Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 272
Nastoletnia Ellie wraz
z przyjaciółmi od tygodnia biwakuje w niedostępnym dla człowieka miejscu zwanym
Piekłem. Położona wysoko w górach, otoczona nagimi skałami kotlina sprzyja
beztroskiemu spędzaniu czasu, wygłupom i śmiałym planom na przyszłość. Niestety
nic nie trwa wiecznie, więc i wakacyjna wyprawa dobiega końca. Gdy bohaterowie
wracają do miasteczka, zauważają, że w Wirrawee wszystko uległo zmianie. Puste
ulice, martwe zwierzęta, a co gorsze ani śladu najbliższych. Ellie, Homer,
Corrie, Robyn, Kevin, Lee i Fiona wbiegają kolejno do swoich domów, w których z
pozoru wszystko wygląda normalnie, jakby rodzina miała wrócić za parę godzin.
Ale szybko wychodzi na jaw, że stało się coś złego, ponieważ całe miasto jest
wyludnione. Wszystko wskazuje na to, że kraj padł ofiarą inwazji wrogich wojsk,
a większość ludzi z Wirrawee została uwięziona w obozie utworzonym przez
okupanta. Bohaterowie muszą poradzić sobie z zupełnie nową sytuacją. Nagle ich
głównymi problemami stają się kwestie, takie jak zdobycie żywności, znalezienie
kryjówki i opracowanie planu przetrwania na możliwe jak najdłuższy okres.
O serii Jutro słyszałam i czytałam tak wiele
dobrego, że kwestią czasu było sięgnięcie po pierwszą część opisującą losy
Ellie i jej przyjaciół. Spodziewałam się zajmującej i emocjonującej historii o
nastolatkach, którzy nagle muszą stawić czoło nieznanym wcześniej problemom i
wyzwaniom. Ponadto miałam nadzieję, że autor nie zdradzi od razu wszystkich
informacji, dzięki czemu będę miała możliwość identyfikacji z przerażonymi i
zdezorientowanymi bohaterami. Po lekturze mogę stwierdzić, że moje oczekiwania
zostały spełnione i z całą pewnością sięgnę po kolejne części cyklu autorstwa
Johna Marsdena. Książka przykuła moją uwagę od pierwszej strony, sprawiając, że
nie miałam najmniejszego problemu z przeniesieniem się do świata bohaterów.
Dzięki pierwszoosobowej narracji z perspektywy Ellie czułam się niemal tak,
jakbym wszystkie wydarzenia przeżywała razem z bohaterką. Jako czytelnik miałam
ograniczoną wiedzę o tym, co czują i myślą inne postaci oraz z jakimi sytuacjami
muszą sobie poradzić. Ale za to intensywniej odbierałam świat widziany oczami
głównej bohaterki i niechętnie odrywałam się od lektury. Gdybym tylko miała
taką możliwość, to zapewne przeczytałabym powieść w ciągu jednego popołudnia.
Marsden stworzył
historię pełną napięcia, niepewności i czyhającego zewsząd zagrożenia. Nie
wiadomo, kim jest wróg, dlaczego postanowił zaatakować i co stanie się z
przetrzymywanymi ludźmi. Jednego dnia życie toczy się zupełnie zwyczajnie w
Wirrawee, ludzie wykonują swoje obowiązki, odpoczywają, rozmawiają i śmieją
się, a 24 godziny później miasto sprawia wrażenie zupełnie wymarłego. Tylko
nieprzewidywalni żołnierze patrolują okolice, okradają sklepy i dewastują domy.
Nie wydają się wyszkolonymi zabójcami, ale mają broń i nie wahają się jej użyć
przeciwko każdemu, kto stanie im na drodze. Bohaterowie nie mają łączności ze
światem, są zupełnie odcięci i zdani na własne siły. Doświadczenie zdobywają
metodą prób i błędów, zastanawiając się czy w zaistniałej sytuacji powinni
jedynie się ukrywać, czy może ich obowiązkiem jest podjęcie jakiegoś działania.
Na każdej stronie powieści pojawia się ważne i trzymające w napięciu
wydarzenie, niepozwalające czytelnikowi na utratę koncentracji i rozluźnienie.
Przyjaciele muszą nauczyć się planowania, dzielenia obowiązkami i dbania o
siebie nawzajem, ponieważ nikt inny nie przybędzie im z pomocą. Przechodzą
przyśpieszony kurs dorosłości i zdają sobie z tego sprawę. Dzięki ich
działaniom, nierzadko nieodpowiedzialnym i brawurowym, ale zaskakująco
skutecznym, z wypiekami na twarzy przewracałam kolejne strony powieści, zastanawiając
się, co będzie dalej. Mam jednak wrażenie, że pisarz trochę przedobrzył w
wymyślaniu kolejnych, niebezpiecznych akcji z udziałem grupy nastolatków. Muszę
przyznać, że o ich wyczynach czytało się doskonale, ale w moim przekonaniu
bohaterowie tracą na wiarygodności, gdy w ciągu zaledwie kilkunastu godzin
adaptują się do nowych warunków. Uważam, że to jest jedyny minus Jutra, ponieważ z trudem mogę wyobrazić
sobie, że ze sparaliżowanych strachem, zwyczajnych ludzi nagle przemieniają się
w strategów, farmerów i odważnych partyzantów. Oczywiście, taka metamorfoza
jest możliwa, ale chyba nie w tak krótkim czasie.
Siłą rzeczy czytelnik
najlepiej poznaje Ellie, ale nie oznacza to, że inne postaci zostały nakreślone
pobieżnie. Marsdenowi udało się pokazać, że tylko zespołowe działanie zapewni
sukces. Ellie to bardzo odważna dziewczyna, która nie myśli o ryzyku i
niebezpieczeństwie, gdy trzeba pomóc któremuś z przyjaciół. Bohaterka sama jest
zdziwiona swoim opanowaniem, zdecydowaniem i zdolnością szybkiego reagowania.
Podobnie jest z innymi postaciami, ponieważ każdy z grupy odnajduje w sobie
nieznane wcześniej umiejętności. Robyn od zawsze mdlała na widok krwi, ale
teraz to właśnie ona opatruje przyjaciołom rany, robi zastrzyki, a nawet
zdejmuje szwy. Homer z dnia na dzień staje się odpowiedzialny i zapobiegliwy, a
delikatna i nieco rozkapryszona Fiona bez mrugnięcia okiem podejmuje się
wyczerpujących i niebezpiecznych zadań. Na szczęście Marsden pozostawił swoim
bohaterom miejsce na wątpliwości i chwile załamania. Jak już wspomniałam, grupa
nastolatków zaskakująco dobrze radzi sobie w wojennej rzeczywistości, co czasem
przywodziło mi na myśl superbohaterów, którzy nie znają słowa „niemożliwe”, ale
mimo tego że bohaterowie są tak skuteczni, to muszą borykać się z moralnymi
dylematami i strachem o najbliższych, co czyni ich bardziej ludzkimi. Pojawia
się również zarys wątku romantycznego, który pokazuje, że nawet w czasie wojny
człowiek pragnie kochać i być kochanym.
John Marsden pisze w
sposób prosty i obrazowy. Jego styl nie należy do wyrafinowanych, ale w takiej
historii sprawdza się bardzo dobrze. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach
poruszone zostaną również kwestie polityki, co mogłoby rzucić nieco światła na
tożsamość najeźdźców. Polubiłam bohaterów i gorąco im kibicuje w walce o
przetrwanie i szczęśliwe spotkanie z rodzinami. Zakończenie pierwszej części
raczej mnoży pytania niż udziela jakichkolwiek odpowiedzi, ale uważam to za
dobre rozwiązanie. Mam przeczucie, że autor jeszcze nie raz mnie zaskoczy. Jutro to powieść skierowana głównie do
młodzieży, ale i starsi czytelnicy nie powinni być rozczarowani po poznaniu tej
historii. Polecam ją wszystkim, chcącym dowiedzieć się jak wygląda życie w
świecie pozbawionym dotychczasowego ładu, w którym nie ma już miejsca na
poczucie bezpieczeństwa i beztroski czas.
Ocena: 5 / 6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Book-Trotter