Reżyseria: Darren Aronofsky
Scenariusz: Darren Aronofsky, Ari Handel
Obsada: Hugh Jackman, Rachel Weisz, Ellen Burstyn
Zdjęcia: Matthew Libatique
Produkcja: USA
Temat bezwarunkowej i trwającej niemal wiecznie miłości jest jednym z najczęściej wykorzystywanych motywów w kulturze. Któż z nas nie marzy o uczuciu mogącym przetrwać wszelkie problemy i troski; o oddaniu drugiego człowieka, gotowego zrobić wszystko, aby tę miłość udowodnić? Film opowiadający historię zakochanych, zmagających się z chorobą, biedą, niechęcią społeczeństwa czy też innymi przeciwnościami losu zawsze znajdzie grono zachwyconych nim widzów. Źródło Aronofsky’ego idealnie wpisuje się w ten schemat, przedstawiony w nieco odświeżonej wizualnie i narracyjnie formie. Trzy, rozgrywające się w różnych epokach, historie koncentrują się wokół bohatera, którego zadaniem jest uratowanie ukochanej kobiety. Najbardziej rozbudowana opowieść dotyczy współczesnych czasów - bohaterem jest utalentowany naukowiec Tomas Creo, którego żona choruje na nowotwór mózgu. Mężczyzna usiłuje wynaleźć skuteczny lek, dzięki któremu Izzi miałaby szansę na pokonanie choroby.
Niewątpliwie głównym zadaniem filmu jest wzruszanie i wywoływanie silnych emocji u odbiorców. Jednak twórcy zbyt nachalnie starają się narzucić widzowi to poruszenie i przejęcie losami bohaterów. Ilość patetycznych scen, w których Tomas i Izzi wyznają sobie miłość lub prowadzą trudne rozmowy o życiu i śmierci powinna zostać ograniczona. Pełne bólu spojrzenia i gesty, cierpienie wymalowane na twarzy głównego bohatera czy też samo zakończenie historii nie prezentują niczego nowego. Oczywiście podczas seansu można doznać swego rodzaju katharsis czy też podjąć rozmyślania o ulotności szczęścia i kruchości ludzkiego życia, ale dla mnie to za mało, aby móc ten film wysoko ocenić. Źródło jest do bólu dosłowne i przewidywalne. Od początku filmu z łatwością można domyślić się jak ta opowieść zostanie zakończona. Obraz Aronofsky’ego najwięcej traci poprzez sztuczne przedłużenie końcowych scen. Wystarczyłaby lekka sugestia, jedna scena żebym zorientowała się, co twórcy chcą przekazać i jak dalej potoczą się losy Tomasa. Jednak zakończenie Źródła trwa i trwa, wprawiając w zniecierpliwienie a nawet zdenerwowanie, że jako widz zostałam potraktowana jak małe dziecko, któremu trzeba wszystko dosłownie pokazać i wytłumaczyć. O ile ciekawszym i sprawiającym, że film na długo pozostanie w pamięci, zabiegiem byłoby niedopowiedzenie losów głównego bohatera. Wówczas dużo bardziej mogłabym zaangażować się w przedstawioną rzeczywistość rozmyślając nad postawą bohaterów i intepretując sobie tę historię na wiele sposobów.
Ocena: 3 / 6