30 marca 2024

Chłopki. Opowieść o naszych babkach - Joanna Kuciel-Frydryszak

 

Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 496
Pierwsze wydanie: 2023

O Chłopkach było tak głośno od momentu premiery, że z pewnością nie trzeba nikomu przedstawiać tej książki. Joanna Kuciel-Frydryszak pochyliła się nad losem wiejskich kobiet, które jeszcze sto lat temu wiodły życie pełne trudu, cierpienia i braku nadziei na lepszą przyszłość. Nasze babki i prababki wychowały się w brutalnej rzeczywistości, w której kobiety nie miały absolutnie nic do powiedzenia. Nie mogły zdobywać edukacji, musiały ciężko pracować w domu i w polu, nie miały często żadnego wpływu na to, kto zostanie ich mężem. Autorka opowiada o ich losach, koncentrując się na różnych aspektach życia. Od dzieciństwa spędzonego na wypasaniu zwierząt poprzez krótkie lata edukacji, gdy zwolnienie z obowiązku szkolnego mogło załatwić jedno pismo od ojca lamentującego, że córka jest potrzebna do zajmowania się młodszym rodzeństwem i pracy w gospodarstwie. Aż do dorosłości wypełnionej ciężką harówką od świtu do nocy. Wiejskie kobiety nie miały dnia wolnego, ponieważ nie miały czasu na odpoczynek, chorowanie, a nawet dojście do siebie po urodzeniu kolejnego dziecka. 

Przed lekturą byłam już psychicznie nastawiona na to, co przyniesie jej treść. Czytałam mnóstwo recenzji, wysłuchałam też kilku podcastów na temat Chłopek, więc czułam się przygotowana na to, co znajdę w książce. Niemniej i tak ogrom cierpienia wypływającego z relacji tylu kobiet, okazał się mocno przytłaczający. Trudno mi wskazać jedną najbardziej wstrząsającą rzecz, ale z pewnością zszokowało mnie to ile dla chłopskiej rodziny znaczyło posiadanie butów. Nie musiały być własne, wystarczyło, że w domu znajdowała się para umożliwiająca chodzenie do szkoły oraz wyjście do kościoła. Buty stanowiły pierwszą przepustkę do lepszego świata. Oczywiście kobiety i dziewczynki zazwyczaj nie miały obuwia, ponieważ to mężczyźni wychodzili z domu, „politykowali” i załatwiali sprawy, więc im należało się pierwszeństwo w kupnie butów. Z przerażeniem czytałam też o chłopskiej rodzinie, w której brakowało miłości, ciepła, zrozumienia i wzajemnego szacunku. Małżeństwo przypominało zazwyczaj kontrakt, w którym liczyło się tylko to ile majątku wniesie każda ze stron. Dzieci były zmuszane do opieki nad rodzeństwem oraz ciężkiej pracy i rzadko mogły liczyć chociażby na dobre słowo ze strony rodziców. Teoretycznie wiedziałam, że tak wyglądał ówczesny model rodziny, ale zderzenie z faktami i tak okazało się porażające.

Autorka porusza również temat przemocy seksualnej, zarówno tej małżeńskiej, jak i tej wobec młodych dziewcząt, a nawet dzieci. Konieczność codziennego wypasania zwierząt sprawiała, że już kilkuletnie dziewczynki padały ofiarą przemocy i agresji. Całe dnie spędzały na łąkach i pastwiskach zdane wyłącznie na siebie, bezbronne wobec napastników. W książce pojawia się wzmianka o kobiecie, która wieczorem odkryła na ciele swojej kilkuletniej córki ślady gwałtu, ale w żaden sposób nie zareagowała i dziecko kolejnego dnia znów musiało iść na pasionkę. Są też budujące, pozytywne przykłady zachowań, kiedy rodzice robią wszystko co mogą, by zapewnić dzieciom lepszy byt, ale giną one w morzu bezmyślnej przemocy przekazywanej z pokolenia na pokolenie. W wielu recenzjach można przeczytać, że po lekturze Chłopek spływa na czytelnika zrozumienie, dlaczego nasi dziadkowie zachowywali się w określony sposób. Niestety nie zawsze to tak działa, bo nie wszystkie krzywdzące postawy da się wytłumaczyć brakiem świadomości, edukacji lub biedą.

Znam starsze osoby, w których ta chłopska mentalność jest wciąż żywa i pomimo wszystkich zmian nadal dzielą ludzi na tych ze wsi i „miastowych”. Z pogardą wypowiadają się o pracy innej niż fizyczna, a za fanaberie uważają szacunek do innych ludzi, zwierząt, dbanie o relacje w rodzinie. Czy można to zrzucić na karb trudnych warunków życia i braku edukacji? Częściowo pewnie tak, ale jednak nie sądzę, że wszystko można w ten sposób wytłumaczyć i nie oczekiwałabym, że lektura tej książki jakoś znacząco wpłynie na poprawę relacji z najstarszymi członkami rodziny.

Autorka wykonała ogromną pracę, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Liczba źródeł, na które się powołuje jest naprawdę imponująca, tak samo jak liczba postaci przewijająca się przez karty tej książki. Niestety dla mnie niektóre sprawy zostały omówione nieco chaotycznie, w trakcie czytania myliły mi się osoby oraz rodziny, o których mowa, więc wolałabym, żeby każdy rozdział został poświęcony jednej osobie. Chociaż rozumiem też, że Chłopki to książka przekrojowa, napisana z rozmachem i autorka po prostu obrała taki, a nie inny sposób opisywania ówczesnej rzeczywistości. W każdym razie, książka wywarła na mnie duże wrażenie i uważam, że absolutnie warto ją znać.

Ocena: 5 / 6

17 komentarzy:

  1. Podtrzymuję opinię, że to jedna z najważniejszych książek ubiegłego roku. O ile nie dekady. Może choć częściowo, może choć u niektórych skończy się to lekkomyślne wybielanie przeszłości. Za każdym razem zastanawiam się, co ma w głowie osoba, która pisze o rodzeniu na polu i powrocie do pracy albo o opiekowaniu się młodszym rodzeństwem przez starsze dzieci, pozbawione tym (i nie tylko tym) dzieciństwa. I podaje to jako pozytywny przykład! Oni chyba serio myślą, że wtedy było lepiej. Kobity miały chłopów, dzieci i rodziny, a dzisiaj narzekają, że samotne. No to chyba proste, że wtedy było lepiej, c'nie? Przydzielili szesnastolatce starego dziada, który zamęczył już dwie żony i będzie teraz męczył trzecią. Super życie, nie ma co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zgadzam, że to bardzo ważna książka i cieszę się, że w końcu ją przeczytałam. Leżała na półce od miesięcy, ale doczekała się. I jeszcze jedzenie! Jak to kiedyś ludzie na wsi się zdrowo odżywiali! Warzyw nie jedli, mięsa nie jedli, często głodowali, bo odmawiali sobie nawet mleka i jaj, które były na sprzedaż. No dieta doskonała... Przejrzałam sobie recenzje na LC i niestety widzę, że nie do wszystkich dotarła prawda z tej książki. Ktoś tam wspominał, że autorka jest lewaczką i swoją propagandę opisała, zapominając o tym, co na wsi było dobre. Jasne, bo to, że raz na jakiś czas chłopska rodzina mogła iść na jarmark, odpust albo pośpiewać wspólnie kolędy wynagradzało cały ten trud i to ma być znak, że przecież wcale nie było tak źle.

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że niektórym nie w smak świadomość, że ich rodzice/dziadkowie/pradziadkowie etc. byli analfabetami, żyli pod jednym dachem z krowami i świniami. Chodzili w łachmanach i śmierdziało im w chacie. Wolą wyobrażać sobie schludną (może i biedną) izbę i uśmiechnięte pyzate buzie. Czasy, kiedy wszyscy znali swoje miejsce i było lepiej. A te wstrętne lewaki obrzydzają przeszłość i wymyślają jakieś propagandowe bzdury. Ech, dobrze się takim śpi z głową w bańce złudzeń, ale przydałoby się jednak obudzić i zobaczyć prawdę.

      Usuń
    3. Tak, masz rację, że to może być powód. Ja jestem na 100% przekonana, że ze strony rodziny mamy to życie wyglądało tak jak opisała to autorka książki, ze strony taty niestety nie wiem, bo dziadkowie wcześnie zmarli, ale podejrzewam, że mogło być podobnie. Wiem tylko, że babcia mieszkała na jakiejś wsi, miała macochę, za którą nie przepadała i szybko uciekła do miasta. No niestety, mity mają się dobrze, a ludzie lubią gloryfikować i mitologizować czasy słusznie minione.

      Usuń
    4. Niestety. Jeśli komuś lepiej żyć w kłamstwie - jego sprawa. Ale nie podoba mi się, że nie brakuje ludzi, którzy bardzo się przykładają do promowania takich kłamstw. Sporo mamy ciemnych plam jako społeczeństwo, przydałoby się oczyścić pamięć. A w wielu przypadkach również sumienie.

      Odeszłam trochę od clue, ale mam nadzieję, że wiesz, o co mi chodzi :)

      Usuń
    5. Jakby co, napisałam komentarz, ale nie wiem, czy poszedł, czy pofrunął w niebyt. Ostatnio mój lapek błaga o pokazowe rozwalenie go tak, jak wokalista rockowego zespołu z lat 80. rozwaliłby swoją gitarę. Więc daję znać, że odpisałam (starałam się odpisać ;))

      Usuń
    6. Obawiam się niestety, że to się nigdy nie wydarzy, bo właśnie ludzie lubią takie czarno-białe sytuacje. Podział na dobrych i złych, na sielską wieś i zdegenerowane miasto itd.

      Myślę, że wiem :) Komentarz przyszedł tylko ja za wolno moderuję :)

      Usuń
    7. Tyle razy sobie powtarzam, żeby nie czytać dyskusji w sieci, a i tak nie potrafię się powstrzymać. To, że ludzie lubią czarno-białe sytuacje, jest wielkim eufemizmem :) Kiedy się tak naczytam, mam w głowie wiele innych, nie tak dyplomatycznych określeń.

      Usuń
    8. To prawda, też staram się nie czytać, ale np. ostatnio spojrzałam na komentarze pod postem o prognozie pogody i matko kochana jaki tam był ściek. Chodziło o to, że na przełomie marca i kwietnia padł rekord temperatury i ludzie w komentarzach dostali jakiegoś małpiego rozumu. Wyśmiewanie zmian klimatycznych, podważanie danych, heheszki z tego, że "planeta płonie". Odniosłam wrażenie, że nawet jakby było 30 stopni w grudniu to napisaliby, że dobrze, bo ciepło i słonecznie, a poza tym zawsze tak było, bo koleżanki babci kuzynka to mówiła, że jak była dzieckiem to zawsze był upał na Boże Narodzenie. Taki poziom zidiocenia jakiego dawno nie widziałam.

      Usuń
    9. To wcale nie jest śmieszne, ale uniósł mi się wąs przy czytaniu. Patrz, nawet o pogodę potrafią się pokłócić - i to jeszcze w taki sposób... Ja wiem, że to w sumie tylko pretekst do pokazania swojej ignorancji i głupoty, ale i tak przykre.

      Usuń
    10. Prawda? Kiedyś mówiło się, że temat pogody jest idealny na small talk, no to już chyba nie :P

      Usuń
    11. Tak się teraz szczerze zastanowiłam i właściwie to nie wiem, co mogłoby być dziś dobre do takiego niezobowiązującego gadania. Jak ktoś będzie chciał, doczepi się do absolutnie wszystkiego ;)

      Usuń
    12. Może zwierzęta? Jak ktoś ma w domu pupila to może jest neutralny temat?

      Usuń
    13. Tylko trzeba najpierw wybadać jakiego pupila. Bo jak będzie mieć psa i nie cierpieć kotów, a ktoś ma kota? Gotowy pretekst do awantury ;)

      Usuń
    14. O tym nie pomyślałam. Optymistycznie założyłam, że jeśli ktoś lubi zwierzęta to nie będzie się pieklił, że kot lepszy od psa albo na odwrót. Ale pewnie to jest możliwe :)

      Usuń
    15. Moim Instytutem Badań z D. są komentarze w sieci, szczególnie na fejsie :) Tam potrafią się pokłócić naprawdę o wszystko, w tym o "lepszość" psów nad kotami. Brawurowo zbudowałam to zdanie, zwalam na ślepotę ;)

      Może i podchodzę do tego płytko, ale nie mam zbyt dobrego zdania o ludziach, którzy uważają, że koty są fałszywe, nie przywiązują się do opiekunów i nie potrafią kochać (po kociemu). Nie znają kotów, nigdy nie mieli żadnego albo plątał się im jakiś po podwórku i go głównie przeganiali. Nie rozumieją, że ile dajesz zwierzakowi miłości, tyle dostajesz. A jeśli nie dajesz i nie chcesz go poznać...

      Taka kocia dygresja na początek weekendu ;)

      Usuń
    16. Kiedyś był taki żart, że prowadzi się jałową dyskusję w stylu o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą albo odwrotnie, teraz to pewnie byłby temat w sam raz na kłótnie :)

      W temacie kotów to mnie najbardziej rozpala niewiedza. To zachowanie, które opisujesz jest faktycznie wkurzające, bo ktoś ewidentnie jedzie po stereotypach i od ostatnich 30 lat nie zaktualizował wiedzy, ale mnie jeszcze bardziej denerwują ludzie, którzy mają koty i nie umieją o nie dbać. Wiesz, sucha karma jako podstawa żywienia, wypuszczanie z domu (bo kot musi zaznać wolności!!!), nieszczepienie, olewanie kastracji itd. Obserwuję na insta kilka kont behawiorystów i weterynarzy i jaki tam jest ściek w komentarzach zawsze to głowa mała. Z tego, co zauważyłam to ludzi najbardziej boli to, że kot powinien siedzieć w domu. I żadne argumenty nie docierają :(

      Kocia dygresja zawsze mile widziana :)

      Usuń