31 grudnia 2010

Shantaram- Gregory David Roberts


Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 688

Fabuła tej książki jest tak niezwykła, a losy głównego bohatera tak skomplikowane i nieprzewidywalne, że niemal niemożliwe wydaje się by „Shantaram” był powieścią autobiograficzną. Gregory David Roberts został skazany na wiele lat za napady rabunkowe na banki i sklepy. Podejmując ogromne ryzyko uciekł z jednego z najcięższych więzień w Australii i przedostał się do Indii, aby uciec przed wymiarem sprawiedliwości. Niespodziewanie dla samego siebie w tym dalekim i bardzo egzotycznym kraju odnalazł swoje miejsce na Ziemi; miłość do zamieszkujących Bombaj hindusów i uwielbienie dla samej metropolii.

Roberts pokazuje, że nikogo i nic nie można oceniać jednoznacznie. Wydawałoby się, że skoro główny bohater (przez przyjaciół nazywany Linbabą) jest więziennym zbiegiem, bliskim współpracownikiem indyjskiego szefa mafii i handlarzem walutą to z pewnością jest zły do szpiku kości. Okazuje się jednak, że mężczyzna, który kradł i rabował potrafi także z poświęceniem nieść pomoc mieszkańcom najuboższych dzielnic, kochać i lojalnie wspierać swoich nowych przyjaciół. W miarę poznawania historii życia bohatera, docieramy także do jego najskrytszych myśli, obaw, wyrzutów sumienia i pragnień. A wtedy trudno już z taką samą surowością oceniać jego czyny.

Autor ma prawdziwy talent pisarski i już od pierwszej strony można wyczuć, że z łatwością przelewa swoje myśli na papier. Sposób, w jaki pisze o Indiach, o mieszkańcach Bombaju i wielu niezwykłych ludziach, których spotkał na swojej drodze sprawia, że czułam jakbym sama również ich znała. Indie to przedziwny kraj, w którym wielość różnych kultur, wierzeń i tradycji nieustannie miesza się z sobą. Mimo tego jakikolwiek spór między mieszkańcami zostaje szybko rozwiązany, a konflikt zażegnany. Trzeba jednak pamiętać, że ci sami ludzie, którzy chętnie pomagają nowym przybyszom zaaklimatyzować się w ich państwie i z prawdziwą życzliwością odnoszą się do siebie na co dzień, w sytuacjach poważnego zagrożenia nie zawahają się przed linczem i śmiertelnym pobiciem wroga. Tylko tam gangsterzy z własnym kodeksem etycznym są traktowani przez zwykłych ludzi, jako dobroczyńcy i opiekunowie, którzy pomagają ubogim mieszkańcom slumsów. Wpływowego i groźnego przywódcę mafii Kadirbaja połączyła z autorem silna więź. Często i długo dyskutowali na wiele filozoficznych tematów. Te dyskusje są prawdziwą perełką powieści- zajmujące i ciekawe, skłaniają do rozmyślań nad sensem życia, miejscem człowieka w świecie i jego skłonnościami do dobrych lub złych uczynków.
  
Tytułowy Shantaram to imię nadane autorowi przez mieszkańców jednej z indyjskich wiosek, oznaczające „ boży pokój”. Dla człowieka należącego do zachodniej cywilizacji nadanie imienia przez hindusów to wielkie wyróżnienie i całkowita akceptacja.                                                                          

Gorąco polecam tę powieść, bo każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Miłośnicy przygód i niebezpiecznych misji, amatorzy teologicznych i filozoficznych dysput, a także ci, którzy chcieliby poczytać o niezwykłej przyjaźni i oddaniu. Siłą opowieści Roberts’a jest jej autentyczność. W sieci można znaleźć zdjęcia, pokazujące autora z jego hinduskimi przyjaciółmi oraz miejsca opisane w książce, m.in. modny ówcześnie klub „Leopold”.  W 2007 roku powstał pomysł zekranizowania powieści, postać Lina miał zagrać Johnny Depp, ale dwa lata później wycofano się z realizacji tego projektu. Gregory David Roberts planuje spisać swoje dalsze losy, ponieważ „Shantaram” nie jest zamkniętą całością i nie wyjaśnia wielu kwestii, np., dlaczego autor dobrowolnie wrócił do więzienia, aby odbyć resztę kary. 

Ocena: 6 / 6

22 grudnia 2010

Zachowaj spokój- Harlan Coben




Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 448


Powieść opiera się głównie na dwóch wątkach. Pierwszym jest tajemnicze zaginięcie szesnastoletniego Adama- syna państwa Baye, a drugim bestialskie morderstwo kobiety. Jak się później okazuje wątki te łączą się z sobą w dość dziwny sposób. Głównych bohaterów nie kojarzę z poprzednich powieści Cobena, ale prokurator Paul Copeland i jego pracownica Loren Muse pojawili się już w świetnej książce tego autora pt. „W głębi lasu”.
  
Gdybym miała opisać właśnie przeczytaną pozycję jednym słowem, to określiłabym ją, jako poprawną.  Początek jest najlepszy, ponieważ fabuła zapowiada się ciekawie i wciąga od pierwszej strony. Prawie równocześnie poznajemy spokojną i kochającą rodzinę Baye, na którą nagle spada cios w postaci zaginięcia ich najstarszego dziecka oraz ofiarę bezwzględnego oprawcy. Jednak w miarę rozwoju akcji napięcie spada, pojawiają się drugoplanowi bohaterowie i dodatkowe wątki, które nie są tak interesujące jak oś historii.

Najbardziej poraził mnie brak komunikacji miedzy bohaterami i ich rodzinami. Ilu niebezpieczeństw, a nawet tragedii można by zapobiec, gdyby członkowie rodziny zostali o wszystkim poinformowani. Pisząc „o wszystkim” mam na myśli zarówno te poważne problemy, jak i z pozoru błahe, które odegrały ważną rolę w późniejszych zdarzeniach.  Nie mam wątpliwości, że każda postać z powieści zrobiłaby wszystko aby chronić swoich najbliższych, ale często drastyczne środki, do których uciekali się bohaterowie nie były koniecznie. Nie mogę zdradzić szczegółów żeby nie zepsuć frajdy z czytania, ale śmiem twierdzić, że gdyby nie nadgorliwość bohaterów (momentami nieuzasadniona logicznie) wydarzenia potoczyłyby się zupełnie inaczej.

Najwięcej zastrzeżeń mam do zakończenia powieści. Nagromadzenie mało prawdopodobnych, dramatycznych wydarzeń i rozwiązanie całej historii na ostatnich 10 stronach nie wypadło zbyt przekonująco. Niby nie ma się do czego przyczepić, bo zbiegi okoliczności i cudowne ocalenie bohaterów nie są niczym dziwnym w takich książkach, to jednak tym razem autor trochę przesadził. Każda z występujących osób, nawet ta ledwie kilka razy wspomniana ma istotny wkład w opowieść. Przypuszczam, że twórca chciał osiągnąć idealnie przemyślaną fabułę, której każdy element w jakiś sposób łączyłby się z sobą, ale w efekcie cała historia została zbyt udziwniona i przerysowana.

„Zachowaj spokój” nie jest arcydziełem, ale spełnia swoją funkcje i dobrze wpisuje się w nurt powieści sensacyjno- kryminalnej. Książka nie nudzi, czyta się ją dobrze i szybko. Niestety w pewnych momentach brak jej realizmu.

Ocena: 3 / 6

18 grudnia 2010

Autor Widmo



 Reżyseria: Roman Polański
Scenariusz: Roman Polański, Robert Harris
Muzyka: Alexandre Desplat

Tytułowy bohater (Ewan McGregor) jest pisarzem, ale jego utwory ukazują się pod nazwiskiem innych, najczęściej znanych osób.  Tym razem jego zadaniem jest napisanie wspomnień byłego premiera Adama Langa ( Pierce Brosnan).  Im bliżej mężczyzna poznaje wpływowego polityka, tym większych podejrzeń nabiera, co do jego przeszłości i początków kariery.  Zaskakujące odkrycie bohatera pociąga za sobą bardzo poważne konsekwencje.

Od samego początku w filmie panuje mroczna, ciężka atmosfera. Niby nic takiego się nie dzieje, ale można wyczuć rosnące napięcie wokół bohatera i czekać na niespodziewany obrót wydarzeń. Dodatkowo przytłaczający klimat stwarza ciągle padający deszcz i porywisty wiatr na wyspie, na której toczy się akcja.
  
Wszyscy, z którymi współpracuje „Ghostwriter” wydają się coś ukrywać i nie mieć dobrych intencji. Adam Lang jest wybuchowy i impulsywny, ale z trudem samodzielnie podejmuje decyzje. Mężczyzna potrzebuje szeregu doradców i współpracowników, którzy z łatwością mogą nim sterować. Bardzo ciekawą postacią jest także żona polityka- Ruth. Jest o wiele silniejsza psychicznie od męża i nie ma problemu z podejmowaniem decyzji. Sprawia wrażenie bezbronnej i zagubionej, ale to tylko pozory. Główny bohater jest traktowany przez zleceniodawców jak przedmiot, który ma wykonywać określone zadanie i wszystkie działania wykraczające poza to założenie są niemile widziane. Najlepiej tego dowodzi fakt, iż Lang nie był w stanie zapamiętać imienia i nazwiska swojego widmowego pisarza. Dlatego też w filmie nie pojawia się ono ani razu. Moim zdaniem ma to duże znaczenie w kontekście końcowej sceny, w której okazuje się jak niewiele może zrobić jeden, niemający układów i znajomości, człowiek w starciu z wpływowymi ludźmi. Zresztą zakończenie jest wieloznaczne i można je intepretować na kilka sposobów.  

Nie wszystkie motywacje bohatera są dla mnie jasne. Odniosłam także wrażenie, że czasami zachowuje się on bezsensownie i irracjonalnie, szukając kłopotów na własne życzenie. Z tego względu postać ta może trochę drażnić i irytować. Na plus muszę jednak zapisać dobrą grę aktorską McGregor’a, która łagodzi negatywny odbiór postaci. „Autor widmo” to film z pewnością wart uwagi. Interesująca i skomplikowana fabuła oraz niesamowity klimat, zwiastujący tragiczne wydarzenia to największe atuty tego obrazu.  

Ocena: 5 / 6 

11 grudnia 2010

Joanna Bator- Piaskowa Góra

Wydawnictwo: WAB
Liczba stron: 448

Akcja „Piaskowej Góry” rozpoczyna się w latach siedemdziesiątych XX wieku, kiedy to młoda Jadzia Maślak wyjeżdża z malutkiej wioski Zalesie do krewnych w Wałbrzychu, aby tam rozpocząć dorosłe życie. W wyniku zbiegu okoliczności poznaje górnika- Stefana Chmurę, który niemal natychmiast gotów jest dziewczynę poślubić. Młodzi dostają przydział do największego w okolicy bloku, nazywanego później przez jego mieszkańców Babelem.  Jadzia rodzi córkę Dominikę i tak zaczyna się pełna wzlotów, i upadków egzystencja państwa Chmura oraz szeregu innych, bardzo ciekawych postaci.


Zaczęłam czytać tę książkę z entuzjazmem, wywołanym wieloma pochlebnymi opiniami na jej temat. Słyszałam, że to jedna z ciekawszych polskich powieści, wydanych w ostatnim czasie, a Joanna Bator przejawia prawdziwy pisarski talent. Niestety na samym początku lekko się rozczarowałam, ponieważ miałam zupełnie inne wyobrażenia o tej książce. 


„Piaskowa góra” to nie jest klasyczna saga, opisująca dzieje danej rodziny. Chaotyczna narracja, przeskakująca swobodnie od czasów dzieciństwa Jadzi, aż do jej starości i liczne wtrącenia w trakcie snucia głównej historii irytowały i dezorientowały. Z tego względu uważam, że dość trudno przebrnąć przez kilkadziesiąt pierwszych stron. Warto jednak przemóc się i czytać dalej, bo historia dojrzewa, nabierając oryginalnego charakteru i wyrazistego smaku. Okazuje się, że bohaterowie nie są tak jednoznaczni i sztampowi, jak wydaje się na początku, a prawie każde wydarzenie posiada drugie dno. Również humorystyczno- ironiczny język, jakim posługuje się autorka zasługuje na pochwałę. Za jego pomocą możemy zachować, tak potrzebny w tej powieści, dystans do bohaterów. Mieszkańcy Babela są zgorzkniali, zawistni i zazdrośni o powodzenie zawodowe, i rodzinne sąsiadów. Ich niesympatyczność wynika głównie z zawiedzionych nadziei, niespełnionych marzeń i ponurej atmosfery komunistycznej Polski. Zarówno Jadzia Maślak jak i Stefan Chmura dostali od życia zupełnie coś innego niż oczekiwali.  Nie umieli okazywać uczuć, ani sobie ani swojej córce, nie potrafili także zmierzyć się z bolesnymi rozczarowaniami. Z zupełnie innej strony autorka pokazuje obie babcie Dominiki, które mimo traumatycznych wojennych doświadczeń, potrafiły wykrzesać z siebie miłość dla jedynej wnuczki.


Nie sposób wspomnieć o każdej postaci, pojawiającej się w książce, ale jestem pewna, że Bator nie stworzyła żadnego bohatera przypadkowo. Kompozycja jest doskonale przemyślana, ponieważ pomimo (zamierzonej) chaotyczności narracji to w końcowej fazie wszystko ładnie się zazębia, a to, co niedopowiedziane tylko zwiększa ciekawość. Kontynuacją „Piaskowej Góry” jest niedawno wydana powieść- „Chmurdalia”.

Ocena: 4,5 / 6

5 grudnia 2010

Miroslav Žamboch- Łowcy


Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 560


 Kontakt z literaturą fantastyczną zawdzięczam mojemu chłopakowi, który podsuwa mi, co ciekawsze książki z tego gatunku. Tym sposobem w moje ręce trafili „Łowcy”. Historia opowiada o młodym fizyku, Marku Twili, który odkrył możliwość jednorazowej podróży w czasie. Podróż ta odbędzie się do ery mezozoicznej, kiedy to Ziemię zamieszkiwały dinozaury. Grupa zamożnych miłośników polowania natychmiast postanawia udać się na taką wyprawę z zamiarem zdobycia jedynego w swoim rodzaju trofeum łowieckiego. Przewodnikiem i gwarantem bezpiecznego powrotu do naszych czasów staje się, oczywiście, główny bohater. Uczestnicy tej niecodziennej podróży przeżywają wiele niesamowitych przygód i muszą stawić czoła przeróżnym problemom i trudnościom.


Mark Twili to nieśmiały i nieporadny naukowiec, który raczej nie nadaje się na organizatora egzotycznych wypraw, jednak już od pierwszych stron wzbudził moją sympatię. W początkowej fazie ekspedycji jest raczej ciężarem dla innych uczestników, ale z czasem nabiera pewności siebie i umiejętności przetrwania w zupełnie dzikim świecie. Ostatecznie ktoś z pozoru słaby okazuje się najsilniejszym i najbardziej wytrzymałym członkiem grupy.    

Książka ta wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Jest dynamiczna, wciągająca i dobrze napisana. Łączy w sobie elementy powieści fantastycznej i przygodowej. W żadnym momencie nie nudzi, a wręcz przeciwnie z każdą stroną napięcie wzrasta. Pojawiające się metafizyczne zagadnienia, przeczące dotychczasowej wiedzy o stworzeniach żyjących w mezozoiku, dodatkowo uatrakcyjniają fabułę. Podobają mi się także bohaterowie wykreowani przez autora. Różni ich niemal wszystko- charakter, pochodzenie i maniery, ale w obliczu niebezpieczeństwa zmuszeni są ze sobą współpracować. Nie zabrakło także negatywnej postaci, której egoizm i zadufanie w sobie często sprowadzały kłopoty na całą grupę. Nakreślony został także wątek miłosny, zgrabnie wpleciony w ogólną fabułę powieści.


Zakończenie nie wyjaśnia wszystkiego, a właściwie piętrzy niedomówienia i podsyca ciekawość. Na ostatnich stronach pojawiają się kolejne tajemnice i dziwne wydarzenia. Nie pozostaje mi, więc nic innego, jak cierpliwie czekać na kolejną część „Łowców”.

Ocena: 5 / 6