26 lutego 2013

Assassin's Creed: Objawienia - Oliver Bowden


Wydawnictwo: Insignis Media
Liczba stron: 476

Sięgając po Assassin’s Creed: Objawienia nie miałam pojęcia, że to już czwarta i ostatnia część cyklu. Nie czytałam wcześniejszych powieści, nie grałam w żadną grę z asasynem w roli głównej, mimo że już niemal wszyscy te produkcje znają. Mnie jakoś ominął szał na Assassin’s Creed, więc miałam wątpliwości czy w ogóle będę w stanie odnaleźć się w tym uniwersum. Na szczęście powieść Olivera Bowdena okazała się na tyle zajmująca, że nie odczułam braku znajomości wcześniejszych części. Tym razem Ezio Auditore wyrusza do Konstantynopola, by odszukać kilka artefaktów, kryjących dostęp do sekretów Bractwa Asasynów. Bohater musi się śpieszyć, ponieważ templariusze nie tylko śledzą każdy jego krok, ale czasami wyprzedają jego działania. Jeśli zdobędą starożytne klucze, zniszczą Bractwo i posiądą tajemnice, które na zawsze powinny zostać w ukryciu.

Powieść przypadnie do gustu czytelnikom oczekującym dynamicznej akcji osnutej wokół pradawnych, mających wielką moc przedmiotów, których zdobycie staje się obsesją templariuszy. Spiski, zdrady, pościgi i efektowne potyczki między głównym bohaterem a jego przeciwnikami pobudzają wyobraźnię i sprawiają, że bez trudu można przenieść się do rzeczywistości znanej z gier komputerowych oraz innych książek Oliviera Bowdena. Dynamikę uważam za największą zaletę Assassins’c Creed: Objawienie. Akcja nie zatrzymuje się nawet na chwilę. Nieustannie dzieje się coś nieprzewidywalnego, ponieważ Ezio Auditore nie próżnuje. Mimo że nie jest już najmłodszy, to nadal z pasją i poświęceniem walczy o zachowanie Bractwa Asasynów, udaje się w coraz dalsze, bardziej męczące podróże, byle tylko odeprzeć atak templariuszy i wyprzedzić ich w wyścigu po starożytne klucze. Szybkie tempo akcji sprawiało, że mimo mojej nieznajomości gry często miałam wrażenie, że nie tyle czytam książkę, co obserwuję kogoś grającego i sterującego bohaterem. Nie uważam tego za wadę, ale jednak to dość specyficzne uczucie, wynikające zapewne także z następujących po sobie wydarzeń, które przypominają misje poboczne przybliżające do głównego celu.

Niestety o fabule nie mogę napisać wiele dobrego, ponieważ w ogólnym rozrachunku jest raczej niespójna i nie zawsze zrozumiała. Nie wiem na ile to wina mojej kompletnej nieznajomości wcześniejszych historii, ale niektóre wątki nie zostały do końca wyjaśnione. Z uwagą śledziłam poczynania bohatera. Gdy jedno wydarzenie goniło drugie, nie mogłam doczekać się ostatecznej konkluzji i wielkiego finału. Szkoda, że zakończenie rozczarowuje pod tym względem, ponieważ to spodziewane, spektakularne rozwiązanie wszystkich wątków nie nadeszło. Owszem, tajemnica artefaktów została obnażona, ale nie wiem cóż z tego wszystkiego tak naprawdę wyniknęło. Możliwe, że ktoś dobrze znający wszystkie gry lub książki zupełnie inaczej zinterpretuje zakończenie czwartej części, ale mnie nieco ono rozczarowało. Inaczej natomiast odebrałam domknięcie losów głównego bohatera. Nie towarzyszyłam mu we wcześniejszych przygodach, ale polubiłam postać Ezio Auditore i uważam, że jego historia skończyła się tak, jak powinna.

Bohaterowie fantastyczni mieszają się z historycznymi postaciami, takimi jak Leonardo da Vinci czy Niccolo Machiavelli i chociaż fragmenty z ich udziałem nie są rozbudowane, to jednak intrygują i pobudzają wyobraźnię. Oprócz Ezio bohaterowie nie zostali zbyt szczegółowo nakreśleni, ale w takiej konwencji powieści to raczej nie przeszkadza, bo przecież nie o głęboką analizę charakterów chodzi, a o napięcie spowodowane kolejnymi emocjonującymi zdarzeniami. Istotną rolę odgrywa również w tej książce piękna i inteligentna księgarka Sofia Sartor, która często wykazuje się zaskakującymi umiejętnościami, a tym samym pomaga Ezio w rozwiązaniu zagadki. Na ostatnich stronach zamieszczono słowniczek, zawierający objaśnienia poszczególnych słów czy zwrotów, które pojawiają się po włosku, grecku, chińsku i turecku. Język powieści jest raczej prosty i pozbawiony wszelkiego patosu czy górnolotnych sformułowań, ale wtrącenia w obcych językach zdarzają się często, więc taki słownik to doskonały pomysł. Myślę, że książka Olivera Bowdena zadowoli zarówno miłośników serii gier, jak i tych, którzy po raz pierwszy będą mieli styczność ze światem Assassins’s Creed. Warunkiem satysfakcji z lektury jest świadomość w jakiej konwencji ta historia została utrzymana i chęć poznania nietypowych przygód głównego bohatera.

Ocena: 4 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Insignis Media.

20 lutego 2013

Księga ogni - Jane Borodale


Wydawnictwo: Mała Kurka
Liczba stron: 448

Powieści z akcją umiejscowioną w minionych epokach zazwyczaj koncentrują się na losach bohaterów należących do wyższych sfer. Możemy poczytać o królewskich rodach, o balach urządzanych przez arystokrację, o szlachetnie urodzonych rycerzach lub o ubogich przedstawicielach niższych stanów, których los odmienia się pod wpływem mniej lub bardziej prawdopodobnych zdarzeń. Nie twierdzę, że to reguła, ale taka charakterystyka odpowiada przeczytanym przeze mnie powieściom historycznym, ponieważ rzadko trafiam na fikcję literacką, w której realia opisywanej epoki dotyczą tej mniej chlubnej i podziwianej sfery. Na tym tle Księga ogni jawi się jako wyjątek, zabierający czytelnika w podróż do świata pełnego ubóstwa, brudu i chorób. Próżno szukać w niej wystawnych przyjęć, eleganckich dam z towarzystwa i zakochanych po uszy młodzieńców, ponieważ Jane Borodale skupiła się na mrocznych i niechętnie przywoływanych elementach życia w XVIII-wiecznej Anglii.

Agnes Trussel ma siedemnaście lat i wie, że musi uciec z rodzinnej wioski w Sussex, żeby nikt nie poznał jej wstydliwego sekretu. Po raz pierwszy opuszcza znajome strony i wyjeżdża do napawającego ją przerażeniem Londynu. Błąkając się po zatłoczonych ulicach trafia do zakładu pirotechnicznego Johna Blacklocka. Wytwórca fajerwerków proponuje dziewczynie nietypową posadę – ma zostać jego asystentką. Agnes zgadza się, chociaż nie ma pojęcia, na czym będzie polegała jej praca. Z biegiem dni okazuje się, że jest niezwykle bystrą uczennicą, a co najważniejsze ciekawą świata nauki, do którego wcześniej nie miała dostępu. Razem z Johnem Blacklockiem uciera i miesza przedziwne substancje, poznając przy tym ich właściwości. W Agnes rodzi się fascynacja tajemniczymi ogniami i nieśmiała nadzieja na poukładanie własnych spraw. Niestety okres stabilizacji nie może trwać wiecznie, nieuchronnie zbliża się dzień, który wszystko zmieni.

Księga Ogni nie jest powieścią zawierającą dynamiczną akcję czy skomplikowaną intrygę. To znacznie bardziej spokojna i stonowana historia, ale nie brak w niej skrajnych emocji i przejmujących zdarzeń. Autorka skoncentrowała się na opowiedzeniu losów młodej, ubogiej dziewczyny zmuszonej porzucić najbliższych i wszystko, co znane, aby uchronić rodzinę przed hańbą i potępieniem ze strony innych. Jeśli ktoś oczekuje od tej lektury mnogości wątków czy opowieści o porywającej sile miłości, to z pewnością poczuje się zawiedziony. Dzieło Jane Borodale przypadnie do gustu czytelnikom pragnącym dowiedzieć się jak wyglądało życie zwyczajnego człowieka w XVIII wieku, z jakimi kłopotami musiał się zmierzyć, jak funkcjonowało ówczesne prawo i za jakie przewinienia ludzie zostawali skazani na śmierć przez powieszenie. W tej ponurej i przygnębiającej rzeczywistości niemal nie było miejsca na radość i zabawę. Jako rozrywkę wiele osób traktowało publiczne egzekucje i biuletyny informujące, kto trafił do więzienia i o co jest oskarżony. Borodale pokazuje również jak samotne były kobiety, które życie zmusiło do prostytucji czy kradzieży. Obcy ludzie poniżali je i cieszyli się z ich upadku, zarzucając dodatkowo brak zasad moralnych.

W tym nieprzyjaznym świecie główna bohaterka stara się zawalczyć o spokojną przyszłość, chociaż musi uważać na każde słowo i każdy czyn, ponieważ jej tajemnica nie może wyjść na jaw. Postać Agnes Trussel została bardzo dobrze scharakteryzowana. Jej emocje, obawy i spostrzeżenia wypełniają tę historię, sprawiając, że w trakcie lektury czułam się jakbym znała bohaterkę od dawna. Za ogromną zaletę uważam także to, że autorka uczyniła z Agnes rozsądną i twardo stąpającą po ziemi postać. Dziewczyna po prostu wzięła los w swoje ręce, zamiast biernie czekać na to, aż inni zadecydują o jej przyszłości. Pozostali bohaterowie niestety nie zostali tak wyraziście i dokładnie wykreowani. O Johnie Blacklocku wiadomo naprawdę niewiele, jego działania często pozostawały niezrozumiałe i trudno było mi zbudować jakiś spójny obraz jego osobowości. To samo dotyczy kucharki i pokojówki, których obecność w książce właściwie niczego istotnego nie wnosi. Od czasu do czasu jedna lub druga kobieta poczęstuje Agnes kąśliwą uwagą i to byłoby na tyle. Duża dysproporcja między świetnie zarysowaną postacią panny Trussel, a resztą bohaterów niestety razi i zwraca uwagę na to, że autorka potraktowała ich jako mało znaczący dodatek do całości.

Interesującymi i ożywiającymi momentami w powieści są wszelkie wzmianki o ówczesnej produkcji fajerwerków. W niewielkiej, drewnianej szopie, szumnie nazywanej zakładem pirotechnicznym, Blacklock nie tylko wytwarza ognie i sprzedaje je zamożnym, by uświetnili kolejne przejęcie, ale także pracuje nad uzyskanie kolorowych, nasyconych jaskrawymi barwami fajerwerków. Wszelkie eksperymenty, a nawet zwyczajna, codzienna praca są ogromnie niebezpieczne i w każdej chwili istnieje ryzyko pożaru, poparzenia lub innego poważnego wypadku. Jane Borodale w fantastyczny sposób uchwyciła pasję i chęć poznawania kolejnych tajników nauki, jaka połączyła Agnes i Johna. Prości i niewykształceni ludzie, pogardliwie nazywani przez innych rzemieślnikami, mają wyjątkowy szacunek do ognia i pałają prawdziwą chęcią odkrycia czegoś nowego, pójścia o krok dalej niż inni. Dzięki temu wątkowi Księga ogni zyskała pozytywny wydźwięk, a czytelnik ma szansę odczuć pasję i ogromne zaangażowanie bohaterów.

Język jakim posłużyła się autorka jest bardzo sugestywny. Wyróżnia się i prostotą połączoną z poetyckimi, często bardzo trafnymi i obrazowymi porównaniami. Poznajemy świat z perspektywy Agnes i jej chłonnym umysłem rejestrujemy wszystkie barwy, zapachy i dźwięki. Powieść polecam przede wszystkim czytelnikom chcącym dokładnie poznać realia życia w XVIII-wiecznej Anglii i obserwować poczynania młodej, ale doświadczonej przez los dziewczyny. Uprzedzam jednak, że akcja rozwija się powoli, więc niektórzy mogą poczuć się znużeni czytaniem o zwyczajnych, domowych czynnościach przeplatanych troskami głównej bohaterki. Mnie bardzo przypadła do gustu ta obyczajowa historia i chętnie poznam dalsze losy Agnes, jeśli tylko autorka zdecyduje się na napisanie kontynuacji Księgi ogni.

Ocena: 4,5 / 6

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Mała Kurka.

14 lutego 2013

Złudzenie - Thomas Erikson


Wydawnictwo: Rea
Liczba stron: 576

Członkowie sztokholmskiej elity drżą ze strachu, odkąd w środku miasta zastrzelono dwóch biznesmenów, którzy wcześniej byli szantażowani. Zamożni mieszkańcy stolicy zaczęli obawiać się dostarczanej poczty, ponieważ to w tradycyjnych listach morderca przysyła żądania dotyczące wysokości kwoty jaką należy zapłacić, by przeżyć. Komisarz Gabriel Hellmark i inspektor Nina Mander nie potrafią znaleźć żadnego punktu zaczepienia. Wydaje się, że zabójca nie popełnił ani jednego błędu, a co najgorsze na dwóch ofiarach nie zamierza poprzestać. W śledztwo wplątuje się również znany behawiorysta Alex King, który twierdzi, że dzięki swoim umiejętnościom może przydać się policji. Jakby tego było mało, komisarz Hellmark zleca Ninie nieoficjalne śledztwo w sprawie zaginięcia swojego brata Fredrika.

Powieść zaczyna się tak jak lubię, czyli od wydarzenia, które od razu przykuwa uwagę i sprawia, że ma się ochotę poznać dalszy ciąg. Bez przydługiego wstępu i nudnych wywodów na tematy niezwiązane z głównym wątkiem Thomas Erikson wciąga czytelnika do świata pełnego bandytów, morderców i bogaczy załatwiających ciemne sprawki w białych rękawiczkach. Mniej więcej do połowy książki naprawdę miałam mętlik w głowie, bo nie mogłam dopasować do siebie wszystkich elementów. Do akcji wkraczają nowi bohaterowie, pojawiają się także wątki poboczne, sprawiające kłopot w interpretacji, a całość robi wrażenie naprawdę skomplikowanej intrygi. Jednak to jest, nomen omen, złudne założenie, ponieważ można wpaść na rozwiązanie zagadki znacznie wcześniej niż autor to zaplanował. Wystarczy tylko chwila zastanowienia i analizy poszczególnych wydarzeń, by nabrać właściwych podejrzeń. Erikson zostawił za dużo wskazówek, żeby finalnie móc zaskoczyć czytelnika. Fajnie jak pisarz prowadzi grę z odbiorcami rozrzucając tu i ówdzie właściwe ślady, zachęcające do zaangażowania się w sprawę razem z głównym bohaterem, ale w tym przypadku tych tropów jest zbyt wiele. Oczywiście, nie wszystko jest takie jasne, ale wielkiego zdziwienia w finałowym momencie nie ma.

Nie zmienia to jednak faktu, że powieść czytało mi się bardzo dobrze i ze sporym zainteresowaniem nawet od chwili, w której zdałam sobie sprawę w jakim kierunku zmierza intryga. Erikson ma lekkie pióro, potrafi budować napięcie i tworzyć zróżnicowanych charakterologicznie bohaterów. Zapewne to ostatnie wynika z jego doświadczenia zawodowego, niemniej galeria postaci zasługuje na pochwałę, ponieważ wśród takiej ilości osób nie lada sztuką jest poświęcenie każdemu należytej uwagi. Głównym bohaterem jest Alex King, którego praca polega na analizowaniu ludzkich zachowań, przewidywaniu ich kolejnych posunięć, odczytywaniu mowy ciała i dzieleniu się swoją wiedzą na szkoleniach i treningach dla właścicieli dużych firm, chcących usprawnić działalność swojego przedsiębiorstwa lub zmotywować kadrę do bardziej efektywnej pracy. Alex to bardzo tajemnicza postać, niewiele wiadomo o jego życiu prywatnym, ale za to mnóstwo interesujących rzeczy można dowiedzieć się o wykonywanym przez niego zawodzie. Najbardziej intrygującą kwestią jest podział ludzkich charakterów na grupy, którym przypisano kolory: czerwony, żółty, zielony i niebieski. Według tej teorii każda „zielona” osoba nie potrafi stawiać czoła problemom i najchętniej zrobi wszystko, żeby uniknąć konfliktu, a „żółta” to lekkoduch, któremu brakuje zapału do wywiązywania się z podjętych obowiązków. Na początku dość sceptycznie odniosłam się do teorii dzielącej wszystkich ludzi tylko na cztery kategorie, ale teraz jestem skłonna uwierzyć, że nauki behawioralne mają sens i warto przyjrzeć im się bliżej. W powieści znajduje się sporo ciekawych informacji o charakterach pasujących do danego koloru.

Na uwagę zasługują również inni bohaterowie, na przykład komisarz Gabriel Hellmark, będący nieco ponurym i zgorzkniałym policjantem, który oczekuje od swoich podwładnych natychmiastowych wyników pracy oraz bystra inspektor Nina Mander, starająca się wykonywać swoje obowiązki najlepiej jak potrafi. Jak już napisałam wcześniej, postaci jest w powieści dużo, ale każda została dopracowana, dzięki czemu cała historia zyskuje na wiarygodności, co w takim przypadku jest dość niepokojące. Podobał mi się także sposób przedstawienia gangsterskiego świata. Autor nie pokusił się o wymyślenie niezniszczalnych, genialnych przestępców, którzy zawsze są krok przed stróżami prawa, ale pokazał jak mafijni bossowie zacierają za sobą ślady w sprytny, ale możliwy sposób. Czarne charaktery również są zróżnicowane, od niegrzeszących inteligencją mięśniaków do prawdziwych mistrzów planowania i organizowania działania nielegalnego procederu.
Złudzenie nie jest powieścią idealną, ale z pewnością wartą przeczytania. Mam nadzieję, że na naszym rynku wydawniczym twórczość Thomasa Eriksona zagości na dłużej, ponieważ w Szwecji pojawiły się już dwie kolejne książki z Alexem Kingiem w roli głównej.

Ocena: 4,5 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Czytamy kryminały

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Rea.

4 lutego 2013

Yakuza. Bliźniacza krew - Agata Romaniuk


Wydawnictwo: Bellona
Liczba stron: 472

Namida Takashi od wielu lat należy do jednej z najpotężniejszych mafijnych organizacji. Jest szybka, zwinna i doskonale włada białą bronią, co zapewnia jej status najlepszej płatnej zabójczyni. Dziewczyna nie wie co to strach, litość czy wyrzuty sumienia. Wykonuje powierzone jej zadania mordując ludzi bez mrugnięcia okiem, ponieważ do członkostwa w yakuzie była przygotowywana od dzieciństwa. Jedynym życiowym celem Namidy jest odnalezienie stryja odpowiedzialnego za śmierć jej rodziców. Bohaterka karmi się myślą o krwawej zemście, nie dopuszczając do siebie innych uczuć. Jednak, gdy spotyka przybranego syna szefa gangu coś w jej charakterze powoli zaczyna się zmieniać. Dodatkowy zamęt w umyśle dziewczyny wywołuje seria niespodziewanych przeszkód, na które natrafia w trakcie kolejnej misji.

Według sloganów na okładce, dzieło Agaty Romaniuk to doskonała powieść akcji odsłaniająca przed czytelnikiem struktury japońskiej mafii i cechująca się wyjątkowo dojrzałą narracją. Nieco kontrowersji wzbudza informacja, że autorka ma zaledwie trzynaście lat i już tworzy wielowątkowe, dopracowane historie. Niestety rzeczywistość znacznie rozmija się z hasłami promującymi książkę, ponieważ ani styl Agaty Romaniuk nie należy do dojrzałych i wyjątkowych, ani fabuła nie zachwyca szczegółowością i rozmachem w kreowaniu przestępczego świata. Autorka znacznie utrudniła sobie literacki debiut wybierając Japonię na miejsce akcji, ponieważ oddanie tak bogatej i różnorodnej kultury wymaga nie tylko wiedzy, ale także pewnej wprawy w pisaniu. W tej powieści zupełnie nie czuć egzotycznego klimatu. Oprócz kilku powszechnie znanych informacji na temat broni czy też nazw japońskich potraw, nie pojawia się nic, co przekonałoby czytelnika, że zatapiając się w tę historię przenosi się na gwarne tokijskie ulice. Opis miasta ogranicza się do zdawkowego stwierdzenia, że budynki są nowoczesne, ponieważ zbudowane zostały ze stali i szkła. W pewnym momencie akcja przenosi się na prowincję, ale i wówczas nie pojawiają się wzmianki charakteryzujące Kraj Kwitnącej Wiśni.

Podobnie rzecz ma się z rzekomo wnikliwym opisem działalności japońskiej mafii. Z jednej strony trudno się dziwić, że nastolatka nie ma zbyt dużego pojęcia o wojnach gangów i przestępczym życiu, ale z drugiej muszę to wytknąć skoro Agata Romaniuk zdecydowała się na napisanie takiej historii. Bohaterowie należą do potężnej organizacji Yamaguchi-gumi, ale częściej zachowują się jak rozkapryszone dzieci, które mają ochotę przeżyć szaloną przygodę niż pozbawieni ludzkich odruchów wyszkoleni mordercy. Lekceważą polecenia swojego szefa, podejmują nierozsądne decyzje i wdają się w kolejne potyczki, z których nic nie wynika. Zarówno Namida jak i jej dwaj towarzysze sprawiają wrażenie nieśmiertelnych herosów, bo pomimo licznych i bardzo poważnych obrażeń wciąż są w stanie walczyć. Dziewczynie przy każdej możliwej okazji w plecy wbijają się ostre shurikeny, a kończyny przeszywają śmiercionośne strzały, ale cóż z tego? Bohaterka jednym szarpnięciem pozbywa się broni z ciała i rusza do kolejnego ataku.

Przez całą powieść przewijają się różne motywy nadprzyrodzone, ale w żaden sposób nie zostają wyjaśnione. Namida walczy z demonami, jej stryj prawdopodobnie posiada jakieś nadludzkie moce, ale nic z tego nie wynika. Takich niedokończonych, urwanych wątków jest więcej. Nie rozumiem, dlaczego autorka jakoś zgrabnie ich nie połączyła, a zamiast tego zafundowała czytelnikom zbiór oderwanych od siebie wydarzeń, których nic nie spaja. Zemsta Namidy, poszukiwania rodziców Arashiego czy też obecność mitologicznego nekomaty nie znajdują finalnie żadnego wyjaśnienia. Mam wrażenie, że autorka nie mogła się zdecydować jaki kierunek powinna obrać jej historia lub postawiła sobie zbyt wysoką poprzeczkę chcąc połączyć wątki: sensacyjny, romansowy i fantastyczny. Zakończenie również rozczarowuje. Moim zdaniem jest bardzo uproszczone i zupełnie oderwane od wcześniejszych zdarzeń.

W warstwie językowej nie jest źle, ale czasami autorka zapędza się w zbyt rozbudowane i trochę nieporadne konstrukcje, w których zdarzają się powtórzenia i błędy logiczne, np. w jednym zdaniu Namida ma włosy związane w ciasny kok, a w następnym zniecierpliwiona odgarnia z karku bujne loki. Agata Romaniuk często używa tych samych fraz dla zilustrowania opisywanych wydarzeń, w efekcie czego bohaterowie nieustannie zwracają uwagę na „deski/panele podłogowe”, a krew jest „wypływającą karmazynową cieczą”. Wiele elementów wymaga poprawy i dopracowania, ale Yakuza. Bliźniacza krew ma też zalety. Za największy plus uważam bardzo dynamiczną akcję, niepozwalającą na nudę czy dekoncentrację czytelnika. Opisy walk również zasługują na pochwałę, bo to właśnie w nich mogłam dostrzec przebłyski dojrzałości literackiej, tak wychwalanej na okładce. Mam nadzieję, że Agata Romaniuk będzie pisać dalej i przy tym ćwiczyć swój warsztat, bo z pewnością drzemie w niej potencjał, który potrzebuje jeszcze kilku ostatecznych szlifów. 

Ocena: 2,5 / 6
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater oraz wydawnictwa Bellona. 

 

P.S. Ostatnio docierają do mnie słuchy, że niestety ta powieść zawiera liczne zapożyczenia treści (czyli po prostu jest plagiatem) z bloga pisanego przez panią Joannę Gałecką. Na potwierdzenie tej informacji wklejam link do oświadczenia wydanego przez wydawnictwo.