16 listopada 2012

Miasteczko Salem - Stephen King


Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 528

Położone dwieście mil na północ od Portland niewielkie miasteczko Jerusalem nie wyróżniało się niczym szczególnym. Była to prowincjonalna amerykańska miejscowość jakich w kraju wiele. Niemal wszyscy mieszkańcy znali się z widzenia, chodzili do jednej szkoły, kupowali w tych samym sklepach, a wieczorem spotykali się w okolicznym barze u Della, by smutki dnia codziennego utopić w kuflu taniego piwa. Jak w każdej takiej mieścinie mała plotka mogła urosnąć nagle do rozmiarów wielkiego skandalu, o którym rozprawiano z ożywieniem przez kilkanaście następnych lat. Pojawienie się w Jerusalem Bena Mearsa wywołało spore ożywienie wśród większości mieszkańców, ponieważ mężczyzna chciał na jakiś czas osiąść w miasteczku po ty, by gromadzić materiały do swojej najnowszej powieści. Jednak tuż po jego przyjeździe w Salem zaczęło dziać się coś dziwnego. Mieszkańcy po prostu znikali, jeden po drugim, dorośli i dzieci. Przestali przychodzić do pracy i szkoły, a ich domy wyglądały tak, jakby opuścili je tylko na chwilę. Czy miasto zostało opanowane przez złe moce? Co z tym wszystkim wspólnego ma wspomnienie Bena z czasów wczesnego dzieciństwa?

Jakiś czas temu postanowiłam zapoznać się z całym dorobkiem literackim Stephena Kinga. Przeczytawszy kilka jego książek przekonałam się, że pisarz wolno, ale konsekwentnie tworzy nastrój grozy, przygotowując grunt pod punkt kulminacyjny, który swoim rozmachem zaskoczył mnie już niejeden raz. Miasteczko Salem wybrałam dość przypadkowo. Nie wiedziałam, o czym opowiada ta książka, miałam jedynie świadomość, że to jedna z pierwszych powieści Kinga. Moim zdaniem nie jest to dzieło porównywalne z Lśnieniem czy Cmętarzem Zwieżąt, ale mimo tego jego lekturę zaliczam do udanych. Otrzymałam to, czego od Kinga oczekuję, czyli stopniowo gęstniejącą atmosferę, w której Zło pojawia się w sposób z jednej strony zupełnie fantastyczny, ale z drugiej niepokojąco prawdopodobny. Ponadto miałam okazję po raz kolejny zapoznać się z bardzo charakterystycznym elementem twórczości Kinga – wnikliwym opisem prowincjonalnego miasteczka, okraszonym trafnymi komentarzami, dotyczącymi życia mieszkańców i ich poglądów na sprawy ówcześnie aktualne i kontrowersyjne.

Bohaterowie tej powieści dzielą się na dwie grupy. Do jednej należą ludzie, którzy po krótkim okresie zdziwienia i przerażenia przyjmują do wiadomości, że Zło w najczystszej postaci istnieje naprawdę, a co gorsza zakorzeniło się właśnie w ich miasteczku. Natomiast drugą grupę tworzą bohaterowie wątpiący we wszystko, czego nie można logicznie wytłumaczyć. Za swoje niedowierzanie i brak akceptacji istnienia zjawisk nadprzyrodzonych płacą najwyższą cenę. Stephen King skonstruował swoją historię tak, że jako czytelnik jestem w stanie zrozumieć zarówno przedstawicieli pierwszej jak i drugiej grupy. W zracjonalizowanym świecie dwudziestego wieku trudno uwierzyć, że tuż po zachodzie słońca na świat wychodzą istoty, stanowiące temat kiepskich horrorów emitowanych wieczorem w telewizji lub komiksów, którymi emocjonują się dzieciaki. Należy obawiać się ataku nuklearnego, kolejnej wojny światowej lub psychicznie chorego sąsiada, wmawiającego porządnemu człowiekowi, że po zmroku widuje twarze zmarłych ludzi, a nie upiorów pogrzebanych razem z wierzeniami prostych ludzi wiele wieków temu. Jednak z drugiej strony trudno negować istnienie czegoś, na co wskazują nie tylko poszlaki, ale także zdobyte dowody. Uwierzyć niestety nie oznacza poznać drogę do pokonania nieczystej siły, o czym brutalnie przekonuje się Ben Mears, stawiający czoła piekielnym mocom razem z katolickim księdzem, miejscowym lekarzem, nauczycielem oraz niezwykle odważnym i opanowanym dwunastolatkiem.

Ben w pewien sposób został predestynowany do tego, by po zmierzyć się ze złem. Jego przeżycia z dzieciństwa sprawiły, że znacznie łatwiej jest mu przyjąć do wiadomości to, co większość osób zdecydowanie odrzuca. Mężczyzna w swoim życiu wiele już przeszedł, ale dopiero przyjazd do Salem wystawił jego psychikę na najcięższą próbę. Ojciec Callahan zawsze pragnął walczyć z Szatanem, chciał być kapłanem, który wzorem egzorcystów oczyszcza świat z demonów i chroni niczego nieświadomych ludzi. Ale czy jest na tyle silny? Czy jego wiara jest tak mocna i niezachwiana, że w obliczu najgorszego nie ugnie się przed nim? Galerię barwnych postaci dopełniają także doktor Cody, którego chęć niesienia pomocy innym nie ogranicza się tylko do przeprowadzania medycznych zabiegów, Matt Burke oddający się pracy nauczyciela z prawdziwą przyjemnością oraz nastoletni Mark Petrie, zadziwiający wszystkich swoją dojrzałością i odpowiedzialnością. King wykreował kilku wyrazistych bohaterów i chociaż nie każdy został wyposażony w rozbudowany portret psychologiczny, to z pewnością nikt nie pojawił się w powieści przypadkowo. Pisarz dokładnie przemyślał rolę jaką jego bohaterowie mają do odegrania i konsekwentnie przeprowadził ich przez zaplanowane wydarzenia.

W tej powieści początkowo nie dzieje się nic, co mogłoby wskazywać, że już niedługo czytelnik zostanie rzucony w sam środek rozgrywki pomiędzy siłami Zła a zwykłymi ludźmi. Krążąca między mieszkańcami opowieść o dziwnym mężczyźnie, który wiele lat temu popełnił samobójstwo w swojej pięknej willi sprawia wrażenie lokalnej atrakcji niż historii, mogącej mieć jakiś związek z późniejszymi zdarzeniami. Jednak stopniowo pojawiają się sygnały świadczące o tym, że czytana książka z całą pewnością należy do literatury grozy. Opisy przeczuć bohaterów, ich ulotnych wrażeń, że są przez kogoś obserwowani i, że w Salem coś się zaczyna zmieniać wywołały u mnie dreszcz niepokoju, który stawał się intensywniejszy w miarę jak dalej poznawałam tę opowieść. Stephen King potrafi podnieść ciśnienie i sprawić, że ze strachem będziemy spoglądać w nocną ciemność za oknem, obawiając się, że oprócz znanych kształtów dostrzeżemy coś jeszcze.

Żałuję tylko, że ta misternie budowana sieć przerażenia zrywa się w finałowej scenie. Zakończenie mnie zawiodło ze względu na brak dramatyzmu. Pozostali przy życiu bohaterowie po prostu wykonują plan i na tym koniec. Ostateczne starcie okazało się dla mnie trochę zbyt proste. Wcześniej bohaterowie muszą zmagać się z własnymi słabościami, niedowierzaniem innych i pułapkami zastawionymi przez ich przeciwnika, a na koniec idzie im jak z płatka, co moim zdaniem kłóci się z budowanym wcześniej wrażeniem walki z czymś znacznie potężniejszym niż człowiek może sobie wyobrazić. Uważam też, że King nieco zbyt wcześnie zdradził, czym jest to Zło sukcesywnie opanowujące Salem. Trzymanie czytelnika w niepewności i zostawianie jedynie tropów ma nieporównywalnie większą moc oddziaływania na wyobraźnię, niż napisanie wprost, o co chodzi. Niemniej Miasteczko Salem to dobra powieść grozy i wszystkich miłośników gatunku zachęcam do jej przeczytania.

Ocena: 4,5 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik