Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 336
Skusiłam się na
przeczytanie debiutanckiej powieści Petera Higginsa, ponieważ zaintrygowała
mnie okładkowa obietnica poznania „trzymającego w napięciu thrillera SF z akcją
osadzoną w alternatywnej stalinowskiej Rosji”. Swoją ciekawość okupiłam
niestety wieloma dniami męczenia się z tą książką i czytania nieco na siłę,
żeby wreszcie dobrnąć do finału. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby Czerwony golem był kiepską publikacją,
od której bezwzględnie należy trzymać się z daleka, bo jestem przekonana, że
znajdą się osoby zadowolone z jego lektury. Natomiast wiem na pewno, że to nie
jest powieść dla mnie. Nie spodobała mi się historia wykreowana przez Higginsa,
nie poczułam żadnych emocji w stosunku do bohaterów i co najgorsze – w ogóle
nie mogłam odnaleźć się w świecie totalitarnego imperium nazywanego Właścią.
Ale zanim zacznę bliżej przyglądać się poszczególnym elementom tej książki,
nakreślę krótko zarys fabuły.
Wissarion Hipolitowicz
Łom pracuje jako śledczy na głębokiej prowincji. Nie wiadomo dokładnie, co
zrobił w przeszłości, ale ze względu na pewne wydarzenia nie cieszy się
względami przełożonych. W związku z tym natychmiastowe wezwanie do stolicy
bardziej go przeraża niż cieszy. Łom nie ma jednak wyjścia, ponieważ skoro
władza wzywa to należy wykonać polecenie jak najszybciej. Po kilku dniach
męczącej podróży mężczyzna wreszcie przybywa do Mirgorodu i dowiaduje się, że
jego zadaniem będzie ujęcie osoby odpowiedzialnej za powtarzające się w mieście
ataki terrorystyczne. Wszystko wskazuje na to, że za zamachami stoi syn
rewolucjonisty Józef Kantor. Jednak ta sprawa jest nieco bardziej skomplikowana
niż wyglądało to na początku. Na dodatek w Mirgorodzie zaczynają dziać się
trudnie do wytłumaczenia rzeczy, mające coś wspólnego z aniołem, który przed
laty spadł z nieba.
Nie zainteresowała mnie
ta powieść tak jak oczekiwałam głównie ze względu na słabo zarysowany świat, w
którym pewne nierzeczywiste rozwiązania po prostu się pojawiają, a czytelnik
sam musi dopowiedzieć sobie skąd się one wzięły i co oznaczają. Możliwe, że nie
jestem wystraczająco otwarta na fantastykę, ale po prostu nie znoszę sytuacji,
w których autorzy tworzą fikcyjny świat, ale już nie wyjaśniają odbiorcom na
jakich zasadach on funkcjonuje i o co w ogóle tym wszystkim chodzi. Przez to
czuję się zagubiona, zniechęcona i negatywnie nastawiona do całej książki. I
nie uważam, żeby czytelnikowi trzeba było wszystko tłumaczyć oraz wykładać
przysłowiową kawę na ławę, bo inaczej biedaczek się sfrustruje i porzuci
lekturę, ale pewne wprowadzenie do fantastycznego świata jest jednak potrzebne.
Właśnie takiego wdrożenia zabrakło mi w Czerwonym
golemie, przez co debiut Higginsa był dla mnie zwyczajnie nudny i męczący.
Autor wprowadził do historii postacie golemów, mużyków o nadnaturalnej sile czy
złych aniołów spadających z nieba, ale właściwie nie wiadomo skąd ci
bohaterowie się wzięli, czym tak naprawdę są i jaki mają wpływ na
rzeczywistość. Ponadto jest mowa także o tajemniczej sile nazywanej
Pollandorem, dziwacznych stworzeniach z lasu, żyjącym deszczu i płytkach z
anielskiej skóry instalowanych w głowach niektórych ludzi, ale niestety ja
większego sensu w tych osobliwościach nie dostrzegłam.
Zdecydowanie lepiej
udało się autorowi opisać wątek związany z polityką i totalitarnym sprawowaniem
rządów w całym państwie. Znajdujący się w centrum Mirgorodu ogromny budynek z
mnóstwem korytarzy, tajnych przejść i archiwów, w których przechowywane są
teczki z nazwiskami obywateli, stanowi serce Właści i świadczy o potędze
rządzących. Mieszkańcy miasta żyją w podłych warunkach, pracując kilkanaście
godzin dziennie w fabrykach i lękając się, że w każdej chwili mogą zostać
zabrani przez policjantów na przesłuchanie, z którego najpewniej nigdy nie
wrócą. Przeglądałam kilka recenzji tej powieści i w paru tekstach pojawiło się
porównanie Czerwonego golema do Roku 1984. Moim zdaniem to ogromne
nadużycie. Muszę przyznać, że otoczka totalitarnego imperium jest całkiem
ciekawa, ale jednak Higginsowi do Orwella wiele brakuje. Wydarzeniom
składającym się na fabułę tej książki nie mogę zarzucić braku dynamizmu, ale
szybko rozwijająca się akcja nie wystarczyła, bym z zainteresowaniem śledziła
poczynania bohaterów. Łom wiele razy znajduje się w niebezpieczeństwie, często
działa wbrew prawu i staje zarówno przeciwko Właści jak i terrorystom, lecz
jego losy nie wzbudzały we mnie szczególnych emocji. Było mi obojętne czy
śledczy oraz towarzysząca mu dziewczyna pokonają wrogów czy jednak przegrają
walkę i zostaną zamordowani. Przestałam być zaintrygowana tą historią już po
przeczytaniu kilkunastu stron i niestety tak pozostało do końca. Nie chcę jednak
jednoznacznie ogłaszać, że Czerwony golem
to książka zupełnie nieudana. Mnie do gustu nie przypadła i raczej nie sięgnę
po planowaną na koniec przyszłego roku kontynuację, ale może kogoś z was zainteresuje
debiut Petera Higginsa.
Ocena: 3 / 6