Wydawnictwo: Fabryka słów
Liczba stron: 640
Pierwsze wydanie: 2018
Polska premiera: 2020
Od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem sięgnięcia po jakąś powieść fantasy. W swoich zbiorach raczej nie mam książek z tego gatunku, więc przy każdych zakupach obiecywałam sobie, że teraz już na pewno wybiorę chociaż jeden tytuł fantasy. Oczywiście na obietnicach się kończyło, ponieważ nie umiem oprzeć się kolejnym kryminałom, horrorom, a ostatnio również reportażom i publikacjom popularnonaukowym, więc na „szaleństwa” gatunkowe jakoś nie mogłam się zdecydować. Zapewne sytuacja trwałaby jeszcze długo, gdyby nie Wojna makowa, którą dostałam w prezencie na dzień kobiet. Uznałam, że lepszej okazji nie będzie, dlatego tym razem nie odłożyłam nowego nabytku na półkę, żeby „nabrał mocy” tylko w miarę szybko zabrałam się za lekturę.
Literacki debiut Rebekki F. Kuang został nominowany do tylu nagród, że z miejsca zaczęłam oczekiwać od tej powieści emocjonującej oraz niebanalnej historii. Myślę, że autorce udało się spełnić te wymogi, chociaż nie jest to opowieść bez wad. Czytelnik poznaje nastoletnią Rin w momencie, kiedy dziewczyna podejmuje decyzję, która zaważy na jej dalszym życiu. Wychowywana przez wujostwo, mieszkająca na głębokiej prowincji bohaterka dotąd nie zaznała ani miłości, ani wygód, ani zrozumienia. Jej los zdawał się przesądzony, gdy ciotka sprowadziła do domu swatkę, planując małżeństwo młodziutkiej Rin z dużo starszym i zupełnie nieatrakcyjnym mężczyzną. Nastolatka miała jednak inny, zdawałoby się szalony, pomysł na siebie, zakładający wzięcie udziału w niesamowicie trudnym egzaminie państwowym, dostanie się do elitarnej uczelni wojskowej oraz przeprowadzkę do stolicy kraju. Rin postawiła wszystko na jedną kartę i nieludzkim wręcz uporem osiągnęła zamierzone cele. Jednak nauka w Akademii Sinegardzkiej to dopiero początek wyzwań. Dziewczyna musi poradzić sobie nie tylko z morderczymi treningami fizycznymi oraz wyczerpującymi egzaminami, ale także z niechęcią innych uczniów, nadciągającym widmem wojny oraz magicznymi praktykami będącymi jednocześnie darem i przekleństwem.
Odniosłam wrażenie, że Wojna makowa to powieść wyjątkowo wyraźnie podzielona na dwie części. Pierwsza skupia się na dążeniu bohaterki do zerwania z ponurym losem niekochanej sieroty, której w życiu nie czeka nic ponad pracą w sklepie wuja, a potem nieszczęśliwym małżeństwem. W tej części polubiłam Rin, podziwiałam jej upór i samozaparcie oraz kibicowałam w dążeniu do celu. Z zainteresowaniem czytałam o jej sposobach na naukę, a także konfrontacjach z innymi uczniami akademii. Z mojej perspektywy te fragmenty są dużo ciekawsze i nieco lepiej napisane niż dalsza część powieści. To dzięki nim zaangażowałam się w historię, zanurzyłam w świat, czekając na dalszy rozwój wypadków. Spodziewałam się, że w całym pierwszym tomie będę śledzić poczynania bohaterki zdobywającej w Sinegardzie nie tylko wiedzę i umiejętności, ale także życiowe doświadczenie, jednak autorka miała inny pomysł na rozwój fabuły. W części drugiej diametralnie zmienia się sytuacja protagonistki, a co za tym idzie konwencja dalszej opowieści. Zamiast zajęć, treningów i potajemnie zdobywanych magicznych umiejętności, Rin musi zmierzyć się z wojennymi realiami pełnymi krwawych bitew, pojedynczych, ale równie niebezpiecznych starć z przeciwnikami oraz wypadków pokazujących, że nawet zaprawieni w bojach żołnierze nie są przygotowani na spotkanie z tak zaciekłym wrogiem. Zatem dziewczyna zdobywa życiowe doświadczenie, o którym wspomniałam, ale na zupełnie innej płaszczyźnie niż wskazywana w pierwszej części.
Mniej więcej w połowie książki dopadł mnie czytelniczy kryzys. Kolejne strony zaczęły mi się dłużyć, podobnie jak bardzo szczegółowe opisy walki. Odniosłam wrażenie, że nagle akcja zwolniła, chociaż bohaterowie nieustannie brali udział w potyczkach, wychodzili na zwiad albo zastawiali pułapki na przeciwników. Jeśli lubicie drobiazgowe i wielostronicowe charakterystyki starć to z pewnością będziecie zadowoleni, mnie jednak one nieco znużyły, a nawet zmęczyły, mimo że doceniam grozę wojennej zawieruchy jaką udało się autorce przedstawić. Warto dodać, że Rebecca F. Kuang inspirowała się rzeczywistymi wydarzeniami, a konkretnie konfliktem chińsko-japońskim i faktycznie czuć, że pisarka czerpała ze źródeł historycznych. Wojna makowa to powieść fantasy, ale okrucieństwa do jakich dopuszczają się postaci, są przeraźliwie realistyczne, dlatego uprzedzam, że wrażliwe osoby mogą mieć problem z przebrnięciem przez niektóre fragmenty.
Cieszę się, że autorka powstrzymała się przed wprowadzeniem wątku miłosnego. Wokół Rin ciągle pojawiają się jacyś mężczyźni, ale relacjom daleko do romantycznych i uważam, że to ciekawe przełamanie schematu. Przez długi czas dziewczyna jest najważniejszą postacią w tej historii, jednak z czasem również inni bohaterowie zyskują swoje miejsce. Liczę, że w kolejnych tomach pisarka przybliży los niektórych z nich. Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o elementach magicznych obecnych w tej powieści. Akcja rozgrywa się w fikcyjnym księstwie Nikan, w którym wierzenia w dawnych bogów raczej odeszły w niepamięć. Niewielu ludzi oddaje cześć bóstwom, a jeszcze mniejsze grono naprawdę wierzy w ich istnienie. Z tego powodu popularny niegdyś szamanizm również niemal całkowicie zniknął. Jednak wciąż można spotkać kilkoro wybrańców zdolnych połączyć się z bogami i zaczerpnąć ich siłę. Rebecca Kuang miała interesujący pomysł na nakreślenie przedziwnej, równie pociągającej co wyniszczającej relacji łączącej ludzi i bóstwa. Mam wrażenie, że czytelnik jeszcze wielu rzeczy nie wie na ten temat, dlatego tym bardziej jestem ciekawa jak ten wątek się potoczy. Wojna makowa to udana, dobrze napisana powieść, w której na pierwszy plan wysuwa się waleczna i odważna nastolatka zmuszona dorosnąć w bardzo krótkim czasie. Pomimo pewnych mankamentów, polecam tę historię zarówno fanom gatunku, jak i osobom chcącym dopiero zaprzyjaźnić się z książkami fantasy.
Ocena: 4 / 6
Trylogia wojen makowych:
1. Wojna makowa
2. Republika smoka (zapowiedź)
3. Bóg w płomieniach (zapowiedź)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz