Wydawnictwo: Smak Słowa
Liczba stron: 384
Lambertowie byli
szczęśliwą i spokojną rodziną. Oboje osiągnęli spełnienie zawodowe,
stabilizację finansową, a co najważniejsze, od lat kochali się tak samo mocno,
jak na początku związku. Z niecierpliwością oczekiwali narodzin pierwszego
dziecka, które lada dzień mogło pojawić się na świecie. Jednak w ciągu jednej
nocy sielankowe życie Lambertów zostało brutalnie przerwane. Morderca zakradł
się do ich domu i bez cienia litości torturował bezbronnych ludzi. Nie zrobił
tego tylko po to, by zaspokoić swoje chore fantazje. Miał niezwykle silną
motywację, ponieważ dążył do celu, który wyznaczył sobie lata temu. I wreszcie
mógł go zrealizować, a do tego potrzebne było mu dziecko Lambertów. Sprawą
brutalnego morderstwa zajmuje się John Luther – skuteczny i ceniony wśród
kolegów detektyw z wydziału zabójstw. Mężczyzna nie może znieść kolejnej dawki
bezsensownej przemocy. Zaczyna działać chaotycznie i porywczo, robi co może, by
ująć sprawcę, ale nie dostrzega, że jego działania mają autodestrukcyjny
charakter.
John Luther narodził
się jako bohater serialu emitowanego przez stację BBC. Nie widziałam żadnego
odcinka tej produkcji, więc ucieszyłam się, że na książkę będę mogła spojrzeć
świeżym okiem, bez skojarzeń z historiami z ekranu. Po lekturze uważam jednak,
że w tym przypadku kolejność poznawania tekstów z cenionym inspektorem
brytyjskiej policji w roli głównej nie ma dużego znaczenia. Jeśli znacie i
lubicie serial, to koniecznie sięgnijcie po książkę Neila Crossa. A co jeśli
hasło „Luther” nie budzi żadnych konotacji? Odpowiedź również jest jednoznaczna
– nie wahajcie się ani chwili, ponieważ recenzowana powieść jest jedną z
lepszych w swoim gatunku i mam nadzieję, że jej autor nie każe czytelnikom zbyt
długo czekać na kolejne śledztwo prowadzone przez nietypowego policjanta.
Luther.
Odcinek zero to bardzo dynamiczny, intrygujący i
mroczny kryminał, który angażuje uwagę i wzbudza ciekawość już od pierwszego
zdania. Z jednej strony nie mogłam oderwać się od czytania tej książki, a z
drugiej czasami wręcz musiałam zrobić przerwę, ponieważ natężenie makabry i
okrucieństwa stawało się nie do zniesienia. Neil Cross nie bawi się z odbiorcą
w subtelności, nie martwi się, że ktoś może uznać pewne opisy za zbędne i
przesadzone. I ma całkowitą rację. Swoją konsekwencją w kreowaniu
przerażających zdarzeń wytwarza ogromne napięcie i bardzo wiarygodnie nakreśla
postać zabójcy. Zdaję sobie sprawę, że dla każdego czytelnika inna jest granica
tolerancji wulgaryzmów i dosadności w opisach obrażeń ofiar, miejsc zbrodni i
chorych pragnień przestępców. Jednak u Crossa natężenie przemocy jest
uzasadnione i nie ma nic wspólnego z tandeciarstwem czy przykrywaniem jakichś
niedociągnięć fabularnych, więc nawet nieprzepadający za drastycznymi
wtrąceniami czytelnicy powinni docenić zamysł autora. W trakcie lektury czułam,
że pisarz dokładnie sobie wszystko zaplanował, przemyślał i przewidział jaki
efekt wywoła konkretna scena, jeszcze zanim zabrał się do przelewania słów na
papier. Dzięki temu stworzył powieść dopracowaną w każdym szczególe.
Kryminał musi budzić
emocje, trzymać w napięciu i fundować zaskakujące zwroty akcji. Powinien także
zawierać wyróżniającego się i zapadającego w pamięć głównego bohatera, który
miałby w sobie to „coś”, co sprawia, że nie można doczekać się spotkania z nim
w kolejnej powieści. Luther. Odcinek zero posiada wszystkie te elementy. Tożsamość mordercy nie stanowi wielkiej zagadki,
ale w tej książce nie chodzi o to, by dowiedzieć się, kto zabija, ale dlaczego
to robi i jak reaguje w pewnych okolicznościach. Nazwisko zabójcy nie jest
ważne, ono nic tak naprawdę nie wnosi do historii. Istotne jest natomiast
zrozumienie, do czego zdolny może być drugi człowiek; jakie myśli kłębią się w
głowie spokojnego sąsiada, przemiłej ekspedientki z pobliskiego sklepu czy
znanej z widzenia osoby. Cross pokazuje jak niewiele potrzeba, by stać się
ofiarą jakiegoś szaleńca. Nie można się przed tym uchronić, nie można udawać,
że przerażające rzeczy dzieją się tylko w filmach i książkach. Dotarcie do
takich wniosków było dla mnie o wiele bardziej szokujące i potworne niż
śledzenie najokrutniejszych wydarzeń.
John Luther to bardzo
interesująca postać. Poważny, oddany pracy detektyw, który ma coraz większy
problem z pogodzeniem się z tym, że przestępcom często wiele rzeczy uchodzi na
sucho. Nie lubi, gdy koledzy żartują na temat ofiar, ponieważ dla niego to brak
szacunku dla zmarłych, nie umie odciąć się od pracy nawet na chwilę, przez co
zaniedbuje swoje małżeństwo. Mężczyzna poświęca całą swoją energię i uwagę
prowadzonej sprawie. Dzięki temu jest tak skuteczny w tym, co robi. Ale cechy
pomagające w pracy stanowią problem w życiu prywatnym. Luther traci dystans i
powoli upodabnia się do znienawidzonych przez siebie bandytów, ponieważ na
przemoc zaczyna odpowiadać przemocą. Nie przypominam sobie, żebym wcześniej
czytała o policjancie łamiącym tak wiele przepisów w trakcie prowadzenia
śledztwa. Neil Cross wykreował niejednoznacznego bohatera. Trudno osądzać czyny
detektywa, ale niezaprzeczalnie czasami są one niegodne policjanta. Inne
postaci również zostały przedstawione w interesujący sposób. Irytująca i
wiecznie niezadowolona żona inspektora Zoe, staruszek zastraszany przez kilku
zbirów, detektyw współpracujący z przestępcami – wszyscy ci bohaterowie, choć
drugoplanowi stanowią dużą wartość powieści i świadczą o talencie pisarskim
Crossa.
Luther.
Odcinek zero to historia, którą powinien poznać
każdy miłośnik kryminałów i thrillerów. Autor w bardzo sugestywny sposób oddał
atmosferę grozy i przybliżył portret bestii ukrytej w ludzkiej skórze. Ponadto
wykreował protagonistę z masą osobistych problemów, wątpliwości i wad,
zmieniających postrzeganie pewnych czynów i znoszących opozycję między dobrem a
złem. Neil Cross wykonał kawał dobrej roboty, ale nie ustrzegł się przed małymi
błędami. W moich oczach niezbyt interesująco i wiarygodnie wypadł niepotrzebnie
wydłużany motyw pościgu za mordercą. Również tolerancja przełożonych względem
wybryków Johna mnie zaskoczyła. Nie sądzę, żeby pewne rzeczy mogły ujść na
sucho nawet świetnemu detektywowi, a próby zatuszowania nieregulaminowego
działania powinny raczej przysporzyć mu dodatkowych problemów, niż rozwiązać
już istniejące. Niemniej to są drobnostki, które spokojnie można zignorować.
Gorąco polecam powieść Neila Cross i niecierpliwie wyczekuję kolejnej jego
książki. Zwłaszcza, że zakończenie Odcinka
zero stawia głównego bohatera w bardzo niewygodnej i budzącej wątpliwości
sytuacji.
Ocena: 5,5 / 6
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Smak Słowa