Lubię powieści, których akcja rozgrywa się w górach, w niezbyt przystępnym i raczej niebezpiecznym otoczeniu. Uważam, że takie warunki to idealna sceneria do historii o zbrodni oraz cechach charakteru, które na co dzień maskowane są przez zasady życia w społeczeństwie. Anna, Henrik i Milena od wielu lat spędzają urlop w górach. Przez tydzień urządzają sobie wielokilometrowe spacery, zdobywają szczyty, biwakują, rozmawiają, ciesząc się wzajemnym towarzystwem. Anna i Henrik są parą, ale obecność Mileny nigdy nie była dla nich niezręczna. Na wyjeździe tworzą zgraną ekipę, każdy ma swoje zadania, swoje tempo marszu, działają jak dobrze naoliwiona maszyna, dzięki czemu po powrocie wszyscy są wypoczęci i gotowi do stawienia czoła wyzwaniom codzienności. Jednak w tym roku Milena nieoczekiwania oświadcza, że poznała mężczyznę i chciałaby, żeby dołączył do ich grupy. Przyjaciele nie są zbyt zachwyceni propozycją, ale ostatecznie zgadzają się, wychodząc z założenia, że obecność Jacoba jest dla Mileny ważna. Kłopoty zaczynają się już na dworcu, kiedy nowy towarzysz nalega na zmianę celu wyprawy i namawia do wędrówki po najwyższych szczytach Szwecji, w tym lodowcach pełnych zdradliwych szczelin oraz wąskich grani. Dodatkowo Anna nie może pozbyć się wrażenia, że skądś zna tego mężczyznę. Ostatecznie grupa rozpoczyna marsz, nie wiedząc, że wyprawa szybko zamieni się w prawdziwy koszmar.