16 grudnia 2023

Co czytałam w ciągu ostatnich tygodni?

 

Ostatnio miałam lekki kryzys jeśli chodzi o pisanie recenzji i regularne publikowanie na blogu, dlatego opinie o kilku ostatnio przeczytanych książkach postanowiłam wrzucić w zbiorczy post. Wybaczcie, że o poszczególnych tytułach napisałam mniej niż zazwyczaj, ale po kilku tygodniach od lektury nie pamiętam już wszystkiego. Inna sprawa, że głównie trafiłam na średniaki, które nie wywarły na mnie zbyt wielkiego wrażenia.

 

Po Nawiedzonym domu spodziewałam się wiele, ponieważ powieść zawiera wszystkie motywy, które w horrorach lubię najbardziej. Akcja rozgrywa się w czasach wiktoriańskich, a główna bohaterka Eliza Caine po śmierci ojca wyjeżdża z Londynu, by objąć stanowisko guwernantki na angielskiej prowincji. Kobieta odpowiada na ogłoszenie zamieszczone w gazecie, zgadzając się objąć opieką dwoje dzieci zamieszkujących Gaudlin Hall. Niestety od początku nic nie idzie po jej myśli. Na miejscu Eliza nie spotyka nikogo dorosłego oprócz grubiańskiego woźnicy. Zdaje się, że w całym majątku nie mieszka nikt oprócz dzieci. Na dodatek jej podopieczni zachowują się zagadkowo, sprawiając wrażenie, że kontaktują się z kimś, kogo guwernantka nie może zobaczyć.

Jak już wspomniałam, wszystko zapowiadało się dobrze, a jednak książka Johna Boyne’a okazała się dość męczącą i nudną lekturą. Akcja zawiązuje się stanowczo zbyt długo, a dialogi między postaciami są rozwleczone do granic możliwości. Kiedy bohaterka przyjeżdża do Gaudlin Hall i usiłuje ustalić, gdzie znajdują się rodzice dzieci, prowadzi szereg dziwnych rozmów z kilkunastoletnią Isabellą oraz jej młodszym bratem Eustance’em. Dzieci odpowiadają zagadkami na pytania guwernantki, robią jej na złość i ewidentnie coś ukrywają. Mimo tego kobieta wciąż prowadzi te bezowocne rozmowy, a czytelnik nie może się doczekać aż wreszcie coś się wyjaśni. Różne nadprzyrodzone zdarzenia pojawiają się co jaki czas, urozmaicając lekturę, ale mimo tego Nawiedzony dom nie należy do najlepszych historii o duchach. W mojej ocenie to typowy średniak, który można przeczytać, ale można też sobie odpuścić. 

Ocena: 3.5 / 6

Skoro jestem już przy średniakach to muszę wspomnieć też o Inwentaryzacji. Kolejny horror i niestety kolejne rozczarowanie. Początek znów jest obiecujący, ponieważ akcja zawiązuje się w grudniowy, niezwykle śnieżny poranek, kiedy do pracy muszą stawić się osoby oddelegowane do wykonania corocznego spisu towarów znajdujących się w magazynach firmy. Kilkoro nieszczęśników pomstujących zarówno na firmę, jak i siebie nawzajem otwiera tajemniczy kontener, uwalniając tym samym jakąś nadprzyrodzoną siłę, która natychmiast zaczyna ich atakować. Pomysł na powieść grozy być może obroniłby się, gdyby autorka poświęciła więcej czasu na kreację bohaterów. Niestety o postaciach trudno powiedzieć cokolwiek ponad to, że są niezadowoleni z miejsca pracy. Nikt się niczym nie wyróżnia, nikt nie wzbudza sympatii, nie ma żadnego powodu, by kibicować któremuś z pracowników.

Autorce udało się kilka razy stworzyć atmosferę grozy i wówczas historia stawała się niepokojąca, jednak to były tylko krótkie przebłyski. Strach powinny wzbudzać wszystkie te momenty, w których demon atakuje bohaterów, ale tutaj znów odwołam się do niewystarczającej kreacji postaci. Skoro nie interesowałam się losem tej grupki nieszczęśników, to dość szybko zaczęłam z obojętnością przyjmować to, co im się przydarzało. Na dodatek sposób działania demona jest ciągle taki sam. Opanowuje ciało oraz umysł którejś z osób i przy jej pomocy zadaje krzywdę pozostałym. Za pierwszym razem jest to całkiem przerażające, ale za chwilę powszednieje, zwłaszcza że kwestie wypowiadane przez tę nadprzyrodzoną bestię są dość patetyczne i filmowe w złym tego słowa znaczeniu. Najdziwniejsze jest jednak zakończenie. Nie wiadomo dlaczego sprawy rozwiązują się w taki sposób. Odniosłam wrażenie, że autorka nie miała pomysłu na finał, więc postanowiła, że ocalali z masakry SPOILER zginą na końcu w wypadku samochodowym

Ocena: 2 / 6

W ciągu ostatnich kilku tygodni przeczytałam też dwa kryminały. Schronienia okazały się najlepszą powieścią recenzowaną w tym zbiorczym poście. Jérôme Loubry stworzył wielowątkową i wielowarstwową opowieść, ale o fabule nie mogę napisać zbyt dużo, by nie zepsuć wam frajdy z lektury. Powiedzmy, że akcja zawiązuje się w chwili, gdy młoda dziennikarka Sandrine zostaje zatrudniona w redakcji prowincjonalnej gazety. Jej pierwszy duży temat prowadzi do lokalnego hodowcy bydła, który zauważa, że ktoś namalował… swastyki na ciele pasących się zwierząt. Niestety pracę nad artykułem przerywa wieść o śmierci babki Sandrine. Bohaterka nigdy nie poznała kobiety, ale teraz rusza na tajemniczą wyspę, by dowiedzieć się czegokolwiek o swojej rodzinie. Na miejscu okazuje się, że wyspę zamieszkuje jedynie kilka starszych osób. Wszyscy ciepło wypowiadają się o babci Sandrine, ale atmosfera jest dziwna, klaustrofobiczna, a wkrótce przerażające wydarzenia zmuszają bohaterkę do ucieczki.

Jeśli pomyśleliście, że streściłam wam całą książkę to śpieszę donieść, że jesteście w błędzie. Poznaliście jedynie początek tej złożonej historii. Jak ulał pasuje do niej nieco wyświechtane stwierdzenie, że nic nie jest takie jak się wydaje. Sama wielokrotnie byłam zaskoczona zwrotami akcji oraz zabiegami sprawiającymi, że raz wydaje się, że Schronienia to horror, a innym razem kryminał lub powieść psychologiczna. Moim zdaniem autor miał ciekawy pomysł na fabułę, wykazał się też sprawnym warsztatem literackim, więc mogę ten tytuł polecić z czystym sumieniem. Jedyny mankament jaki zauważyłam to nieco zbytnia dosłowność w pewnych fragmentach. Loubry czasami nie pozostawia zbyt wiele wyobraźni i niepotrzebnie tłumaczy rozwiązania poszczególnych wątków. Niemniej lekturę uważam za udaną.

Ocena: 4.5 / 6

Po dłuższej przerwie wróciłam też do twórczości Camilli Läckberg. Syrenka to już szósty tom cyklu o mieszkańcach Fjällbacki i powieść jest dokładnie taka jak się spodziewałam. To solidna dawka obyczajowo-kryminalnych wątków, w których wielość bohaterów rekompensuje brak dynamicznie rozwijającej się akcji. Opowieść rozpoczyna się sceną na komisariacie, gdy żona zaginionego przed kilkoma miesiącami mężczyzny, domaga się rozwiązania sprawy. Wkrótce okazuje się, że jej mąż został zamordowany, a niektórzy mieszkańcy gminy otrzymują listy z pogróżkami. Policja musi ustalić czy te sprawy coś łączy, ale wiele osób pilnie strzeże swoich sekretów. Dobrze mi się czytało tę cześć. Z zainteresowaniem śledziłam rozwój wydarzeń, narzekając w myślach na te same rzeczy, co zawsze, czyli nieco rozwleczone wątki obyczajowe oraz znikomą sprawczość Eriki, która teoretycznie jest główną bohaterką serii.

Nie wiem o co chodzi pisarce, ale protagonistka naprzemiennie jest w ciąży, albo doświadcza trudów wychowywania małego dziecka. W tej części ciążowa obsesja w ogóle wybija poza skalę, bo zarówno Erika, jak i jej siostra są jednocześnie przy nadziei, mając już na stanie dzieci, więc wątek życia rodzinnego jest bardzo silnie zaznaczony. Zakładam, że w którymś tomie bohaterowie przestaną w końcu powiększać rodzinę, więc może wtedy Erika wróci do łask. Intryga kryminalna nie jest przesadnie zaskakująca, dlatego od pewnego momentu wiadomo w jaką stronę wszystko zmierza, ale nie przeszkadzało mi to, ponieważ Läckberg pisze lekko i wciągająco. W zakończeniu pojawia się też pewne dramatyczne wydarzenie związane z głównymi bohaterami. Pisarka postawiła na cliffhanger, więc choć jestem lekko zirytowana takim zabiegiem, postaram się zbyt długo nie odkładać lektury siódmej części.

Ocena: 4 / 6

Przeczytałam też chwalone przez wiele osób Życie Violette, ale nie odnalazłam się w tej historii. Poznajemy losy kobiety w średnim wieku, która pracuje jako dozorczyni cmentarza na francuskiej prowincji. Violette doskonale orientuje się w układzie nagrobków, rozpoznaje prawie wszystkie osoby przychodzące na cmentarz, a dni wypełniają jej obowiązki związane z utrzymaniem porządku na dość sporym terenie. W drugim planie czasowym autorka opisuje lata młodości Violette, stopniowo odkrywając przed czytelnikiem rozmiar tragedii z jaką bohaterce przyszło się zmierzyć. Jak dla mnie całość jest zdecydowanie zbyt przegadana i mówiąc wprost nudna. Sposób pisania Valerie Perrin nie przypadł mi do gustu. Miałam wrażenie, że nie rozumiem bohaterów, ich wyborów i motywacji. Naczytałam się, że to wspaniała historia o „nowych początkach i wyjątkowości ukrytej w codzienności”, jednak zupełnie tego nie dostrzegłam.

Ocena: 3 / 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz