Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 264
Niespełna
trzydziestoletnia Marta rozstaje się ze swoim partnerem. Decyzja o zakończeniu
związku zapada za obopólną zgodą, ale bohaterce trudno pogodzić się z tym, że
zmarnowała pięć lat swojego życia u boku mężczyzny, który nie okazał się
wymarzonym księciem na białym koniu. W przypływie emocji kobieta postanawia
ukoić swój żal oddając się w wir szaleństw, czyli rzeczy, których nigdy do tej
pory nie robiła. Razem z przyjaciółką Marta tworzy spis wyzwań, mających pomóc
jej w odzyskaniu równowagi po rozstaniu i nauczyć czerpania radości z bycia
singielką. Czy uszczęśliwianie się na siłę wyjdzie bohaterce na dobre? Czy w
końcu odnajdzie upragnioną miłość?
Moja
lista szaleństw to stereotypowa opowieść o kobiecie
poszukującej mężczyzny idealnego. Jak to w przypadku takich książek bywa główna
bohaterka dobrze zarabia, ma oddaną przyjaciółkę, uwielbia spędzać wieczory w
klubach i obowiązkowo musi męczyć się z niereformowalnym członkiem rodziny,
który przy każdej okazji wyraża swoją dezaprobatę dla stylu życia bohaterki. W
tym przypadku w rolę takiego uciążliwca wciela się babcia Marty, z tą jednak
różnicą, że jej niezadowolenie spowodowane jest zbyt małą koncentracją wnuczki
na poszukiwaniach przyszłego męża, a nie np. jej całkowitą
nieodpowiedzialnością. Powieść napisana przez Magdalenę Lewecką niczym nie
zaskakuje. Autorka krok po krok realizuje schemat obowiązujący nieskomplikowane
historyjki miłosne, w których trzydziestoletnia kobieta zachowuje się jak
rozhisteryzowana nastolatka. Zdaję sobie sprawę, że takie są wyznaczniki
gatunku i raczej nie powinnam czepiać się elementów setki razy wykorzystanych w
przeróżnych komediach romantycznych czy właśnie w takich „nowoczesnych
romansach”, znanych też jako powieści chick
lit. Ponadto wnioskuję, że Moja lista
szaleństw ma za zadanie odprężać i relaksować, więc miłośniczki gatunku
powinny czuć się usatysfakcjonowane, ponieważ lektura tej książki z pewnością
nie przygniata czytelnika ogromem dylematów moralnych bohaterki, a zakończenie
całej historii ma wydźwięk całkiem optymistyczny.
Marta żyje w
nieskomplikowanej rzeczywistości, jest wolna od wszelkich prozaicznych trosk. Z
wykształcenia jest architektem, ale nie pracuje w swoim zawodzie, ponieważ
zaraz po studiach wpadła w korporacyjne tryby i tak już zostało. Właściwie to
nie wiadomo czym konkretnie się zajmuje, ale cierpi na powszechny brak czasu na
swoje pasje, których rzekomo ma tak wiele. Autorka nie pokusiła się o
dokładniejszą charakterystykę tychże zainteresowań, dostarczając powodów do
podejrzewania, że Marta całą energię poświęca na pracę i imprezy. Kobieta nie
grzeszy odpowiedzialnością, więc często wpada w tarapaty, z których bliscy
muszą ją ratować. Może się wydawać, że tak uparłam się na tę biedną bohaterkę i
nieustannie do niej wracam w tej recenzji, ale oprócz Marty to żadna postać nie
została rozwinięta na tyle, by móc napisać o niej coś ponad podstawowe
informacje. Wspomniana już babcia pojawia się tylko przez chwilę, podobnie jak
rodzice, których zadaniem jest niesienie pomocy zagubionej jedynaczce. Również
kolejni mężczyźni, których Marta spotyka na swojej drodze nie utkwili mi w pamięci. Może dlatego, że co chwilę pojawia się jakiś nowy amant
na horyzoncie i w pewnym momencie zupełnie nie miałam pojęcia po co bohaterka
wikła się w kolejną znajomość skoro jeszcze nie doszła do siebie po rozstaniu.
Cieszę się, że
Magdalenie Leweckiej udało się wprowadzić błyskotliwe dialogi. Przekomarzania
bohaterów, zawoalowane propozycje i mniej lub bardziej śmiałe gry słowne to
największa zaleta tej książki. Powieść czyta się błyskawicznie za sprawą
prostego języka, przyczyniającego się do atmosfery lekkości, zabawy i ogólnego
rozluźnienia. Od początku wiadomo, że Moja
lista szaleństw to powieść nie całkiem na serio i należy czytać ją ze
sporym przymrużeniem oka. Ode mnie książka otrzymuje mocną trójkę, ponieważ
jest to jednowątkowa, trochę naiwna opowieść jakich na rynku wiele. Nie
zachwyciła mnie, ale też nie wynudziła. Pisarka odrobiła pracę domową z zakresu
chick lit i napisała swoją książkę
kierując się wyznacznikami tego gatunku.
Ocena: 3 / 6
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości
portalu Sztukater oraz wydawnictwa Zysk i S-ka.