6 grudnia 2013

Piąta kobieta - Henning Mankell


Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 488

Latem 1994 roku policjanci z komendy w Ystad ujęli seryjnego zabójcę, który przez kilkanaście tygodni siał postrach wśród mieszkańców Skanii. Śledztwo w tej sprawie było wyjątkowo skomplikowane i wyczerpujące. Komisarz Kurt Wallander czuł się zaskoczony rosnącą liczbą brutalnych przestępstw i zniechęcony zmieniającym się obliczem szwedzkiego społeczeństwa. Miał nadzieję, że jesień będzie znacznie spokojniejszym okresem, co pozwoliłoby na złapanie oddechu oraz zatopienie się w rutynowych obowiązkach. Oczywiście życzenie Wallandera nie zostało spełnione, ponieważ kilka tygodni później okolicą wstrząsnęła wieść, że popełniono morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Emerytowany ornitolog został znaleziony martwy na terenie swojej posesji. Sposób, w jaki zginął wskazuje na zemstę, swego rodzaju demonstrację, a może nawet wyzwanie rzucone policjantom. Nikt nie wie, z jakiego powodu starszego mężczyznę spotkała taka bolesna śmierć. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy wkrótce giną kolejne osoby i wszystko wskazuje na to, że sprawcą jest ten sam człowiek.

Henning Mankell po raz drugi skonstruował intrygę, w której pojawia się seryjny morderca. Uważam, że znów bardzo dobrze poradził sobie z takim rozwiązaniem, ponieważ dzięki wprowadzeniu zabójcy, który igra z policją pozbawiając życia kilka osób, akcja staje się bardziej dynamiczna i nieprzewidywalna. U tego pisarza wydarzenia rozgrywają się raczej w wolnym tempie, praca policji nie obfituje w pościgi czy strzelaniny. Zamiast tego Wallander i jego zespół metodycznie sprawdzają każdy trop, przeglądają mnóstwo dokumentów i akt oraz rozmawiają ze świadkami. Wszystko to wpływa na realizm historii i sprawia, że czytelnik wierzy w taką pracę policjantów kryminalnych, ale dynamika powieści często na tym cierpi. Wprowadzenie seryjnego zabójcy przyspiesza tempo, buduje większe napięcie i pozwala snuć domysły, kto następny padnie ofiarą mordercy. Jak to zwykle u Mankella bywa poszukiwany przez policję człowiek nie jest czytelnikowi zupełnie obcy. Kiedyś na to narzekałam, ale chyba najwyższy czas pogodzić się z tym, że szwedzki pisarz rzadko kiedy serwuje odbiorcom niespodziankę na zakończenie. Zazwyczaj już w prologu otrzymujemy wskazówki, pozwalające zidentyfikować mordercę. Tajemnicą natomiast pozostaje motyw oraz to, w jaki sposób główny bohater wpadnie na trop przestępcy. Warto o tym schemacie pamiętać, ponieważ w Piątej kobiecie również został zrealizowany. Co prawda tożsamość zabójcy nie jest dokładnie podana, ale szybko można się domyślić, kto stoi za brutalnymi zbrodniami. Na szczęście nie sprawia to, że opowieść przestaje interesować, dlatego nie uważam, żeby szybkie ujawnienie, kto zabił, było wadą tej historii.

Kurta Wallandera raczej nie można nazwać genialnym detektywem, ponieważ nie przejawia żadnych niezwykłych zdolności, a także nie jest nieporównywalnie bystrzejszy od współpracowników. Mimo tego to dobry policjant. Potrafi kierować się intuicją, kojarzyć pewne rzeczy i wyciągać z nich wnioski nawet, jeśli od sprawy minęło kilka tygodni lub miesięcy. Jest obowiązkowy i stara się wykonywać swoją pracę jak najlepiej, ale nieobce są mu pomyłki, co sprawia, że detektyw przybiera ludzką twarz. Jako ogromna fanka kryminałów i thrillerów lubię czytać o odważnych, posiadających szósty zmysł policjantach, którzy ostatecznie zawsze są sprytniejsi niż zabójca. Jednak czasami dobrze jest sięgnąć po nieco inną historię o morderstwie i poznać bohatera zmagającego się ze strachem czy zniechęceniem do swojego zawodu. W tej części pisarz położył nacisk na pracę zespołową policjantów. Wallander kieruje dochodzeniem i nie ma wątpliwości, że to on jest główną postacią, ale inni śledczy również mają niemały wkład w ujęcie zbrodniarza. Dużą sympatią darzę Ann-Brit Höglund – niedawno przyjętą policjantkę, która szybko stała się najbliższym współpracownikiem Wallandera. Kobieta jest bystra, wykazuje się zdrowym rozsądkiem i nie pozwala, by emocje wzięły nad nią górę. W tej powieści również Kurt da się lubić, ponieważ jego zwyczajowe malkontenctwo zostało nieco zredukowane. Komisarz skupia się na śledztwie i złapaniu mordercy, a nie na narzekaniu na rosnącą falę brutalnych przestępstw.

Charakterystyczny dla Henninga Mankella i dla kryminałów skandynawskich w ogóle, rys społeczny nie wybija się w Piątej kobiecie na pierwszy plan. Oczywiście jest obecny, ale nie dominuje, co akurat mnie odpowiadało. Obawiam się, że raczej nie mogę zbyt wiele o tym wątku napisać, ponieważ związany jest z motywem zabójcy, zdradzę jednak, że po raz kolejny obnaża słabość szwedzkiego systemu, pokazując, że nawet w kraju dobrobytu i spokoju wiele rzeczy nie funkcjonuje właściwie. Interesujący jest także wątek krytyki pracy policji przez mieszkańców Ystad i okolic. Ludzie uważają, że służby są opieszałe oraz nieskuteczne, dlatego postanawiają utworzyć specjalną sekcję i na własną rękę wymierzać sprawiedliwość. Jak nietrudno się domyślić nic dobrego z takiego postanowienia nie wynika, ale już sam fakt, że obywatele chcą samodzielnie łapać przestępców jest dość znaczący. Z książki wyłania się także obraz zmęczonego, źle opłacanego policjanta, od którego ludzie wymagają niemal cudów. W związku z tym funkcjonariusze nierzadko poważnie zastanawiają się nad zmianą zawodu, ponieważ bycie stróżem prawa w Szwecji nie zapewnia ani szacunku, ani pieniędzy. Tłem wszystkich wydarzeń jest ponura, jesienna pogoda, która idealnie współgra z opisanymi wydarzeniami i nastrojami bohaterów. Dzięki temu bez trudu można przenieść się do Skanii i razem z Wallanderem odczuwać skutki przejmującego wiatru, gęstej mgły oraz ulewnych deszczów

Myślę, że najwyższa pora na zwrócenie uwagi na rzeczy, które drażniły mnie w szóstej części cyklu Mankella. Najbardziej zirytowało mnie stereotypowe i seksistowskie postrzeganie kobiet, przejawiające się w pewności, że kobieta nie mogłaby być seryjnym zabójcą. Zastanawiając się nad osobowością mordercy zespół Wallandera z nim samym na czele, jednogłośnie stwierdził, że poszukiwaną osobą w żadnym razie nie może być kobieta, ponieważ tylko mężczyźni są w stanie zaplanować tak skuteczną i brutalną intrygę. Kobiety, jeśli już zabijają, czynią to jedynie w obronie siebie lub dzieci. Według nich wyrachowane i okrutne morderczynie w Szwecji nie istnieją. Podobnie rzecz ma się ze stylem prowadzenia samochodu. Kiedy podejrzane auto ruszyło z piskiem opon, śledczy natychmiast odnotowali, że za kierownicą siedział mężczyzna, bo kobiety przecież nie jeżdżą w ten sposób. Pomijając już kwestie staroświeckich poglądów, które w połowie lat 90. XX wieku nie powinny się pojawiać, to naprawdę niemile zaskoczył mnie fakt, że policjanci uznali mężczyznę za zabójcę na podstawie tak nikłych przesłanek. Nie zdradzę czy mieli rację, czy musieli zrewidować swoje poglądy, ale już samo wysnuwanie takich wniosków uważam za bezsensowne. Nie przepadam także za wątkiem „romansowym”. Cudzysłów wstawiam, dlatego że trudno mówić o jakimkolwiek uczuciu łączącym Kurta z Łotyszką Bajbą, ponieważ bohaterowie od czterech części rozmawiają głównie przez telefon i spotykają się od wielkiego dzwonu. Marzę, żeby Mankell wreszcie zdecydował, co z tym zrobić i albo połączył Wallandera z Bajbą, albo definitywnie zakończył ich znajomość. Takie przeciąganie niczemu nie służy. Piąta kobieta na pewno spodoba się fanom twórczości szwedzkiego pisarza, ale myślę, że mogę  polecić powieść także osobom chcącym poznać realistyczną i refleksyjną historię kryminalną.

Ocena: 4,5 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Czytamy kryminały, Kryminalne wyzwanie 

Cykl z Kurtem  Wallanderem:
1.  Morderca bez twarzy
7. O krok
8. Zapora
9. Niespokojny człowiek
10. Nim nadejdzie mróz
11. Ręka: Ostatnie śledztwo Kurta Wallandera 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz