Margaret Lea pracuje w antykwariacie ojca. Książki towarzyszyły jej odkąd tylko nauczyła się czytać. Kobieta znajduje w nich ukojenie, radość, pasję, zawsze ma pod ręką jakiś tytuł. Pewnego dnia bohaterka otrzymuje list od znanej pisarki, która składa Margaret dość osobliwą propozycję. Otóż słynna Vida Winter pragnie, by ktoś napisał jej biografię, a dokładniej by tą osobą była właśnie Margaret, mimo że nie jest profesjonalną biografką i nie ma wielkich sukcesów na koncie. Początkowo zakochana w książkach panna Lea opiera się, ale ostatecznie wyjeżdża do posiadłości pani Winter i zaczyna słuchać historii jej życia, by później jak najwierniej przelać wszystko na papier. Tak dowiaduje się o rodzinie Angelfield, która przed laty zamieszkiwała okazałą posiadłość o tej samej nazwie. Jak urzeczona słucha o niesfornych bliźniaczkach Adeline i Emmeline, ich porywczym wuju Charliem oraz matce Isabelle, która trafiła do zakładu dla obłąkanych. Margaret próbuje połączyć tę historię z życiorysem pisarki, a przy okazji odkrywa, że jej własna przeszłość domaga się głosu.
Z tego, co zdążyłam się zorientować Trzynasta opowieść jest przez wielu czytelników uważana za wspaniałą, emocjonującą historię o ludzkich namiętnościach, rozdartych więzach rodzinnych i bolesnej stracie, która odciska piętno na życiu każdej z postaci. W zasadzie zgadzam się z tym i rozumiem, dlaczego tak wielu osobom ta książka przypadła do gustu. Niemniej na mnie jej magia nie zadziałała w tak dużym stopniu. Uważam, że to dobra powieść, ale nie odebrałam jej jako wyjątkowej czy zachwycającej. Zacznę jednak od pozytywów. Podobało mi się to, że historia jest niejako zawieszona w czasie. Wiadomo, że opowieść snuta przez Vidę Winter odnosi się do czasów dawno minionych, w których zamożne rody całymi dekadami korzystały z majątku przodków i nawet jeśli aktualny „pan domu” nie dbał o finanse to degradacja następowała bardzo powoli. To również epoka, w której można było kogoś po prostu zamknąć w zakładzie dla obłąkanych, nie dociekając co tej osobie dolega, a jeśli była to kobieta to tym szybciej zostawała odizolowana od świata. To także czas, kiedy wszelkie tajemnice zamożnych rodzin były pilnie strzeżone i jedynie szepcząca między sobą służba mogła roznieść plotki o kazirodczym związku lub szaleństwie nękającym członków rodu.
Również wątek biografki Margaret nie jest osadzony w konkretnym czasie. Można przypuszczać, że akcja rozgrywa się w teraźniejszości, ponieważ bohaterka raz wspomina o szybkości obliczeń dokonywanych przez komputer, ale poza tym nic innego nie wskazuje na XXI wiek. Kobieta spisuje historię pisarki odręcznie, utrzymuje listowną korespondencję, informacji szuka w archiwach i bibliotekach. W moim odczuciu to zawieszenie w czasie i niedookreślenie sprawiło, że cała historia nabrała pewnej tajemniczości, może nawet baśniowości w niektórych fragmentach. Doceniam także język jakim napisana została Trzynasta opowieść. Diane Setterfield potrafi bawić się słowem, czarować pięknymi porównaniami i kreślić świat w taki sposób, by udowodnić, że jej historia, pod względem literackim, stoi na wysokim poziomie. Nie mogłam się natomiast uwolnić od poczucia, że ten piękny styl oraz wprowadzona do opowieści tajemniczość mają zamaskować fakt, że to w gruncie rzeczy dość prosta intryga. Brakowało mi rozwinięcia niektórych wątków, a także większego skupienia na charakterystyce postaci. Nie mówię już o drugoplanowych bohaterach, jak ogrodnik czy gospodyni z dworu, ale nawet Margaret i Vida zdają się nieco papierowe, nieprawdziwe, jakby istotna część ich osobowości została pominięta.
Szczególnie widać to w odniesieniu do Margaret. Kobieta ma pewną tajemnicę, ale moim zdaniem wprowadzoną na siłę i niewiele wnoszącą do całości. Rozumiem w jakim celu autorka obarczyła biografkę tym bagażem z przeszłości, który nie pozwala kobiecie ruszyć do przodu i ma ją połączyć z Vidą Winter, ale brak sensownego rozwinięcia tego wątku mnie drażnił. Margaret przez większą część powieść jest też nijaka. Na tle zadziornej i obcesowej pisarki, kobieta jawi się jako zupełnie bezbarwna i gdyby nie ten sekret, to w ogóle można byłoby zapomnieć, że ma jakiś swój osobny wątek. Intryga rozwija się wolno. Dla jednych będzie to dobra okazja do spokojnego zanurzenia się w historię, dla innych zbyt mało ekscytujący początek. Moje odczucia plasują się gdzieś po środku. Z jednej strony podobało mi się to wolniejsze tempo rozwoju akcji, ale z drugiej autorka trochę zbyt długo każe czekać na ważne wydarzenia. Co do samej intrygi, jest angażująca, a końcowy zwrot akcji mnie zaskoczył, chociaż powinnam przewidzieć, że innego wyjaśnienia nie ma.
W trakcie czytania miałam silne skojarzenia z Zapomnianym ogrodem Kate Morton, który pochłonął mnie bez reszty i żałuję, że ta książka nie wywołała podobnego efektu. Niemniej Trzynasta opowieść zdecydowanie może się podobać i nie jestem zdziwiona, że tak wielu czytelników chwali ten tytuł. Mnie czegoś zabrakło, żebym poczuła pełne zaangażowanie w historię i przejmowała się losami bohaterów, ale nie żałuję lektury. Na półce czeka kolejny tytuł autorstwa Diane Setterfield, więc niedługo szykuje się drugie spotkanie z jej twórczością.
Ocena: 4 / 6
Na pewno przeczytam, bo "Była sobie rzeka" mi się podobała. Ale właśnie... Podobała się, tyle że nie pobiegłam kurcgalopkiem do biblioteki, tylko odłożyłam czytanie na "kiedyś tam". Mam wrażenie, że Twoje odczucia są trochę podobne - w gruncie rzeczy podobało się, ale z butów nie wyrwało :) I "Zapomniany ogród" też mam w planach. Póki co brnę przez "Kult" Orbitowskiego. Brnę, bo grube i czytam na raty, nie dlatego, że nudne. Bynajmniej :)
OdpowiedzUsuńOtóż to, podobała się, ale nie tak bardzo, żeby nie móc się oderwać czy czuć chęć sięgania po następną powieść autorki. Orbitowskiego nie miałam okazji poznać, więc jestem ciekawa jak wyszło :)
UsuńNie chcę zapeszać, ale jest dobrze. Naprawdę dobrze. Gawędziarstwo, które kojarzy się z Myśliwskim, choć bardziej jeśli chodzi o formę niż sam styl. Autor daje mi vibe Żulczyka, a pisać... naprawdę potrafi pisać. I to tak, że zaznaczałabym i zaznaczała kolejne cytaty :)
UsuńBrzmi interesująco, ale poczekam na recenzję :) Ja mam trudność z sięganiem po polskich pisarzy, być może zraziłam się przez te nieszczęsne kryminały, które rzadko dobrze wychodzą.
UsuńRozumiem. Miejmy nadzieję, że dotrę do końca równie zadowolona. W kolejce Bunda. Może z lit. piękną u polskich twórców będzie lepiej niż z kryminałami :)
UsuńJest na to nadzieja :)
UsuńMam tę książkę u siebie na regale i jak na razie jeszcze czeka na przeczytanie. Jestem ciekawa jak ją odbiorę.
OdpowiedzUsuńNatalia
Mam nadzieję, że pozytywnie :)
UsuńMam tę książkę na oku.
OdpowiedzUsuńMam w planach i mam nadzieję, że raczej wcześniej niż później się z nią zapoznam.
OdpowiedzUsuń