Amelia Wright wygrywa weekendowy pobyt w Szkockich górach. Kompletne odludzie, zimowa aura i całe dwa dni spędzone tylko z mężem, dają kobiecie nadzieję na uratowanie ich dogorywającego związku. Jednak od początku tego wyjazdu nic nie idzie zgodnie z planem. Podróż jest prawdziwym koszmarem z powodu śnieżycy oraz poważnych trudności z odnalezieniem miejscówki. Kiedy wreszcie Amelia i Adam docierają do starej kaplicy, przekonują się, że wcale nie została przystosowana do przyjmowania gości. Budynek sprawia wrażenie ponurego i opuszczonego, a po wejściu do środka okazuje się, że nie działają ogrzewanie oraz prąd, a woda prawdopodobnie zamarzła w rurach. Wprawdzie gospodarz zostawił im wiadomość, ale zdaje się, że ta wygrana to jakiś okrutny żart. Warunki atmosferyczne są jednak na tyle kiepskie, że bohaterowie decydują się spędzić w Blackwater noc, co oczywiście jest najgorszym pomysłem z możliwych.
Byłam zaintrygowana powieścią dopóki nie pojawił się w niej kompletnie idiotyczny zwrot akcji. Tak, kolejny raz będę narzekać na niespodzianki zaserwowane przez autorkę tylko po to, żeby czytelnika zaskoczyć. To już plaga i zaczynam odnosić wrażenie, że im popularniejszy thriller, tym głupsze, nielogiczne plot twisty. Zanim jednak przejdę do tej kwestii, muszę przyznać autorce kilka punktów. Przede wszystkim podobały mi się wszystkie sugestie związane z tym, że być może bohaterowie trafili do nawiedzonej posiadłości. Kaplica sprzed wieków przerobiona na coś w rodzaju B&B to idealne miejsce do tego, by protagoniści co chwilę słyszeli dziwne dźwięki, mieli przywidzenia spowodowane grą świateł i cieni w witrażowych oknach (a może jednak to duchy?) oraz z niepokojem patrzyli na towarzyszącego im labradora, który bez powodu zaczyna szczekać i jeżyć sierść. Do tego opowieści o szczątkach w krypcie, odcięcie od świata spowodowane śnieżycą, a także dziwna kobieta mieszkająca w pobliskiej chatce dodają całej historii tak lubianego przeze mnie dreszczyku grozy.
Podobała mi się także koncentracja na bohaterach, ponieważ Alice Feeney pozwala dość dobrze poznać zarówno Amelię, jak i Adama, a także zorientować się w problemach trawiących ich małżeństwo. Jest sporo retrospekcji, a także uwag czynionych w myślach, bo oboje zdają sobie sprawę, że ten wyjazd to ostateczny test dla ich związku. W pewnym momencie zaczęłam się nawet zastanawiać czy przypadkiem któreś z nich (albo oboje) nie zamierza wyjechać z Blackwater jako wdowa/wdowiec. Okazuje się bowiem, że ani Amelia, ani Adam nie są ze sobą do końca szczerzy i każde z nich ma swoje powody, by ukrywać pewne rzeczy przed teoretycznie najbliższą osobą. Plus również za postać psa o imieniu Bob. Wrażliwych uspokajam, że pies wychodzi z całej sytuacji bez szwanku. Niestety wszystko psuje ten wspomniany wcześniej zwrot akcji, a żeby wszystko dobrze wyjaśnić ostrzegam, że w kolejnych akapitach posiłkuję się spoilerami.
Gdzieś w ¾ powieści okazuje się, że Amelia SPOILER to druga żona Adama i retrospekcje opisujące dziesięć lat związku dotyczyły pierwszej żony o imieniu Robin, czyli tej dziwnej kobiety, która zamieszkała w chacie niedaleko kaplicy. Jak dla mnie autorka nie wprowadza zaskakującego elementu do powieści tylko oszukuje czytelnika, ponieważ wcześniej podaje informacje potwierdzające, że to Amelia jest w długim związku z Adamem i to jej dotyczą wydarzenia opisane w retrospekcjach. Na dodatek to się nie spina czasowo. Niemożliwym jest, by mężczyzna był najpierw żonaty przez dziesięć lat z Robin, a potem przez kolejnych kilka lat z Amelią, ponieważ daty w retrospekcjach się nie zgadzają. Musiałby być jednocześnie mężem obu kobiet.
Wygodnym fabularnie rozwiązaniem jest także uczynienie Adama chorym na prozopagnozję, czyli niemożność rozpoznania twarzy innych ludzi, nawet tych najbliższych. Bohater nosi w sobie traumę z dzieciństwa, gdyż mając 13 lat był świadkiem jak jego matka została śmiertelnie potrącona przez samochód. Nie potrafił wskazać sprawcy, ponieważ wszystkie twarze zlewają się w rozmyty obraz, dlatego autorka wymyśliła, że to właśnie SPOILER Amelia będzie tą osobą, która lata temu zabiła matkę Adama. Kiedy mężczyzna dowiaduje się o tym, jest absolutnie zdruzgotany i nie chce znać swojej drugiej żony. Nie czepiałabym się jakoś tego wybiegu, bo w końcu powieść jest thrillerem, ale Feeney przedobrzyła serwując czytelnikowi na koniec kolejną szokującą informację, zgodnie z którą Adam wcale nie był jedynie świadkiem potrącenia, ale to on siedział za kierownicą skradzionego auta i to on zabił własną matkę. Nastoletnia Amelia znajdowała się na siedzeniu pasażera. Mam rozumieć, że Adam wyparł to ze świadomości i wmówił sobie, że to ktoś inny był kierowcą tego samochodu? Pomijam już fakt, że nie zorientował się, iż jego druga żona to znajoma z młodości. Na dodatek, gdy „prawda” wyszła na jaw Amelia nie przypomniała, że przecież to nie ona prowadziła? Nie ma to sensu zupełnie.
Nie będę streszczać całej książki, ale pod koniec autorka odpaliła wrotki i napakowała tyle nielogicznych wydarzeń oraz bardzo dogodnych zbiegów okoliczności, że cała historia zamieniła się w jakąś parodię thrillera. Do mnie to zupełnie nie trafia i z bólem serca muszę przyznać, że po raz kolejny jestem rozczarowana lekturą. Ocena końcowa dość wysoka ze względu na te horrorowe elementy oraz obecność uroczego labradora, ale nie polecam sięgać po Papier, kamień, nożyce. Nie mam pojęcia jak to możliwe, że powieści, które celowo wprowadzają czytelnika w błąd, są tak popularne i chwalone. Może czegoś nie zrozumiałam? Może umknął mi jakiś kontekst? Dajcie koniecznie znać jeśli widzicie w tej historii sens.
Ocena: 3 / 6

Aż mi się pomyślało, że ta książka spodobałaby się na Wattpadzie :) Tam czyta się en dzieł jednocześnie i to wychodzi w praniu. Są opisane sytuacje, przez które czytelniczki robią wielkie oczy (in szok), a gdyby czytać całość z uwagą, toby szło się domyślić. Albo wręcz przeciwnie - zobaczyć, że coś nie trzyma się kupy. No ale to trzeba czytać uważnie ;)
OdpowiedzUsuńKolejna recenzja, która zaintrygowała początkiem, a później pokazała stertę głupotek w książce. Tak że dam się namówić na nieprzeczytanie ;)
Zaczynam mieć wrażenie, że to ze mną jest coś nie tak, bo ciągle się czepiam, no ale nie mogę zaakceptować pewnych rozwiązań. Może właśnie dzisiaj o to chodzi, żeby czytać szybko i nie zwracać uwagi na różne rzeczy ;p Myślę, że nic nie tracisz nieczytając tej książki :)
UsuńSzkoda, że ta książka to kolejny niewypał w gatunku ;<
OdpowiedzUsuńNa odtrucie przeczytałam romans i też okazał się niewypałem. Ale może ja się nie znam :P
Usuń