28 kwietnia 2013

Pasażer - Patrick Senécal


Wydawnictwo: Fu Kang
Liczba stron: 170

Na czytelniczy kryzys nie ma nic lepszego niż książka w ulubionym gatunku. Po długiej i męczącej przeprawie z ostatnią lekturą, sięgnęłam po niewielką objętościowo powieść, mającą dostarczyć mi mocnych wrażeń i sprawić, że tak łatwo nie zapomnę o poznanych bohaterach. Oczywiście bez wad się nie obyło, ale w ogólnym rozrachunku Pasażer spełnił moje oczekiwania, więc z czystym sumieniem mogę go polecić wszystkim miłośnikom tekstów grozy. Głównym bohaterem tej historii jest młody nauczyciel Etienne Séguin, który podjął pracę w college’u, w rodzinnym mieście Drummondville, leżącym niedaleko Montrealu. Mężczyzna jest podekscytowany nowymi obowiązkami, do których należy m.in. prowadzenie zajęć z literatury grozy. Początkowo Etienne obawia się, że nie poradzi sobie z kursem, ponieważ nigdy nie poświęcał uwagi ani horrorom, ani fantastyce, uważając, że czytanie takich książek to zwyczajna strata czasu. Niespodziewanie dla samego siebie, odkrywa fascynację pewnym motywem, pojawiającym się w poznanych powieściach. Na nieoczekiwanie zainteresowanie duży wpływ ma znajomość z tajemniczym autostopowiczem, pojawiającym się z zadziwiającą regularnością na drodze łączącej Montreal i Drummondville.

Lektura Pasażera to moje pierwsze, ale z pewnością nie ostatnie literackie spotkanie z Patrickiem Senécalem. Powieść nie należy do odkrywczych, ale jest sprawnie napisana, trzyma w napięciu i mimo pewnej dozy przewidywalności, potrafi zainteresować i utrzymać uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Zazwyczaj narzekam na niewielkie objętościowo książki, zauważając, że rozszerzenie pewnych wątków wyszłoby całej historii na dobre. Jednak w przypadku Pasażera takie skondensowanie opowieści na niespełna dwustu stronach sprawdziło się doskonale. Pisarz skupił się na jednym motywie i konsekwentnie budował wokół niego fabułę, co sprawiło, że po rozpoczęciu lektury nie mogłam jej przerwać bez doczytania do końca. Co więcej, przez cały czas towarzyszyło mi narastające napięcie, więc na każdej stronie spodziewałam się zwrotu akcji. Zaproponowane przez Senécala rozwiązanie nie wywołało we mnie zaskoczenia, ponieważ znam ten chwyt z innych powieści i filmów grozy, ale mimo tego nie czułam się zawiedziona z powodu przewidzenia kierunku, w jakim zmierza historia. Rozpoznawanie zabiegów charakterystycznych dla danego gatunku to część zabawy i jeśli tylko autor potrafi sprawnie poruszać się w obrębie schematu, budować napięcie i podsycać zainteresowanie, to wykorzystanie mało innowacyjnego wyjaśnienia nie przeszkadza.

Ważnych dla powieści bohaterów jest zaledwie dwóch – Etienne i tytułowy pasażer. Reszta postaci pojawia się jedynie w epizodycznych rolach, ale nie uważam, żeby to była wada. Pierwszoosobowa narracja pozwala czytelnikowi nie tylko dość dokładnie poznać charakter Etienne’a, ale przede wszystkim umożliwia obserwacje zmian, zachodzących w bohaterze pod wpływem przeżytych wydarzeń. Na początku mężczyzna sprawia wrażenie lekko nudnego i zadufanego w sobie pasjonata literatury, który nigdy w życiu nie skalał się przeczytaniem książki, niebędącej klasyką. Jego awersja do popularnych powieści podyktowana jest również niechęcią do czytania makabrycznych i pełnych przemocy historii. Dopiero zajęcia ze studentami sprawiają, że Etienne poznaje nieco zakazany, ale jakże pociągający świat horroru i fantastyki. Od tego momentu postać zmienia się zupełnie, a czytelnicy z narastającym przerażeniem obserwują skutki tej metamorfozy. Postać pasażera jest tajemnicza, intrygująca i niepokojąca. Pozornie to człowiek sympatyczny, zabawny, błyskotliwy i łatwo nawiązujący kontakty, ale pozory mylą, więc należy się spodziewać, że pod miłą powierzchownością, kryje się ktoś mroczny i nieprzewidywalny.

Bohaterami horrorów często są dzieci i przyznam, że czasami to właśnie te niby niewinne i wrażliwe istoty, potrafią wystraszyć mnie bardziej niż cała zgraja krwiożerczych potworów. Senécal również wykorzystał motyw przerażającego dziecka, pokazując jak bezwzględny i okrutny może być kilkulatek. Najbardziej niepokojące pytanie, jakie wówczas przychodzi na myśl dotyczy źródła, z którego to zło pochodzi oraz okoliczności sprawiających, że młody człowiek jest zdolny do takich czynów. Równie intrygującą kwestią jest sam okres dzieciństwa, w którym niewinna zabawa przeplata się z wstrząsającymi, brutalnymi czynami. Senécal nie podaje wyjaśnień, nie rozwija tego tematu, ale sygnalizuje go i czyni użytecznym na potrzeby swojej historii. Podobał mi się również opis zajęć prowadzonych przez głównego bohatera, ponieważ w bardzo podobnych miałam okazję uczestniczyć. Rozmowy o tekstach grozy, dywagacje na temat motywacji bohaterów i konsekwencji ich czynów, prowadzone przez pasjonatów to prawdziwa gratka dla każdego miłośnika horroru. Natomiast za chybiony pomysł uważam zakończenie. I nie mam na myśli ogólnego pomysłu na rozwiązanie intrygi, ale dosłownie dwie ostatnie strony, które w ogóle nie pasują do całości i nie dają wskazówki interpretacyjnej, co do dalszych losów Etienne’a. Tak jakby pisarzowi zabrakło weny na samym końcu. Pasażer to sprawnie opowiedziana i dynamicznie rozwijająca się historia, która całkiem silnie oddziałuje na wyobraźnię. Nie jest to horror wszechczasów, ale jako emocjonująca lektura sprawdza się doskonale.

Ocena: 4,5 / 6

25 kwietnia 2013

Obce dziecko - Alan Hollinghurst


Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 616

Nie wierzyłam, że kiedykolwiek to napiszę, ale przyszedł moment, w którym nie mogę się już oszukiwać. Cierpię na kryzys czytelniczy. Do tej pory byłam przekonana, że taka przypadłość nigdy mnie nie dotknie. No, bo jak to, kryzys i awersja do słowa pisanego, kiedy tyle interesujących książek czeka na przeczytanie? Czy to możliwe, żeby ekscytacja na myśl o kolejnych kilkunastu stronach powieści została zastąpiona przez niechęć wywołaną samym spojrzeniem na książkę? Niestety tak. I nie wiem, czy gorszy jest sam fakt zmuszania się do lektury czy też to, że ten niechlubny stan wywołało dzieło cenionego, wielokrotnie nagradzanego i uznawanego za mistrza powieściopisarstwa Alana Hollinghursta. Przez dwa tygodnie Obce dziecko było moim wyrzutem sumienia, moją kulą u nogi i powodem do zgryzoty, wywołanej myślami, że nie jestem w stanie docenić pisarskiego kunsztu wybitnego autora.

Latem 1913 roku do posiadłości „Dwa Akry” przyjeżdża młody arystokrata i początkujący poeta Cecil Valance. Mężczyzna pojawia się w życiu rodziny Sawle’ów jako oddany i jedyny przyjaciel nieśmiałego i niezbyt towarzyskiego George’a. Domownicy są wprost zachwyceni osobą Cecila. Jego urok, dobre maniery i zdolność do zjednywania sobie powszechnej sympatii sprawiają, że zaledwie kilkudniowy pobyt w „Dwóch Akrach” będzie miał ogromny wpływ na przyszłość bohaterów. Zwłaszcza życie George’a i jego szesnastoletniej siostry Daphne zostanie zdominowane przez osobę Cecila, którego biografia będzie później szeroko komentowana i badana, zarówno przez fanów jego twórczości, jak i rządnych sławy biografów, mających nadzieję na ujawnienie szokujących faktów o przedwcześnie zmarłym poecie.

Sięgając po powieść Hollinghursta byłam gotowa na obcowanie z dziełem wyższej klasy, oczarowującym bogactwem języka, trafnością charakterystyki angielskiego społeczeństwa i opisem przemian, jakim poddało się w przeciągu stu lat. Niby wszystko to znajduje się w powieści, ale z nie do końca znanych mi przyczyn, czytanie jej to droga przez mękę. Możliwe, że zwyczajnie nie potrafię dostrzec i docenić wybitności Obcego dziecko, ale muszę przyznać, że w trakcie lektury zwyczajnie się wynudziłam. Nie zliczę ile razy miałam ochotę cisnąć książkę w kąt i nigdy do niej nie wracać, mimo że podejmowane przez pisarza tematy są interesujące i warte poznania. Ale cóż z tego, skoro zostały podane w zupełnie nietrafionej formie. Akcja powieści obejmuje niemal sto lat, co zapowiada prawdziwą ucztę literacką złożoną z dopracowanych w najdrobniejszym szczególe bohaterów oraz wydarzeń obnażających konserwatywną powierzchowność angielskiej arystokracji, skonfrontowaną z nagle zmieniającymi się obyczajami. Teoretycznie tak właśnie jest, ale jako czytelniczka nie odczuwałam żadnych emocji związanych ze śledzeniem poczynań kolejnych postaci. Najważniejsze wydarzenia są pominięte. O tym, co się właściwie zdarzyło i jak do tego doszło odbiorca zazwyczaj nie zostaje poinformowany. W jakimś stopniu może się domyślać, rekonstruować pewne wątki i próbować zrozumieć postępowanie bohaterów, ale jest pozbawiony możliwości współodczuwania z postaciami. I te wszystkie niedopowiedzenia bynajmniej nie mają charakteru interesującej gry z czytelnikiem, ponieważ jawią się jako męczące, przestylizowane chwyty, zastosowane tylko po to, by książkę uczynić bardziej irytującą.

Wspomniałam, że Obce dziecko może zanudzić niemal na śmierć. Z bólem serca wydaję taką opinię, ale inaczej tego ująć nie mogę. W trakcie czytania miałam wrażenie, że jestem intruzem podglądającym czyjeś życie. Śledziłam kilkudziesięciostronicowe charakterystyki przyjęć, na których arystokracja spotykała się raczej z obowiązku niż ze szczerej chęci, byłam obecna podczas rozmów, przejażdżek, spacerów i sekretnych spotkań kochanków. W ogólnej perspektywie zyskałam pewien obraz życia angielskiego społeczeństwa, przekonałam się jak silna może być chęć wykreowania mało znaczącego zdarzenia na spektakularny zwrot w życiu i to jest niezaprzeczalna wartość tej książki. Ale, nie odczuwałam żadnej przyjemności z lektury. To czytelnicze szpiegowanie było męczące. Zamiast bogactwa języka otrzymałam lekki bełkot, wynikający z odczuwalnego wysiłku, jaki pisarz włożył w to, żeby każde zdanie było maksymalnie rozbudowane, skomplikowane i niejednoznacznie.

Niewątpliwie zaletą Obcego dziecka jest świetne nakreślenie charakteru postaci. Od flirciarza i czerpiącego z życia garściami Cecila, przez zalęknionego, przerażonego własnymi uczuciami George’a, naiwną i łaknącą zainteresowania Dahpne aż do nieudolnego, ale wytrwałego biografa Paula Bryanta oraz wielu innych bohaterów, należących do rodziny Valance’ów i Sawle’ów. Najnowsza powieść Alana Hollinghursta na pewno znajdzie zachwyconych czytelników, którzy z pogardą przeczytają recenzje utrzymane w podobnym tonie, co moja. Nie będę jednak udawać, że oczarowało mnie to dzieło, bo chociaż rozumiem jego przesłanie, to dawno żadna książka tak mnie nie wymęczyła. Obce dziecko nie jest intelektualnym wyzwaniem, to raczej próba cierpliwości i samozaparcia ze strony czytelników. Zdecydujcie sami czy macie ochotę zmierzyć się z tą powieścią.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Muza.
 
Ocena: 3 / 6


20 kwietnia 2013

Druga edycja Grakademii!

Wszyscy, którzy regularnie śledzą mojego bloga zapewne wiedzą, że interesuje się grami komputerowymi również od strony akademickiej i dlatego współorganizuję imprezy i dyskusję poświęcone temu zagadnieniu. Tym razem serdecznie zapraszam wszystkich na drugą edycję Grakademii, która odbędzie się 27 kwietnia (sobota) w łódzkiej Manufakturze. Poniżej garść wiadomości, przypominająca czym Grakademia jest :) Będę wdzięczna za rozgłoszenie wśród znajomych informacji o wydarzeniu i odwiedzanie strony na facebooku :)

Strona wydarzenia
Grakademia na facebooku

Grakademia to impreza składająca się z dwóch podstawowych części, jakimi są strefa wolnego grania oraz panel teoretyczny, w którym udział biorą zaproszeni przez organizatorów goście. Równocześnie obok siebie w dwóch salach trwają wystąpienia prelegentów, podejmujące na różne sposoby problematykę gier komputerowych oraz turnieje w popularne tytuły, konkursy z nagrodami, kącik retro i wspólna gra na dużym ekranie w czysto arkadowe produkcje.

Drugą edycję Grakademii organizujemy 27 kwietnia 2013 roku, odbędzie się ona w Arena Laser Games w łódzkim Centrum Handlowym Manufaktura. Planujemy w jej ramach wystąpienia teoretyczne wygłoszone przez wykładowców UŁ, publicystów, twórców gier z łódzkich firm oraz studentów kierunków ścisłych i humanistycznych prezentujące różnorodność sposobów zajmowania się cyberrozrywką. Oprócz panelu z prelekcjami przewidujemy rozbudowaną strefę wolnego grania z dużym ekranem, kącikiem retro, turniejami w gry arkadowe oraz konkursami dla uczestników imprezy.

Harmonogram imprezy:

Mała sala:
 

11:00 Otwarcie imprezy i rozpoczęcie panelu teoretycznego – Dominika Staszenko, Marcin M. Chojnacki (Grakademia)
 

11:15 Do grania i do studiowania - gry wideo jako przedmiot interdyscyplinarnych badań naukowych – dr Sonia Fizek (Blog "Polityki" - "Technopolis: o grach z kulturą")
 

12:15 Badacz gier – groznawca – Maria B. Garda (Koło Naukowe Badaczy Gier, UŁ)
 

13:15 Ciągle przeżywamy tę samą podróż? Czyli „Monomit” we współczesnych grach wideo – Cezary Skorupka (Flying Wild Hog)
 

14:15 Idealna recenzja. Czy da się taką napisać? – Katarzyna Królikowska, Karol Świątek (ŚwiatGry.pl)
 

15:15 Pierwsze piaskownice – dr Paweł Schreiber (jawnesny.pl)

16:15 Krzywa emocjonalna jako narzędzie do sterowania tonem narracji – Michał Staniszewski (Plastic)
 

18:15 Debata: „Groznawstwo – i co dalej?”

Duża sala:
 

11:15 – otwarcie strefy wolnego grania
 

12:00 – 15:00 – turniej Mortal Kombat
 

15:00 – 18:00 – turniej Tekken Tag Tournament 2


17 kwietnia 2013

"55"



Rzadko biorę udział w blogowych zabawach, ale dla tej zrobię wyjątek, ponieważ jest sympatyczna i związana z książkami :) Za zaproszenie do gry dziękuję Kasi J.

10 książek, które bardzo mi się podobały:

1. Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafón
2. Terapia - Sebastian Fitzek
3. Lśnienie - Stephen King
4. Dziewiętnaście minut - Jodi Picoult
5. Wieczna Księżniczka - Philippa Gregory
6. Zbrodnia i kara - Fiodor Dostojewski
7. Na ratunek - Sophie Hannah
8.Córka fortuny - Isabel Allende 
9. Imię Róży - Umberto Eco
10. Wyznania gejszy - Arthur Golden

Oczywiście ta dziesiątka to tylko kropla w morzu lubianych i cenionych przeze mnie książek :)

9 książek, które mniej mi się podobały:

1. Pachnidło - Patrick Suskind
2. Gestapo - Sven Hassel
3. Odrodzenie May - Lisa Samson
4. Pamiętnik przetrwania - Doris Lessing
5. Budapeszt Noir - Vilmos Kondor
6. Sprawiedliwość - Maciej Małecki
7. Napad bez pistoletu w ręku - Robert A. Fenton
8. Bibliotekarz -Michaił Jelizarow
9. W następnym życiu - Marc Levy

Niestety wybór tych pozycji nie wyczerpuje książek, których czytanie przyprawiało mnie o mdłości i wymagało ogromnych pokładów cierpliwości i determinacji, by je w ogóle ukończyć.

8 blogów, które najchętniej czytam:

1. Louisowo - za świetne recenzje i artykuły o grach, problematyzujące konkretne zagadnienia ze świata cyberrozrywki oraz za gotowość do polemiki i ciekawej rozmowy.
2. Kącik z książką - za niesamowicie lekkie pióro, recenzje Kasi J. niemal same się czytają, a co najważniejsze prowokują do dyskusji.
3. Krimifantamania - za ogromną ilość recenzowanych kryminałów i horrorów, co pozwala mi systematycznie powiększać swoją listę książkowych życzeń oraz za humor i cięty dowcip w tychże recenzjach.
4. Z pasją o dobrych książkach i nie tylko - za szczere i emocjonalne teksty. Kasiek niczego nie udaje, nie wstydzi się swoich opinii i zawsze chętnie podejmuje dyskusje.
5. Myśli i słowa wiatrem niesione - za wyczerpujące i doskonale uargumentowane recenzje, zarówno książek jak i filmów oraz za naprawdę sympatyczną atmosferę.
6. Zwiedzam wszechświat - za fantastyczne i bardzo wyczerpujące recenzje oraz zmysł do wyszukiwania prawdziwych perełek, zwłaszcza jeśli chodzi o powieści historyczne.
7. Książkowe czary mary - za szczere i dobrze napisanie teksty oraz otwartość na dyskusje. Nawet jeśli w jakiejś kwestii nie zgadzam się z Natulą, to i tak potrafimy się porozumieć.
8. Książkówka - za dopracowane recenzje, wśród których dominują opinie o kryminałach i horrorach. Jak Książkówka napisze, że powieść jest świetna lub koszmarna, to ja jej wierzę i od razu wiem, co zrobić z taką lekturą.

Jak wiecie, wybranie tylko kilku blogów to ogromne ograniczenie. Ulubionych stron mam znacznie więcej. Wszyscy, do których regularnie zaglądam i komentuje posty niech czują się wymienieni w tej ósemce :)

7 książek, które chcę przeczytać:

1. Drugie dziecko - Charlotte Link
2. Dracula - Bram Stoker
3. Shirley - Charlotte Bronte
4. Potem - Rosamund Lupton
5. Kamuflaż - Ewa Ostrowska
6. Vita - Melania Mazzuco
7. Taniec z aniołem - Ake Edwardson

Potraktujmy tę siódemkę bardzo umownie, bo moja lista książek do przeczytania obecnie liczy sobie kilkadziesiąt stron.

6 powodów żeby sięgnąć po książkę:

1. Książka pozwala odciąć się od szarej rzeczywistości i przenieść w dowolne miejsce.
2. Po lekturze można wymieniać się opiniami z innymi pasjonatami czytania.
3. Emocje! Te wszystkie historie zamknięte na stronach powieści aż proszą o odkrycie.
4. Dla przyjemności płynącej z oglądania, zamawiania, kupowania kolejnych książek
5. Zabicie czasu, jak nie wiadomo co robić, to najlepiej zająć się czytaniem.
6. Wiedza oczywiście. Nie na darmo mówi się o oczytaniu.

5 powodów żeby nie sięgnąć po książkę:

1. Brak czasu. Jak mamy czytać po łebkach i na szybko, to lepiej poczekać na wolną chwilę.
2. Inne rozrywki. Nie samą książką żyje człowiek, gier, filmów i seriali też nie powinno się zaniedbywać.
3. Brak ochoty. Zmuszanie się do czytania nie ma sensu.
4. Książka należy do nielubianego gatunku.
5. Kiepskie recenzje. Jeśli zaufane osoby uważają, że książka jest słaba, to lepiej dać sobie z nią spokój.

4 miejsca, w których najlepiej się czyta:

1. Łóżko
2. Leżak w ogrodzie w słoneczny dzień
3. Taras/ balkon
4. Samochód

3 autorów, na których nowe książki czeka się zawsze za długo:

1. Charlotte Link
2. Carlos Ruiz Zafón
3. Natsuo Kirino

2 dobre ekranizacje:

1. Lśnienie
2. Lot nad kukułczym gniazdem

1 autor niesłusznie zapomniany:

Niestety nikt nie przychodzi mi do głowy.

11 kwietnia 2013

Fałszywy trop - Henning Mankell


Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 464

Nikt nie przeczuwał, że kapryśne zazwyczaj, szwedzkie lato tym razem zrobi niespodziankę mieszkańcom Skanii. Czerwiec i lipiec 1994 roku jawił się jako hojny prezent od natury – ciepłe, słoneczne i bezwietrzne dni sprawiały, że zarówno Kurt Wallander jak i jego współpracownicy myślami byli już na wakacyjnych wojażach. Wyobrażali sobie jak spędzają wolny czas leniwie i beztrosko, nie myśląc o stertach papierkowej roboty i sprawach czekających na zbadanie. Jednak to przedwczesne rozluźnienie nie mogło trwać niezmącone. 22 czerwca do ystadzkiej komendy wpłynęło zgłoszenie o znalezieniu zwłok byłego ministra sprawiedliwości Gustafa Wetterstedta. Zabójca zadał mężczyźnie śmiertelny cios siekierą w plecy, a następnie zdjął skalp z jego głowy. Kiedy w ciągu kilku następnych dni pojawiło się więcej ofiar „skalpowego mordercy”, Wallander przeczuwał, że to śledztwo będzie najtrudniejszym w jego dotychczasowej karierze.


Fałszywy trop jest powieścią, która nieco różni się od wcześniejszych dzieł Henninga Mankella. Wykreowanie intrygi z seryjnym mordercą w roli głównej sprawdziło się doskonale, ponieważ znacznie skomplikowało śledztwo, co poskutkowało całkiem sporą dawką napięcia, wynikającą z obserwacji poczynań policjantów i domysłów nad związkiem między wszystkimi ofiarami. W swoich książkach Mankell zazwyczaj stawia czytelnika na uprzywilejowanej pozycji, pozwalając mu poznać znacznie więcej szczegółów niż prowadzącym dochodzenie policjantom. Tak jest również w tym przypadku. Odbiorca dowiaduje się, kim jest morderca na długo przed zakończeniem książki. Jak już kiedyś wspomniałam, nie jestem fanką takiego rozwiązania, ale mimo tego Fałszywy trop czytałam z dużym zainteresowaniem. Myślę, że to zasługa dynamicznej akcji oraz intrygującego portretu psychologicznego zabójcy. Ofiar jest wyjątkowo dużo, co sprawia, że w napięciu czekałam albo na ujęcie sprawcy, albo na kolejne morderstwo. Amatorom mocniejszych wrażeń z pewnością spodoba się to, że pisarz nie szczędzi detali w opisach wszystkich makabrycznych zbrodni. A śmiertelne rany powstałe w wyniku ciosu siekierą lub wprawnie zdjęte skalpy nie są jedynymi, szokującymi charakterystykami morderstw.


Kurt Wallander po raz pierwszy ma do czynienia z taką sprawą. Jest wstrząśnięty tym, że w Szwecji działa seryjny zabójca rodem z amerykańskich filmów, który z zimną krwią pozbawia życia zarówno wysoko postawionych obywateli, jak i działających w półświatku przestępców. Komisarz nie potrafi znaleźć związku między wszystkimi ofiarami, nie rozumie, dlaczego giną akurat ci ludzie. Kiedy wreszcie udaje mu się połączyć fakty i wysnuć wnioski, jest wściekły, że przez tak długi czas nie mógł dostrzec powiązania. Podążał fałszywym tropem, bo nigdy nie przypuszczał, że mordercą okaże się właśnie ta osoba. Znów nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że lepiej byłoby, gdyby Mankell pozwolił czytelnikom postawić się na miejscu Wallandera. Zaskoczenie i niedowierzanie w finałowej scenie z pewnością wywołałoby jeszcze więcej emocji, a cała historia zapadłaby w pamięć na dłużej. Wygląda jednak na to, że muszę pogodzić się ze stylem pisarza i spodziewać się, że jako czytelnik będę zawsze krok przed głównym bohaterem. Komisarz z ystadzkiej policji po raz kolejny udowadnia, że jest utalentowanym śledczym, który nie spocznie dopóki nie rozwiąże sprawy. Lubię jego upór i niezłomność, ale coraz wyraźniej widzę, że Kurt żyje tylko pracą. Jego związek z Ryżanką Bajbą Liepą raczej nie ma przyszłości, bo nie tylko dzieli ich znaczna odległość, ale także charakter Wallandera. Mężczyzna często woli w samotności zmagać się z problemami niż porozmawiać z bliską osobą. Ponadto, kiedy wpada w wir pracy, wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Podoba mi się to, że w tej książce Mankell wreszcie nakreślił relację łączącą komisarza z córką, bo do tej pory Linda znajdowała się gdzieś na marginesie i nie miałam okazji poznać Kurta Wallandera w roli ojca dorastającej dziewczyny.


Mocną stroną powieści jest jej realizm, bo jakkolwiek sensacyjnie i nieprawdopodobnie brzmi historia o seryjnym, skalpującym swoje ofiary zabójcy, to została przedstawiona w sposób wiarygodny i właściwie niebudzący wątpliwości. Żadnych irytujących zbiegów okoliczności, przesadnie dramatycznych rozwiązań i co najważniejsze, policjantów ze stali, którzy nie potrzebują wypoczynku i nigdy nie czują się zniechęceni. Charakter mordercy jednocześnie przeraża i fascynuje. Ktoś, kto na co dzień niczym się nie wyróżnia, wygląda i zachowuje się jak wiele innych osób na świecie, skrywa mroczną tajemnice i snuje przerażające plany. Nic dziwnego, że śledczy nie mogli uwierzyć, że to właśnie ten człowiek odpowiada za wszystkie okrutne zbrodnie.


Minusem piątej części serii o Kurcie Wallanderze są niekończące się narzekania bohatera na zmieniającą się rzeczywistość. W pierwszych dwóch powieściach nie odczuwałam znużenia, czytając o rozmyślaniach na temat odmiennego charakteru popełnianych zbrodni. Teraz natomiast irytowałam się, gdy komisarz po raz kolejny ubolewał nad kondycją szwedzkiego społeczeństwa, objawiającą się m.in. nieskutecznymi przepisami i postępującą demoralizacją ludzi. Zapewne Wallander stwierdziłby, że mój brak zrozumienia dla jego argumentów to znak nowych czasów. Możliwe, że tak jest, w końcu doniesienia o skorumpowanych politykach czy lukach prawnych pozwalających przestępcom na wygodne życie nie są dzisiaj niczym szokującym. Zastanawiam się jedynie, czy w kolejnych książkach poglądy komisarza ulegają zmianie. Skoro już w 1994 roku pisarz wtłacza w jego myśli pesymistyczny obraz świata, to aż boję się pomyśleć, co znajdę w następnych powieściach. Mankell nie ustrzegł się też drobnej nieścisłości. W poprzedniej części cyklu komisarz zamienił kilka słów z mężem nowo przyjętej policjantki Ann-Brit Höglund, natomiast teraz żartował, że chyba nigdy nie spotka tego mężczyzny, ponieważ tak trudno zastać go w domu. Mimo tego, nie żałuję czasu poświęconego na lekturą Fałszywego tropu i polecam powieść zarówno fanom twórczości szwedzkiego króla kryminałów, jak i tym, którzy mają zamiar po raz pierwszy sięgnąć po jego książki.

Ocena: 4,5 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik

5 kwietnia 2013

Żywe trupy: Droga do Woodbury - Robert Kirkman, Jay Bonansinga


Wydawnictwo: Sine Qua Non
Liczba stron: 320


Znany wszystkim świat stopniowo odchodzi w zapomnienie. Ludzie, którym udało się przetrwać pierwszy etap zombie apokalipsy, zdają sobie sprawę, że już nigdy ich życie nie będzie wyglądało tak, jak dawniej. To, co kiedyś spędzało większości osób sen z powiek, nagle zupełnie zniknęło z listy priorytetów i wartości. Wyznaczanie celów, takich jak zdobycie dobrego wykształcenia, zrobienie kariery zawodowej czy posiadanie modnych gadżetów nie ma już sensu. W rzeczywistości opanowanej przez żywe trupy ważny jest każdy przeżyty dzień. A przetrwanie uzależnione jest od zapasów jedzenia, siły fizycznej i psychicznej, w miarę bezpiecznego schronienia, a także napotkanych po drodze ludzi. Skoro nie ma już policji, wojska ani żadnych innych służb próbujących zapanować nad sytuacją, to znaczy, że każdy człowiek jest zdany na samego siebie.

Lilly Caul wraz z kilkudziesięcioma innymi osobami przebywa w prowizorycznym obozie na przedmieściach Atlanty. Przerażeni, niedożywieni i zmęczeni ludzie stanowią łatwą zdobycz dla ogarniętych chęcią mordu nieumarłych. Gdy duża grupa szwendaczy atakuje obóz wszystko wymyka się spod kontroli. Ginie wiele osób, a wśród ocalałych wybuchają kłótnie i bójki. Lilly wie, że nie może dłużej pozostać w tym miejscu, dlatego razem z przyjaciółmi wyrusza w nieznane, mając nadzieję, że uda im się znaleźć schronienie nie tylko przed zombie, ale także przed nadchodzącą zimą. Po wielu dniach podróżowania, grupa trafia do ogrodzonego wysokim murem miasteczka Woodbury, sprawiającego wrażenie miejsca, w którym ludzie próbują żyć w miarę normalnie. Woodbury jest zarządzane przez samozwańczego Gubernatora i chociaż z pozoru wszystko wydaje się w porządku, to już po krótkim czasie Lilly dochodzi do wniosku, że miasteczko ma też inne, znacznie mniej przyjemne oblicze.  

Druga powieść osadzona w realiach opanowanego przez żywe trupy świata, wypada równie dobrze, co pierwsza. Przez większą część historii akcja koncentruje się na nowych bohaterach – innej niż poprzednio grupie ocalałych, walczącej każdego dnia o przetrwanie. Jednak później pojawia się tajemniczy Gubernator, który niedawno przejął władzę w Woodbury i zaprowadził zupełnie nowe porządki w miasteczku. W tej książce znalazło się wszystko, czego oczekuję od powieści opowiadającej o upadku cywilizacji, rozpadzie więzi międzyludzkich i obróceniu tradycyjnych wartości w pył. Pojawiają się, więc bezwzględni i okrutni ludzie, dla których nowe okoliczności stają się okazją do zademonstrowania swojej siły i brutalności bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji. Dla nich demokracja właśnie się skończyła, a nastał czas bezlitosnego przywództwa i zaspokajania swoich ambicji pod pretekstem dbania o innych i zapewnienia bezpieczeństwa słabszym. Szlachetni bohaterowie w większości pozostają na marginesie, ponieważ nie umieją stawić czoła swoim brutalnym „opiekunom”. Jeśli jeszcze kiedykolwiek chcą żyć w sposób, choć trochę przypominający dawne czasy, to muszą zrozumieć, że czasami nie ma innego wyjścia niż przemoc. Oprócz tego, zagrożenie czyha ze strony zombie, których z dnia na dzień jest coraz więcej. Wałęsające się całymi stadami potwory zniszczą każde prowizoryczne schronienie, na jakie natkną się na swojej drodze.

Znacznie łatwiej jest opisać wydarzenia mające miejsce tuż po wybuchu epidemii, niż nakreślić jak wygląda świat po kilku lub kilkunastu miesiącach od pojawienia się zombie. Droga do Woodbury opowiada o bohaterach, którzy zdają sobie sprawę, że obecność żywych trupów jest na stałe wpisana w nową rzeczywistość. Autorzy pokazują jak stopniowo zmieniają się warunki życia, a przy tym także charakter bohaterów. W powieści nie brakuje również momentów grozy, gdy całe stada szwendaczy zbliżają się do domów, obozów i innych tymczasowych kryjówek. Wyłaniające się z lasu potwory poruszają się powolnym, chwiejnym krokiem, wydając przy tym przerażające jęki i posapywania. O ile pojedynczy zombie nie stanowi dużego zagrożenia, o tyle większe skupisko praktycznie nie pozostawia szans ludziom na ucieczkę. Opisy walki, ataków i pożerania ofiar przez nieumarłe stwory to jedne z mocniejszych fragmentów w całej książce. Możliwe, że nieco mniej odporni na gore i wszelką makabrę czytelnicy będą mieć problem z takimi scenami, ale uważam, że są one jak najbardziej potrzebne. W końcu świat uległ diametralnym zmianom, nie jest już miejscem, które ludzie wzięli sobie w posiadania, więc odbiorcy muszą to poczuć.

Po raz kolejny Kirkman i Bonansinga udowodnili, że potrafią bardzo zgrabnie i przekonująco nakreślić metamorfozę głównych bohaterów. Lilly Caul na początku jawi się jako nieco nieporadna, sparaliżowana strachem dziewczyna, ale na ostatnich stronach jest już zupełnie inną bohaterką. Doświadczenia z Woodbury zupełnie zmieniły jej postrzeganie rzeczywistości i miejsca, w którym się znalazła. Podobnie dzieje się z przyjaciółmi Lilly. Jedni starają się przystosować i w jakikolwiek sposób zdobyć dach nad głową i resztki marnego jedzenia. Inni natomiast nie potrafią spokojnie patrzeć na wszechobecne okrucieństwo i niesprawiedliwość. W tej części Gubernator również przechodzi metamorfozę, stając się coraz bardziej mrocznym i złym człowiekiem, a przy tym prawdziwym przywódcą, szanowanym przez innych. Zakończenie powieści pozostaje dość otwarte, co oznacza, że spodziewam się kontynuacji losów mieszkańców Woodbury. Jeśli znacie komiks, serial lub gry, to z pewnością nie oprzecie się również świetnym powieściom osadzonym w uniwersum The Walking Dead. Jeśli jednak dotąd nie mieliście do czynienia z plagą zombie w popkulturze, to książki mogą stanowić doskonałe wprowadzenie do świata opanowanego przez żywe trupy.

Ocena: 5 / 6