28 lutego 2023

Królowa śniegu - Anna Klejzerowicz

 

Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 280
Pierwsze wydanie: 2017

Pierwszy przeczytany kryminał w tym roku i niestety znowu rozczarowanie. Może nie tak spektakularne jak w przypadku Wioski kłamców Hanny Greń, ale znów wybrałam książkę, która nie przypadła mi do gustu. Kupiłam ją pod wpływem opisu obiecującego połączenie baśniowych motywów z intrygą kryminalną. W niewielkim miasteczku położonym niedaleko Trójmiasta policja odnotowuje podejrzaną liczbę zgonów spowodowanych zamarznięciem. Zdaje się, że nie ma tygodnia, by jakiś okoliczny amator mocnych trunków nie zasnął wiecznym snem na leśnej polanie lub w przydrożnym rowie. Początkowo zdarzenia te wydają się jedynie smutnym zwieńczeniem tragicznych losów ludzi, którzy z powodu alkoholizmu funkcjonowali niemalże poza społeczeństwem. Wszystkie ofiary w chwili śmierci były pod wpływem procentów, a na miejscach zgonu próżno szukać poszlak sugerujących popełnienie zbrodni. Jednak dziennikarka i rzeczniczka prasowa gminy Felicja Stefańska ma przeczucie, że w tej sprawie jest jakieś drugie dno. Próbuje na własną rękę zdobyć więcej informacji, co sprawia, że docierają do niej pogłoski o pewnej klątwie zesłanej na mieszkańców, w wyniku której w przeszłości dochodziło do podobnych przypadków zamarznięć. Kobieta nie wierzy w klątwy i zabobony, ale wiadomość o niechlubnej przeszłości gminy to już solidny punkt zaczepienia w próbie dotarcia do prawdy.

Z przykrością stwierdzam, że wątki ciekawie zapowiadające się w streszczeniu fabuły, nie przykuły mojej uwagi w trakcie lektury. Czułam niedosyt związany z brakiem śledztwa i dość ograniczoną działalnością głównej bohaterki, której zaangażowanie w sprawę przejawia się głównie poprzez rozmowy z mieszkańcami miasteczka. Wprawdzie Felicja współpracuje z lokalnym funkcjonariuszem policji, ale czytelnik nie ma wglądu w pracę aspiranta Ryby. Dostaje więc tylko suche informacje, kiedy bohaterowie rozmawiają o dziwnych przypadkach zamarznięć, a cała policyjna robota jest gdzieś z boku, potraktowana bardzo pobieżnie. Powiedzmy jednak, że taki był zamysł autorki, która na pierwszy plan wystawia Felicję sugerując, że to przebojowa, odważna i energiczna dziennikarka szukająca na prowincji nowego planu na siebie. Niestety protagonistka ma niewielkie pole manewru w prowadzeniu cywilnego „dochodzenia” i w zasadzie przez większą część powieści po prostu rozmawia z różnymi osobami. Oczywiście wszystkie ważne informacje udaje jej się wyciągnąć bez większego trudu, a czego nie może się dowiedzieć od miejscowych to doczyta w lokalnej bibliotece. I cyk, sprawa rozwiązana.

Mam też problem z postacią Felicji, która jest opisywana jako bezkompromisowa i charakterna. W jej zachowaniu, przemyśleniach czy reakcji na tajemnicze zgony nie dostrzegłam tych cech. Wręcz przeciwnie, kobieta narzeka na zimno, wiecznie ma pustą lodówkę, a jak już wybierze się do sklepu to kupuje kilka produktów na krzyż. Potem czytelnik zmuszony jest zapoznać się z jej jakże ograniczonym menu, bo autorka z lubością wspomina, że Felicja albo nie jadła nic, albo zadowoliła się kromką chleba z serem i gorącą herbatą. Najwidoczniej charakterne dziennikarki żywią się powietrzem. Poza tym Felicja nie wyróżnia się niczym specjalnym, więc jej postać nie zapada w pamięć. Tym samym nie mam ochoty poznawać kolejnych części serii, bo mojej uwagi nie przykuła ani zagadka kryminalna, ani protagonistka.

Klejzerowicz przygotowała pewien niespodziewany zwrot akcji, jednak przyznam szczerze, że nie jest on specjalnie szokujący. Po prostu ni z tego, niż owego okazuje się, kto jest mordercą. Rozwiązanie przyjęłam do wiadomości i na tym koniec. Zabrakło w finale emocji, oraz prawdziwie poplątanych wątków, żeby ten plot twist miał jakieś znaczenie. Na dodatek cała akcja śledzenia podejrzanego przez Felicję i późniejszy rozwój wypadków w jej mieszkaniu to bardzo naciągana sprawa. Znudziły mnie też wybiegi w stylu: główna bohaterka znalazła się w śmiertelnie niebezpiecznej sytuacji, ale oczywiście w ostatniej chwili zostaje ocalona. Jakby tego było mało, wybawcą okazuje się mężczyzna, któremu nasza heroina ewidentnie wpadła w oko! On jej zresztą też, ale na przeszkodzie romansowi staje różnica wieku, bo przecież wiadomo, że kobieta w okolicach czterdziestki to już powinna myśleć o trumnie, a nie związku z trzydziestolatkiem. Nudno, sztampowo i stereotypowo – tak mogę podsumować zalążki wątku romantycznego.

Czy jest coś, co podobało mi się w Królowej śniegu? Tak, doceniam fantastyczne opisy zimowej aury. Trzaskający mróz, obficie padający śnieg, cisza zalegająca w leśnych ostępach tworzą atmosferę niesamowitości oraz budzą skojarzenia z postacią rodem z baśni Andersena. Podoba mi się również to, że autorka sięgnęła akurat do tego klasycznego utworu, czyniąc go inspiracją swojej powieści. Szkoda tylko, że w zakończeniu postanowiła wszystko wyjaśnić i drobiazgowo wytłumaczyć jak należy odbierać nawiązania. Sądzę, że uważny czytelnik nie potrzebuje takiego łopatologicznego podsumowania, dlatego wolałabym, żeby autorka pozostawiła każdemu przestrzeń do własnej interpretacji wykorzystanych motywów. Szczerze przyznam, że nie wiem czy sięgnę po kolejną część z Felicją Stefańską w roli głównej. Jeśli tak to na pewno nie w najbliższej przyszłości. Dajcie koniecznie znać czy macie za sobą lekturę Królowej śniegu? A może Anna Klejzerowicz ma swoim dorobku inną książkę, po którą warto sięgnąć?

 Ocena: 2.5 / 6

Cykl: Felicja Stefańska

1. Królowa śniegu

2. Ogród świateł

3. Osiedle odmieńców

4. Nagrobek

5. Stara papiernia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz