2 maja 2024

Kobieta z kabiny dziesiątej - Ruth Ware

 

Wydawnictwo: Czwarta strona
Liczba stron: 400
Pierwsze wydanie: 2016
Polska premiera: 2018

Wszystko wskazuje na to, że Ruth Ware zajęła pozycję jednej z poczytniejszych autorek thrillerów. Latem zeszłego roku po raz pierwszy zetknęłam się z jej twórczością, gdy sięgnęłam po powieść Pod kluczem, ale nie zachwyciła mnie na tyle, bym mogła dołączyć do fanów pisarki. Postanowiłam dać autorce kolejną szansę i tym razem wybrałam historię o dziennikarce, której trafia się zlecenie napisania relacji z rejsu luksusowym statkiem. Laura (Lo) Blacklock ma wrażenie, że wygrała los na loterii. Nie dość, że wreszcie załapała się na zlecenie polegające głównie na korzystaniu ze wszystkich udogodnień oraz rozmawianiu z innymi zaproszonymi gośćmi, to ma również nadzieję, że ten materiał umocni jej pozycję w redakcji. 

Niestety od początku wszystko idzie nie tak jak powinno. Tuż przed rejsem Lo zastaje w swoim mieszkaniu włamywacza. Wprawdzie fizycznie nie dzieje jej się krzywda, ale kobieta straciła poczucie bezpieczeństwa i jeszcze nie zdążyła dojść od siebie, a już musiała stawić się na wycieczkę po Morzu Północnym. Pierwszej nocy na statku Lo słyszy coś dziwnego z kabiny obok. Najpierw jakby uderzenie, a potem dźwięk przypominający wyrzucenie czegoś za burtę. Kobieta wychodzi na taras i widzi rozmazane ślady przypominające krew. Alarmuje ochronę, opowiada o sąsiadce z kabiny dziesiątej, którą zdążyła poznać wieczorem, nalegając, by sprawdzono czy wszystko u niej w porządku. Okazuje się jednak, że pomieszczenie jest puste, a na liście gości nie ma żadnej tajemniczej kobiety, której mogło przydarzyć się coś złego. Laura nie daje się jednak przekonać i zaczyna swoje prywatne śledztwo.

Bardzo lubię kryminały i thrillery, których bohaterowie znajdują się w ograniczonej przestrzeni. Mimo że to dość często spotykany zabieg, moim zdaniem zazwyczaj sprawia, że napięcie rośnie, a czytelnik zaczyna się zastanawiać, kto z niewielkiej grupy bohaterów jest mordercą. Z tego powodu już na wstępie czułam się zaintrygowana historią wymyśloną przez Ruth Ware i nie mogłam doczekać się fragmentów, na podstawie których będę mogła pogłówkować czy rzeczywiście na statku doszło do zabójstwa. Niestety autorka nie poszła w ślady Agaty Christie, do której bywa porównywana, pisząc powieść o kolejnej neurotyczce niemającej nawet śladu instynktu samozachowawczego. Sądziłam, że Lo będzie prowadzić swoje prywatne śledztwo w jakiś sprytny, inteligentny sposób, ale okazało się, że kobieta po prostu postawiła na nogi całą obsługę i wkrótce już wszyscy pasażerowie wiedzieli, że dziennikarka poszukuje jakiejś tajemniczej kobiety. Bohaterka podejrzewa, że doszło do morderstwa, znajduje się na pełnym morzu bez możliwości ucieczki, więc bez ogródek przepytuje ludzi, wyraźnie dając znak, że interesuje się sprawą. Innymi słowy aż prosi się, by ktoś próbował ją skrzywdzić.   

Na dodatek Laura jest kolejną bohaterką thrillera, której wiarygodność zostaje podważona z powodu nadużywania alkoholu oraz przyjmowania leków. W żadnym momencie nie jest powiedziane, że kobieta ma problem alkoholowy, ale to bardzo rzuca się w oczy. Lo jest albo na kacu albo marzy o tym, żeby się napić. Drink na uspokojenie, na wyciszenie, na bezsenność, do towarzystwa itd. Wszyscy postrzegają dziennikarkę jako osobę niestabilną emocjonalnie, mającą mnóstwo własnych problemów do rozwiązania. Przyznam, że mnie znudziła taka kreacja głównej bohaterki thrillera. Mam wrażenie, że teraz obowiązkowo w prawie każdej nowej powieści należącej do tego gatunku, spotkam właśnie taką roztrzęsioną, niepewną własnych słów Laurę. Przyznam też, że nie zawsze rozumiałam jej emocje. O ile nie mam wątpliwości, że pewne wydarzenia mogły wytrącić ją z równowagi, tak zupełnie nie pojmuje natury jej związkowej dramy. Niby chce być ze swoim facetem, ale jednocześnie robi wszystko, żeby z nią zerwał. Autorce zapewne było to potrzebne do uwiarygodnienia fabuły. Bohaterka pokłóci się z partnerem, więc nikt nie będzie jej szukał, ale mogła wymyślić jakiś bardziej dojrzały pretekst do związkowych zawirowań.

Nie jestem również usatysfakcjonowana charakterystyką pozostałych bohaterów. Uważam, że motyw zamkniętej przestrzeni i ograniczonej liczby postaci działa wówczas, gdy czytelnik może coś powiedzieć na temat tych osób. W tym przypadku autorka nie zadbała o to, by pasażerowie lub obsługa statku zapadli w pamięć. Goście stanowią w większości zbiór zamożnych osób zdających się nie zwracać w ogóle uwagi na to, że na pokładzie mogło dojść do przestępstwa. Natomiast pracownicy to głównie trzymający się razem Norwegowie, którzy nie chcą współpracować z Lo. Jest też sprzątaczka z Polski o imieniu Iwona, która ledwie ogarnia język angielski i obawia się, że bohaterka chce ją oskarżyć o kradzież. Dziwnym zbiegiem okoliczności wśród zaproszonych dziennikarzy pojawia się również były partner Laury, ale i on nie ma szczególnej roli do odegrania. Rozwiązanie intrygi oraz zakończenie mają iście filmowy rys. Nie czyta się tego źle, ale po zastanowieniu można dojść do wniosku, że wiele scen jest naciąganych, a całość nie ma większego sensu.

Czy zatem powieść ma jakieś zalety? Dla mnie głównym atutem było miejsce akcji. Ruth Ware potrafi stworzyć intrygującą scenerię dla dość banalnych wątków. W Pod kluczem opisała wiktoriańską posiadłość przekształconą na smart dom, a tutaj umiejscowiła bohaterów w zminiaturyzowanej wersji luksusowego jachtu. Statek jest niewielkich rozmiarów, przez co wydaje się dziwny, klaustrofobiczny, przytłoczony przepychem z jakim został urządzony. Doceniam szczegółowe opisy kolejnych pomieszczeń oraz częste wtrącenia, że obiekt sprawia wrażenie niepokojącego, niestabilnego i przerysowanego w swym bogactwie. Autorka ma też tzw. lekkie pióro, więc książkę czyta się błyskawicznie. Nie mogę powiedzieć, że Kobieta z kabiny dziesiątej mnie znudziła, bo historia stanowi zwartą całość i byłam zaintrygowana, kiedy dałam się porwać akcji. Natomiast ilekroć odkładałam książkę, łapałam się na wyliczaniu, co mi w tej opowieści nie gra i dlaczego uważam protagonistkę za bardzo irytującą postać. Jak na razie nie zostałam fanką Ruth Ware, ale mam w swoich zbiorach inne jej książki, więc liczę, że jeszcze wszystko przede mną.

Ocena: 3 / 6

 Inne przeczytane powieści autorki:

Pod kluczem

7 komentarzy:

  1. Jeszcze jej nie czytałam. Szkoda, że książka nie spełniła twoich oczekiwań.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli finalnie, rzekłabym, na plus, bo mimo że zachwytu nie było, chcesz czytać jej kolejne tytuły :) Myślę, że mnie też drażniłaby kolejna rozchwiana emocjonalnie bohaterka marząca o kielichu. Jakby nie dało się stworzyć innej niż taka, którą wszyscy będą uważali co najmniej za stukniętą.

    Zerknęłam na LC i widzę, że nie czytałam nic jej pióra. Z historii ze statków chyba wolę już "Statek śmierci" Yrsy albo "Pasażera 23" Fitzeka (Fitzka?). Ale kiedyś i tak pewnie sprawdzę, jak pisze, z czystej ciekawości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcę czytać kolejne, bo kupiłam prawie wszystkie książki Ware. Jak głupia rzuciłam się na promocję na ebooki zanim sprawdziłam, że nie do końca mi leży jej twórczość. I teraz za karę będę czytać :) Nie pamiętam od czego się ten rys kobiecej bohaterki współczesnego thrillera zaczął. Czy od "Dziewczyny z pociągu" czy "Kobiety w oknie", a może jeszcze jakaś inna powieść zaczęła tę modę, ale mam dość. Bohaterka jest obowiązkowo alkoholiczką, lekomanką i jeszcze ma za sobą trudną przeszłość. Jeszcze na dodatek jest ultra denerwująca.

      "Statek śmierci" Yrsy był super, uwielbiam :) Chyba Fitzka, bo kojarzę, że kiedyś pisałam o tym w komentarzach z blogerką-germanistką, ale to było dawno, więc mogłam pomylić odmianę. W sumie fajnie, że mi przypomniałaś o nim, kiedyś bardzo lubiłam jego książki.

      Usuń
    2. Czytanie za karę brzmi jak coś, co grozi co najmniej zastojem czytelniczym ;) Co do irytujących bohaterek, mnie dodatkowo drażni w takich sytuacjach narracja pierwszoosobowa. Siedzę w głowie kogoś, kto myśli totalnie nieracjonalnie według mnie i bardzo nie chcę tam siedzieć.

      W sumie to przypomniałam też samej sobie. Przeczytałam bodajże dwie jego książki i jakoś tak odstawiłam go na bok. Myślę, że prędzej czy później doczeka się kolejnego spotkania :)

      Usuń
    3. To prawda, dlatego będę sobie dawkować jej książki. Słuszne spostrzeżenie! Też nie chciałam siedzieć w głowie Laury. Ten typ narracji też utrudnia charakterystykę innych bohaterów, bo wiemy tylko to, co główna postać.

      Muszę poszukać książek Fitzka, mam chyba kilka gdzieś zachomikowanych, więc najwyższy czas się za nie zabrać :)

      Usuń
  3. Zdecydowanie nie książka dla mnie, a miałam wielkie nadzieje, gdy doczytałam, że akcja dzieje się w ograniczonej przestrzeni (też bardzo lubię takie książki!). Ale całe moje zainteresowanie uleciało, gdy przeczytałam opis głównej bohaterki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale Cię rozumiem. Miałam to samo, kiedy sięgałam po książkę, a potem entuzjazm malał z każdą stroną...

      Usuń