3 grudnia 2023

Dom stu szeptów - Graham Masterton

 

Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 352
Pierwsze wydanie: 2020
Polska premiera: 2021

Jakimś cudem przez lata omijała mnie twórczość Grahama Mastertona, mimo że pisarz ma grono wiernych fanów, a jego dorobek liczy już ponad sto (!) publikacji. Dawno temu miałam okazję przeczytać jedno z jego dzieł, jednak gdyby nie blogowa recenzja to zupełnie nie pamiętałabym jakie wrażenie po sobie pozostawiło. Zatem sięgając po Dom stu szeptów, nie wiedziałam czego się spodziewać. Krótki opis fabuły zapowiada, że autor wykorzystał motyw nawiedzonego domu. Położony na wrzosowiskach Dartmoore Dwór Wszystkich Świętych to stara, mroczna posiadłość, w której wychował się główny bohater. Rob Russell nie miał dobrych relacji z ojcem, więc kiedy dowiaduje się o jego śmierci, nie czuje smutku ani przygnębienia. Wraz z żoną oraz pięcioletnim synem przyjeżdża do dawnego domu, by poznać testament zmarłego oraz ostatecznie rozliczyć się z przeszłością. W czasie, gdy dorośli zajęci są formalnościami, mały Timmy bawi się w ogrodzie. W pewnym momencie zaczyna padać deszcz, więc dziecko wraca do budynku. Wszyscy słyszą trzask zamykanych drzwi wejściowych, a później dostrzegają rzuconą niedbale kurtkę Timmy’ego. Jednak po nim samym nie ma śladu. Rob i Vicky zaczynają gorączkowe poszukiwania, ale zdaje się, że ich syn dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Zrozpaczonym rodzicom towarzyszą złowrogie szepty oraz dziwne dźwięki dochodzące z domu, zupełnie jakby coś żyło w murach rozpadającego się domostwa. 

Dom stu szeptów nie jest wysublimowaną powieścią grozy, o której dyskutuje się przez długie godziny i często wraca myślami do pewnych wątków lub zabiegów literackich. Wręcz przeciwnie, to taka historia na raz, dobra do przeczytania w halloweenowy wieczór, kiedy wyjątkowo łatwo o atmosferę tajemniczości i niepokoju. Do gustu przypadła mi pierwsza połowa książki, gdy czytelnik dopiero poznaje historię mrocznego dworu oraz jego mieszkańców. Jeszcze nie wiadomo jaka nadprzyrodzona siła zagnieździła się w środku ani dlaczego ostatni właściciel przy każdej pełni księżyca przenosił się do hotelu, odmawiając nocowania we własnym domu. Natomiast niemal od pierwszych stron wiadomo, że wydarzy się coś złego. Słychać trzaski, kroki i szepty, mimo że nikogo poza bohaterami nie ma w domu. Wiatr złowrogo hałasuje, deszcz zacina w szyby, a miejscowi wciąż pamiętają legendy o diable grasującym na wrzosowiskach.

Wątek zaginięcia dziecka też został ciekawie poprowadzony, ponieważ nie tylko trzyma w napięciu, ale też napędza całą historię. Przeczuwałam, że zniknięcie Timmy’ego ma podłoże, którego nie można logicznie wyjaśnić, ale nie spodziewałam się takiego rozwiązania. Nie znam twórczości Mastertona, więc nie wiem czy to motyw dla niego charakterystyczny, ale stwierdzam, że wyjaśnienie całej sprawy jest dość intrygujące. W drugiej części książki atmosfera tej historii ulega zmianie. Już nie mamy do czynienia z tajemniczymi odgłosami czy niepokojącymi przywidzeniami, ponieważ pisarz odkrywa wszystkie karty. Nadprzyrodzone zjawiska manifestują się co chwilę i chyba tylko cud sprawia, że bohaterowie nie tracą zdrowego rozsądku. Pojawiają się też postaci sprowadzone przez rodzinę Russellów do pomocy w przepędzeniu bytów, które zamieszkały posiadłość. Nie ma jednak sensu, żeby przywiązywać się do tych osób, gdyż większość z nich nie dotrwa do finału powieści.

W tym momencie ujawnia się największa wada tej powieści. Otóż prawie wszyscy bohaterowie wykreowani przez Mastertona są nadspodziewanie spokojni i opanowani, co nie ma zupełnie sensu w obliczu tego, co przeżywają. Są również niemalże jednakowi, dlatego nawet po krótkim czasie od ukończenia lektury, nie potrafię przywołać w pamięci niczego charakterystycznego na temat Vicky, rodzeństwa Roba czy pomocników zaangażowanych w poszukiwania dziecka. Odniosłam też wrażenie, że pewne fragmenty mają raczej wydźwięk komediowy niż horrorowy, zwłaszcza tuż przed samym finałem powieści. Masterton nie ustrzegł się kilku cringe’owych momentów oraz rozwiązań rodem z filmów grozy lat 80., co raczej nie przypadło mi do gustu. Niemniej Dom stu szeptów okazał się na tyle dobrą książką, że mam zamiar kontynuować przygodę z twórczością Mastertona. Jeśli lepiej orientujecie się w jego książkach, koniecznie polećcie mi tytuły, po które warto sięgnąć. 

Ocena: 3 / 6

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz