13 sierpnia 2012

Potomstwo - Jack Ketchum


Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 288

O twórczości Jacka Ketchuma naczytałam się tyle pozytywnych opinii, że nie mogłam doczekać się momentu, w którym wreszcie trafię do wykreowanego przez niego świata. Jako miłośniczka wszelkich tekstów grozy czułam niemal wstyd, że ciągle odwlekam sięgnięcie po prozę pisarza cenionego przez samego Stephena Kinga. Spodziewałam się naprawdę mocnych wrażeń i ogromnej dawki przemocy. Po przeczytaniu książki stwierdzam, że właściwie dostałam to, czego chciałam, a nawet nieco więcej, ale nie obyło się też bez pewnych zgrzytów, które rzutują na ostateczną ocenę powieści.

Emerytowany szeryf miasteczka Dead River George Peters nie może zapomnieć o tym, co zdarzyło się jedenaście lat temu. Makabryczne obrazy ciągle prześladują go w koszmarach, a wspomnienia sprawiają, że przeszłość wciąż trzyma w szponach starego mężczyznę. Pomimo tego, że po śmierci żony rozpił się i zaniedbał miejscowi policjanci nadal darzą go szacunkiem. Pewnej nocy do Petersa przychodzi nowy szeryf, prosząc go o pomoc przy śledztwie dotyczącym wyjątkowo bestialskiej zbrodni. Zamordowano i okaleczono kilkumiesięczne dziecko oraz jego matkę i wynajętą opiekunkę. Ślady pozostawione na miejscu zbrodni jednoznacznie wskazują, że potwory w ludzkiej skórze powróciły i po raz kolejny polują na mieszkańców Dead River. Czy tym razem uda się pokonać ich raz na zawsze?

Po przeczytaniu około pięćdziesięciu stron byłam tą powieścią zawiedziona. Co prawda mocny jest już sam początek i na brak akcji narzekać nie można, ale nie potrafiłam wciągnąć się w wir wydarzeń na tyle, by z niecierpliwością przewracać kolejne kartki. W pewnej chwili pomyślałam nawet, że pisarstwo Ketchuma jest przereklamowane, bo wszelkie rozczłonkowywanie ciał i inne makabryczne operacje nie budzą we mnie grozy, a jedynie obrzydzenie. Preferuję horrory, uruchamiające wyobraźnie i podważające logiczny porządek rzeczy jedynie pewnymi sygnałami. Historie o nadprzyrodzonych istotach wydają mi się znacznie bardziej przerażające niż psychopaci biegający z siekierami. Na szczęście w pewnym momencie Ketchum wprowadza genialny zabieg, sprawiający, że tuż po pięćdziesiątej stronie czytelnikowi niemal serce zamiera ze strachu. Autor buduje atmosferę grozy na kilka sposobów. Pierwszym jest szereg tortur, jakimi poddawani są bohaterowie oraz okrutnych morderstw, których opisy z pewnością wzbudzą niesmak wśród wrażliwszych odbiorców. Jak już wspomniałam horror spod znaku gore, także ten literacki, nie należy do moich ulubionych odmian, więc to nie najbardziej drastyczne momenty są odpowiedzialne za to, że Potomstwo uważam za udaną powieść grozy. Drugim sposobem pisarza na wykreowanie odpowiedniego nastroju stała się znana metoda, polegająca na wrzuceniu niczego nieświadomych bohaterów w centrum przerażających wydarzeń. Odważny policjant czy młode, kochające się małżeństwo wzbudzają sympatię, dzięki czemu czytelnik zaczyna interesować się ich losem i gorąco kibicować im w walce o przeżycie. Im bardziej nieświadomi, uczciwi i dobrzy ludzie tym lepiej. Spirala strachu w pewnym momencie nakręca się sama i ani się obejrzałam, a zaczęłam nerwowo rozglądać się za siebie i nasłuchiwać czy nic niepokojącego nie dzieje się za oknem. Jednak za najlepszy chwyt grozy uważam mistrzowskie opisy pościgów niedoszłych ofiar, przypominających polowanie na dzikie zwierzęta. Gęsty, mroczny las staje się jednocześnie wybawieniem i więzieniem. Różnorodne krzaki oraz wysokie drzewa mogą dać schronienie, ale mogą też zdradzić położenie osoby nieostrożnie stąpającej po poszyciu. Ketchum zadbał o odpowiednią oprawę i przejmujące sceny, w których postaci myślą, że jeszcze tylko kilka kroków dzieli ich od opuszczenia śmiertelnie niebezpiecznej okolicy, a w rzeczywistości kierują się wprost na czekającego kata. Najbardziej przeraża to, co niewidoczne, dlatego skóra cierpnie na samą myśl, że w pobliskich zaroślach czai się zło w najczystszej postaci.

Pisarz wprowadził wielu bohaterów, ale nie radzę przywiązywać się do nich, ponieważ większość szybko traci życie. Za najważniejsze postaci uznaję byłego szeryfa, rodzinę Halbardów oraz ich przyjaciółkę Claire, która przyjechała do tego, bądź co bądź, malowniczego zakątka, by odzyskać siły po rozwodzie. W powieści występuje jednoznacznie rozgraniczenie na dobrych ludzi i czarne charaktery. Jednych natychmiast obdarza się sympatią, a innych odrzuca z przyklejoną łatką szaleńca, okrutnika, potwora. Postaci nie posiadają skomplikowanych osobowości, przez większą część powieści po prostu walczą o przetrwanie. W horrorach zawsze zadziwia mnie fakt, że bohaterowie przyjmują do wiadomości nawet najbardziej koszmarne przeżycia i znajdują siłę na ucieczkę lub wezwanie pomocy. Nie inaczej jest w recenzowanej książce. Jack Ketchum nie precyzuje jak wygląda późniejsze życie kogoś, kto widział jak jego bliscy zostają pozbawieni kończyn i narządów wewnętrznych.  Nie wyobrażam sobie jak można dojść do siebie po tak tragicznych przeżyciach i żałuję, że autor Potomstwa nie zadał sobie trudu, żeby tę kwestię doprecyzować.

Najsłabszą stroną powieści jest styl. Wulgaryzmy są usprawiedliwione i w przypadku takiej książki nie mogę się ich czepiać, ale dosadne sformułowania, dotyczące zwłaszcza erotyki uważam za żenujące. Ketchum nie bawi się w subtelności i to widać od razu. Jest to zaletą w kreowaniu opowieści mrożącej krew w żyłach, ale wszelkie niewybredne uwagi o częściach ciała lub aktualnych potrzebach bohaterów działały na mnie odstraszająco. Później nieco przyzwyczaiłam się do takiej stylistyki, ale i tak uważam, że to rynsztokowe słownictwo jest zupełnie zbędne. Muszę też wspomnieć o słabej korekcie. Nie rozumiem, jakim cudem nikt z wydawnictwa nie wyłapał błędów typu „13 maj 1992”. Oczywiście to nie ma żadnego znaczenia przy ocenie książki, bo w końcu zła odmiana nie jest winą autora, ale taka pomyłka od razu rzuca się w oczy. 

Potomstwo to książka dla czytelników o mocnych nerwach. Pisarz zadbał o to, żeby każdy znalazł w jego dziele coś, co porządnie go wystraszy. Dla jednych przerażające będą opisy krwawych rytuałów, w innych największą grozę wzbudzi myśl, że człowiek jest zdolny do okrucieństwa nawet wobec członków własnej rodziny. Recenzowana powieść rozwija wątek z książki Poza sezonem, w pewien sposób stanowiąc jej drugą część. Jednak znajomość wcześniejszej pozycji nie jest konieczna do zrozumienia historii opisanej w Potomstwie. Pierwsze spotkanie z twórczością Jacka Ketchuma uważam za udane. Mimo że nie obyło się bez wytknięcia kilku wad, to opowieść odniosła zamierzony skutek – przestraszyła, pochłonęła na kilka godzin i zachęciła do przeczytania innych dzieł pisarza.

Ocena: 4 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Replika.