14 marca 2025

Anna O - Matthew Blake

 

Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Liczba stron: 432
 Pierwsze wydanie: 2024
Polska premiera: 2024

Doktor Benedict Prince zajmuje się leczeniem zaburzeń snu. Pracuje w prywatnej, luksusowej klinice, do której zgłaszają się celebryci, politycy oraz inni zamożni ludzie oczekujący, że w Abbey specjaliści nie tylko rozwiążą ich problemy, ale zrobią to w sposób dyskretny. Bohater jest też konsultantem policyjnym w sprawach wymagających fachowej opinii psychologa. Pewnego dnia do kliniki trafia pacjentka, której nie można wybudzić od czterech lat. Anna Ogilvy jest podejrzana o zamordowanie dwójki swoich przyjaciół, gdyż została znaleziona obok ofiar w zakrwawionym ubraniu i z narzędziem zbrodni w rękach. Opinia publiczna naciska, by sprawa Anny O została rozwiązana, więc rząd decyduje się na podjęcie kolejnej próby nawiązania kontaktu z podejrzaną. Wszystko odbywa się w ścisłej tajemnicy, nikt nie może się dowiedzieć, że kobieta będzie poddawana nowej terapii po to, by wreszcie przebudziła się i mogła wziąć udział w procesie. Doktor Prince jest podekscytowany zadaniem, ponieważ wierzy, że odkrył sposób na to, by wybudzić ze śpiączki ludzi, których umysł utrzymuje w stanie wieloletniego snu.

Zjawisko zapadania w niewyjaśniony stan katatonii jest prawdziwe. W książce Śpiące królewny. Tajemnicze przypadki ze świata neurologii można przeczytać o różnych przypadkach osób, które znajdują się w ciągłym śnie. Nie ma z nimi kontaktu, nie są świadomi, nie wstają z łóżka, nie przyjmują pokarmów, a medycyna nie potrafi ustalić powodu tego letargu. W powieści autor nazywa taki stan syndromem rezygnacji, łącząc dziwny sen z wątkiem kryminalnym. Czy to możliwe, że ktoś popełnia zbrodnię, a następnie jego umysł odcina świadomość? Czy lunatyk może kogoś zabić i nie pamiętać tego czynu? Drążenie tego tematu wydało mi się szalenie interesujące, dlatego miałam dość wysokie oczekiwania wobec tej historii. Okazało się jednak, że autor skupił się na zupełnie innych elementach niż sądziłam. Wprawdzie pojawia się wątek osobliwego snu Anny Ogilvy oraz terapia, którą doktor Prince stosuje, ale to wszystko znajduje się niejako na marginesie. Mija mnóstwo stron zanim Benedict w ogóle spotyka się ze swoją pacjentką i podejmuje próbę leczenia. Ta rzekomo innowacyjna metoda jest też dość prosta w swoim założeniu, więc trudno mi uwierzyć, że nikt przed Prince’em na nią nie wpadł. Odsuwając jednak na bok tę kwestię, nadal jestem rozczarowana sposobem w jaki Matthew Blake poprowadził cały wątek zaburzeń snu.

Czytelnik dostaje dwie, może trzy wzmianki o tym, że bohater wystawia Annę na określone bodźce mające obudzić jej śpiący umysł, a także krótki opis wyjaśniający czy pacjentka reaguje na leczenie, czy też nie. W dialogi wpleciono też zdawkowe informacje o ludziach, którzy popełnili zbrodnie lunatykując, co zostało uznane za okoliczność łagodzącą lub prowadzącą do uniewinnienia. Pojawiają się również fragmenty z pamiętnika Anny, udowadniające, że kobieta cierpiała na somnambulizm. Koniec. Wątek leczenia Anny nie został rozbudowany, trudno też uwierzyć, że doktor Prince i jego koledzy z kliniki Abbey są faktycznie jakimiś specjalistami od snu, bo nie ma żadnych interakcji pomiędzy nimi a pacjentami. Jest tylko przypadek Annny, a jak już wspomniałam, spotkania pomiędzy nią a Benedictem zostały pobieżnie opisane. Zatem co autor umieścił na ponad czterystu stronach? Głównie wątek kryminalny, który niestety też pozostawia wiele do życzenia. Samo rozwiązanie intrygi jest zaskakujące, ale w ten „niedobry” sposób, czyli kolejne niespodzianki i zwroty akcji wyskakują niczym królik z kapelusza, mimo że nie mają sensu. To są typowo powieściowe chwyty, pokazujące, że zabójca jest tak genialny, że wszystko dokładnie zaplanował z ogromnym wyprzedzeniem, przewidział reakcję innych osób, manipulował ludźmi dookoła, a na dodatek przez wiele lat grał rolę przykładnego obywatela i kochającego członka rodziny.

Irytował mnie też sposób pisania Matthew Blake’a, bo odniosłam wrażenie, że nie potrafi zróżnicować stylu wypowiedzi bohaterów czy chociażby jakoś zaakcentować, że ich myśli wędrują innymi torami. Wszystkie postaci przeżywają podobne monologi wewnętrzne pełne chaotycznych myśli oraz specyficznego rozdygotania. Nieważne czy chodzi o doktora Prince’a obawiającego się spotkania z Anną; o pamiętniki panny Ogilvy, w których ujawnia swoje lęki, czy też o jeszcze inną postać. Wszyscy mówią tym samym językiem i myślą w ten sam sposób. Na dodatek powieść podzielona jest na bardzo krótkie fragmenty. Wyszło absurdalnie, bo często rozmowy między bohaterami są przerywane przejściem do następnego rozdziału. Nie ma to żadnego uzasadnienia fabularnego, temat dialogu jest cały czas ten sam, a tu pyk, koniec rozdziału i dalsza część pogawędki na kolejnej stronie. Mnie to bardzo wybijało z rytmu i zniechęcało do dalszego czytania. Być może autor myślał, że w ten sposób buduje napięcie albo uznał, że dzisiejszy czytelnik nie jest w stanie skupić się na rozdziale, który ma więcej niż 5 stron, ale w moim odczuciu to bardzo nietrafiony zabieg.

Oczywiście nie polecam sięgania po tę powieść, bo koniec końców to kiepsko napisany sztampowy kryminał. Autor ani nie drąży tematyki zaburzeń snu, ani nie eksploruje wątku zbrodni dokonywanych w momencie, gdy ktoś lunatykuje. Z mojej perspektywy lektura Anny O to stracony czas.

Ocena: 2 / 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz