Wydawnictwo: Erica
Liczba stron: 448
Mówi się, że ciekawość
to pierwszy stopień do piekła. Można się z tym powiedzeniem zgadzać lub nie,
ale czasami warto wziąć pod uwagę taką przestrogę, chociażby w sytuacji, gdy do
przeczytania jakiejś książki zachęca nas jedynie ciekawość i chęć zgłębienia
gatunku, na który zazwyczaj nie zwracamy uwagi. Bardzo rzadko sięgam po
powieści sytuujące akcję w czasach II wojny światowej, niebędące
romansowo-obyczajową historią, w której oprócz wojennego tragizmu dostrzec
można bohaterstwo i poświęcenie. Zrobiłam wyjątek dla książki Gestapo Svena Hassela, ale pożałowałam
tego już po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron.
Książki Hassela
powstały w parciu o jego własne doświadczenia wojenne. Autor walczył na wielu
frontach, przebywał w obozach jenieckich, otrzymał liczne odznaczenia, był też
kilkukrotnie ranny. Na jego twórczość składa się cykl powieści o żołnierzach
niemieckiej kompanii karnej, w której również służył podczas wojny. Tym razem
Mały, Sven, Stary, Porta, Barcelona i Legionista zostają ulokowani w Hamburgu,
aby wspomóc działania gestapowców. Tajnej policji obawiają się wszyscy. Zwykły
obywatel, żołnierz czy nawet oficer może zostać aresztowany w każdej chwili,
mimo że nie popełnił żadnego przestępstwa. Na przykładzie procesu nad
leutnantem Ohlsenem Hassel pokazuje jak działała machina sądów wojennych, w
jaki sposób traktowano więźniów oraz za jakie przewinienia skazywano ludzi na
karę śmierci przez rozstrzelanie, powieszenie lub ścięcie.
Gestapo
napisane
jest takim językiem, że naprawdę dziwię się sobie, że przez przebrnęłam przez
tę historię. Wspominałam kiedyś, że wulgaryzmy w literaturze mnie nie rażą pod
warunkiem, że są uzasadnione. Oczywiście, w przypadku książki o brutalnych,
pozbawionych sumienia i jakichkolwiek skrupułów bohaterach można stwierdzić, że
przekleństwa są wręcz pożądane i niejako stanowią integralną cześć opowieści
wojennych. Niemniej w powieści Hassela jest ich tak dużo, że często po prostu
prześlizgiwałam się wzrokiem po stronie najeżonej rynsztokowym słownictwem,
ponieważ nie miałam ochoty zanurzać się w ordynarne i płytkie dialogi. Ktoś
może powiedzieć, że ta książka jest właśnie taka ze względu na opisywana
tematykę. Nie będę się spierać. Możliwe, że taki był autorski zamiar, ale i tak
niczego to w mojej opinii nie zmieni. Styl tego „dzieła” jest fatalny, dawno
nie czytałam czegoś tak źle napisanego.
Wulgarny język to
dopiero początek całej listy minusów, którymi odznacza się Gestapo. Zasadniczo
narratorem w powieści jest Sven, będący alter ego autora, jednak często
opowieść urywa się bez ostrzeżenia, a wydarzenia w kolejnym rozdziale zostają
przedstawione przez narratora wszechwiedzącego. Nie byłoby w tym zabiegu nic
denerwującego, gdyby Hassel zachował jakiś logiczny porządek lub rozpoczął
historię wprowadzeniem rzucającym światło na życiorysy bohaterów. Zamiast tego
serwuje bezładną, często kilkunastostronicową rozmowę, z której nic
interesującego i ważnego nie wynika. Żołnierze przechwalają się erotycznymi
podbojami, przerzucają kolejnymi przekleństwami i wspominają ludzi, których
zabili dla rozrywki. Biorą udział w jakichś akcjach, ale nie wiadomo dokąd się
udają, kogo na swojej drodze spotykają i jakie są konsekwencje ich działań.
Brakuje tej historii spójności. Poszczególne rozdziały przypominają bardziej
jakieś makabryczne wojenne puzzle, których nie sposób nigdzie dopasować. Hassel
nie sili się na portrety psychologiczne swoich postaci. Jedni są bardziej
zdegenerowani od drugich. Bohaterowie nie zwracają uwagi kogo i dlaczego mają
zlikwidować. Zabijają na rozkaz albo dla własnej sadystycznej przyjemności. Gdy
ktoś im podpadnie, może być pewien, że prędzej czy później przyjdą po niego i
wezmą krwawy odwet. Nie sposób jakiejkolwiek postaci żałować, można jedynie
ubolewać nad tym, że porządni i normalni ludzie spotykali często na swojej
drodze takich zwyrodnialców.
Jedyny plus jaki
dostrzegłam w recenzowanej książce to obnażenie bezwzględności niemieckich
żołnierzy i policjantów. Przyjęło się, że to Rosjanie byli tymi
nieokrzesańcami, którzy bili, gwałcili, rabowali i mordowali bez najmniejszych
wyrzutów sumienia. Z opowieści Hassela wynika, że Niemcy w niczym im nie
ustępowali, co oznacza, że każdy żołnierz, bez względu na narodowość, mógł
zamienić się w psychopatę czerpiącego przyjemność z cierpienia innych. Rozdziały
poświęcone uwięzionemu Ohlsenowi mają większy sens niż reszta książki, ponieważ
to właśnie w nich opisane zostały niezwykle brutalne metody łamania psychiki
oskarżonych żołnierzy. Tortury, wielogodzinne ćwiczenia fizyczne oraz wyzwiska
powodowały, że nawet najtwardsi tracili wolę życia. Najbardziej
przerażające jest to, że w powieści pojawiają się wątki z biografii autora oraz
osób, które razem z nim walczyły w karnym batalionie. Jednak w ogólnym
rozrachunku książka Hessela wypada marnie. Nie potrzeba tanich chwytów do tego,
by zilustrować czytelnikowi wojenne okropieństwa. Nie polecam tej powieści.
Jestem przekonana, że na rynku można znaleźć znacznie bardziej wartościowe i
lepiej napisane książki traktujące o życiu żołnierzy w czasie II wojny
światowej.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości
portalu Sztukater oraz wydawnictwa Erica.