Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Liczba stron: 412
Pierwsze wydanie: 2008
Polska premiera: 2010
Nieczytanie okładkowych streszczeń powieści weszło mi na tyle w krew, że już nie wyobrażam sobie wybrać lektury na podstawie tekstu, którym wydawca postanowił wypromować książkę. Dzięki temu nie trafiam na spoilery i nie poświęcam uwagi krzykliwym hasłom głoszącym, że trzymam w rękach kolejne arcydzieło gatunku. Niestety takie postępowanie niesie ze sobą ryzyko, że nabiorę mylnego wyobrażenia o konkretnych tytułach. Przyznam, że rzadko moje oczekiwania zupełnie rozmijają się z treścią książki, ale czasami spodziewam się nieco innej opowieści niż dostaję. Tak było w przypadku Infekcji Scotta Siglera, która jawiła mi się jako historia o apokalipsie wywołanej nieznanym wirusem zbierającym śmiertelne żniwo wśród niemal każdego, kto się z nim zetknie. Okazało się jednak, że autor skupił się na zarysowaniu samego początku epidemii, kiedy zaledwie kilka osób odkrywa tajemnicze objawy i tak naprawdę nie wiadomo w jakim kierunku potoczy się akcja.