6 sierpnia 2012

Katedra heretyczki - Martina Kempff


Wydawnictwo: Telbit
Liczba stron: 384

Klara jest nieślubną córką hrabiego Tuluzy i zaufaną damą dworu Blanki Kastylijskiej. Podczas podróży do Paryża dziewczyna zostaje napadnięta przez krzyżowców, mających walczyć z heretykami z polecania króla Ludwika VIII. Niespodziewanie bohaterką opiekują się znienawidzeni przez Inkwizycję członkowie wspólnoty katarów, którzy dają się poznać jako uczciwi, pracowici i bogobojni ludzie. Jednak do Marmande nieuchronnie zbliżają się oddziały króla Francji, skazując wszystkich mieszkańców na śmierć. Po raz kolejny Klara zostaje wyratowana z opresji, a jej wybawicielem okazuje się sam hrabia Szampanii. Po powrocie na królewski dwór dziewczyna zaczyna wątpić czy to, czego naucza Kościół Katolicki jest prawdą. Niespodziewanie na jej drodze staje przystojny, należący do katarów Felicjan. To dzięki niemu Klara poznaje innych „wierzących” i sama staje się częścią tej wspólnoty. Co się stanie, gdy Blanka Kastylijska dowie się, że jej ukochana wychowanka jest heretyczką? Jak dalej potoczą się losy Klary, jej brata Rajmunda, udzielającego w swoimi mieście schronienia katarom i samej królowej?

Odpowiedzi na te pytania kryją się w pasjonującej powieści Martiny Kempff, łączącej historyczne fakty z pierwszej połowy XIII wieku z fikcyjnymi wydarzeniami. Opis fabuły może brzmi nieco chaotycznie i niezrozumiale, ale w trakcie lektury wszystkie wątpliwości i niewiadome znikają. Autorka pomaga uporządkować opisywane zdarzenia i pokazać je w szerszym kontekście poprzez stworzenie krótkiej charakterystyki występujących w książce bohaterów oraz dodanie tzw. tablicy chronologicznej. Na końcu znajduje się również słowniczek, wyjaśniający łacińskie zwroty oraz szczegóły dotyczące katarskich obrzędów. Dzięki temu czytelnik od razu może zanurzyć się w tę porywającą opowieść, nie martwiąc się, że coś będzie niejasne lub przemilczane. Uważam, że Katedra heretyczki to świetna, napisana z rozmachem opowieść o trudnych wyborach, dramatycznych rozstaniach i życiowym zagubieniu, dotykającym ludzi bez względu na ich wiek czy pochodzenie. Pewne niedociągnięcia rzucają się w oczy, ale dawno żadnej książki nie czytało mi się tak dobrze jak dzieła Martiny Kempff

Lubię czytać powieści historyczne, ale często trudno w nich znaleźć granicę między tym, co zdarzyło się naprawdę, a tym, co autor wytworzył na potrzeby swojego dzieła. W przypadku recenzowanej książki ten problem właściwie nie istnieje, ponieważ pisarka wyjaśnia, który aspekt jej opowieści zgodny jest z historią, jaki wątek powstał w oparciu o pogłoski, a co jest tylko i wyłącznie jej fantazją. Do rzeczywistych zdarzeń z przeszłości nie mogę mieć zastrzeżeń nawet, jeżeli jakieś nieścisłości się pojawiają to nie zostały przeze mnie wyłapane. Pisarka wzięła na warsztat bardzo niespokojnie czasy, pełne wojen, spisków i nieuzasadnionej przemocy. Jednak doskonale poradziła sobie z tym zadaniem, ponieważ powieść aż kipi od emocji bohaterów, czym wzbudza duże zainteresowanie odbiorcy. W chwili, gdy krzyżowcy zasadzają się na bezbronnych ludzi niemal czuć gorąco rozpalanych stosów i widać oszalałe, bezrozumne twarze rycerzy, wierzących, że zabicie jak największej ilości bluźnierców zapewni im zbawienie. Jednak Katedra heretyczki nie składa się tylko z opisów przerażających działań Inkwizycji, ale zawiera równie sugestywne fragmenty, ilustrujące siłę ludzkich uczuć i przywiązanie do ukochanej osoby. Nie da się wyrzucić z pamięci tego, dla kogo żywiej bije serce nawet, jeśli osoba ta przysparza jedynie zmartwień i kłopotów. Niestety istnieje też druga strona medalu, bo choć miłość powszechnie uznawana jest za uczucie piękne i dobre, to czasami może przerodzić się w niebezpieczną obsesję.

Centralnymi postaciami swojej książki Martina Kempff uczyniła dwie kobiety, odznaczające się uporem, odwagą i ogromną siłą charakteru. Mimo że Blanka zajmowała nieporównywalnie wyższą pozycję społeczną to kochała Klarę jak własną córkę. Zwierzała się jej ze swoich myśli, troszczyła o jej dobro i ze smutkiem przyjmowała do wiadomości, że podopieczna coraz bardziej się oddala. Z radosnej i pełnej życia dziewczyny Klara zmieniła się w poważną i zatroskaną kobietę. W pewnym momencie drogi bohaterek rozchodzą się definitywnie i nie ma już szans na powrót do dawnej bliskości. Pisarka stworzyła wiarygodne i pełne ludzkich emocji postaci, których skomplikowane losy śledziłam z wielką uwagą. Zarówno Klara jak i Blanka poddawały się różnym nastrojom. Nie zawsze były pewne swojego zdania, często martwiły się o najbliższych i z lękiem patrzyły w przyszłość. Moim zdaniem kreacji bohaterów można zarzucić naprawdę niewiele. Tylko raz miałam wrażenie, że autorka trochę pogubiła się w swojej wizji Blanki Kastylijskiej, ponieważ najpierw przedstawiła ją jako kobietę zupełnie oddaną mężowi, gotową umrzeć w tym samym momencie, co Ludwik VIII, a pod koniec powieści wykreowała ją na osobę lekkomyślną i kochliwą. Zdaję sobie sprawę, że każdy może inaczej oceniać portrety bohaterów, ponieważ autorka nie stroni od wydarzeń, do których w rzeczywistości raczej nigdy nie miałoby prawa dojść. Mnie to nie przeszkadzało, uważam, że takie elementy dodały całej historii smaczku i pozwoliły wczuć się w położenie bohaterów.

Tytułowa katedra to oczywiście Notre-Dame, ale przyznam szczerze, że szczególnego udziału w całej historii ta budowla nie ma. W świątyni potajemnie odbywały się spotkania kacerzy, a w murach rzekomo wykuto znaki, dotyczące ich wierzeń i… to tyle. Braku tego wątku nie zaliczam do mankamentów książki, po prostu dziwi mnie tytuł średnio pasujący do treści. Skoro po raz kolejny wspominam o katarach to muszę zwrócić uwagę na to, że Martina Kempff wnikliwie przedstawiła ich świat, opisując poglądy na życie po śmierci, życie ziemskie, a przede wszystkim przytaczając zasady, którymi kierowali się ci tzw. heretycy. Obnażona została także niewyobrażalna chciwość najwyższych dostojników kościelnych, niewahających się przed namawianiem do mordowania niewinnych ludzi po to, by napełniać kieszenie złotem i pomnażać kościelny majątek. Powód wszystkich wypraw krzyżowych dla nikogo dzisiaj nie stanowi tajemnicy, ale w średniowieczu ludzie naprawdę wierzyli, że walczą w słusznej sprawie. Niewielu dostrzegało obłudę papieży i biskupów, a jeśli jednak zaświtała im taka myśl, to szybko ją tłumili z obawy przed spłonięciem na stosie. Lektura Katedry heretyczki dostarczyła mi wielu emocji i pozwoliła lepiej poznać mroczny okres w historii Francji. Nie mogę się doczekać kolejnej powieści Martiny Kempff.

Ocena: 5 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Telbit.