Wydawnictwo: G+J
Liczba stron: 304
Powieść Macieja
Bennewicza mignęła mi gdzieś w zapowiedziach wydawniczych, ale wówczas nie
zwróciłam na nią uwagi. Tytuł skojarzył mi się z jakąś banalną opowiastką o
miłości, a mało urodziwa okładka nie zachęciła do przeczytania
kilkunastozdaniowego opisu fabuły. Zresztą pomna tego, że streszczenia na
okładkach kłamią lub zdradzają zbyt wiele bez wyrzutów sumienia pominęłam tekst
reklamowy, a Wszystkie kobiety don Hułana
zaklasyfikowałam do książek mnie nieinteresujących. Zapewne do tej pory
trwałabym przy swoim zdaniu i nie poznałabym tej świetnie napisanej,
błyskotliwej historii, gdyby nie recenzja na jednym z blogów. Autorka
wspomnianej opinii wymieniła wiele plusów dzieła Bennewicza wzbudzając moją
ciekowość i zachęcając do sprawdzenia, o czym właściwie ono traktuje.
Piotr Gluck otrzymuje
telefon od matki dawnego kolegi z klasy. Zdenerwowana kobieta prosi bohatera o
pomoc w odnalezieniu syna, który jej zdaniem zaginął, ponieważ nie wrócił na
czas ze służbowego wyjazdu. Piotr nie przyjaźni się z dawnymi znajomymi z
klasy, a tym bardziej nie utrzymuje kontaktów z chłopakiem będącym niegdyś pośmiewiskiem
całej grupy, ale telefon od matki wyszydzanego don Hułana zmusza go do podjęcia
jakiegoś działania. Krok po kroku Piotr zagłębia się w życie Hirka, poznając
jego rodzinę zainteresowania i stopniowo odkrywając sekrety szkolnego kolegi.
Ale czy na pewno kieruje się dobrym tropem? W końcu ludzie z nim rozmawiający
mogą kłamać, mataczyć lub zwyczajnie nie pamiętać o dawnym życiu. W trakcie
poszukiwań Piotr zaczyna zastanawiać się nad własnym stosunkiem do minionych
wydarzeń i osób, z którymi kiedyś wiele go łączyło. Jeden telefon sprawia, że
wspomnienia odżywają, choć wydawałoby się, że po tak długim czasie nie mają już
żadnego znaczenia.
Wszystkie
kobiety don Hułana to rewelacyjnie napisana powieść. Autor
na każdej stronie serwuje spostrzeżenia, z którymi nie sposób się nie zgodzić.
Przynajmniej moje doświadczenia i obserwacje niemal całkowicie pokrywają się z
charakterystyką szkolnego życia nakreśloną przez Macieja Bennewicza. Młodość
Piotra przypadała na lata osiemdziesiąte, ale z całą pewnością mogę stwierdzić,
że ludzkie zachowania nie uległy zmianie. Mówi się, że kiedyś były inne czasy i
inna młodzież. Koledzy i koleżanki z klasy rzekomo chętnie współpracowali ze
sobą, wspierali się i na pewno nie robili sobie tak okrutnych „żartów” jak
obecnie. Z powieści Bennewicza jasno wynika, że to nieprawda. Szkoła była, jest
i chyba będzie miejscem, w którym uczniowie nie tylko zdobywają wiedzę, ale
także próbują przetrwać w gromadzie składającej się z kozłów ofiarnych, liderów
klasowych, lizusów, kujonów, olewaczy, indywidualistów i całej reszty. Bardzo
przypadła mi do gustu wycieczka w przeszłość jaką bohater sobie serwuje. Po
wielu latach zastanawia się nad tym, co kiedyś miało dla niego znaczenie,
próbuje skonfrontować swoje przeświadczenia ze zdaniem innych, a wszystko to
okrasza na poły cynicznym na poły humorystycznym, ale zawsze trafnym
komentarzem. Zresztą Piotr często wybiega też w nieco mniej odległą przeszłość,
wspominając klasowy zjazd czy przypadkowe spotkanie z kolegą ze szkolnej ławy i
z właściwą sobie błyskotliwością opisuje grę pozorów stwarzaną przez obie
strony. Kto, gdzie pracuje, ile zarabia, jakim jeździ samochodem i dokąd
wybiera się na urlop. Okazuje się, że tylko to się liczy, bo mimo
kilkudziesięciu lat więcej nadal gdzieś tkwi w ludziach niedojrzałe pragnienie
wywołania zazdrości i zawiści u znajomych.
Oczywiście ta powieść
to nie tylko opisy szkolnej rzeczywistości i konfrontacja obecnego stylu życia
Piotra z dawnymi pragnieniami. Autor stworzył historię składającą się z
inteligentnie podanych wątków psychologicznych. Udało mu się uniknąć zarówno
pospolitej dosłowności jak i trącących banałem „mądrości życiowych”. Bennewicz
nie podaje niczego na tacy, ale także nie chowa treści pod płaszczykiem przestylizowanego
języka. Autor pisze prosto i dosadnie, ale inteligentnie, czyli tak jak lubię
najbardziej. Zgodnie z tytułem przedstawiona historia nie dotyczy tylko Piotra
i don Hułana, ale także wszystkich kobiet tego ostatniego. Kobiety te to matka,
żona, córka, a także dawna dziewczyna i jej siostra, Wszystkie wyrażają się o
don Hułanie niepochlebnie, chociaż oskarżają go o różne rzeczy. Jedna twierdzi,
że Hirek to szaleniec maltretujący matkę, a druga, że to maminsynek pozwalający
starszej pani kontrolować każdy aspekt swojego życia. Nie wiadomo, kto mówi
prawdę. A może każdy po trochu, bo każdy inaczej ocenia tę samą sytuację i inne
wnioski wyciąga na podstawie jednego, konkretnego zdarzenia. Kobiety w tej
książce tylko pozornie są słabe i zalęknione. W rzeczywistości to one mają
władzę nad mężczyznami, niepotrafiącymi wyrwać się z toksycznych relacji.
Nie będę zdradzać
charakterystyki Piotra ani bardziej szczegółowo zagłębiać się w rolę jaką
odegrał w jego życiu ów prześladowany don Hułan, ponieważ to zepsułoby wam
radość z poznawania kolejnych punktów widzenia na tę samą sprawę i wysnuwania
własnych wniosków. Mogę jedynie napisać, że fabuła Wszystkich kobiet don Hułana wciąga od pierwszej strony i porywa na
długie godziny. Powieść Macieja Bennewicza należy do tych, które pochłania się
w ciągu kilku godzin, ale przemyślenia i wrażenia z lektury zostają w pamięci
przez znacznie dłuższy czas.
Ocena: 5 / 6
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości
portalu Sztukater oraz wydawnictwa G+J.