26 lipca 2012

Śmiertelnie proste rozwiązanie - R.J. Ellory


Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 560

Waszyngtonem wstrząsa seria brutalnych morderstw, których ofiarami padają kobiety w różnym wieku. Na pierwszy rzut oka nic ich nie łączy, mają odmienne zainteresowania, wykonują inną pracę, należą do zupełnie różnych światów. Skąd w takim razie przypuszczenie, że zabójcą jest ta sama osoba? Otóż, ofiary mają zawiązane na szyi kolorowe tasiemki, do których przytroczono etykiety podobne do oznaczeń na bagażach. Na dodatek wszystkie zginęły w ten sam sposób – brutalne pobicie i uduszenie. Gdy zabita zostaje kolejna kobieta, sprawę przejmuje detektyw Robert Miller. Policjant musi zmierzyć się nie tylko z Wstążkowym mordercą, bo taki przydomek nadały zabójcy media, ale także z własnymi demonami. Miller właśnie wrócił z przymusowego urlopu, do niedawna to jego nazwisko pojawiało się najczęściej w waszyngtońskich gazetach, a teraz znów zostaje zamieszany w dziwne śledztwo, w którym nic do siebie nie pasuje.

Roger Jon Ellory to brytyjskich pisarz kryminałów, mający na koncie kilka, dobrze przyjętych przez krytykę, powieści. Na polskim rynku wydano jedynie dwie jego książki – Cichą wiarę w anioły i Śmiertelnie proste rozwiązanie. Jak zawsze, gdy po raz pierwszy stykam się z twórczością zupełnie nieznanego mi autora, starałam się nie oczekiwać niczego poza kilkoma godzinami rozrywki. Po przeczytaniu pierwszej połowy książki byłam przekonana, że Ellory niczym mnie nie zaskoczy, a jego dzieło będę musiała odłożyć na półkę z etykietą „nic specjalnego”. Mimo niezbyt udanego początku czytałam dalej i jakież było moje zdziwienie, gdy nagle wszystko się zmieniło. Kilkadziesiąt pierwszych stron sugeruje, że czytelnik będzie miał do czynienia z prawie klasycznym kryminałem – seryjny zabójca, detektyw z przeszłością i mroczne zakamarki wielkiego miasta. A „prawie klasyczny kryminał”, dlatego że na końcu każdego rozdziału pojawiają się fragmenty, których narratorem prawdopodobnie jest poszukiwany Wstążkowy morderca. W takiej sytuacji wydawało mi się, że wszystko już jasne. Będę obserwować jak krok po kroku Miller przybliża się do poznania tożsamości przestępcy, jak wyrusza za nim w pościg, dowiem się, co łączyło te kobiety, a na końcu przeczytam monolog mordercy, wyjaśniający dlaczego dopuścił się tylu zbrodni. Też tak pomyśleliście, prawda? Nic bardziej błędnego, w Śmiertelnie prostym rozwiązaniu nic proste nie jest, bo im więcej godzin poświęconych na śledztwo, tym więcej niewiadomych.

Duga połowa powieści obfituje w dynamiczną akcję i kilka naprawdę zaskakujących zwrotów wydarzeń. Pojawiają się wątki szpiegowskie i polityczne, tajne organizacje, agenci i inne specjalne oddziały.  Nie są to moje ulubione motywy w kryminałach, ale w tej książce dobrze się sprawdzają. Autor całą intrygę nakreślił tak, że chociaż czytelnik podejrzewa, co się dzieje to nie ma pojęcia na jak wielką skalę i kto jest w całą sprawę zamieszany. Dopiero później na jaw wychodzą, wytrącające z równowagi szczegóły. Amatorzy wszelkich teorii spiskowych z pewnością będą zachwyceni dziełem Ellorya. Nieco bardziej sceptyczni czytelnicy również nie powinni narzekać, bo całość sprawia niepokojąco autentyczne wrażenie. Moim zdaniem realizm jest największym atutem tej powieści. Autor przedstawił wydarzenia, o których zwyczajny amerykański obywatel nie chciałby wiedzieć. Pod maską demokratycznego, praworządnego państwa skrywa się prawdziwy potwór, którego nic nie powstrzyma. Żałuję tylko, że elementy zaskoczenia, dynamizmu i najciekawsze fragmenty pojawiają się tak późno. Książka należy do obszernych i niestety sporo w niej przegadanych momentów, które niepotrzebnie rozwlekają akcje, nic ważnego do powieści nie wnosząc.

Bohaterów pojawia się całkiem sporo, ale tak naprawdę tylko dwóch ma większe znaczenie. Jednym z nich jest Robert Miller, a drugim mężczyzna podejrzany o dokonanie zbrodni. Detektyw nie wyróżnia się niczym szczególnym spośród postaci literackich śledczych. Nie ma rodziny, niedawno odeszła od niego dziewczyna, wynajmuje niewielkie mieszkanie, a z innymi ludźmi kontaktuje się głównie w sprawach zawodowych. Tak naprawdę to nie on złapał mordercę, ale został przez niego wybrany. Gliniarz bez rodziny, marzeń i planów idealnie nadawał się do takiej roboty. Nie umiem nic powiedzieć na temat zdolności Millera, bo wszystko, co miał znaleźć, było mu podtykane niemal pod nos. Odpowiednie tropy, natrętnie powracające szczegóły i prowokujące rozmowy, miały skłonić policjanta do podjęcia wyzwania. Udało się, Miller połknął haczyk, ale zdecydowanie nie miał okazji wykazania się i zabłyśnięcia. Zupełnie inaczej jest z drugim, ważnym bohaterem. John Robey to uosobienie elegancji, inteligencji, sprytu i umiejętności, których zwykły człowiek nigdy nie nabędzie. Specjalne szkolenie ukształtowało jego osobowość, sprawiając, że stał się mieszanką dobra i zła. Na tle bezbarwnego policjanta, Robey jest fascynującym bohaterem o nerwach ze stali.

Przeszkadzało mi nagromadzenie licznych wulgaryzmów w powieści. Rozumiem, że policjanci, którzy niejedną makabrę w życiu widzieli, nie używają literackiego języka, ale czy naprawdę za każdym razem muszą tak okropnie kląć? W dialogach między bohaterami aż roi się od dosadnych sformułowań, a przekleństwa służą im za przecinki. Pół biedy, gdyby dotyczyło to tylko policjantów, ale takiego słownictwa używa niemal każdy bohater. Czara goryczy przelała się we fragmencie opisującym telefoniczną rozmowę petenta z urzędnikiem policyjnego archiwum, w której archiwista nie omieszkał dosadnie skomentować zniknięcia pewnych dokumentów. Uważam, że w wielu przypadkach wulgaryzmy niczemu nie służą, nie znajduję też powodu do wplatana ich w codzienne sytuacje. Jednak stylu powieści nie da się tak jednoznacznie sklasyfikować, ponieważ obok niecenzuralnych zwrotów obecne są także fragmenty napisane w ujmujący sposób. Dotyczą one przemyśleń i odczuć Johna Robeya, czasami napisane są w sposób prosty, innym razem nieco poetycki, a w niektórych momentach ocierają się o patos.

Śmiertelnie proste rozwiązanie to bardzo nierówna książka. Raz jest pasjonującą lekturą, od której nie można się oderwać, a za chwilę przeistacza się w nudne tomisko z niemal zerowym rozwojem akcji. Styl pisania w większości nie porywa, ale zdarzają się fragmenty jakby zupełnie z innej powieści, zmuszające do przemyślenia tego, co się właśnie przeczytało. Ellory pokazał mroczną stronę polityki Stanów Zjednoczonych, ilustrując jak ludzie w białych kołnierzykach decydują o losach milionów innych ludzi na całym świecie. Miniaturą całego państwa uczynił Waszyngton, który w tej powieści jest miejscem zbrodni, występku i uprzedzeń na tle rasowym. R.J. Ellory nie zachwycił mnie swoją prozą, ale zaciekawił na tyle, by sięgnąć po kolejną jego książkę. Recenzowaną powieść polecam przede wszystkim fanom politycznych spisków i wątków szpiegowskich.

Ocena: 3,5 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Dolnośląskiego.