28 grudnia 2022

Żona - Shalini Boland

 

Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 312
Pierwsze wydanie: 2020
Polska premiera: 2022

Zoe zemdlała w dniu własnego ślubu. Kiedy się ocknęła, uświadomiła sobie, że nie jest w stanie stwierdzić, co się wydarzyło i dlaczego straciła przytomność. Zmartwiony narzeczony, jego brat i przyszli teściowie uznali, że omdlenie miało podłoże stresowe, więc nie ma powodu do niepokoju. Kobieta przytaknęła bez przekonania, postanawiając nie drążyć tematu, by nie zepsuć tak ważnego dnia. Ledwie trzymając się na nogach, walcząc z ogromnym bólem głowy i mdłościami stanęła przed ołtarzem, wychodząc za mąż za miłość swojego życia. Od tego wydarzenia minęło dziesięć lat. Zoe i Toby tworzą udane, zgodne małżeństwo, doczekali się dzieci i nic nie wskazuje na to, by coś mogło zburzyć rodzinną sielankę. Dekadę wspólnego życia postanawiają uczcić przyjęciem odbywającym się w tym samym miejscu, co ich ślub. Zoe jest zachwycona pomysłem, zwłaszcza że wspomnienia z wesela ma bardzo mgliste i czuje się nieswojo ilekroć powraca myślami do tamtego dnia. Do uroczystości zostało zaledwie kilka dni, gdy bohaterka orientuje się, że wokół niej dzieje się coś dziwnego. Najpierw szwagierka zaczyna jej unikać, potem inne mamy zdają się plotkować o niej, kiedy odbiera dzieciaki ze szkoły. Jakby tego było mało Zoe przyłapuje męża na kłamstwie i orientuje się, że on też zachowuje się dziwnie. Czy bliscy ukrywają przed nią jakąś tajemnicę? Czy ma to związek z wydarzeniami z przeszłości? A może kobieta wszystko wyolbrzymia?

Żonę zaczęłam czytać w pociągu i przyznam, że jest to dobra lektura na taki moment. Dookoła hałas, monotonne krajobrazy za oknem i dłużąca się podroż to nie są wymarzone warunki do czytania w skupieniu, więc potrzebowałam czegoś  angażującego i prostego w odbiorze. Licząca nieco ponad trzysta stron powieść spełniła te wymagania, bo kolejne akapity niemalże same wchodziły w oczy, a zanim się obejrzałam pociąg wtoczył się na stację docelową, ale historia nie należy do oryginalnych ani specjalnie porywających. Jak dla mnie całość napisana jest aż za prosto, bo w zasadzie czytelnik dostaje tylko jeden wątek pod tytułem „Zoe i dziwne zachowanie jej bliskich”. Początkowo to faktycznie intryguje, ale zaciekawienie działa na krótką metę. Dość szybko poczułam rozdrażnienie podejściem głównej bohaterki, która obawiała się konfrontacji z mężem i przyjaciółkami. Wolała snuć domysły, wypatrywać jakichś oznak niewierności ze strony ukochanego niż po prostu porozmawiać.

Pisarka wykreowała Zoe na niesamowicie naiwną, ale też nieco męczącą postać, która musi ze wszystkimi utrzymywać serdeczne kontakty. Matka koleżanki jej córki nie pomachała kobiecie na powitanie? Na pewno o coś się obraziła! Szwagierka odczytała wiadomość na komunikatorze, ale nie odpisała? Musi mieć jakieś pretensje! Mąż nie przyjechał do domu na lunch? Jak nic coś ukrywa! Tok rozumowania bohaterki jest drażniący. Nie chciałabym, żeby ktoś analizował każdy mój gest, każde zachowanie, interpretując je jako jakąś formę niechęci do tej osoby. W pewnym momencie pomyślałam, że ludzie z otoczenia Zoe zaczęli mieć jej po prostu dość, dlatego unikają jej i nie chcą utrzymywać tak serdecznych kontaktów jak kiedyś. Ale powieść ma wpisywać się w ramy thrillera, więc powód jest oczywiście inny. Naturalnie nie zdradzę rozwiązania intrygi, jednak pozwolę sobie na nie ponarzekać, ponieważ wydaje mi się przekombinowane oraz zbyt dramatyczne jak na to wszystko, co wcześniej dzieje się dookoła bohaterki. Przez długi czas nic nie wskazuje na to, że sytuacja jest aż tak poważna i dopiero finał obnaża wszystkie tajemnice. Moim zdaniem eskalacja w zakończeniu jest nieuzasadniona, a przez to niewiarygodna. Domyślam się, że pewnie autorka chciała pokazać jak bohaterka traci grunt pod nogami, dowiadując się prawdy, ale wyszło nieprzekonująco.

Od pewnego momentu rozwój wydarzeń jest też bardzo przewidywalny. Jeśli przeczytaliście w swoim życiu chociaż kilkanaście thrillerów to pewnie też bez większego trudu domyślicie się rozwiązania. Dla mnie to spory minus i żałuję, że autorka nie trzymała żadnego asa w rękawie, by zaskoczyć czytelnika na ostatniej prostej. Sądziłam, że jest to debiut Shalini Boland, ale okazuje się, że autorka ma na koncie już 19 książek! Od doświadczonej pisarki wymagam więcej niż od debiutantki, dlatego utwierdzam się w przekonaniu, że Żona to bardzo przeciętna powieść. Spokojnie możecie ominąć tę lekturę, chyba, że akurat siedzicie w pociągu i potrzebujecie czegoś niewymagającego, żeby zabić czas.  

Ocena: 2.5 / 6