Sięgając po tę książkę, można przeczytać, że to pierwszy reportaż o Polakach chorych na otyłość skrajnie olbrzymią. Aż dziwne, że nikt wcześniej nie zajął się tym tematem na poważnie. W trakcie lektury dowiedziałam się, że nie ma nawet statystyk dotyczących liczby osób, których masa ciała wskazuje już na otyłość tego typu. Wszelkie dane dotyczą otyłości ogólnie, a osoby ważące sto pięćdziesiąt, dwieście lub więcej kilogramów są często pozostawione zupełnie same sobie. Być może ktoś teraz pomyśli, że takich ludzi nie ma wielu, dlatego nikt się specjalnie nie przejmuje brakiem statystyk czy systemowego planu leczenia. Magdalena Gajda udowadnia w tej książce, że to błędne przekonanie, ponieważ chorzy na otyłość skrajną są wśród nas. To nie muszą być osoby, które nie są już w stanie wyjść z domu czy podnieść się z łóżka jak to jest przedstawiane w amerykańskich programach emitowanych przez stację TCL. To nasi sąsiedzi, współpracownicy, bliscy, często my sami, którzy nie chcemy przyznać, że mamy problem wymagający leczenia.
Autorka jest Społeczną Rzeczniczką Praw Osób Chorych na Otyłość i liderką krajowego ruchu na rzecz obrony praw człowieka, praw obywatelskich i praw pacjenta osób chorych na otyłość. Na dodatek sama kiedyś chorowała, więc jej zrozumienie problemu jest dużo większe niż przeciętnych osób, którym duża masa ciała kojarzy się głównie z lenistwem, obżarstwem i nieumiejętnością zadbania o siebie. Dzięki tej książce można się przekonać, że otyłość skrajna jest często bardziej skomplikowanym problemem, obejmującym zarówno szereg fizycznych dolegliwości, jak i psychicznych takich jak m.in. depresja czy zaburzenia odżywiania. Niestety osoby otyłe wciąż mogą w Polsce spotkać się głównie z nieprzychylnymi spojrzeniami, komentarzami rzucanymi gdzieś pod nosem, a nawet wyzwiskami kierowanymi bezpośrednio do nich. Najbardziej przykre opowieści dotyczą wizyt u lekarzy oraz pobytów w szpitalu, kiedy pacjent ważący np. dwieście kilogramów trafia tam w stanie zagrożenia życia i spotyka się z szyderstwem i znieczulicą.
Magdalena Gajda głównie oddaje głos swoim rozmówcom, sama nie dominuje, co dla mnie stanowi dodatkowy plus. Wśród osób, z którymi rozmawiała nie brak zarówno chorych, jak i lekarzy, psychologów czy członków rodzin, dzięki czemu spojrzenie na sytuację tej grupy społecznej jest dość szerokie. Najbardziej poruszyły mnie relacje ludzi cierpiących na otyłość skrajną. Każdy człowiek to inna historia, ale odniosłam wrażenie, że łącznikiem jest samotność, niechęć lub wręcz nienawiść do własnego ciała oraz szereg kłopotów zdrowotnych sprawiających, że od pewnego momentu wyleczenie się z otyłości jest bardzo trudne. Szczególnie zasmuciła mnie historia jednego rozmówcy, który z optymizmem i nadzieją na przyszłość opowiadał o przygotowaniu do operacji, podjęciu próby powrotu do normalnego życia. Okazało się jednak, że zmarł jeszcze przed operacją, nie doczekawszy tej lepszej przyszłości, za którą tak bardzo tęsknił.
Przekrojowy sposób ujęcia tematu sprawia, że można przeczytać między innymi o przygotowaniach do operacji bariatrycznej, oczekiwaniach pacjentów, a także zagubieniu, kiedy okazuje się, że utrata masy ciała nie okazała się przepustką do szczęśliwego życia. Dużo jest w tej publikacji różnych wątków, więc można przeczytać też o niedostosowaniu polskich szpitali i karetek do przewozu oraz wykonywania badań ludziom cierpiącym na skrajną otyłość, a także o meandrach systemu i wydarzeniach, które trudno jednoznacznie ocenić. My, skrajnie otyli to bardzo potrzebna publikacja i chciałabym, żeby zrobiło się o niej głośno. Uważam, że wszyscy powinniśmy edukować się, uwrażliwiać i spróbować chociaż zrozumieć, dlaczego ludzie chorują na otyłość, również tą skrajną. Jakiś czas temu czytałam reportaż Gruba Marii Mamczur i chociaż te publikacje dotyczą nieco innych zagadnień to uważam, że Gajda lepiej poradziła sobie z tematem. W tej książce jest porządny research, są rozmowy z wieloma specjalistami, ale autorka zadbała również o to, by poznać poszczególnych pacjentów i wysłuchać ich historii. Jedyna moja uwaga odnosi się do tego, że reportaż jest w mojej ocenie nieco zbyt mało obszerny. Rozumiem, że to pionierska publikacja, ale mam wrażenie, że autorka zasygnalizowała tak wiele różnych wątków, że niektóre aż proszą się o rozwinięcie (np. problem z otyłością wśród polskich żołnierzy). Pomijając jednak tę kwestię, każdemu polecam sięgnięcie po ten tytuł.
Ocena: 4.5 / 6
Kto wie, może autorka zrobi kiedyś drugą część albo w drugim wydaniu poświęci więcej uwagi wątkom, których tutaj nie rozwinęła. Przyznam, że mało znam temat i, faktycznie, pierwsze skojarzenie to właśnie programy z USA. Oglądałam parę i zastanawiałam się, ile winy (jeśli można to nazwać winą) jest w osobach, które podają bez ograniczeń jedzenie człowiekowi, który z powodu swojej masy nie jest w stanie sam wstać z łóżka. Może to ignorancja, a może nie, ale kojarzy mi się z podawaniem wódki alkoholikowi, który poszedłby po nią do sklepu, gdyby mógł. W przypadku picia wiem, że to współuzależnienie. Więc może tutaj też?
OdpowiedzUsuńChciałabym, żeby powstało więcej materiałów na ten temat, bo widzę po opiniach z LC, że ludzie dalej nie kumają, że problem z wagą jest baaardzo często w głowie. A głowę nie tak łatwo naprawić i najgorsze, co można zrobić to myśleć, że przecież ktoś jest gruby na własne życzenie, jakby tylko chciał to by schudł itd. Wystarczy mniej jeść i więcej się ruszać itd. W tej książce pada takie zdanie, że ludzie prędzej współczują alkoholikom i osobom uzależnionym od jakichś substancji niż otyłym. I uważam, że coś w tym jest niestety.
UsuńProblem, który poruszasz też jest tutaj zarysowany, ale właśnie znów niepogłębiony, czyli to co robią bliscy osób z otyłością. Jedna z pielęgniarek opiekująca się pacjentami tuż po operacjach bariatrycznych wyznaje zasadę, że pacjent musi od razu działać, mobilizować się, dlatego surowo nakazuje wstawać po operacji, podnosić się, podejść parę kroków po jakiś potrzebny przedmiot. Pacjenci podobno źle reagują na to, bo w domu często rodzina ich po prostu obsługuje, czyli wyręcza we wszystkim. W przypadku ludzi, którzy naprawdę nie mogą sobie sami radzić ta opieka jest konieczna, ale właśnie, czy na pewno wyręczanie we wszystkim to dobry pomysł? To są skomplikowane sprawy. W książce jest jeden wywiad z byłą partnerką chorego, która wspomina, że nie ma siły pilnować diety za kogoś. Myślę, że główny problem jest taki, że bez alkoholu można się obejść, można całkowicie go odrzucić i normalnie żyć (oczywiście to nie jest łatwe jeśli ktoś się uzależni, nasze społeczeństwo też tego nie ułatwia, bo alkohol jest wszędzie), a bez jedzenia? Tu trzeba by specjalisty, ale to chyba nieco inna sprawa z tym, że ktoś się uzależni od wódki, a ktoś inny od tego, że reguluje emocje jedzeniem. Ale się rozpisałam :)
A ja nie wiedziałam, że istnieje Społeczna Rzeczniczka Praw Osób Chorych na Otyłość. Interesująca publikacja.
OdpowiedzUsuńTeż nie wiedziałam! Z tego, co zrozumiałam to jest taka funkcja bardziej reprezentacyjna niż rzeczywiście taka, którą można wywrzeć presję na instytucje publiczne, ale w pewnych sytuacjach się przydaje.
UsuńBardzo ciekawy, dostarczający mnóstwa wiedzy reportaż. Miałam do niego tylko trzy malutkie zarzuty. Po pierwsze okładka jest niegustowna, po drugie skoro słowo „otyli” zostało uznane za stygmatyzujące, to dlaczego znalazło się w tytule, a po trzecie wreszcie do książki niepotrzebnie trafiły rozdziały o serialu „Wielka woda” i o postaci Leny. Reportaż powinien przecież opowiadać o prawdziwych wydarzeniach, a nie fikcyjnych. :)
OdpowiedzUsuńMnie też zdziwiło, że jest to pierwszy reportaż o otyłości olbrzymiej. Dziwi mnie też, że wciąż tyle osób, w tym nawet lekarzy, nie uznaje otyłości za chorobę. Dziwię się też tym chorym, którzy zamiast w panice szukać dla siebie ratunku, nie przyjmują do wiadomości, że mają problem, i nie wiedzą nawet, który produkt ma ile kalorii.
Co do okładki to tak, zgadzam się, że dość niefortunnie ją wybrano. Też miałam lekki mętlik w głowie, jeśli chodzi o słowo "otyli". Nie wiedziałam, że zostało uznane jako niewłaściwe, no i zastanawiałam się skoro sama jestem otyła to czy "wolno" mi używać tego słowa, czy nie. Tzn. mnie nie obraża jak ktoś powie, że jestem otyła, a nie lubię np. określenia "gruba", które z kolei jest w książce Mamczur bardzo często używane, zresztą już sam tytuł na to wskazuje. Czytałaś może tę publikację? Trochę dygresja mi się wkradła, ale z tymi określeniami jest problem jak widać. Racja, nie zwróciłam większej uwagi na to, ale masz rację, że wstawki o serialu niepotrzebne. Jak oglądałam ten serial to nie odczułam, żeby postać Leny jakoś przyczyniła się do szerzenia sympatii do osób skrajnie otyłych albo wiedzy na temat choroby, więc tym bardziej nie ma sensu o tym pisać.
UsuńPrawda? Też byłam zaskoczona, że nigdy wcześniej ten temat się nie pojawił. Podejście lekarzy jest oburzające, ale jak poczytałam sobie komentarze na LC to też się trochę złapałam za głowę, że wiele osób uważa, że wystarczy "nie żreć" i problem się sam rozwiąże. Co do tych kalorii i niezauważania problemu to tak, jest w tym coś niepokojącego, że wiele z tych osób wydaje się nie rozumieć, że jedzenie wysokokalorycznych posiłków doprowadza do takiego stanu. A może tak tylko mówią? Wiesz, łatwiej powiedzieć, że nie wiem ile coś ma kalorii niż "nie umiem się powstrzymać/nie mam ochoty wprowadzać zmian w swojej diecie".
Nie, reportażu Mamczur nie czytałam. Z książek o otyłości czytałam jeszcze „Moją drogę do nowego życia” Dominiki Gwit, ale miałam mieszane uczucia, bo jednak Gwit pisze dość płytko, zabrakło mi głębszych spostrzeżeń. Nie wiem, czy znasz jej historię – ważąc 104 kg, przeszła na bardzo drastyczną dietę, po roku schudła do 50 kg, po czym w niesamowicie szybkim tempie utyła do około 140 kg. Wydaje mi się, że ta dieta nie wyszła jej na dobre, sprowokowała potężny efekt jojo, bo jednak lepiej ważyć 104 kg niż 140.
UsuńNie żreć. Tak. Gdyby to było takie proste, to przecież nikt nie miałby problemów z za dużą wagą. :) Zauważyłam, że takie porady często wygłaszają osoby, które same są od czegoś uzależnione, np. od papierosów. Ale na palaczy czy nawet alkoholików patrzy się o wiele życzliwiej niż na osoby z otyłością, co uważam za skrajnie niesprawiedliwe.
Mam książkę Gwit, ale nie czytałam jej, bo w momencie jak ją kupiłam to Gwit już zaczęła tyć i jakoś uznałam, że chyba jest mało wiarygodna jeśli chodzi o kwestie odchudzania. Teraz już wiem, że drastyczne diety to najgorsze co można zrobić i powinno się chudnąć powoli i tak, żeby te wprowadzone zmiany w żywieniu zostały z nami na zawsze, a nie tylko na okres redukcji. Ale to też tylko teoria, którą łatwo się przedstawia, a trudno wprowadza w życie. W sumie zastanawiam się, co się teraz z Gwit dzieje, mam nadzieję, że poradziła sobie jakoś z tą bardzo dużą wagą.
UsuńOtóż to, "wystarczy tyle nie jeść i więcej się ruszać", jak to słyszę to nóż mi się w kieszeni otwiera. W moim otoczeniu takie teksty rzucają osoby, które nigdy nie miały problemów z wagą. Dla mnie to tak jakbym ja powiedziała osobie uzależnionej od papierosów, że "phi, przecież wystarczy nie palić. Patrz ja nie palę". A dla mnie to żadne wyrzeczenie, żeby nie palić albo nie pić alkoholu, ale nie będę się wymądrzać z tego powodu. I niestety masz rację. Ludzie szybciej zrozumieją, że ktoś się uzależnił od papierosów czy alkoholu niż to, że ma problem z wagą. Smutna prawda.