Wybrałam tę powieść ze względu na dość mocno nakreślony w opisie wątek grozy. Głównymi bohaterami są Marcin i Dominika, którzy wspólnie prowadzą kanał na YouTube poświęcony eksploracji opuszczonych miejsc. W trakcie jednej z wypraw trafiają do starej kaplicy w lesie. Oczywiście wchodzą do środka, mając nadzieję na nagranie dobrego materiału. Od początku Marcin czuje się nieswojo w pomieszczeniu. Wydaje mu się, że ktoś go obserwuje, niepokoją go malunki dziwnych postaci na ścianach połączone z graffiti, a w końcu dostrzega drewniany krzyż oraz fotografię księdza. Bez większego namysłu zabiera krzyż ze sobą, mimo że dobrze zna zasady i wie, że w trakcie urbexu nie powinno się niczego ruszać, nie mówiąc o przynoszeniu tego do domu. Jeszcze tego samego dnia bohater doświadcza dziwnych zjawisk, a im dłużej krzyż znajduje się w jego posiadaniu, tym trudniej się go pozbyć. Marcin próbuje ustalić co wydarzyło się w tej starej kaplicy. Dociera do informacji o istnieniu dawnego ośrodka dla trudnej młodzieży, a także budzącej kontrowersje postaci księdza Krystiana oraz wątku morderstwa sprzed lat. Mężczyzna coraz bardziej wikła się w tę sprawę, ignorując nadciągające niebezpieczeństwo.
Tym razem moja opinia będzie krótka, bo niestety nie ma nad czym się rozwodzić. Zarówno opis, jak i początek powieści dają nadzieję na lekturę historii grozy. Byłam zainteresowana powieścią dopóki autor koncentrował się na tajemniczym krzyżu, sugerując, że to właśnie ten przedmiot jest odpowiedzialny za różne niepokojące wypadki dotykające bohatera. Doceniam również wszelkie niedopowiedzenia oraz wzmianki mogące świadczyć o tym, że to jednak Marcin źle wszystko odczytuje, powoli popadając w obsesję na punkcie opuszczonej kaplicy. Niestety elementy grozy pojawiają się głównie na początku książki, a potem ustępują miejsca pseudo śledztwu, które protagonista zaczyna prowadzić. Cały wątek księdza Krystiana oraz swego rodzaju sekty, którą zbudował w ogóle do mnie nie przemówił. Głównie z powodu sposobu w jaki został przedstawiony. To, co początkowo było owiane tajemnicą dość szybko przerodziło się w zbiór męczących dialogów pomiędzy postaciami. Najpierw Marcin odbywa szereg rozmów z pewną wdową, później również z głównym antagonistą, który na końcu wygłasza typowy monolog złoczyńcy, a to wszystko przeplata się z opisem niezbyt interesujących przemyśleń bohatera.
W tym przypadku nie znajduję żadnego konkretnego błędu, który mogłabym zarzucić autorowi. Ot, po prostu mnie ta historia nie zaciekawiła. Jak tylko wątek osobliwego krzyża zszedł na dalszy plan to powieść zaczęła mnie nudzić. Z trudem przebrnęłam również przez opisy ucieczki Marcina przed ludźmi z kaplicy. Być może problemem jest moja wyobraźnia, ale nijak nie mogłam przekonać samej siebie, że losy bohatera mnie obchodzą, a czytanie o tym gdzie mężczyzna postawił stopę, gdzie rękę, jak wytężał wzrok i co sobie myślał w chwili, gdy banda nieznajomych go ścigała, nie okazały się porywające. Na podstawie opisu spodziewałam się też, że wątek kanału na YT o paranormalnych zdarzeniach/urbexowych wyprawach będzie bardziej rozwinięty, a okazało się, że był potrzebny autorowi jedynie jako pretekst do zainicjowania intrygi. Tak samo dziewczyna głównego bohatera nie odgrywa żadnej ważnej roli. Kiedy autor potrzebuje, żeby Marcin w pełni skupił się na sprawie kaplicy, Dominika usłużnie strzela focha i wyprowadza się z mieszkania, ale później pojawia się jako stereotypowa dama w opałach, którą facet musi ocalić.
Chciałam zaangażować się w opowieść i miałam nadzieję, że trafiłam na ciekawy polski horror, ale niestety nie. Moim zdaniem ani to dobra historia grozy, ani logicznie poprowadzony kryminał, bo jak już wspomniałam, pod koniec Przemysław Borkowski zmienia koncepcję na intrygę, starając się przekonać czytelnika, że wszystko ma racjonalne wyjaśnienie. Dla mnie było za nudno, za sztampowo i bez polotu, więc nie polecam.

Szkoda, że jednak książka do ciebie nie trafiła. Ja jeszcze nie miałam czasu, aby do niej zajrzeć.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na chwilę, w której trafisz na coś, co Ci się spodoba tak naprawdę naprawdę :) Można stracić zapał, kiedy co rusz w ręce wpada coś, co obiecuje wiele, a daje... Dyplomatycznie ujmując, troszkę przekłamuje. Kolejny raz czytam ciekawy opis książki i nastawiam uszy, żeby potem westchnąć: "Ech, znowu to samo rozczarowanie" :/
OdpowiedzUsuńUwierz mi, że ja też!!! Zastanawiam się kiedy ktoś sobie pomyśli, że ja specjalnie dobieram kiepskie książki, żeby potem na nie narzekać :P. No, ale nie, po prostu jakość współczesnej literatury jest mocno dyskusyjna. Teraz skończyłam thriller, który co prawda nie jest wybitny, ale nie taki zły. Na pewno mnie się podobał bardziej niż ludziom na LC, może to jest klucz do dobierania książek :)
Usuń