27 stycznia 2014

W mrok - Andriej Diakow


Wydawnictwo: Insignis Media
Liczba stron: 432

Po pierwszej książce Andrieja Diakowa nie spodziewałam się zbyt wiele, ponieważ uważałam, że jedynie Dmitry Glukhovsky jest w stanie stworzyć dobrą historię osadzoną w postapokaliptycznych realiach, w których ludzie ocalali z katastrofy nuklearnej, żyją w tunelach rosyjskiego metra. Na szczęście okazało się, że nie miałam racji, bo Diakow udowodnił, że potrafi napisać emocjonującą i ciekawą opowieść wpisującą się w uniwersum Metro 2033. Po drugą powieść jego autorstwa sięgnęłam już bez żadnych uprzedzeń, za to z dużymi oczekiwaniami. Jednak tym razem jestem trochę rozczarowana, mimo że ogólnie powieść mi się podobała. Niby wszystko zostało dobrze obmyślane i opisane, fabuła trzyma w napięciu i na brak nudy narzekać nie można, ale mimo wszystko powieść W mrok nie oczarowała mnie tak bardzo jak Do światła.

Historia wielokrotnie pokazała, że człowiek jako gatunek nie potrafi uczyć się na błędach. Nie bierze sobie do serca porażek przodków, nie stara się wyciągnąć wniosków z minionych zdarzeń, tylko wciąż pragnie więcej i więcej. Nawet po upadku cywilizacji, gdy ludzie żyją pod ziemią jak szczury, to i tak spiskują przeciwko tym, którym wiedzie się trochę lepiej. Ktoś pozazdrościł mieszkańcom wyspy Moszczny – jedynego, nadającego się do życia skrawka ziemi i przy użyciu bomby nuklearnej po prostu unicestwił ten ostatni bastion normalności. Uratowało się zaledwie kilkanaście osób, przebywających w momencie wybuchu na pływającej platformie wiertniczej. Oskarżenie o atak padło na egzystujących w petersburskim metrze. Winny musi zostać odnaleziony i ukarany w przeciągu tygodnia. W przeciwnym razie wszyscy zginą, ponieważ ci, którzy musieli z oddali obserwować śmierć swoich bliskich, poprzysięgli zemstę chowającym się w metrze ocalałym. Do przeprowadzenia śledztwa wyznaczono doświadczonego stalkera Tarana. Jednak, gdy mężczyzna zaczyna angażować się w sprawę, ktoś uprowadza jego przybranego syna Gleba. Czas bezlitośnie ucieka, a Taran musi zmierzyć się z powierzonym zadaniem, lękiem o życie dziecka, a także pogarszającym się stanem zdrowia.

Na ostatnich kilku stronach książki zamieszczono słowo od autora, w którym Andriej Diakow wyjaśnia jak zaczęła się jego przygoda z pisaniem, jak wyglądały prace nad obiema książkami itd. Pisarz stwierdził, że W mrok to historia znacznie bardziej dopracowana i dojrzała niż debiut. Zaskoczyło mnie to wyznanie, bo w mojej ocenie kontynuacja wypada gorzej niż pierwsza powieść, chociażby z tego względu, że w trakcie lektury tej historii odczułam przesyt motywami związanymi z ukrytym przed większością, na poły legendarnym miejscem, w którym ludzie wiodą spokojne i dostatnie życie. W debiucie Diakow skorzystał już z podobnego pomysłu i to na nim oparł całą fabułę. Teraz znów pojawił się ten sam wątek i zaczynam się zastanawiać ile jeszcze tajnych obiektów, pływających osad i wojskowych baz bohaterowie odnajdą. Poza tym sposób uprowadzenia Gleba wydał mi się dość naiwny. W pierwszej części chłopak przeszedł już chrzest bojowy i wyglądało na to, że poznał stalkerskie sztuki oraz zasady zapewniające bezpieczeństwo, a teraz dał się podejść porywaczom jak małe dziecko.

W ogólnym ujęciu powieść wypada dobrze i nie dostrzegłam więcej mankamentów niż te opisane we wcześniejszym akapicie. Akcja pierwszej książki Diakowa w większości rozgrywała się na powierzchni opanowanej przez mutanty złaknione ludzkiej krwi, ale w kontynuacji autor postanowił zabrać czytelnika na wyprawę przez mroczne, rządzące się różnymi prawami stacje. Naprzemiennie towarzyszyłam Taranowi w poszukiwaniach syna i Glebowi w jego szalonej i niebezpiecznej wędrówce przez kolejne opuszczone lub nieznane dotąd tunele. Dzięki temu mogłam poznać cały przekrój mieszkańców petersburskiego metra. Jedne stacje słyną z porządku i kwitnącego handlu, inne jawią się jako grobowce, w których nic dobrego nie może człowieka spotkać, a jeszcze inne stanowią azyl dla mikrospołeczności odcinających się od całej reszty rozlokowanej w metrze. W każdym korytarzu na bohaterów czeka inne wyzwanie. Czasami muszą zmierzyć się ogromnymi robakami lub ominąć Czarnego Sanitariusza, który chodzi od stacji do stacji i pali zarażonych dżumą, a czasem spotykają bratnią duszę i poznają kolejną tragiczną historię kogoś, kto ponad dwadzieścia lat temu stracił rodzinę i przyjaciół w katastrofie. Podczas tej wędrówki zarówno Taran jak i Gleb uczą się czegoś nowego. Taran przekonuje się, że życie przybranego syna jest dla niego najważniejsze, dlatego zrobi wszystko, by go uratować. Natomiast Gleb musi bardzo szybko dojrzeć i wyzbyć się dziecinnych mrzonek. Diakowowi należy się uznanie za kreacje tego bohatera, ponieważ chłopak przeszedł znaczną metamorfozę. Z niepewnego siebie, lękliwego dziecka zmienił się w odważnego i mającego zasady nastolatka. Jestem bardzo ciekawa jak dalej rozwinie się ta postać.

W mrok nie odbiega pod względem dynamiki akcji od innych powieści z uniwersum Metra 2033. Czytelnicy spragnieni spektakularnych scen walki z mutantami czy wrogimi obozami z metra na pewno będą usatysfakcjonowani ich ilością. Stalker bardzo często wdaje się w mniej lub bardziej poważne potyczki, a pogarszające się zdrowie i ogólne wyczerpanie organizmu sprawiają, że coraz trudniej mu wygrywać za każdym razem, co podtrzymuje napięcie w tych fragmentach. Wiele razy pisałam już, że science fiction nie należy do moich ulubionych gatunków, ale powieści postapokaliptyczne stanowią wyjątek. Nie ważne czy chodzi o apokalipsę zombie, czy wojnę nuklearną – dobrym postapo nigdy nie pogardzę. Niewątpliwie do wartościowych historii w tym stylu należą książki Andrieja Diakowa. Polecam, zwłaszcza, jeśli jeszcze nie mieliście okazji znaleźć się w mrocznym, powoli niszczejącym rosyjskim metrze. 

 Ocena: 4 / 6

Trylogia Andrieja Diakowa:

2. W mrok
3. Za horyzont

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik.