12 stycznia 2014

Porachunki - Tonino Benacquista


Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 336

Powieść Porachunki (wydanie z 2005 roku nosi tytuł Malavita) ma wszystko, co powinna zawierać udana, lekko komediowa historia o gangsterach. Jest ciekawie zapowiadająca się fabuła, jest interesujący główny bohater, są tajemnice z przeszłości i oczywiście przedstawiciele mafijnej rodziny. A jednak dzieło Tonina Benacquisty nie zachwyciło mnie. Czytając tę książkę nie odczuwałam większych emocji, nie przeżywałam losów bohaterów, w każdej chwili mogłam odłożyć powieść na bok, a wracając do lektury wcale nie czułam dreszczyku ciekawości i nie zastanawiałam się, co też wydarzy się dalej. Ale z drugiej strony książkę czytałam z przyjemnością, traktując ją jako niewymagającą, rozrywkową historyjkę utrzymaną w konwencji gangsterskiej komedii. Trudno mi jednoznacznie ocenić Porachunki. Jest to książka z rodzaju tych, które powinny mi się bardzo podobać, a jednak coś poszło nie tak i oczekiwanego zachwytu nie było.

Jak już wspomniałam fabuła rysuje się obiecująco. Mafijny Boss Giovanni Manzoni sześć lat temu uzyskał status świadka koronnego, gdy zgodził się współpracować z policją i zeznawać przeciwko ludziom, którzy rzekomo byli dla niego jak rodzina. Po procesie Manzoni otrzymał nakaz opuszczenia Stanów Zjednoczonych i wraz z żoną, i dziećmi został ulokowany w Europie. Bohaterowie przeprowadzali się niezliczoną ilość razy w ciągu tych sześciu lat. Ostatecznie wylądowali w małym miasteczku w Normandii, gdzie według FBI macki gangsterskiej ośmiornicy nie powinny ich nigdy dosięgnąć. Jako rodzina Blake’ów szybko zaadaptowali się w nowym miejscu. Lavinia vel Maggie odnalazła swoje powołanie w działalności charytatywnej, dzieci szybko wyrobiły sobie wysoką pozycję w szkole, a Giovanni przedstawiający się jako Fred, rozpowiedział wszystkim, że jest pisarzem, który we Francji gromadzi materiały do najnowszej książki. Jednak z przeszłością nie jest łatwo zerwać zwłaszcza, jeśli stare, gangsterskie nawyki wciąż dają o sobie znać. Rodzina Manzoni musi przygotować się na nadchodzące kłopoty.

Początek książki bardzo mi się podobał, ponieważ płynnie wprowadza czytelnika w intrygę i świat nowojorskiej mafii, którą bohater porzucił na rzecz spokojnego, lecz nudnego życia na obczyźnie. Od razu poznałam charakterystyki wszystkich bohaterów, nie wyłączając agentów federalnych, mających oko na rodzinę Giovanniego przez 24 godziny na dobę. Dowiedziałam się, kogo denerwują częste przeprowadzki, a kto bez problemu radzi sobie w nowych warunkach. Poznałam rodzinne zwyczaje i tematy, których poruszanie prawie zawsze kończy się kłótnią. A mimo tego miałam wrażenie, że bohaterowie zostali opisani po macoszemu. Autor nie wgłębił się w ich psychikę, nie wytłumaczył, dlaczego podejmowali takie, a nie inne działania. Możliwe, że wynika to z konwencji, w jakiej Porachunki są utrzymane i nie powinnam się czepiać, bo lekka, rozrywkowa historia nie wymaga rozbudowanych portretów psychologicznych. Jednak nie miałabym nic przeciwko wyjaśnieniu, dlaczego Giovanni zaczął współpracować z policją skoro życie mafiosa uważa za swoje powołanie? Czy chodziło o strach przed więzieniem, czy jakieś inne powody doszły do głosu? Podobny niedostatek informacji czułam także w paru innych fragmentach, ale nie mogę zdradzić zbyt wielu szczegółów, więc nie będę się dalej rozpisywać na ten temat.

Porachunki czyta się naprawdę dobrze, strony umykają jedna za drugą, opowieść płynnie się toczy, ale znów muszę ponarzekać, bo tak właściwie prawie aż do samego końca niewiele się w książce dzieje. Nie nudziłam się w trakcie lektury, ale też jakoś specjalnie nie zajmowały mnie przygody bohaterów. Oczekiwałam, że życie gangstera w ukryciu, który tylko teoretycznie ma zamiar skończyć z dawnymi nawykami i zacząć zachowywać się jak przystało na porządnego obywatela, będzie obfitowało w więcej zaskakujących zdarzeń. Nie chciałabym jednak, żebyście odnieśli wrażenie, że książka Benacquisty ma same wady, bo tak oczywiście nie jest. Za najciekawsze momenty uważam rozmyślania głównego bohatera na temat starych, dobrych czasów w mafijnej rodzince. Cynizm Giovanniego w połączeniu z trafnymi obserwacjami i humorystycznymi wstawkami za każdym razem działał na mnie rozbrajająco. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby narracja z jego punktu widzenia pojawiała się znacznie częściej. A skoro już o gangsterach mowa to warto przyjrzeć się ich charakterystyce nieco bliżej. Jeśli lubicie historie o niby groźnych, ale w gruncie rzeczy nieporadnych członkach cosa nostry, to bardzo możliwe, że książka Tonina Benacquisty dostarczy wam kilku godzin rozrywki. W tej powieści mafiosi odpowiadają potocznemu, komediowemu wizerunkowi. Wyróżniają się ze względu na sposób bycia, przestępcze „uzdolnienia” oraz zamiłowanie do wszelkiego rodzaju broni palnej. A przy tym dają się podejść nieprzyjacielowi jak małe dzieci, co jest wyraźnie widoczne w scenie finałowej.

Spodziewałam się fantastycznej książki, a dostałam fajną, ale raczej przeciętną opowieść. Jest w niej parę bardzo dobrych momentów, jednak przeważają te średnie, więc nie mogę ocenić Porachunków wyżej. Niemniej amatorów podobnych historii namawiam do sięgnięcia po książkę Benacquisty, a nuż wam spodoba się bardziej niż mnie. Nie wiem czy przeczytam kontynuację, żeby poznać dalsze losy rodziny Manzoni, ale mam ochotę obejrzeć film w reżyserii Luca Bessona. Co prawda godne zaufania źródła doniosły o fatalnej jakości ekranizacji, jednak obawiam się, że moja słabość do aktorskich popisów Michelle Pfeiffer weźmie górę nad rozsądkiem. Przynajmniej na własnej skórze dowiem się, za co film zbiera takie cięgi.

Ocena: 3,5 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza. 

Tu kupisz Porachunki:

http://muza.com.pl/sensacja/1524-porachunki-9788377585177.html?dosiakksiazkowo
 

11 stycznia 2014

Czas na Biblię!

Zachęcam do odwiedzenia nowego portalu biblijnego www.czasnabiblie.pl

Idea nawiązuje do rosnącego coraz bardziej – zwłaszcza wśród młodych ludzi - zainteresowania Biblią. czasnabiblie.pl to przestrzeń dla rzetelnego i przystępnego poznania Słowa Bożego, miejsce dla dyskusji i modlitwy, ponieważ jesteśmy przekonani, że właśnie nadszedł Czas na Biblię!

Portal powstał jako odpowiedź na zachętę Jana Pawła II do rodzinnego czytania Pisma Świętego. Obejmuje różne środowiska i łączy je wokół Biblii oraz osoby i nauczania Papieża, który 27 kwietnia 2014 roku zostanie ogłoszony świętym.

Przygotujmy się na to wielkie wydarzenie, czytając w naszych domach Słowo Boże wraz komentarzami autorów, a przede wszystkim bł. Papieża.

Będzie to doskonałe wypełnienie jego życzenia i przyjęcie błogosławieństwa, którego udzielił na dwa tygodnie przed swoją śmiercią:

Z  serca błogosławię rodzinom, które wspólnie czytają słowo Boże - Jan Paweł II, 19 marca 2005 r.






„Czas na Biblię” to odpowiedź na słowa Jana Pawła II wzywające do rodzinnego czytania Pisma Świętego.
 
„Czas na Biblię” jest inicjatywą społeczną. Obejmuje różne środowiska, by łączyć wokół Pisma Świętego ludzi, którym bliski jest błogosławiony Jan Paweł II, a już wkrótce święty: 27 kwietnia 2014 roku w Rzymie odbędzie się bowiem kanonizacja papieży Jana XXIII i Jana Pawła II.

8 stycznia 2014

Detroit - Michael Stalmarsk


Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Liczba stron: 210

W lipcu ubiegłego roku świat zelektryzowała wiadomość o upadku Detroit – miasta uważanego niegdyś za symbol amerykańskiej potęgi przemysłowej. Niecodziennie zdarza się, by swego czasu prężnie działająca metropolia, nie była w stanie wyjść z kryzysu. Niektórzy ekonomiści przekonują, że po ogłoszeniu bankructwa sytuacja miasta może ulec poprawie, ponieważ część zadłużenia zostanie umorzona i Detroit zyska szansę na nowy początek. Trudno przewidzieć jaka będzie przyszłość miasta, ale dzięki książce Michaela Stalmarska można przeanalizować jego burzliwą historię i spróbować zrozumieć jak to się stało, że w krótkim czasie Detroit wyrosło na najbogatsze miasto w USA, a następnie padło ofiarą trwającego już kilkadziesiąt lat kryzysu. Stalmarsk rzetelnie i rzeczowo podszedł do tematu, dokładnie opisując wszystkie istotne kwestie i konteksty, dzięki czemu czytelnik zyskuje szeroki ogląd na sprawę.

W latach 50 XX wieku Detroit przeżywało swój najlepszy czas. Było potęgą produkcyjną, posiadając rzesze robotników marzących o zatrudnieniu w wielkim mieście oraz wizjonerów, którzy nie bali się inwestować i wprowadzać nowe pomysły na rynek. To właśnie Detroit uważane było za najlepiej zarządzaną aglomerację w całym kraju. Zyskało przydomek Motor City, ponieważ w krótkim czasie stało się niekwestionowanym liderem produkcji samochodów, które dla Amerykanów były towarem niemal pierwszej potrzeby. W latach 50. modele tzw. Wielkiej Trójki (General Motors, Ford i Chrysler) były tak pożądane przez społeczeństwo, że fabryki nie nadążały z produkcją. Każde auto zjeżdżające z taśmy natychmiast znajdowało nabywcę. Samo miasto i teren wokół niego przyciągały zarówno emigrantów jak i biedniejszych obywateli USA, którzy bez problemu mogli znaleźć zatrudnienie w którymś z licznych przedsiębiorstw. W tamtym czasie wydawało się, że nic nie jest w stanie przeszkodzić Detroit w dalszym rozwoju. Właściciele wielkich koncernów nie dostrzegli w porę, że rynek zaczął się przekształcać, nie umieli odpowiedzieć na nowe oczekiwania klientów i nie chcieli przyjąć do wiadomości, że Amerykanie będą chętnie nabywać tańsze zagraniczne towary. Tak rozpoczął się początek końca potęgi tego miasta.

Oczywiście Michael Stalmarsk podaje znacznie więcej czynników, mających wpływ na powolną destrukcję metropolii. Ale zanim do tego przechodzi, tłumaczy skąd wzięła się świetność Detroit, opisując jak miasto zachłannie rozbudowywało się i rozwijało na każdym polu. Nowe fabryki, nowe szkoły, wystawne restauracje, eleganckie sklepy rozlokowane w ogromnych centrach handlowych oraz spokojne i ciche przedmieścia stanowiące o dobrobycie amerykańskiej klasy średniej – wszystko to pojawiło się w okolicach Detroit niezwykle szybko. Miasto po prostu rosło w oczach. Podobało mi się to, że autor książki na samym jej początku umieścił kilka bardzo chwytliwych i przykuwających uwagę informacji. Dzięki nim od pierwszej strony publikacja ciekawi i intryguje. Po takim wstępie nie mogłam odłożyć książki na bok, mimo że dotychczas niespecjalnie interesowałam się historią któregokolwiek z amerykańskich miast. Stalmarsk wszystkie informacje uporządkował i podał w przystępnej formie. Jego styl pisania określiłabym jako bardzo konkretny, ponieważ autor bez zbędnych wtrętów czy rozwlekłych debat doskonale uchwycił kluczowe punkty w historii rozwoju nie tylko Detroit, ale amerykańskiego i światowego przemysłu w ogóle. Mam wrażenie, że w tej książce nie ma ani jednego niepotrzebnego zdania. Autor doskonale wiedział, co chciał przekazać i zrobił to, nie zasypując odbiorców mnóstwem mało ważnych informacji.

Rozdziały poświęcone upadkowi miasta uważam za najciekawsze fragmenty książki. Pokazują one, że nawet w latach największej świetności Detroit zmagało się z wieloma poważnymi problemami, które po prostu były zamiatane pod dywan. Wiadomo, że nie jest to strategia właściwa na dłuższą metę, więc nic dziwnego, że w końcu wszystko rozpadło się niczym domek z kart. Michael Stalmarsk zwraca uwagę na wygórowane wymagania związków zawodowych, które nieustannie walczyły z zarządem fabryk o lepsze świadczenia i wyższe pensje. Pisze także o bardzo ostrym konflikcie rasowym, którego skutkiem była wyprowadzka większości białych mieszkańców, a także o korupcji urzędników i rosnącej przestępczości. Czytając o dzisiejszym Detroit trudno uwierzyć, że wiele lat temu miasto to wyglądało zupełnie inaczej. Autor pokusił się także o analizę kolejnych strategii naprawczych, które niestety nie poprawiają sytuacji miasta lub robią to jedynie na chwilę. Szkoda, że książka została napisana przed ogłoszeniem przez Detroit bankructwa. Jestem ciekawa jak autor skomentowałby ten fakt i jak wpłynąłby on na prognozowaną przyszłość metropolii.

W publikacji można znaleźć również kilkanaście zdjęć ilustrujących opisywane zagadnienia. Takie fotografie stanowią świetny dodatek do książki, jednak żałuję, że nie zostały bardziej wyeksponowane, a przede wszystkim wydane na papierze lepszej jakości. Podejrzewam, że autor nie miał wpływu na tę kwestię, więc nie będę się dłużej rozpisywać nad wydaniem, bo w końcu najważniejsza jest treść. A tej naprawdę nie mogę nic zarzucić. Stalmarsk wykonał kawał dobrej roboty, o czym świadczy również obszerny spis bibliograficzny. Sięgnęłam po książkę o Detroit w ramach eksperymentu, bez szczególnych nadziei na zajmującą lekturę, a otrzymałam świetną charakterystykę niezwykłego miasta. To, co dzieje się z nim teraz w pewien sposób odzwierciedla kryzys całej amerykańskiej (europejskiej zresztą też) gospodarki zalewanej przez dużo tańsze azjatyckie towary, o czym również autor wspomina. Zachęcam do zapoznania się z burzliwą historią miasta, udowadniającą, że nawet największe osiągnięcia nie gwarantują trwałego sukcesu.

Ocena: 5 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater 

5 stycznia 2014

Gone. Faza piąta: Ciemność - Michael Grant


Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 464

Niezbyt często sięgam po książki typowo młodzieżowe, ale seria Gone zaciekawiła mnie na tyle, że z chęcią zabrałam się za lekturę piątego, przedostatniego tomu cyklu. Inna sprawa czy powieści Michaela Granta powinno się traktować jako literaturę przeznaczoną głównie dla nastolatków, ale pozwolicie, że ten wątek rozwinę nieco później. Na razie kilka słów o fabule. Zwyczajne kalifornijskie miasteczko o nazwie Perdido Beach nagle zmieniło się w miejsce odgrodzone od świata szarą, niemożliwą do sforsowania barierą. Na dodatek wszyscy mieszkańcy powyżej piętnastego roku życia zniknęli. Ot tak, w jednej chwili byli w domu, w pracy, w drodze, a już sekundę później po prostu przepadli, jakby rozpłynęli się w powietrzu. Pod nieprzebytą kopułą znalazły się tylko dzieci. Szybko okazało się, że niektóre dysponują przedziwnymi mocami, ponieważ potrafią tworzyć śmiercionośne światło, usuwać grawitację, poruszać się z nadludzką szybkością, oceniać czy ktoś mówi prawdę, czy kłamie i wiele innych. We wcześniejszych częściach serii nastolatki i młodsze dzieci zostały zmuszone do stawienia czoła problemom, które przerosłyby niejedną dorosłą osobę. W tej powieści bohaterów czekają kolejne wyzwania – walka z demoniczną siłą nazywaną Gaiaphage oraz próby zapanowania nad zmieniającą się barierą. Dotąd kopuła przypominała szklany klosz nad miasteczkiem, teraz jednak zaczęła zmieniać barwę z szarej na czarną, pozbawiając mieszkańców życiodajnego światła.

Faza piąta: Ciemność podobnie jak wszystkie inne powieści z cyklu, charakteryzuje się niesamowicie pędzącą akcją. W tej książce nie ma miejsca na nudę, ponieważ już od pierwszej strony autor prezentuje czytelnikowi zalążek nowych problemów, które wkrótce zajmą umysły bohaterów. Michael Grant nie bawi się w subtelności i przydługie wstępy, przez co nie sposób oderwać się od lektury. Za każdym razem, gdy sięgam po kolejną książkę z serii, zastanawiam się, co też tym razem pisarz zgotował swoim bohaterom. Wygląda na to, że jego wyobraźnia jest nieograniczona, ponieważ zawsze zaskakuje mnie czymś zupełnie nowym, nieprzewidywalnym, poważnie zagrażającym dzieciakom w Perdido Beach i okolicy. Również w tej powieści pojawia się cała masa szokujących i przerażających wydarzeń. Jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko nastolatkom, które już prawie od roku walczą o przetrwanie w świecie nieznającym starych zasad i opieki dorosłych, cechującym się ograniczonymi racjami żywnościowymi i kruchym etosem moralnym.

Mam też wrażenie, że seria Gone niejako dorasta z czytelnikami. Wracając do kwestii targetu tej historii, którą poruszyłam w pierwszym akapicie, stwierdzam, że jest to jedna z ciekawszych młodzieżówek na rynku, mogąca zainteresować również starszych odbiorców. Zdaję sobie sprawę, że często o wielu innych cyklach pisze się dokładnie to samo, ale w Gone jest coś innego, oryginalnego i wartościowego. Po pierwsze, pisarz od początku rzuca bohaterów w wir prawdziwych trudności, prowokując przy okazji czytelnika do zastanowienia się nad tym, jak on poradziłby sobie w świecie ogarniętym chaosem, paniką, kurczącymi się zasobami żywności i wybuchającą na każdym kroku agresją. Im bliżej końca serii, tym poważniejsze dylematy i znacznie bardziej dorosłe sprawy, z którymi mierzą się postaci. Począwszy od chciwości i pragnienia władzy, poprzez seks, niechcianą ciążę, aż do morderstw i decyzji czy można kogoś uśmiercić dla dobra społeczności. Po drugie, bohaterowie nie są ani infantylni, ani rozchwiani emocjonalnie, mimo że to jeszcze bardzo młodzi ludzie. Niektórzy odkryli w sobie siłę i zdolności organizacyjne, dzięki czemu świetnie radzą sobie w nowej rzeczywistości, nad innymi górę wzięła mroczna strona ludzkiej natury, przez co stali się źli i zepsuci, a jeszcze innych ogarnęło szaleństwo, ponieważ nowy świat okazał się dla nich nie do zniesienia. Bohaterowie mają bardzo różne charaktery i poglądy, ale w mojej ocenie wszyscy są wiarygodni.

Bardzo podoba mi się połączenie realnych, niejako z życia wziętych wątków z elementami nadprzyrodzonymi, dzięki którym powieści pozostają historiami rozrywkowymi o bohaterach prześcigających się w używaniu swoich niezwykłych mocy. Również pod tym względem piąta część nie zawodzi, ponieważ czytelnik ma okazję śledzić wiele emocjonujących pojedynków i „doświadczać” mnóstwa ekstremalnych sytuacji. Zagadka powstania bariery teoretycznie została już wyjaśniona. Nie wydaje mi się, żeby brzmiała zbyt prawdopodobnie, ale w niczym mi to nie przeszkadza. Zirytowała mnie natomiast jedna rzecz, ponieważ moim zdaniem, wypłynęła zbyt szybko. Jeśli jeszcze nie czytaliście tej książki, lepiej pomińcie kilka kolejnych linijek tekstu (SPOILER). Nie rozumiem, dlaczego autor już na początku książki zdradził, że poza barierą życie toczy się dalej. Wielka kopuła od miesięcy przyciąga uwagę mediów, zwykłych ludzi, a przede wszystkim rodzin, których dzieci zostały uwięzione wewnątrz niej. Czytając każdą wcześniejszą część zastanawiałam się, co stało się ze wszystkimi dorosłymi w Perdido Beach, rozmyślałam nad tym czy zwyczajny świat jeszcze istnieje, czy może w środku tego wielkiego klosza znajduje się ostatni bastion ludzkiej cywilizacji. W Fazie piątej Grant niepotrzebnie odsłonił wszystkie karty. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby czytelnicy dowiedzieli się, że poza barierą znajdują się wszyscy dorośli mieszkańcy miasta dopiero na końcu, tak jak bohaterowie powieści. Uważam, że to byłby świetny cliffhanger (KONIEC SPOILERA)

Główni bohaterowie nie są jednoznaczni i na zawsze przypisani do drużyny „dobrych” lub „złych”. Zwłaszcza w tej powieści pisarz pokazał brak sztywnego podziału na szlachetnych i złoczyńców, co oczywiście zapisuję książce na plus. Niektóre postaci przeszły zaskakującą metamorfozę, zmieniając się w samolubnych, pozbawionych skrupułów samotników, inne z kolei odkryły w sobie uczucia nieco bardziej pozytywne i zaczęły kierować się odmiennymi niż dotychczas zasadami. Zakończenie wyraźnie podkreśla, że żaden nastolatek z Perdido Beach nigdy nie będzie już tym samym dzieciakiem, co przed pojawieniem się bariery. Gdyby nagle walczące na śmierć i życie dzieci stanęły oko w oko ze swoimi rodzinami, nie wiedziałyby jak opisać wszystkie przeżycia, wytłumaczyć, dlaczego stali się tacy a nie inni i z jakiego powodu podjęli pewne decyzje. Nadal jestem ciekawa jak zakończy się cała seria, chociaż obawiam się, że najbardziej intrygująca rzecz już została wyjaśniona. Polecam powieści Michaela Granta wszystkim znudzonym książkami dla młodzieży o wilkołakach, wampirach, czarodziejach, w których najważniejszym wątkiem są perypetie miłosne nastoletnich bohaterów. Na tym tle seria Gone pozytywnie się wyróżnia. Jestem pewna, że pomysły jej autora wielokrotnie Was zaskoczą.

Ocena: 4,5 / 6

Cykl "Gone"

1. Faza pierwsza: Niepokój
5. Faza piąta: Ciemność
6. Faza szósta: Światło

Książka przeczytana w ramach wyzwania Z półki

2 stycznia 2014

Noworoczne postanowienia czytelnicze!

Nie lubię robić statystyk i podsumowań, więc wybaczcie, ale nie napiszę ile książek udało mi się przeczytać w 2013 roku, które podobały mi się najbardziej, a które najmniej itd. Zamiast tego podzielę się z Wami listą postanowień czytelniczych, mając nadzieję, że dzięki temu motywacji do zmian wystarczy mi na dłużej niż kilka dni. 




1.  Postanowiłam, że w 2014 roku muszę znacznie więcej uwagi poświęcić książkom zgromadzonym w mojej biblioteczce w ciągu ostatnich kilku lat. Nie może być tak, że swego czasu wymarzone i długo wyczekiwane książki, od czterech lat leżą wciśnięte w kąt, bo z niewiadomych przyczyn ciągle wybieram inne lektury. Koniec z tym!

2. Jednym z moich dziwactw, z którym chcę walczyć w nowym roku, jest odkładanie świetnych powieści na wieczne później. Punkt ten łączy się z pierwszym postanowieniem, ale tutaj bardziej chodzi mi o sytuacje, w której otrzymuję fantastyczną książkę, np. jako prezent, ale zamiast ją czytać, cieszę się samą świadomością posiadania i tym, że wciąż tak cudowna historia przede mną. No cóż, to do niczego nie prowadzi, więc czas na zmiany!

3. Muszę zmobilizować się do kończenia rozpoczętych serii. Uwielbiam wszelkie wielotomowe historie, ale robię zbyt długie przerwy między poznawaniem kolejnych części, więc kiedy w końcu sięgnę po kontynuację, to okazuje się, że nie pamiętam już szczegółów z pierwszej powieści. 

4. Zamierzam czytać dużo książek należących do moich ulubionych gatunków, ale chcę też poznawać nowe, dotąd pomijane lub ignorowane przeze mnie gatunki. Spodziewajcie się więc na blogu wielu recenzji kryminałów, horrorów i thrillerów, ale także tekstów o literaturze faktu oraz powieściach fantasty.

5. Na dobre wsiąkłam w wyzwania czytelnicze. Od kilku miesięcy uczestniczę w: Trójce e-pik, Book-Trotterze, Czytamy kryminały, Kryminalnym wyzwaniu oraz Polacy nie gęsi. Wczoraj zapisałam się do dwóch kolejnych wyzwań, ponieważ nie mogłam oprzeć się Apokalipsie zombie oraz wytycznym zawartym w akcji Grunt to okładka. Wszystkie takie "utrudnienia" i określenia tematów przy wyborze książek traktuję jako zabawę i tego nie zamierzam zmieniać.

6. Postanowiłam również, że zacznę czytać e-booki. Od wakacji mam kindle'a, ale w ogóle go nie wykorzystuję, co mnie ogromnie drażni, bo przecież nie kupiłam go po to, żeby zbierał kurz na półce.

To chyba wszystko w kwestii postanowień związanych z literaturą. Mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować :) Zamierzałam też nieco ożywić blog recenzjami filmów i gier, ale niestety te plany muszą poczekać, bo w tym roku czeka mnie obrona pracy magisterskiej (którą swoją drogą powinnam wreszcie zacząć pisać), więc nie przewiduję czasu na dodatkowe teksty. A jak u Was sprawy wyglądają, macie swoje czytelnicze postanowienia?