Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 528
Położone dwieście mil
na północ od Portland niewielkie miasteczko Jerusalem nie wyróżniało się niczym
szczególnym. Była to prowincjonalna amerykańska miejscowość jakich w kraju
wiele. Niemal wszyscy mieszkańcy znali się z widzenia, chodzili do jednej szkoły,
kupowali w tych samym sklepach, a wieczorem spotykali się w okolicznym barze u
Della, by smutki dnia codziennego utopić w kuflu taniego piwa. Jak w każdej
takiej mieścinie mała plotka mogła urosnąć nagle do rozmiarów wielkiego
skandalu, o którym rozprawiano z ożywieniem przez kilkanaście następnych lat.
Pojawienie się w Jerusalem Bena Mearsa wywołało spore ożywienie wśród
większości mieszkańców, ponieważ mężczyzna chciał na jakiś czas osiąść w
miasteczku po ty, by gromadzić materiały do swojej najnowszej powieści. Jednak
tuż po jego przyjeździe w Salem zaczęło dziać się coś dziwnego. Mieszkańcy po
prostu znikali, jeden po drugim, dorośli i dzieci. Przestali przychodzić do
pracy i szkoły, a ich domy wyglądały tak, jakby opuścili je tylko na chwilę.
Czy miasto zostało opanowane przez złe moce? Co z tym wszystkim wspólnego ma
wspomnienie Bena z czasów wczesnego dzieciństwa?
Jakiś czas temu
postanowiłam zapoznać się z całym dorobkiem literackim Stephena Kinga.
Przeczytawszy kilka jego książek przekonałam się, że pisarz wolno, ale
konsekwentnie tworzy nastrój grozy, przygotowując grunt pod punkt kulminacyjny,
który swoim rozmachem zaskoczył mnie już niejeden raz. Miasteczko Salem wybrałam dość przypadkowo. Nie wiedziałam, o czym
opowiada ta książka, miałam jedynie świadomość, że to jedna z pierwszych
powieści Kinga. Moim zdaniem nie jest to dzieło porównywalne z Lśnieniem czy Cmętarzem Zwieżąt, ale mimo tego jego lekturę zaliczam do udanych.
Otrzymałam to, czego od Kinga oczekuję, czyli stopniowo gęstniejącą atmosferę,
w której Zło pojawia się w sposób z jednej strony zupełnie fantastyczny, ale z
drugiej niepokojąco prawdopodobny. Ponadto miałam okazję po raz kolejny
zapoznać się z bardzo charakterystycznym elementem twórczości Kinga – wnikliwym
opisem prowincjonalnego miasteczka, okraszonym trafnymi komentarzami,
dotyczącymi życia mieszkańców i ich poglądów na sprawy ówcześnie aktualne i
kontrowersyjne.
Bohaterowie tej
powieści dzielą się na dwie grupy. Do jednej należą ludzie, którzy po krótkim
okresie zdziwienia i przerażenia przyjmują do wiadomości, że Zło w najczystszej
postaci istnieje naprawdę, a co gorsza zakorzeniło się właśnie w ich
miasteczku. Natomiast drugą grupę tworzą bohaterowie wątpiący we wszystko,
czego nie można logicznie wytłumaczyć. Za swoje niedowierzanie i brak
akceptacji istnienia zjawisk nadprzyrodzonych płacą najwyższą cenę. Stephen
King skonstruował swoją historię tak, że jako czytelnik jestem w stanie
zrozumieć zarówno przedstawicieli pierwszej jak i drugiej grupy. W zracjonalizowanym
świecie dwudziestego wieku trudno uwierzyć, że tuż po zachodzie słońca na świat
wychodzą istoty, stanowiące temat kiepskich horrorów emitowanych wieczorem w
telewizji lub komiksów, którymi emocjonują się dzieciaki. Należy obawiać się
ataku nuklearnego, kolejnej wojny światowej lub psychicznie chorego sąsiada,
wmawiającego porządnemu człowiekowi, że po zmroku widuje twarze zmarłych ludzi,
a nie upiorów pogrzebanych razem z wierzeniami prostych ludzi wiele wieków
temu. Jednak z drugiej strony trudno negować istnienie czegoś, na co wskazują
nie tylko poszlaki, ale także zdobyte dowody. Uwierzyć niestety nie oznacza
poznać drogę do pokonania nieczystej siły, o czym brutalnie przekonuje się Ben
Mears, stawiający czoła piekielnym mocom razem z katolickim księdzem, miejscowym
lekarzem, nauczycielem oraz niezwykle odważnym i opanowanym dwunastolatkiem.
Ben w pewien sposób
został predestynowany do tego, by po zmierzyć się ze złem. Jego przeżycia z
dzieciństwa sprawiły, że znacznie łatwiej jest mu przyjąć do wiadomości to, co
większość osób zdecydowanie odrzuca. Mężczyzna w swoim życiu wiele już
przeszedł, ale dopiero przyjazd do Salem wystawił jego psychikę na najcięższą
próbę. Ojciec Callahan zawsze pragnął walczyć z Szatanem, chciał być kapłanem,
który wzorem egzorcystów oczyszcza świat z demonów i chroni niczego nieświadomych
ludzi. Ale czy jest na tyle silny? Czy jego wiara jest tak mocna i
niezachwiana, że w obliczu najgorszego nie ugnie się przed nim? Galerię barwnych
postaci dopełniają także doktor Cody, którego chęć niesienia pomocy innym nie
ogranicza się tylko do przeprowadzania medycznych zabiegów, Matt Burke oddający
się pracy nauczyciela z prawdziwą przyjemnością oraz nastoletni Mark Petrie,
zadziwiający wszystkich swoją dojrzałością i odpowiedzialnością. King wykreował
kilku wyrazistych bohaterów i chociaż nie każdy został wyposażony w rozbudowany
portret psychologiczny, to z pewnością nikt nie pojawił się w powieści
przypadkowo. Pisarz dokładnie przemyślał rolę jaką jego bohaterowie mają do
odegrania i konsekwentnie przeprowadził ich przez zaplanowane wydarzenia.
W tej powieści
początkowo nie dzieje się nic, co mogłoby wskazywać, że już niedługo czytelnik
zostanie rzucony w sam środek rozgrywki pomiędzy siłami Zła a zwykłymi ludźmi.
Krążąca między mieszkańcami opowieść o dziwnym mężczyźnie, który wiele lat temu
popełnił samobójstwo w swojej pięknej willi sprawia wrażenie lokalnej atrakcji
niż historii, mogącej mieć jakiś związek z późniejszymi zdarzeniami. Jednak
stopniowo pojawiają się sygnały świadczące o tym, że czytana książka z całą
pewnością należy do literatury grozy. Opisy przeczuć bohaterów, ich ulotnych
wrażeń, że są przez kogoś obserwowani i, że w Salem coś się zaczyna zmieniać
wywołały u mnie dreszcz niepokoju, który stawał się intensywniejszy w miarę jak
dalej poznawałam tę opowieść. Stephen King potrafi podnieść ciśnienie i
sprawić, że ze strachem będziemy spoglądać w nocną ciemność za oknem, obawiając
się, że oprócz znanych kształtów dostrzeżemy coś jeszcze.
Żałuję tylko, że ta misternie
budowana sieć przerażenia zrywa się w finałowej scenie. Zakończenie mnie
zawiodło ze względu na brak dramatyzmu. Pozostali przy życiu bohaterowie po
prostu wykonują plan i na tym koniec. Ostateczne starcie okazało się dla mnie
trochę zbyt proste. Wcześniej bohaterowie muszą zmagać się z własnymi
słabościami, niedowierzaniem innych i pułapkami zastawionymi przez ich
przeciwnika, a na koniec idzie im jak z płatka, co moim zdaniem kłóci się z
budowanym wcześniej wrażeniem walki z czymś znacznie potężniejszym niż człowiek
może sobie wyobrazić. Uważam też, że King nieco zbyt wcześnie zdradził, czym
jest to Zło sukcesywnie opanowujące Salem. Trzymanie czytelnika w niepewności i
zostawianie jedynie tropów ma nieporównywalnie większą moc oddziaływania na wyobraźnię,
niż napisanie wprost, o co chodzi. Niemniej Miasteczko
Salem to dobra powieść grozy i wszystkich miłośników gatunku zachęcam do
jej przeczytania.
Ocena: 4,5 / 6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik