5 czerwca 2013

Luther. Odcinek zero - Neil Cross


Wydawnictwo: Smak Słowa
Liczba stron: 384

Lambertowie byli szczęśliwą i spokojną rodziną. Oboje osiągnęli spełnienie zawodowe, stabilizację finansową, a co najważniejsze, od lat kochali się tak samo mocno, jak na początku związku. Z niecierpliwością oczekiwali narodzin pierwszego dziecka, które lada dzień mogło pojawić się na świecie. Jednak w ciągu jednej nocy sielankowe życie Lambertów zostało brutalnie przerwane. Morderca zakradł się do ich domu i bez cienia litości torturował bezbronnych ludzi. Nie zrobił tego tylko po to, by zaspokoić swoje chore fantazje. Miał niezwykle silną motywację, ponieważ dążył do celu, który wyznaczył sobie lata temu. I wreszcie mógł go zrealizować, a do tego potrzebne było mu dziecko Lambertów. Sprawą brutalnego morderstwa zajmuje się John Luther – skuteczny i ceniony wśród kolegów detektyw z wydziału zabójstw. Mężczyzna nie może znieść kolejnej dawki bezsensownej przemocy. Zaczyna działać chaotycznie i porywczo, robi co może, by ująć sprawcę, ale nie dostrzega, że jego działania mają autodestrukcyjny charakter.

John Luther narodził się jako bohater serialu emitowanego przez stację BBC. Nie widziałam żadnego odcinka tej produkcji, więc ucieszyłam się, że na książkę będę mogła spojrzeć świeżym okiem, bez skojarzeń z historiami z ekranu. Po lekturze uważam jednak, że w tym przypadku kolejność poznawania tekstów z cenionym inspektorem brytyjskiej policji w roli głównej nie ma dużego znaczenia. Jeśli znacie i lubicie serial, to koniecznie sięgnijcie po książkę Neila Crossa. A co jeśli hasło „Luther” nie budzi żadnych konotacji? Odpowiedź również jest jednoznaczna – nie wahajcie się ani chwili, ponieważ recenzowana powieść jest jedną z lepszych w swoim gatunku i mam nadzieję, że jej autor nie każe czytelnikom zbyt długo czekać na kolejne śledztwo prowadzone przez nietypowego policjanta.

Luther. Odcinek zero to bardzo dynamiczny, intrygujący i mroczny kryminał, który angażuje uwagę i wzbudza ciekawość już od pierwszego zdania. Z jednej strony nie mogłam oderwać się od czytania tej książki, a z drugiej czasami wręcz musiałam zrobić przerwę, ponieważ natężenie makabry i okrucieństwa stawało się nie do zniesienia. Neil Cross nie bawi się z odbiorcą w subtelności, nie martwi się, że ktoś może uznać pewne opisy za zbędne i przesadzone. I ma całkowitą rację. Swoją konsekwencją w kreowaniu przerażających zdarzeń wytwarza ogromne napięcie i bardzo wiarygodnie nakreśla postać zabójcy. Zdaję sobie sprawę, że dla każdego czytelnika inna jest granica tolerancji wulgaryzmów i dosadności w opisach obrażeń ofiar, miejsc zbrodni i chorych pragnień przestępców. Jednak u Crossa natężenie przemocy jest uzasadnione i nie ma nic wspólnego z tandeciarstwem czy przykrywaniem jakichś niedociągnięć fabularnych, więc nawet nieprzepadający za drastycznymi wtrąceniami czytelnicy powinni docenić zamysł autora. W trakcie lektury czułam, że pisarz dokładnie sobie wszystko zaplanował, przemyślał i przewidział jaki efekt wywoła konkretna scena, jeszcze zanim zabrał się do przelewania słów na papier. Dzięki temu stworzył powieść dopracowaną w każdym szczególe.

Kryminał musi budzić emocje, trzymać w napięciu i fundować zaskakujące zwroty akcji. Powinien także zawierać wyróżniającego się i zapadającego w pamięć głównego bohatera, który miałby w sobie to „coś”, co sprawia, że nie można doczekać się spotkania z nim w kolejnej powieści. Luther. Odcinek zero posiada wszystkie te elementy. Tożsamość mordercy nie stanowi wielkiej zagadki, ale w tej książce nie chodzi o to, by dowiedzieć się, kto zabija, ale dlaczego to robi i jak reaguje w pewnych okolicznościach. Nazwisko zabójcy nie jest ważne, ono nic tak naprawdę nie wnosi do historii. Istotne jest natomiast zrozumienie, do czego zdolny może być drugi człowiek; jakie myśli kłębią się w głowie spokojnego sąsiada, przemiłej ekspedientki z pobliskiego sklepu czy znanej z widzenia osoby. Cross pokazuje jak niewiele potrzeba, by stać się ofiarą jakiegoś szaleńca. Nie można się przed tym uchronić, nie można udawać, że przerażające rzeczy dzieją się tylko w filmach i książkach. Dotarcie do takich wniosków było dla mnie o wiele bardziej szokujące i potworne niż śledzenie najokrutniejszych wydarzeń. 

John Luther to bardzo interesująca postać. Poważny, oddany pracy detektyw, który ma coraz większy problem z pogodzeniem się z tym, że przestępcom często wiele rzeczy uchodzi na sucho. Nie lubi, gdy koledzy żartują na temat ofiar, ponieważ dla niego to brak szacunku dla zmarłych, nie umie odciąć się od pracy nawet na chwilę, przez co zaniedbuje swoje małżeństwo. Mężczyzna poświęca całą swoją energię i uwagę prowadzonej sprawie. Dzięki temu jest tak skuteczny w tym, co robi. Ale cechy pomagające w pracy stanowią problem w życiu prywatnym. Luther traci dystans i powoli upodabnia się do znienawidzonych przez siebie bandytów, ponieważ na przemoc zaczyna odpowiadać przemocą. Nie przypominam sobie, żebym wcześniej czytała o policjancie łamiącym tak wiele przepisów w trakcie prowadzenia śledztwa. Neil Cross wykreował niejednoznacznego bohatera. Trudno osądzać czyny detektywa, ale niezaprzeczalnie czasami są one niegodne policjanta. Inne postaci również zostały przedstawione w interesujący sposób. Irytująca i wiecznie niezadowolona żona inspektora Zoe, staruszek zastraszany przez kilku zbirów, detektyw współpracujący z przestępcami – wszyscy ci bohaterowie, choć drugoplanowi stanowią dużą wartość powieści i świadczą o talencie pisarskim Crossa.

Luther. Odcinek zero to historia, którą powinien poznać każdy miłośnik kryminałów i thrillerów. Autor w bardzo sugestywny sposób oddał atmosferę grozy i przybliżył portret bestii ukrytej w ludzkiej skórze. Ponadto wykreował protagonistę z masą osobistych problemów, wątpliwości i wad, zmieniających postrzeganie pewnych czynów i znoszących opozycję między dobrem a złem. Neil Cross wykonał kawał dobrej roboty, ale nie ustrzegł się przed małymi błędami. W moich oczach niezbyt interesująco i wiarygodnie wypadł niepotrzebnie wydłużany motyw pościgu za mordercą. Również tolerancja przełożonych względem wybryków Johna mnie zaskoczyła. Nie sądzę, żeby pewne rzeczy mogły ujść na sucho nawet świetnemu detektywowi, a próby zatuszowania nieregulaminowego działania powinny raczej przysporzyć mu dodatkowych problemów, niż rozwiązać już istniejące. Niemniej to są drobnostki, które spokojnie można zignorować. Gorąco polecam powieść Neila Cross i niecierpliwie wyczekuję kolejnej jego książki. Zwłaszcza, że zakończenie Odcinka zero stawia głównego bohatera w bardzo niewygodnej i budzącej wątpliwości sytuacji.

Ocena: 5,5 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Smak Słowa