Michaela niemal do nieprzytomności, a na koniec zakopać go w trumnie z butelką whisky i pornograficznym pisemkiem na pocieszenie. Mężczyzna miał spędzić pod ziemią nie więcej niż dwie godziny, jednak kiedy zaczął trzeźwieć i zrozumiał jaki numer wycięli mu kumple, ogarnęło go prawdziwe przerażenie. Bezlitośnie upływający czas uświadomił Michaelowi, że coś poszło nie tak. Czy to możliwe, że przyjaciele postanowili po prostu go tu zostawić? Co z narzeczoną, ślubem i zaproszonymi gośćmi? Może ktoś miał interes w tym, żeby Harrison już nigdy nie ujrzał światła dziennego? A, co jeśli jego kolegom stało się coś złego i nikt nie ma pojęcia gdzie jest Michael?

Pierwsza powieść Petera Jamesa z detektywem Royem Gracem w roli głównej trafiła do mnie w wyniku spontanicznego zakupu. Decydując się nabyć tę książkę nie oczekiwałam od niej wiele, ponieważ nie słyszałam wcześniej o pisarzu. Pomyślałam, że to raczej niezbyt dobra jakościowo historia, która zapewne nie dostarczy mi wielkich emocji, ale fabuła zapowiadała się na tyle interesująco, że mimo wszystko kupiłam tę powieść, a później odłożyłam na półkę i zapomniałam o niej na wiele miesięcy. Dopiero wyzwanie czytelnicze polegające na przeczytaniu książki, w której ważny jest motyw żywiołu, sprawiło, że Pogrzebany wrócił do łask. Żałuję, że tak długo zwlekałam z lekturą, ponieważ Peter James stworzył interesującą i trzymającą w napięciu historię. Co prawda nie ustrzegł się drobnych błędów, ale nie są one na tyle poważne, żeby mogły zepsuć pozytywne wrażenie, jakie odniosłam po poznaniu losów uwięzionego pod ziemią Michaela Harrisona oraz szukającego go detektywa Grace’a.

Z pewnością nie brak w tej książce napięcia. Od początku zastanawiałam się czy zakopany żywcem bohater ma jakąkolwiek szansę na ratunek, kibicowałam mu w próbach wydostania się z pułapki i denerwowałam się, że policja zbyt długo zwleka z podjęciem odpowiednich kroków. Peter James potrafi grać czytelnikom na emocjach, przeciągając i zapętlając fabułę w sposób inteligentny i nieoczywisty. Parę razy wydawało mi się, że już rozwiązałam zagadkę, zwłaszcza, gdy jakiś wątek udało mi się przewidzieć, ale za chwilę okazywało się, że to dopiero początek, a tak naprawdę to do rozwiązania wiedzie długa droga. Takie chwyty przypadły mi do gustu, ponieważ nie odczuwam frajdy z czytania powieści kryminalnej lub sensacyjnej, w której fabuła jest zbyt oczywista i naszpikowana banałami. W przypadku Pogrzebanego ten problem nie istnieje, ponieważ autorowi udało się wprowadzić element zaskoczenia. Może nie jest to specjalnie oryginalne wyjaśnienie, niemniej mylenie tropów zadziałało i wprowadziło mnie w błąd, czego wynikiem było zdziwienie towarzyszące mi pod koniec powieści. Duży plus dodaję za to, że pisarz stworzył bohaterów odznaczających się pomysłowością i zaradnością. Na początku miałam lekkie obawy, że będzie to historia w stylu „zabili go i uciekł” lub, że Peter James wymyślił niedorzeczne argumenty, mające wytłumaczyć, dlaczego dana postać nie może działać logicznie. Na szczęście w Pogrzebanym nic takiego nie ma miejsca. Michael próbuje wszystkich, dostępnych mu środków, by wydostać się na powierzchnię. Zajmujący się sprawą jego zaginięcia policjant również nie odpuszcza, ponieważ intuicja podpowiada mu, że coś podejrzanego pojawiło się w zeznaniach pewnych osób. Roy Grace działa szybko i sprawnie, nie wahając się zaryzykować czy wystawić na ewentualne pośmiewisko, gdyby okazało się, że przeczucia go zawiodły.

Fragmenty poświęconego walczącemu o przetrwanie Michaelowi uważam za najlepsze momenty w powieści. Dzięki silnie oddziałującym na wyobraźnie opisom determinacji mężczyzny, która po czasie zmieniła się w rezygnację spowodowaną utratą nadziei na ratunek, mogłam zrozumieć, co czuje człowiek postawiony w sytuacji praktycznie bez wyjścia. Do ostatniej strony nie wiadomo czy Harrison przeżyje i ta niepewność generuje dodatkowe emocje. Jednak to nie zakopany w trumnie mężczyzna jest jedynym głównym bohaterem tej książki, ponieważ również detektyw Grace należy do istotnych postaci. Roy – borykający się z samotnością mężczyzna tuż przed czterdziestką wzbudził moja sympatię błyskotliwością i zaangażowaniem w prowadzone śledztwo. Nie przeszkodził mi nawet fakt, że to kolejny detektyw z dużymi problemami osobistymi, ponieważ akurat jego sytuacja wzbudza ciekawość i daje pewne pole do popisu, jeśli chodzi o kontynuację losów w dalszych częściach serii.

Zgodnie z tym, co napisałam na początku recenzji, przyszła pora na te mniej chlubne cechy powieści Petera Jamesa. Książka podzielona została na bardzo krótkie części, na dodatek każdy rozdział zazwyczaj oznacza przeniesienie się do wydarzeń, będących udziałem innego bohatera. Denerwowało mnie takie szybkie przeskakiwanie między postaciami i wątkami, ponieważ utrudniało koncentrację i sprzyjało porzuceniu lektury na dłuższy czas, mimo że Pogrzebany w żadnym razie nie nudzi i nie męczy. Za minus uważam również skłonność detektywa Grace’a do korzystania z usług jasnowidzów, wróżek i osób podobnych profesji. Niby bohater ma powody, by wierzyć w to, że tacy ludzie mogą być pomocni, ale wolę, gdy policjant rozwiązuje sprawę dzięki swojej inteligencji i wyszkoleniu, a nie podpowiedzi radiestety. Na szczęście pisarz nie pokusił się o jakiś szczególnie rozbudowany motyw tych wróżbiarskich porad, niemniej pojawiają się na tyle często, że zwróciły moją uwagę.

Historia mężczyzny zamkniętego w trumnie i pogrzebanego głęboko pod ziemią niespodziewanie dostarczyła mi porządnej dawki emocji i rozrywki. Nie liczyłam na rozbudowaną fabułę, ale okazało się, że Peter James sprytnie wykorzystał znane rozwiązania, dzięki czemu udało mu się uniknąć schematu i zaskoczyć mnie komplikacjami w prowadzonym przez Grace’a śledztwie. Na pewno przyjrzę się bliżej pozostałym powieściom tego brytyjskiego pisarza i nie pozwolę, żeby jego nazwisko umknęło mi w natłoku setek innych literatów, których dzieła chcę poznać. Oczywiście polecam Pogrzebanego miłośnikom sensacji i kryminału. Dzięki tej książce przekonacie się, czym jest desperacka walka o życie, zobaczycie jak okrutni potrafią być najbliżsi ludzie oraz dowiecie się, że głupie żarty mogą pociągnąć za sobą poważne konsekwencje.

Ocena: 4,5 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik

25 lipca 2013

Marzenia Joy - Lisa See


Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 400

Powieścią Dziewczęta z Szanghaju Lisa See podbiła moje serce. Opisała losy dwóch sióstr, Pearl i May, zmuszonych do ucieczki z ogarniętego wojną Szanghaju i przystosowania się do życia na emigracji. Ich skomplikowana i wzruszająca historia utkwiła mi w pamięci na tyle, że nawet po ponad dwóch latach od przeczytania książki, doskonale pamiętam wydarzenia w niej zawarte, zwłaszcza szokujące zakończenie. Kiedy dowiedziałam się, że Lisa See napisała kontynuację historii bohaterek, wiedziałam, że będzie to równie emocjonująca, zajmująca i niezapomniana lektura. Moje przeczucia okazały się trafne, Marzenia Joy to wspaniała opowieść o trudnych wyborach, różnych rodzajach miłości i niewyobrażalnie ciężkich warunkach życia w komunistycznych Chinach.

Trudno nakreślić fabułę tej książki, bez zdradzania istotnych faktów z pierwszej części, więc musicie mi wybaczyć, że dość skrótowo przedstawię zarys wydarzeń opisanych w Marzeniach Joy. Pearl i May łączy bardzo skomplikowana, pełna sprzecznych uczuć więź. Są siostrami i w trudnych chwilach potrafią wspierać się nawzajem oraz stawiać czoła niepewności, lecz często pojawiają się między nimi nieporozumienia i kłótnie. Jedną z takich ostrych wymian zdań przypadkowo słyszy córka Pearl – Joy. Dziewczyna poznaje wówczas rodzinny sekret, który wstrząsa nią do głębi. Pod wpływem emocji decyduje się na ucieczkę z domu i wyjazd do ojczyzny. Nie wie jednak, że chińska rzeczywistość znacznie różni się od tego, co przekazują komunistyczni aktywiści w USA. Dziewiętnastoletnia Joy ma głowę nabitą ideałami i mylne przekonanie o tym, co zastanie w Chińskiej Republice Ludowej w 1957 roku. Kiedy jej matka i ciotka dowiadują się o ucieczce, natychmiast opracowują plan nakłonienia Joy do powrotu, który niestety wymaga tego, by Pearl udała się śladami dziewczyny do Chin.

Najnowsze dzieło Lisy See całkowicie mnie zauroczyło. Czytałam w każdej wolnej chwili, nie zważając na zmęczenie czy późną porę, by jak najszybciej dowiedzieć się, jakie niespodzianki los znów zgotował bohaterkom oraz, z jakimi kłopotami przyjdzie im się zmierzyć. Wracałam myślami do tej historii nawet, gdy musiałam książkę odłożyć na bok i zająć się innymi sprawami. Nieczęsto zdarza mi się taka niecierpliwość w poznawaniu powieści i takie zaangażowanie w opisane wydarzenia. Z chęcią ponownie spotkałam się z bohaterkami poznanymi dzięki lekturze Dziewcząt z Szanghaju i z wypiekami na twarzy śledziłam ich poczynania. Marzenia Joy koncentrują się głównie na postaciach Pearl i jej córki, które naprzemiennie są narratorkami, pozwalając czytelnikowi dokładnie poznać uczucia i przemyślenia każdej z nich. May tym razem pozostaje w cieniu, wspiera rodzinę na odległość, pomagając zgodnie ze swoimi możliwościami, ale jej obecność jest cały czas wyczuwalna. Podobnie jak wspomnienia obu sióstr z przeszłości. Pobyt Pearl w ojczyźnie sprzyja przywoływaniu dawnych, szczęśliwych czasów. Tak wiele zmieniło się w nieco ponad dwadzieścia lat, że aż trudno w to uwierzyć. W Szanghaju nie ma już tętniących życiem kawiarni, spacerujących cudzoziemców, hałaśliwych sklepikarzy i modnych butików. Ich miejsce zajęły brzydkie, zaniedbane budynki z wymalowanymi na ścianach propagandowymi hasłami, a snujący się po ulicach ludzie, ubrani w robocze kombinezony, zatracili dawną energię i radość. Pearl ubolewa nad takim obrazem ukochanego kraju, ale czasami dostrzega ślad dawnych czasów i czuje radość, że mogła wrócić do dobrze jej znanych miejsc, spotkać się z nielicznymi, którzy pamiętają jeszcze jej rodzinę. 

W tym samym czasie Joy poznaje trudne życie na prowincji. Początkowa fascynacja i zachwyt prostym stylem życia, naiwnością mieszkańców wioski oraz ich pozytywnym nastawieniem do zmian, jakie stopniowo wprowadza Wielki Wódz, ustępuje przerażeniu, gdy dziewczyna widzi, do czego doprowadzają kolejne absurdalne zarządzenia. Przez pierwszą połowę powieści byłam wściekła na Joy, nie mogłam zrozumieć, dlaczego porzuciła najbliższych, zrezygnowała z edukacji i szansy na dobrobyt, by w myśl komunistycznych przekonań pracować z innymi w pocie czoła ku chwale Nowych Chin. Później nieco lepiej zrozumiałam jej motywację, ale nadal uważam, że podjęcie takiej decyzji było czystym szaleństwem. Druga połowa Marzeń Joy obfituje w dramatyczne wydarzenia. Bohaterowie powieści doświadczają głodu, który według szacunków spowodował śmierć 45 milionów ludzi, usiłują wydostać się kraju, chociaż granicę są zamknięte, a podróżowanie po kraju bez zezwolenia surowo karane, ale odnajdują również siłę do walki, dawno zapomniane uczucia i spokój, wynikający z pogodzenia się z pewnymi faktami. Uważam, że Lisa See w mistrzowski sposób nakreśliła ambiwalencję odczuć bohaterów. Byli przerażeni nowymi zasadami, propagandowymi spotkaniami i mrożącymi krew w żyłach scenami, rozgrywającymi się wszędzie tam, gdzie ludziom brakowało jedzenia, ale chłonęli wszystko to, co przypominało dawne życie i w pewien sposób ukoili tęsknotę za ojczyzną. Pisarka pokazała okrucieństwo totalitarnego systemu, opisując, do czego doprowadziły poszczególne zarządzenia i jak zmieniły charakter ludzi, którzy musieli się do nich stosować. Jednocześnie przypomniała, dlaczego miliony osób uwierzyło w komunistyczny dobrobyt i obietnicę rozwoju całego kraju. 

Nie mogę nie wspomnieć również o egzotycznej, chińskiej kulturze, którą można poznać dzięki tej książce. Jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego zbiera się zapisane kartki papieru, a później rytualnie je spala, z czego przyrządza się najsmaczniejsze chińskie potrawy oraz, co symbolizują poszczególne znaki zodiaku i jakimi cechami odznaczają się ludzie urodzeni w danym okresie, to koniecznie sięgnijcie po powieść Lisy See, w której bohaterowie przypominają jak wyglądają chińskie tradycje i kultywowane od pokoleń obyczaje. Ta książka nie należy do lekkich, wakacyjnych lektur, ale gorąco namawiam do jej przeczytania. Opowieść o Pearl, Joy, May i kilku innych, istotnych bohaterach powstała w oparciu o liczne źródła, przybliżające warunki życia w Chińskiej Republice Ludowej w połowie XX wieku. Pisarka pokazuje jaką drogę musiały przebyć listy z Zachodu, by miały szansę dotrzeć do mieszkańców Chin, gdzie trzeba było udać się po pozwolenie na wyjazd i co należało zrobić, by zadowolić władze. Marzenia Joy to także historia rodziny zmagającej się z demonami przeszłości, złymi decyzjami, pretensjami, negatywnymi uczuciami i wieloma bolesnymi zatargami, która w obliczu zagrożenia jednoczy się i wspiera. Każda z postaci przechodzi metamorfozę, dojrzewa, rozumie, co w jej życiu jest tak naprawdę ważne, o co warto walczyć do ostatniego tchnienia. Miłość u See nigdy nie jest prosta i jednoznaczna, ale jest prawdziwa. Siostrzanemu oddaniu towarzyszy rywalizacja i zazdrość, uczucie łączące matkę i dziecko zostaje wystawione na próbę przez odmienne poglądy, a miłość romantyczna czasem podporządkowuje się konwenansom, a czasem okazuje się jedynie ułudą. Mimo tego, Marzenia Joy odebrałam jako optymistyczną, pięknie napisaną historię, udowadniającą, że dzięki wsparciu najbliższych można dokonywać czynów teoretycznie niemożliwych.
 
Ocena: 6 / 6

Recenzja  powieści Dziewczęta z Szanghaju

Książka przeczytana w ramach wyzwania  Trójka e-pik