29 czerwca 2012

Mroczny welon - Linda Howard


Wydawnictwo: Gruner+Jahr
Liczba stron: 344

Solennie obiecuję, że w najbliższej przyszłości nie dam się skusić powieści określanej mianem thrillera romantycznego. Nie czytałam wcześniej żadnej książki Lindy Howard, ale pomyślałam, że połączenie wątków kryminalnego i romantycznego może dostarczyć wielu emocji w trakcie lektury. W zasadzie nie pomyliłam się, ale raczej nie o takie emocje mi chodziło. Poza tym mogłam się spodziewać, że pisarka, która produkuje powieści niemal hurtowo (Linda Howard ma na koncie około czterdziestu pozycji) nie zawsze będzie w formie.

Jaclyn Wilde – perfekcyjna organizatorka ślubów, od czasu rozwodu żyje tylko pracą. Razem z matką prowadzi firmę, słynącą z profesjonalnego przygotowania uroczystości na najwyższym poziomie. Po wyjątkowo trudnym wieczorze Jaclyn spontanicznie decyduje się wstąpić na drinka do jednego z niezbyt okazałych barów. Tam spotyka atrakcyjnego detektywa Erica Wildera, z którym, niespodziewanie dla samej siebie, spędza noc. Jaclyn szybko zaczyna mieć nadzieję, że miłosna przygoda przerodzi się w bliższą znajomość, ale jej plany niweczy brutalne morderstwo, którego ofiarą pada osoba z bliskiego otoczenia bohaterki. Jaclyn staje się główną podejrzaną, a sprawę prowadzi nie, kto inny jak przystojny detektyw Eric Wilder.

Nie będę ukrywać, że mnie ta książka wymęczyła i wynudziła. Przypuszczam, że zarówno opowiedziana w niej historia jak i sposób prowadzenia narracji są charakterystyczne dla thrillerów romantycznych, dlatego jeśli ktoś lubi ten gatunek, to nie powinien zniechęcać się moją opinią. Niestety w moim odczuciu powieść jest bardzo przewidywalna, a napięcia, związanego z zagadką morderstwa nie ma za grosz. Od samego początku można również przewidzieć jak będą się układać relację miedzy parą głównych bohaterów.  Ich znajomość określiłabym hasłem „chciałabym a boję się”, które zdaje się idealnie pasować do obojga. Jaclyn i Eric mają całą masę wątpliwości, doszukują się miliona problemów w tym żeby stworzyć związek i szukają usprawiedliwień dla swojego, nie zawsze uprzejmego, zachowania. Już po pierwszym spotkaniu bohaterów wiedziałam, co się święci i żałuję, że autorka nie wysiliła się, chociaż na minimalne odejście od schematu. Każdy gatunek rządzi się swoimi prawami, więc może niepotrzebnie się czepiam, ale absolutnie nic mnie w tej książce nie zaskoczyło – począwszy od pełnego wzlotów i upadków romansu Jaclyn i Erica, poprzez sposób prowadzenia śledztwa, aż do (o zgrozo!) rozwiązania zagadki. Schematyczny romans bohaterów byłabym w stanie przełknąć, ale to, że szybko odgadłam tożsamość mordercy sprawia, że książka Lindy Howard nie ma dla mnie zbyt dużej wartości. W trakcie lektury nie istnieje możliwości budowania własnych hipotez, zakładających, kto i dlaczego zabił, ponieważ autorka prawie wszystko podaje czytelnikowi na tacy. Nie ma nawet mowy o jakichś fałszywych tropach czy nagłych zwrotach akcji. Nie dość, że odbiorca nie ma szans na uruchomienie szarych komórek, to i przyjemność z lektury wątpliwa, skoro historia toczy się utartym szlakiem od początku do końca. 

Bohaterowie nie należą do skomplikowanych postaci literackich. Są dobrzy albo źli, uprzejmi lub złośliwi do bólu itd. Oczywiście pełno w tej powieści niedomówień między głównymi protagonistami. Każde z nich snuje różne teorie na temat tego, co druga strona myśli lub robi, ale nie przyjdzie im do głowy, żeby po prostu porozmawiać ze sobą i wszystko wyjaśnić. Teoretycznie autorka znalazła wytłumaczenie na takie zachowanie, ale mnie ono nie przekonało. Uważam, że taka gra w kotka i myszkę między bohaterami to standardowy chwyt w romansach, który najczęściej wywołuje we mnie falę irytacji. W tej powieści dorośli ludzie w swojej obecności zupełnie tracą nie tylko zdrowy rozsądek, ale także zdolność kulturalnego prowadzenia dialogu. Miotają się targani wieloma emocjami, kłócą się i przerzucają złośliwymi uwagami, by za chwilę paść w miłosnym uścisku, nie zważając na wcześniejsze animozje. Jaclyn udaje chłodną i opanowaną kobietę, której nic nie jest w stanie przestraszyć ani wyprowadzić z równowagi, ale w rzeczywistości nie miałaby nic przeciwko oparciu się na silnym, męskim ramieniu, które ochroniłoby ją przed złem tego świata. Szybko okazuje się, że nieco arogancki i niedostępny Eric jest w stanie zrobić wszystko dla dobra Jaclyn. Mężczyzna nie planował wiązać się z nikim na stałe, ale nie potrafi przestać myśleć o eleganckiej organizatorce ślubów i chętnie wchodzi w rolę nieustraszonego rycerza na białym koniu, śpieszącego do swojej wybranki, gdy tylko ta znajdzie się w niebezpieczeństwie. Drugoplanowi bohaterowie nie należą do ważnych postaci, ich obecność stanowi jedynie tło dla Jaclyn i Erica. Wśród morza przeciętności wybija się tylko jedna postać – ojciec Jaclyn, którego brak odpowiedzialności przeszedł moje najśmielsze wyobrażenia. Starszy mężczyzna został wspomniany w powieści jedynie kilkukrotnie, ale to wystarczyło, żebym ze zdumieniem czytała o jego przyzwyczajeniach i beztroskim podejściu do życia. Szkoda, że Linda Howard nie rozwinęła tego wątku, może wówczas Mroczny welon zyskałby nieco świeżości i oryginalności.

W trakcie lektury dostrzegłam przysłowiowe światełko w tunelu, stanowiące zaletę tej historii. Mam na myśli dość niecodzienną profesję głównej bohaterki. Wydaje mi się, że w Polsce zawód organizatora ślubów nie należy do popularnych. Jaclyn robi wszystko to, co można zaobserwować w amerykańskich komediach romantycznych. Zajmuje się oprawą przyjęcia weselnego, odpowiednim ustawieniem gości w trakcie ceremonii w kościele i pilnowaniem, żeby nawet najmniejszy szczegół wydarzenia został przemyślany i odpowiednio zaplanowany. Jej klienci życzą sobie ślubów tematycznych, których motywem przewodnim jest np. kolor różowy lub ulubiona drużyna sportowa. Opisy wszystkich przygotować i zdumiewających wymagań młodej pary uważam za najciekawsze fragmenty powieści. Autorce udało się też wprowadzić element humoru, gdy jedno z wesel w niczym nie przypominało eleganckiego przyjęcia, a tańce w stodole, wyzywające ubranie panny młodej i bożonarodzeniowe ozdoby to tylko przedsmak tego, co wydarzyło się na tym osobliwym spotkaniu.

Czasami miałam wrażenie, że przy pisaniu tej książki Linda Howard wzorowała się na romansach historycznych. Dialogi pełne są określeń typowych dla takich powieści, wskazujących, że kobieta to panienka z dobrego domu, a mężczyzna nieokrzesany brutal, który nagle wtargnął do jej życia. Nie uważam żeby to pasowało do współczesnych czasów, zwłaszcza, że Jaclyn daleko do niewinnej i nieśmiałej kobietki. Poza tym elementem, powieść nie wyróżnia się niczym pod względem stylu czy języka. Ot, prosta historia, opowiedziana prostymi słowami. Howard zadbała też o odpowiednią ilość erotyzmu, ale na szczęście nie przekroczyła granicy dobrego smaku, co zapisuję tej książce na plus. Jeżeli ktoś lubi thrillery romantyczne to prawdopodobnie będzie się dobrze bawił przy lekturze Mrocznego welonu. Mnie dzieło Lindy Howard rozczarowało. Standardowe perypetie bohaterów zostały okraszone mdłym wątkiem kryminalnym, a napięcia można doszukać się jedynie w tytule tego „thrillera”.

Ocena: 2,5 / 6

Egzemplarz recenzyjny otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa G+J.