23 stycznia 2013

Gestapo - Sven Hassel


Wydawnictwo: Erica 
Liczba stron: 448

Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Można się z tym powiedzeniem zgadzać lub nie, ale czasami warto wziąć pod uwagę taką przestrogę, chociażby w sytuacji, gdy do przeczytania jakiejś książki zachęca nas jedynie ciekawość i chęć zgłębienia gatunku, na który zazwyczaj nie zwracamy uwagi. Bardzo rzadko sięgam po powieści sytuujące akcję w czasach II wojny światowej, niebędące romansowo-obyczajową historią, w której oprócz wojennego tragizmu dostrzec można bohaterstwo i poświęcenie. Zrobiłam wyjątek dla książki Gestapo Svena Hassela, ale pożałowałam tego już po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron.

Książki Hassela powstały w parciu o jego własne doświadczenia wojenne. Autor walczył na wielu frontach, przebywał w obozach jenieckich, otrzymał liczne odznaczenia, był też kilkukrotnie ranny. Na jego twórczość składa się cykl powieści o żołnierzach niemieckiej kompanii karnej, w której również służył podczas wojny. Tym razem Mały, Sven, Stary, Porta, Barcelona i Legionista zostają ulokowani w Hamburgu, aby wspomóc działania gestapowców. Tajnej policji obawiają się wszyscy. Zwykły obywatel, żołnierz czy nawet oficer może zostać aresztowany w każdej chwili, mimo że nie popełnił żadnego przestępstwa. Na przykładzie procesu nad leutnantem Ohlsenem Hassel pokazuje jak działała machina sądów wojennych, w jaki sposób traktowano więźniów oraz za jakie przewinienia skazywano ludzi na karę śmierci przez rozstrzelanie, powieszenie lub ścięcie.

Gestapo napisane jest takim językiem, że naprawdę dziwię się sobie, że przez przebrnęłam przez tę historię. Wspominałam kiedyś, że wulgaryzmy w literaturze mnie nie rażą pod warunkiem, że są uzasadnione. Oczywiście, w przypadku książki o brutalnych, pozbawionych sumienia i jakichkolwiek skrupułów bohaterach można stwierdzić, że przekleństwa są wręcz pożądane i niejako stanowią integralną cześć opowieści wojennych. Niemniej w powieści Hassela jest ich tak dużo, że często po prostu prześlizgiwałam się wzrokiem po stronie najeżonej rynsztokowym słownictwem, ponieważ nie miałam ochoty zanurzać się w ordynarne i płytkie dialogi. Ktoś może powiedzieć, że ta książka jest właśnie taka ze względu na opisywana tematykę. Nie będę się spierać. Możliwe, że taki był autorski zamiar, ale i tak niczego to w mojej opinii nie zmieni. Styl tego „dzieła” jest fatalny, dawno nie czytałam czegoś tak źle napisanego.

Wulgarny język to dopiero początek całej listy minusów, którymi odznacza się Gestapo. Zasadniczo narratorem w powieści jest Sven, będący alter ego autora, jednak często opowieść urywa się bez ostrzeżenia, a wydarzenia w kolejnym rozdziale zostają przedstawione przez narratora wszechwiedzącego. Nie byłoby w tym zabiegu nic denerwującego, gdyby Hassel zachował jakiś logiczny porządek lub rozpoczął historię wprowadzeniem rzucającym światło na życiorysy bohaterów. Zamiast tego serwuje bezładną, często kilkunastostronicową rozmowę, z której nic interesującego i ważnego nie wynika. Żołnierze przechwalają się erotycznymi podbojami, przerzucają kolejnymi przekleństwami i wspominają ludzi, których zabili dla rozrywki. Biorą udział w jakichś akcjach, ale nie wiadomo dokąd się udają, kogo na swojej drodze spotykają i jakie są konsekwencje ich działań. Brakuje tej historii spójności. Poszczególne rozdziały przypominają bardziej jakieś makabryczne wojenne puzzle, których nie sposób nigdzie dopasować. Hassel nie sili się na portrety psychologiczne swoich postaci. Jedni są bardziej zdegenerowani od drugich. Bohaterowie nie zwracają uwagi kogo i dlaczego mają zlikwidować. Zabijają na rozkaz albo dla własnej sadystycznej przyjemności. Gdy ktoś im podpadnie, może być pewien, że prędzej czy później przyjdą po niego i wezmą krwawy odwet. Nie sposób jakiejkolwiek postaci żałować, można jedynie ubolewać nad tym, że porządni i normalni ludzie spotykali często na swojej drodze takich zwyrodnialców.

Jedyny plus jaki dostrzegłam w recenzowanej książce to obnażenie bezwzględności niemieckich żołnierzy i policjantów. Przyjęło się, że to Rosjanie byli tymi nieokrzesańcami, którzy bili, gwałcili, rabowali i mordowali bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Z opowieści Hassela wynika, że Niemcy w niczym im nie ustępowali, co oznacza, że każdy żołnierz, bez względu na narodowość, mógł zamienić się w psychopatę czerpiącego przyjemność z cierpienia innych. Rozdziały poświęcone uwięzionemu Ohlsenowi mają większy sens niż reszta książki, ponieważ to właśnie w nich opisane zostały niezwykle brutalne metody łamania psychiki oskarżonych żołnierzy. Tortury, wielogodzinne ćwiczenia fizyczne oraz wyzwiska powodowały, że nawet najtwardsi tracili wolę życia. Najbardziej przerażające jest to, że w powieści pojawiają się wątki z biografii autora oraz osób, które razem z nim walczyły w karnym batalionie. Jednak w ogólnym rozrachunku książka Hessela wypada marnie. Nie potrzeba tanich chwytów do tego, by zilustrować czytelnikowi wojenne okropieństwa. Nie polecam tej powieści. Jestem przekonana, że na rynku można znaleźć znacznie bardziej wartościowe i lepiej napisane książki traktujące o życiu żołnierzy w czasie II wojny światowej.

Ocena: 1 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Erica.


18 stycznia 2013

Ostatnia spowiedź. Tom I - Nina Reichter


Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 384

Ostatnia Spowiedź Niny Reichter to książka, która w stosunkowo krótkim czasie zdobyła popularność na blogach czytelniczych. Zachęcona wieloma pozytywnymi recenzjami bez wahania przystąpiłam do lektury, oczekując całej gamy emocji, jakich może dostarczyć porywająca historia miłosna. Niestety po raz kolejny przekonałam się, że na początku lepiej zachować dystans i nie nastawiać się na rewelacyjną opowieść, ponieważ szybko może okazać się, że ten wielki hit to całkiem przeciętna rzecz. W moim odczuciu tak właśnie jest z powieścią Reichter. Śledząc losy bohaterów nie czekałam w napięciu na kolejne wydarzenie, nie kibicowałam tej miłość i ani przez chwilę nie pomyślałam, że łączące ich uczucie jest wyjątkowe.

Bradin Rothfeld w wieku dziewiętnastu lat osiągnął pozycje, o jakiej inni artyści marzą do końca życia. Zaczynał swoją karierę od prób w garażu i śpiewania dla najbliższej rodziny, ale niespodziewanie udało mu się przebić do świata show-biznesu i zyskać ogromną popularność. Bradina kochają miliony nastolatek na całym świecie, te dziewczyny zrobiłyby wszystko, by chociaż zaszczycił je jednym spojrzeniem. Jednak wokalista zaczyna mieć dość życia na walizkach, braku prywatności i wścibskich fanek. Pewnego wieczoru wracając z trasy koncertowej spóźnia się na samolot i zmuszony jest spędzić noc na lotnisku. Właśnie wtedy poznaje Ally Hanningan, uroczą amerykankę, która najwyraźniej nie ma pojęcia, że rozmawia z idolem nastolatek. Między Ally a Bradinem od razu rodzi się nić sympatii i porozumienia. Oboje wiedzą, że ich znajomość nie ma żadnej przyszłości, ale serca nie można oszukać racjonalnymi argumentami.

Bohaterowie zostali stworzeni na zasadzie przeciwieństw. W opozycji do przystojnego, czułego, opiekuńczego i szaleńczo zakochanego Bradina pojawia się wyrachowany, zimny i brutalny Christoph. Jeden mężczyzna to wymarzony materiał na drugą połowę, a drugi jest okrutnym cynikiem, któremu zależy tylko na pieniądzach i pozycji. Główna bohaterka również nie wyróżnia się niczym szczególnym, a na dodatek posiada szereg irytujących cech. Ally nie umie zadecydować o swoim życiu, pozwala matce wybrać sobie kierunek studiów i narzeczonego. Dziewczyna rzadko przyjmuje do wiadomości, że mogła opacznie zrozumieć czyjeś słowa czy gesty. Od razu wyciąga pochopne wnioski, a później zamartwia się i płacze w poduszkę. Jedynie starszy brat Bradina jest niejednoznaczny. Niby nie zależy mu na miłość, a kobiety traktuje przedmiotowo, ale gdy na horyzoncie pojawia się ktoś wyjątkowy, to okazuje się, że Tom Rothfeld potrafi wysilić się na więcej niż poderwanie dziewczyny na jedną noc. O innych bohaterach trudno napisać coś więcej, bo pojawiają się raczej epizodycznie i nie odgrywają znaczącej roli.

Książka Niny Reichter skłoniła mnie do zastanowienia się nad moimi oczekiwaniami względem powieści z rozbudowanym wątkiem miłosnym. Doszłam do wniosku, że historia skupiona tylko na perypetiach sercowych głównych bohaterów ma niewielkie szanse na zaskarbienie sobie mojego uznania. Nie jestem w stanie przez kilka setek stron koncentrować się jedynie na miłosnych rozterkach postaci bez nuty zniecierpliwienia. Romans musi zawierać coś więcej niż tylko tęsknotę bohaterów potęgowaną przez ich nieporadność i wieczne nieporozumienia. Tym czymś może być rozbudowane tło historyczne lub wprowadzenie wątku niedotyczącego kochanków. W Ostatniej Spowiedzi zabrakło tego urozmaicenia. Od pierwszej do ostatniej strony akcja toczy się wokół związku Ally i Bradina. Autorka pod koniec sygnalizuje inne tematy, ale nie rozwija ich dostatecznie. Odniosłam wrażenie, że pojawiły się tylko po to, by uwiarygodnić finałowe wydarzenia. Szkoda, że tak się stało, bo wątki takie jak chorobliwe zainteresowanie sławnymi osobami czy narastająca przez lata zazdrość mogłyby wiele wnieść do tej historii.

Nie twierdzę, że recenzowana powieść nie zasługuje na uwagę, ale jak dla mnie jest nieco przegadana i zbyt mało wiarygodna. W moim odczuciu przed bohaterami tak naprawdę nie stały żadne poważne przeszkody. Zwłaszcza Ally nie powinna przeżywać tych wszystkich dylematów, bo jeśli rzeczywiście zakochała się w Bradinie, to nie rozumiem, dlaczego podjęcie decyzji okupiła tyloma rozterkami natury wszelakiej. Ostatnia spowiedź może się podobać pod warunkiem, że czytelnik wchłonie tę historię bez zastrzeżeń i nie będzie zwracał uwagi na elementy rujnujące jej konstrukcję. Zapewne inaczej odebrałabym powieść Reichter, gdybym tylko potrafiła odsunąć od siebie myśli podpowiadające, że wykreowanie głównej bohaterki na sierotkę, która nie ma pojęcia jak wygląda idol jej pokolenia oraz wyraźnie podzielenie bohaterów na szlachetnych i nikczemnych do szpiku kości, to zwyczajne pójście na łatwiznę ze strony autorki.

Skłamałabym twierdząc, że nie dostrzegłam żadnego pozytywu w tej książce. Uważam, że dość ciekawym rozwiązaniem jest uczynienie głównego bohatera znanym na całym świecie wokalistą. Autorka całkiem zgrabnie opisała świat gwiazd i celebrytów, którym rządzą zupełnie inne prawa niż szarą rzeczywistością zwykłych ludzi. Człowiek mający tysiące rozhisteryzowanych fanek nie może po prostu wyjść na spacer czy na zakupy. Każde opuszczenie domu lub studia nagraniowego powinno najpierw zostać przedyskutowane z ochroną. Styl pisarski Niny Reichter jest nierówny. Czasami miałam wrażenie, że autorka mnoży nieistotne i trywialne dialogi oraz opisy, by zwiększyć objętość książki, ale równie często udaje jej się trafnie scharakteryzować sytuacje czy interesująco przedstawić uczucia bohaterów. Jednak najbardziej podobało mi się zakończenie, mające w sobie dawkę dramatyzmu nieco przełamującą banalność romansu Ally i Bradina. W trakcie lektury często myślałam, że tylko taki finał może uratować powieść od przylepienia jej etykiety cukierkowej i naiwnej historyjki. Zdaję sobie sprawę, że to czyste granie na emocjach i zapewne czytelnicy, którzy zaangażowali się mocno w losy bohaterów poczuli się oszukani i zdradzeni, ale w mojej opinii takie rozwiązanie jest intrygujące, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że to dopiero początek cyklu.

Ocena: 3,5 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik

13 stycznia 2013

Treecards. Everyday Life - zestaw do nauki języka angielskiego

Wydawnictwo: Cztery Głowy

Zaryzykuję stwierdzenie, że każdy, kto uczy się jakiegoś języka obcego miał do czynienia z fiszkami. Malutkie kwadratowe karteczki na dobre zadomowiły się wśród wszelkich pomocy dydaktycznych, udowadniając, że nauka nie musi polegać na żmudnym wykonywaniu ćwiczeń gramatycznych czy też monotonnym powtarzaniu kolejnych zwrotów. Na rynku dostępne są przeróżne „fiszkowe” kursy, ale moją uwagę zwróciła seria treecards wydawnictwa Cztery Głowy, wyróżniająca się intrygującym podejściem do nauki języków. Według założeń tzw. filozofii drzewa, kluczem do sukcesu w skutecznym poznawaniu każdego języka obcego jest motywacja. Jeśli jej zabraknie na którymś etapie nauki, to nie mamy szans na szybkie zdobycie wiedzy. Motywację porównano do ziemi potrzebnej do zasadzenia zdrowego i silnego drzewa naszej wiedzy. Odpowiednia metoda byłaby korzeniem drzewa, gramatyka mocnym pniem, a zasób słownictwa stworzyłby rozłożystą koronę. Brzmi dziwnie? Możliwe, ale mnie ta filozofia przekonała a metoda, według której uczą fiszki wydawnictwa Cztery Głowy znacznie ułatwia zapamiętywanie nowych słówek i zachęca do systematycznych powtórek.

Przeznaczony dla początkujących zestaw Everyday Life zawiera ponad 500 słów i zwrotów oraz kilkadziesiąt minut nagrań, pozwalających skontrolować wymowę. Zagadnienia koncentrują się głównie wokół tematów, takich jak: czas i kalendarz, dom, życie codzienne, jedzenie, zakupy. Kartoniki z nadrukowanymi słówkami czy wyrażeniami są przejrzyste i poręczne. Zapamiętanie danego słowa ułatwiają także humorystyczne obrazki ilustrujące konkretne zagadnienie. Oprócz tego pojawia się również zapis fonetyczny z informacją o odpowiednim numerze nagrania, żeby od razu dowiedzieć się jak brzmi poprawna wymowa. Podoba mi się także zwracania uwagi na różnice między angielskim brytyjskim a angielskim amerykańskim. Niby to drobnostka, ale jednak dobrze mieć świadomość jak ta sama rzecz nazywana jest w Wielkiej Brytanii, a jak w USA.

Oprócz fiszek w skład zestawu wchodzą również inne pomoce dydaktyczne. Niezbędnym elementem jest pudełko do nauki słówek – MEMOBOX, sprawdzające poziom wiedzy w formie quizu, dzięki czemu powtórki nie mają odstraszającego monotonnego rytmu. Każdy sam planuje jak często chce się uczyć i ile nowych zwrotów opanuje w ciągu jednego dnia. Odpowiednie przegródki sprawiają, że wiedza ma charakter usystematyzowany, a jej poziom można sprawdzić w prosty sposób i szybko nadrobić braki. Dodatkowo otrzymujemy przewodnik objaśniający szczegóły filozofii drzewa i tłumaczący jak należy korzystać z każdego elementu zestawu, a także niewielkie pudełko na fiszki, umożliwiające naukę poza domem. Wydawnictwo Cztery Głowy postarało się, żeby przyswajanie obcojęzycznych zwrotów sprawiało przyjemność, a co najważniejsze było skuteczne, a zdobyta wiedza długotrwała. Zestaw na poziomie A1 polecam przede wszystkim początkującym, którzy nigdy wcześniej nie uczyli się angielskiego. Jestem przekonana, że po takim kursie będziecie mieli ochotę na więcej :)


Ocena: 6 / 6  


Egzemplarz recenzyjny zestawu otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Cztery Głowy.

9 stycznia 2013

Miłość i śmierć Cateriny - Andrew Nicoll


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 400

Na okładce najnowszej powieści Andrew Nicolla napisano, że to „porywająca książka o pragnieniach i niespełnieniu”. Mogłabym zgodzić się z tym stwierdzeniem pod warunkiem, że usunięto by z niego pierwszy wyraz, bo o Miłości i śmierci Cateriny można powiedzieć naprawdę wiele, ale ostatnim określeniem przychodzącym na myśl, jest właśnie „porywająca”. Paradoksalnie nie oznacza to, że książka jest nudna czy bezwartościowa bowiem opisana historia zalicza się do tych zapadających w pamięć, pozostających w głowie jakiś czas po przeczytaniu. Jednak czegoś mi w niej zabrakło, mimo że Andrew Nicoll stworzył historię intrygującą, oryginalną i nieco szokującą. Może winą za brak zachwytu powinnam obarczyć ten niespieszny rytm narracji i brak napięcia? A może tylko mnie pisarz nie przekonał do końca, nie uwiódł swoim warsztatem i nie wzruszył losami bohaterów?

Miejscem akcji jest nienazwane państwo w Ameryce Łacińskiej, w którym mieszkańcy nie mogą cieszyć się pełną swobodą i wolnością słowa, bo żaden ich ruch nie pozostanie niezauważony. Nad wszystkim czuwa policja, na czele z komendantem Camillo, dbającym o to, żeby nikt nawet nie pomyślał o wszczęciu buntu. W tej rzeczywistości żyje uwielbiany, otoczony niemal aurą boskości pisarz Luciano Hernando Valdez. Mężczyzna zdobył popularność, szacunek i poważanie nie tylko jako wybitny twórca, ale także jako wykładowca i znawca literatury. Jednak Valdez od kilku lat nie potrafi napisać nic nowego, nie umie stworzyć ani jednej strony nowej opowieści, chociaż tak bardzo tego pragnie. Gdy pewnego dnia spotyka niezwykłej urody dziewczynę o imieniu Caterina, jest przekonany, że tylko ona może przywrócić mu natchnienie. Valdez chce posiąść dużo młodszą kobietę, omotać ją swoim wdziękiem, by odzyskać zdolność do pisania. Ale Caterina ma o wiele więcej do zaoferowania niż zgrabne, młode ciało. Co się stanie, gdy bohater odkryje, że skromna studentka potrafi pisać równie dobrze, a może nawet lepiej niż on?

W powieści Nicolla najważniejszym wątkiem jest dziwny układ łączący Valdeza i Caterinę. Między tym dwojgiem zaiskrzyło od pierwszego wejrzenia. On nie mógł przejść obojętnie obok dziewczyny o tak zniewalającej urodzie, a ona nie potrafiła i nie chciała zignorować zainteresowania słynnego i uwielbianego przez nią pisarza. Ich związek opierał się bardziej na schemacie relacji między mistrzem i uczennicą, niż na prawdziwym i szczerym uczuciu. Zresztą Andrew Nicoll nie napisał powieści o miłości, mimo że bohaterowie czasem o niej wspominają, czasem sobie ją wyznają. Tak naprawdę Miłość i śmierć Cateriny opowiada o zdradzie, o bólu niezaspokojonego pragnienia, które pali żywym ogniem i budzi do życia ciemną stronę ludzkiej natury. To także historia przestrzegającą przed naiwnością i oddaniem wszystkiego partnerowi, skrywającemu drugie, mroczne oblicze. Recenzowana powieść idealnie ilustruje porzekadło mówiące o tym, że miłość od nienawiści dzieli tylko jeden krok. Fascynacja, zauroczenie, seksualnie rozbudzenie mijają w mgnieniu oka, gdy do głosu dochodzi zazdrość o czyjeś osiągnięcia i zawiść karmiąca się sukcesami partnera.

Luciano Hernando Valdez należy do ludzi, którzy nigdy nie odsłaniają się przed drugim człowiekiem. Mężczyzna ciągle udaje, gra rolę wybitnego pisarza, doświadczonego kochanka, mentora gotowego przychylić nieba ubogiej dziewczynie z górskiej wioski. Co czuje naprawdę? Trudno powiedzieć, bo sam nie jest pewien. Pod fasadą elegancji, obycia, kurtuazji i imponujących gestów Luciano ukrywa żałosne przekonanie o swojej wyższości nad innymi i wielkoduszności odznaczającej się utrzymywaniem kontaktów z matką, z kolegami z uniwersytetu i wieloma kobietami, które tylko czekają, by wskoczyć mu do łóżka i móc pochwalić się przyjaciółkom, że spał z nimi TEN Valdez. Caterina natomiast cechuje się zbyt wielką szczerością i niemal psim przywiązaniem do człowieka tak wyrachowanego i nieczułego. Trudno polubić bohaterów, trudno też z zapartym tchem śledzić ich losy, ponieważ autor już na pierwszych stronach zdradza jaki finał będzie miała ta historia. Oczywistym jest, że jego zamiarem nie było trzymanie czytelnika w niepewności, ale stopniowe ukazywanie mu jak doszło do takiego rozwiązania. Nie jestem przekonana czy to dobre posunięcie w przypadku tej opowieści, ponieważ wyeliminowało ono element zaskoczenia i niepokoju. Historia Valdeza i Cateriny nie jest banalna czy płytka, ale nie jest też porywająca, chociaż potencjał ma naprawdę duży.

Nicoll wprowadził do książki motyw niczym nieograniczonej władzy, znajdującej się w rękach policji, ale nie rozwinął go dostatecznie. Nie czułam się usatysfakcjonowana informacjami na temat komendanta Camillo i jego związku z rodziną Valdez. Co więcej działania policji wydały mi się chaotyczne i pozbawione sensu, jakby stworzone tylko po to, by efektownie domknąć wszystkie wątki. Spodobało mi się natomiast tworzenie atmosfery pełnej erotyzmu i seksualnego napięcia bez opisywania samych stosunków. Autor w sposób subtelny i wyrafinowany przekazał to, co ktoś inny opisałby wprost. Napisałam wcześniej, że styl pisarski Nicolla mnie nie zachwycił i podtrzymuje tę opinię, ale wyjątkiem są wszystkie aluzje i niedopowiedzenia sugerujące czytelnikowi, że bohaterowie nie mogą się od siebie oderwać. Nie do końca potrafię określić swoje odczucia względem tej książki, ale na pewno nie jest to zwyczajna opowiastka, ulatująca z pamięci tuż po przeczytaniu ostatniego słowa. Polecam Miłość i śmierć Cateriny, ale ostrzegam, że nie jest to dzieło dla czytelników, dla których priorytetem w powieściach jest szybko rozwijająca się akcja.

Ocena: 4 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Book-Trotter

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Nasza Księgarnia