29 marca 2016

Płaczący chłopiec - Agnieszka Bednarska


Wydawnictwo: Black Publishing
Liczba stron: 312
Pierwsze wydanie: 2015

Odkąd zaczęłam interesować się tekstami grozy, sporo czasu poświęciłam również na wyszukiwanie informacji o nadprzyrodzonych zjawiskach, które rzekomo naprawdę miały miejsce. Wprawdzie dopuszczam do siebie myśl, iż nie wszystko na tym świecie da się logicznie wytłumaczyć, jednak większość popularnych opowieści o nawiedzonych przedmiotach, spotkaniach ze zjawami i innych znakach świadczących o ingerencji nadprzyrodzonych bytów można włożyć między bajki. Do takiej właśnie kategorii zaliczam wszelkie artykuły i relacje poświęcone dziełom sztuki, uważanym przez wielu za przeklęte, opętane przez nieczystą siłę lub co najmniej niepokojące. Jednym z takim przedmiotów jest portret dziecka zatytułowany Płaczący chłopiec. Podobno właśnie ten obraz odpowiedzialny jest za serię niewyjaśnionych pożarów wybuchających w miejscach, w których pojawia się oryginalne dzieło lub jego reprodukcja. Grozy dodawać ma fakt, iż według relacji świadków za każdym razem ogień jest tak silny, że trawi wszystko, co znajdzie na swojej drodze, z wyjątkiem… Płaczącego chłopca. Jak już wspomniałam, nie wierzę w tę historię, ale nie przeszkodziło mi to zainteresować się powieścią poświęconą wątkowi nawiedzonego obrazu, doprowadzającego jego właścicieli do śmierci w płomieniach.

W dzieciństwie Carl był świadkiem wybuchu ogromnego pożaru w swoim rodzinnym domu. Chłopiec cudem ocalał, ale niestety został sierotą, ponieważ jego rodziców nie udało się uratować. Od tej strasznej tragedii minęło już wiele lat, ale bohater nigdy nie otrząsnął się z bólu, poczucia winy, a także strachu przed żywiołem. Wyparł wspomnienia ze świadomości i gdy już wydawało się, że dzięki temu odzyskał spokój ducha, wydarzyła się kolejna tragedia spowodowana nieokiełznaną siłą ognia. Jednak tym razem Carl wpadł na pewien trop, zgodnie z którym winą za jego fatum należy obarczyć tajemniczy obraz autorstwa nieznanego artysty. Bohater postanawia zniszczyć Płaczącego chłopca, by położyć kres niewyjaśnionym pożarom, jednak wówczas wtrąca się jego przyjaciółka Danielle, przekonując, że wyjaśni zagadkę przedmiotu i udowodni, iż nie ma on żadnych diabelskich mocy. Carl niechętnie przystaje na tę propozycję i Danielle zaczyna badać sprawę portretu. Im więcej informacji uzyskuje, tym mniej pewna jest swojego pierwotnego założenia, zwłaszcza że odczuwa dziwną więź z przedstawionym na obrazie dzieckiem.

Powieść Agnieszki Bednarskiej nie jest rasowym horrorem, mimo że opis fabuły może na to wskazywać. Autorka zbudowała intrygę wokół obrazu uznawanego za przeklęty i w kilku miejscach udało jej się stworzyć mroczną, napiętą atmosferę pełną domysłów, przywidzeń i trudnych do wyjaśnienia przeczuć. Niemniej Płaczącemu chłopcu bliżej do dramatu rodzinnego niż utworu grozy, dlatego że pisarka największy nacisk położyła na pokazanie okoliczności powstania dzieła oraz prześledzenie losów dziecka uwiecznionego na płótnie ręką nieznanego artysty. Nietrudno odgadnąć, że wymyślona przez Bednarską historia kilkulatka, należy do tych tragicznych i przejmujących, których poznanie pozwala jedynie na ubolewanie nad ludzkimi ułomnościami i słabościami. Próżno więc szukać w tej książce dosadnych przykładów pokazujących działanie jakichkolwiek nadprzyrodzonych mocy, ponieważ cała groza została ograniczona do zaledwie kilku fragmentów. Muszę przyznać, że autorka ma potencjał w pisaniu horrorów, ponieważ całkiem sugestywnie oddała atmosferę panującą w opuszczonym sierocińcu, a także przekazała emocje towarzyszące osobom mającym kontakt z feralnym obrazem. Szkoda tylko, że tych nastrojowych, niesamowitych scen jest w powieści tak mało.

W trakcie czytania towarzyszyło mi uczucie niedosytu wrażeń i braku jakichś mocniejszych akcentów. Doceniam pomysł na fabułę, jednakże zabrakło mi w tym utworze porządnego straszaka wywołującego ciarki na plecach odbiorcy. Chciałam uwierzyć, iż portret dziecka ma moc wzniecania pożarów, by wyobrazić sobie jak czują się bohaterowie przebywający w towarzystwie upiornego obrazu. Miałam nadzieję, że chociaż na chwilę zapomnę o racjonalnym podejściu i po prostu pozwolę porwać się opowieści. Niestety nic takiego się nie stało, ponieważ pisarka pewne kwestie zbyt mocno uprościła i wygładziła. Nie do końca rozumiem skąd taki problem, bo z jej stylu pisania przebija ta obiecująca iskra, dzięki której słowo pisane ma moc rozbudzania wyobraźni oraz przenoszenia czytelnika w zupełnie inny świat. Czasami Agnieszka Bednarska nie szczędzi dosadnych środków wyrazu, ale za chwilę odbiega od tematu lub jedynie sygnalizuje intrygujące motywy i później już do nich nie wraca, co niestety utrudnia czerpanie przyjemności z lektury.

Podobał mi się sposób w jaki autorka stopniowo odkrywa historię chłopca z obrazu. Te fragmenty przepełnione są bólem, tęsknotą i samotnością, przez co niemal natychmiast zaczęłam współczuć dziecku, które doświadczyło tylu cierpień. Jednakże takie podejście ma też swój minus, ponieważ nasuwa bardzo jednoznaczną interpretację opowieści. Żałuję, że nie pojawił się jakiś dodatkowy wątek burzący tak łatwe wytłumaczenie i wprowadzający do intrygi element niepewności oraz nieprzewidywalności. Zamiast tego, autorka dość nachalnie podsuwa swoją wizję, nie zostawiając czytelnikowi miejsca na snucie domysłów lub poszukiwanie własnego wyjaśnienia. Oczywiście niektórym odbiorcom takie rozwiązanie nie musi przeszkadzać, ale ja wolę, gdy w książkach opowiadających o nadprzyrodzonych wydarzeniach pojawia się chociaż cień niepewności czy bohaterowie mają do czynienia z jakąś siłą nie z tego świata, czy może jednak zbyt szybko przestają słuchać sceptycznego głosu rozsądku. W dziele Agnieszki Bednarskiej nie ma miejsca na wątpliwości i dość szybko można zorientować się w jakim kierunku podąży akcja.

Z bohaterami Płaczącego chłopca miałam taki sam problem jak z całą powieścią. Znów wyraźnie widać, że pisarka wpadła na ciekawy pomysł, ale ostatecznie nie wykorzystała go, ponieważ nie pogłębiła psychologii protagonistów. Początkowo wydaje się, że najważniejszą postacią będzie Carl, potem zaczyna dominować Danielle, a jeszcze później pojawiają się inne osoby, które w pewnym momencie skupiają na sobie uwagę czytelnika. W efekcie, żaden z kilkorga bohaterów nie zostaje odpowiednio rozwinięty, mimo że prawie każdy ma potencjał na przeobrażenie się w intrygującą postać. Danielle zmaga się z konsekwencjami pewnej decyzji z przeszłości. Na pozór jest wesołą, energiczną kobietą, ale w jej duszy coraz częściej gości smutek zagłuszany mieszankami alkoholu i antydepresantów. Carl wciąż nie przepracował traumy z dzieciństwa, więc jego spokój to tylko fasada. Jest jeszcze pomagający Danielle dziennikarz, który wydaje się chodzącym ideałem. Przystojny, wysportowany, zadbany, dobrze wychowany, ale dość szybko okazuje się, że i on ma ciemną stronę swojej osobowości. Niestety wszystkie wyróżniające protagonistów cechy, nikną w toku opowieści skupiającej się na dziecku z obrazu. Ogromnie żałuję, że autorka nie pogłębiła ich charakterystyk, bo przez to Płaczący chłopiec to jednowymiarowa historia, o której zapomina się w kilka dni po skończonej lekturze. 

Ocena: 3.5 / 6

Książka przeczytana w ramach wyzwań: Z półki, Polacy nie gęsi (powieść, której akcja rozgrywa się poza granicami Polski).

24 marca 2016

Córka Kleopatry - Michelle Moran


Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 376
Pierwsze wydanie: 2009
Polska premiera: 2012

Twórczość Michelle Moran poznałam dzięki powieściom z akcją rozgrywającą się w starożytnym Egipcie. Zarówno debiutancka Nefertiti, jak i późniejsza Heretycka królowa wywarły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Przekonałam się, że autorka potrafi ożywić postaci historyczne, przywołać odległą i egzotyczną codzienność ludzi żyjących tak dawno temu, a przy tym sprawić, że współczesny czytelnik bez problemu zaangażuje się w losy bohaterów, emocjonując się ich problemami, sukcesami oraz namiętnościami. Trzecie dzieło pisarki przenosi odbiorcę do Cesarstwa Rzymskiego, w którym władzę sprawuje Oktawian (od 27 r. p.n.e. nazywany Oktawianem Augustem). Po sukcesie odniesionym w bitwie pod Akcjum Oktawianowi udaje się podbić Egipt, doprowadzając do tego, że jedna z najsłynniejszych par w dziejach świata odbiera sobie życie. Najpierw umiera Marek Antoniusz, a następnie jego śladami podąża Kleopatra, osieracając ich wspólne dzieci – bliźnięta Selene i Aleksandra oraz kilkuletniego Ptolemeusza. Ostatni potomkowie wielkiej dynastii zostają zabrani do Rzymu, gdzie zamieszkują w willi siostry Oktawiana. Teoretycznie uważani są za gości, jednakże wszyscy wiedzą, że dzieci Kleopatry mogą stanowić zagrożenie. Również jedenastoletnia Selene zdaje sobie sprawę ze swojego położenia, dlatego pomimo tęsknoty za rodzicami, postanawia pilnie się uczyć, by udowodnić, iż jej talenty mogą przydać się Oktawianowi. Nie przestaje jednak marzyć o powrocie do Egiptu i odbudowaniu chwały Ptolemeuszów.

Moim zdaniem dobra powieść historyczna powinna nie tylko przenosić czytelnika do odległych czasów, ale także wzbudzać zainteresowanie opisywanym okresem i skłaniać do samodzielnego zgłębiania wiedzy oraz wyszukiwania informacji, których być może w książce zabrakło. Dzieło Moran spełnia te wymagania, więc mogę zaliczyć je do grupy udanych, intrygujących utworów przybliżających pewne historyczne wydarzenia. Wielokrotnie wspominałam, że nie jestem ekspertką w tej dziedzinie, więc nie potrafię zweryfikować czy zawarte przez pisarkę opisy rzymskich uczt, świąt, codziennych zajęć czy konfliktów pomiędzy plebsem a patrycjuszami są prawdziwie. Niemniej nie mam podstaw do tego, by wątpić w kompetencje autorki, która tak żywo i barwnie przedstawiła antyczny świat. Jestem pod wrażeniem zarówno fragmentów przybliżających architekturę oraz usytuowanie słynnych budowli, jak i charakterystyk zachwycających, bogato zdobionych wnętrz, zwierających zaskakująco dużo udogodnień jak na ówczesne czasy. W książce można znaleźć również wtrącenia o istotnych różnicach dzielących rzymską rzeczywistość od świata starożytnego Egiptu. Gdy dzieci Kleopatry przybywają do miasta okazuje się, że wszystko wygląda inaczej niż w Aleksandrii. Również ludzka mentalność zdaje się być odmienna, a tym samym przerażająca dla kogoś, kto wychował się w przekonaniu, że kobiety i mężczyźni mogą pobierać te same nauki, a małżeństwa zawierane są z miłości, a nie z wyboru.

Michelle Moran przedstawia bohaterów tak, by wydawali się oni wiarygodni i bliscy współczesnemu czytelnikowi. Autorka tchnęła życie w postaci kojarzone głównie z suchymi faktami historycznymi oraz opowieściami, w których brak miejsca na zarysowanie ich charakterów oraz odczuwanych emocji. Przypomniała mi, że ponad dwa tysiące lat temu ludzie też pragnęli długiego, szczęśliwego życia, oddawali się rozrywkom, świętowali, obawiali się chorób oraz wojen. Za ogromny atut tej historii uważam wplecenie do fabuły prawdziwych, udokumentowanych wydarzeń lub chociażby szeroko dyskutowanych ówcześnie spraw. Zadziwiające, że około 30 r. p.n.e. pojawiały się głosy o konieczności zniesienia niewolnictwa oraz pomysły, by stosować finansową zachętę dla Rzymianek nieobawiających się rodzić dzieci. Wyraźnie widać także wszystkie bolączki mniej zamożnych obywateli, niebędących w stanie przeciwstawić się bogatym patrycjuszom czy przekupnym sędziom. Szczególnie zbulwersowała mnie dramatyczna sytuacja kobiet zdanych wyłącznie na łaskę ojców i mężów. Ani młode dziewczyny, ani dojrzałe matrony nie mogły decydować same o sobie. Musiały za to z pokorą znosić wyroki mężczyzn mających prawo wygnać je z domu lub nakazać opuszczenie własnych dzieci.

Główną bohaterką powieści jest oczywiście tytułowa córka Kleopatry i muszę przyznać, że z łatwością mogłam zrozumieć rozpacz jedenastoletniej Selene, która w ciągu jednego dnia z egipskiej księżniczki przemieniła się w sierotę o niepewnym losie. Przekonał mnie portret nieco zagubionej, ale bardzo inteligentnej i uzdolnionej dziewczyny mającej świadomość, że jej życie zależy od cudzego kaprysu. Jednakże w wizerunku Selene jest pewna rysa, ponieważ w trakcie lektury nieustannie czułam, że protagonistka zachowuje się i wypowiada zbyt dojrzale jak na swój wiek. Najwyraźniej pisarka ma świadomość tego mankamentu, ponieważ w posłowiu tłumaczy, iż dojrzałość wynika z wykształcenia dziewczyny. Nie jestem do końca przekonana czy znajomość geometrii lub umiejętność porozumiewania się w kilku językach sprawiły, że Selene dość szybko otrząsnęła się z tragedii i odnalazła swoje miejsce w Rzymie. Jednak z drugiej strony, średnia długość życia wynosiła ówcześnie około 30 lat, więc może nie powinnam się dziwić zachowaniu jedenastolatki, gdyż w czasach starożytnych była już prawie kobietą. Na szczęście poza tą jedną drobnostką Selene została wykreowana na ciekawą, sympatyczną i niebanalną postać.

Inni bohaterowie również wypadają zadawalająco. Jak już wspomniałam autorka ożywiła postaci historyczne, przez co czytelnik ma szansę wyobrazić sobie jak zachowywał się Oktawian, jakie relacje panowały między jego siostrą i żoną, jak traktował swoje dzieci. Obecne są także wątki związane z córką Oktawiana Julią oraz jego siostrzeńcem Marcellusem typowanym na przyszłego władcę. Niemal wszystkie wspomniane w Córce Kleopatry osoby w jakiś sposób zapisały się na kartach historii, dlatego podobała mi się możliwość wejrzenia w ich psychikę oraz snucia domysłów na temat życia jakie mogły prowadzić. Niestety w powieści zabrakło istotnego elementu w postaci napięcia i nieprzewidywalności wydarzeń. Wprawdzie w kilku momentach akcja nabiera tempa, ponieważ pisarka nie szczędzi przykładów udowadniających, że rzymskie prawo było często okrutne i bezlitosne, ale mimo tego brakowało mi politycznych intryg czy poważniejszych zatargów pomiędzy Selene a osobami z otoczenia Oktawiana. W książce dzieci Kleopatry raczej nie doświadczają przykrości ze strony Rzymian i to wydało mi się dość naiwne, bo trudno uwierzyć, że nie znalazł się nikt, kto dążyłby do ich zniszczenia, uwikłania w jakiś spisek itd.

Nie przekonało mnie także szalone tempo zdarzeń zaprezentowane w finale. W ostatnich dwóch rozdziałach dzieje się tak wiele, że w porównaniu z resztą powieści, nie wypada to wiarygodnie. Nagle wyjaśniają się wszystkie tajemnice, a główna bohaterka orientuje się, że pała gorącym uczuciem do pewnego mężczyzny, mimo że wcześniej w ogóle nie myślała o nim w romantyczny sposób. Z tego względu uważam, że trzecia książka Michelle Moran jest nieco słabsza niż pierwsze dzieła, choć nadal zasługuje na uwagę. Pisarka wykreowała ciekawą opowieść o młodej egipskiej księżniczce, której odebrano bliskich, dom i poczucie bezpieczeństwa, zmuszając do przyjęcia rzymskiego stylu życia oraz znalezienia sposobu na przetrwanie w świecie całkowicie podporządkowanym Oktawianowi Augustowi. 

Ocena: 4 / 6

Inne przeczytane powieści Michelle Moran:

 Nefertiti
Heretycka królowa

Książkę przeczytana w ramach wyzwań: Z półki oraz Mini Book Challenge (podobni jak dzień do nocy: książka autora o takich samych inicjałach).

19 marca 2016

Fear The Walking Dead, sezon 1


Liczba sezonów: 2 
(premiera drugiego sezonu 10 kwietnia)
Lata emisji: 2015 -
Liczba odcinków w pierwszym sezonie: 6
Obsada: Kim Dickens, Cliff Curtis, Alycia Debnam-Carey
Frank Dillane, Elizabeth Rodriguez

Kiedy w zeszłym roku usłyszałam, że przerwę pomiędzy kolejnymi sezonami mojego ukochanego The Walking Dead, wypełni produkcja utrzymana w ramach tego samego uniwersum, byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. Przecież nikt nie zastąpi genialnych, w większości przeniesionych na ekran z komiksowego pierwowzoru, bohaterów ani nie odtworzy nieprawdopodobnie emocjonujących i intensywnych wydarzeń. Po co więc produkować kolejny serial bazujący na przetrwaniu w świecie opanowanym przez zombie? Cóż, odpowiedź jest prosta – dla pieniędzy. Nie mam wątpliwości, że Fear The Walking Dead to odcinanie kuponów od sukcesu opowieści o perypetiach grupy Ricka Grimesa, desperacko walczącej o przeżycie oraz zachowanie namiastki człowieczeństwa w obliczu upadku cywilizacji. Niemniej ciekawość zwyciężyła i obejrzałam pierwszy sezon składający się z zaledwie sześciu odcinków.

14 marca 2016

Grobowiec z ciszy - Tove Alsterdal


Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 496
Pierwsze wydanie: 2012
Polska premiera: 2014

Nie jest tajemnicą, że skandynawskie kryminały nie cieszą się już taką renomą jak kilka lat temu. Moda na ten rodzaj literatury sprawiła, że zaczęto wydawać mnóstwo powieści pisanych głównie przez szwedzkich czy norweskich autorów, ale niestety nie każda z nich prezentuje wysoki poziom. Mimo tego nadal mam słabość do tych specyficznych historii, dlatego z chęcią sięgam zarówno po debiuty, jak i sprawdzone serie. O Tove Alsterdal usłyszałam dwa lata temu, gdy zdecydowałam się przeczytać jej pierwszą powieść pt. Kobiety na plaży. Wówczas nie spodziewałam się niczego specjalnego, ale okazało się, że otrzymałam świetnie napisaną oraz intrygującą historię, której szczegóły pamiętam do dziś. Pomyślałam, że pisarka musi mieć talent skoro już w debiutanckim dziele pokazała tak duże umiejętności, dlatego gdy pojawiła się kolejna jej książka, sięgnęłam po nią bez wahania. Jednak tym razem nie będę chwalić, bo ku mojemu zdziwieniu Grobowiec z ciszy to przeciętna historia, w której nie widać ani ciekawego rozwoju fabuły, ani świetnego warsztatu literackiego. Jest poprawnie, ale nudno i bez polotu, przez co nie mogę uznać tego utworu za satysfakcjonującą lekturę.

Powieść podzielona została na trzy części, z czego pierwszą uważam za najbardziej intrygującą i przemyślaną. Czytelnik poznaje nieco zagubioną kobietę, która po wielu latach spędzonych w Londynie przyjeżdża do rodzinnego domu, by zająć się chorą matką. Wkrótce dowiaduje się, że jej rodzicielka posiada niewielki majątek położony w wiosce nieopodal fińskiej granicy, za który ktoś gotowy jest zapłacić bardzo dużo pieniędzy. Zaintrygowana całą sprawą Katrine postanawia wyruszyć do Kivikangas, by po raz pierwszy odwiedzić rodzinne strony matki i przekonać się, co kryje się za nadspodziewanie hojną ofertą potencjalnego nabywcy domu. Jej przyjazd zbiega się z okrutnym morderstwem popełnionym w spokojnej dotąd wiosce, sprawiającym, że mieszkańcy nieufnie popatrują na każdego spoza Kivikangas, twierdząc, że tylko ktoś obcy byłby zdolny do takiego czynu. Jednak Katrine nie poddaje się i uparcie drąży, usiłując dowiedzieć się czegoś o swoich nieznanych przodkach. Zdobyte informacje doprowadzają ją aż do Rosji, gdzie w zakurzonych archiwach pogrzebano pamięć o milionach ofiar komunistycznego reżimu. Kobieta zaczyna interesować się sprawami, które nawet po tylu latach są tematem tabu, co nie podoba się pewnym wpływowym i jednocześnie niebezpiecznym ludziom.

Grobowiec z ciszy nie jest typowym kryminałem, ponieważ wątek morderstwa pojawia się niejako na drugim planie. Najważniejsze wydarzenia dotyczą Katrine i jej poszukiwań swoich korzeni oraz prób zapełnienia białych plam w rodzinnej historii. Ten aspekt uważam za największą zaletę powieści, ponieważ autorce udało się opisać emocje towarzyszące głównej bohaterce oraz trudności, z jakimi musiała się zmagać. Doskonale rozumiem potrzebę dowiedzenia się czegoś więcej o losach dziadków lub pradziadków i poukładania strzępków opowieści w logiczną całość, dlatego od początku kibicowałam Katrine w jej działaniach. Do pewnego momentu ten wątek jest bardzo realistyczny. Alsterdal pokazała jak trudno jest zdobyć zaufanie tych, którzy całe życie spędzili w maleńkiej wiosce oraz nakłonić do mówienia ludzi pragnących zachować pewne informacje wyłącznie dla siebie. Pisarka scharakteryzowała także mentalność mieszkańców Kivikangas, podkreślając, że dla nich wciąż ważne są tradycyjne wartości, takie jak wiara w Boga, oddanie rodzinie i dobre stosunki z sąsiadami. Oczywiście nie zabrakło także negatywnych cech na czele z wścibstwem, wtrącaniem się w cudze sprawy oraz nieufnością wobec osób spoza regionu. Mam wrażenie, że autorka rzetelnie opisała jak wygląda życie w małej szwedzkiej miejscowości, ustrzegając się przed przejaskrawieniami czy wypaczeniami.

Zaintrygowała mnie także kwestia swego rodzaju wyobcowania dotykającego ludzi z tego regionu, ponieważ większość osób nosiła fińskie imiona i nazwiska oraz porozumiewała się w specyficznym, nieznanym powszechnie dialekcie. Natomiast ci, którym udało się opuścić rodzinną miejscowość, bardzo często przyjmowali typowo szwedzkie nazwiska, jakby pragnęli zapomnieć skąd pochodzą. Czytelnik razem z bohaterką odkrywa wspomniane niuanse oraz zapoznaje się z lokalnymi bolączkami, takimi jak brak pracy czy postępujące wyludnienie, co dla mnie stanowi sporą zaletę tej historii. Niestety w kolejnych częściach autorka nieco zmienia optykę, wysyłając Katrine do Rosji, a także poświęcając sporo miejsca pewnemu mężczyźnie, który postanowił zamordować swego partnera w gangsterskich interesach. O ile sama podróż bohaterki jest jeszcze do przyjęcia, ponieważ kobieta odwiedza stare archiwa, usiłując odtworzyć nieznaną dotąd gałąź drzewa genealogicznego, o tyle koncentracja na tajemniczym protagoniście nie przypadła mi do gustu. Naturalnie odgrywa dość ważną rolę w całej intrydze, ale mimo tego uważam, że jego kreacja jest zbyt sztampowa, żeby mogła wzbudzić jakieś większe emocje.

Największe zastrzeżenie mam jednak do sposobu, w jaki pisarka zakończyła opowieść. Po przeczytaniu ostatniej strony zaczęłam zastanawiać się nad zasadnością wprowadzania wątku kryminalnego, za którym w gruncie rzeczy nie kryje się nic intrygującego czy zapadającego w pamięć. Możliwe, że chodziło o pokazanie tej ponurej zwyczajności w dokonywaniu zbrodni i przypomnieniu, iż człowiek zdolny jest zabić bliźniego nie tylko wówczas, gdy kierują nim wielkie namiętności, ale też niejako przez przypadek, gdy sytuacja wymknie się spod kontroli. Niemniej po rozwiązaniu zagadki poczułam się trochę zawiedziona, że to już koniec, że nic więcej nie stoi za tą tragedią. Jednakże prawdziwe rozczarowanie wzbudziło we mnie zachowanie bohaterki. Jak już wspominałam doskonale rozumiałam jej motywację, kiedy postanowiła poznać losy przodków i później, gdy wybrała się aż do Petersburga, żeby przekopać tamtejsze archiwa, ale to, co zrobiła w finale w ogóle mnie nie przekonało. Nie mogę dokładnie napisać o co chodzi, ale wierzcie mi na słowo, że z rozsądnej kobiety przeistoczyła się w mimozę bez własnego zdania. Na dodatek ta zmiana wyniknęła ze słabości do pewnego mężczyzny, co dodatkowo mnie zirytowało, ponieważ wyskoczyła z tym jak przysłowiowy diabeł z pudełka. Odniosłam wrażenie, że Alsterdal nie bardzo wiedziała jak rozwiązać konflikt oraz w jaki sposób połączyć ze sobą dwie różne sprawy i stąd to dziwaczne zachowanie protagonistki.

Po Grobowcu z ciszy spodziewałam się czegoś więcej niż przeciętnej powieści. Jednak tym razem Tove Alsterdal nie zaprezentowała niczego oryginalnego, mogącego wyróżnić jej książkę spośród mnóstwa podobnych tytułów. Początek zapowiadał się dobrze i w ogólnym rozrachunku doceniam rzetelność w przedstawieniu życia w małej szwedzkiej miejscowości oraz dążeniu bohaterki do poznania rodzinnych tajemnic. Niemniej dość mocno zawiodło mnie zakończenie, które wraz z uproszczonym rozwiązaniem kryminalnej zagadki stanowi poważny minus tej historii.

Ocena: 3.5 / 6

Recenzja innej powieści Alsterdal:

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Akurat.

http://muza.com.pl/obyczajowa/1819-grobowiec-z-ciszy-9788377587867.html?dosiakksiazkowo

7 marca 2016

Deadly Premonition: The Director's Cut


Producent: Access Games
Wydawca: Rising Star Games
Data premiery: 29 października 2013
Czas gry: około 16 godzin
Platforma: PC, PS3, X360

Sięgając po Deadly Premonition, miałam świadomość, że wersja przeznaczona na komputer należy do grona niezbyt udanych portów konsolowych, skutecznie odstraszających wielu potencjalnych użytkowników przestarzałą grafiką oraz topornym sterowaniem. Postanowiłam jednak nie zrażać się negatywnymi opiniami, zwłaszcza że produkcja promowana była jako ciekawe połączenie przygodówki z survival horrorem, której największymi zaletami są intrygujący bohaterowie oraz skomplikowana fabuła zawierająca emocjonującą kryminalną intrygę. Niestety już w trakcie pierwszej godziny rozgrywki zrozumiałam, że czeka mnie ciężka przeprawa przez morze niedoskonałości oraz irytujących rozwiązań. Szybko okazało się także, że twórcy postanowili rozciągnąć każde wydarzenie do granic możliwości, obudowując je w absurdalnie długie przerywniki fabularne oraz monotonne, nieciekawe zadania, dostarczające odbiorcy kolejnych powodów do frustracji. Po szesnastu godzinach spędzonych z tą grą, z całą pewnością mogę stwierdzić, że to najgorszy tytuł, z jakim miałam do czynienia w minionym roku.

Pierwsza ofiara seryjnego mordercy z Greenvale.

Głównym bohaterem jest ekscentryczny agent FBI, Francis York Morgan, który przybywa do niewielkiego miasteczka, by rozwikłać zagadkę brutalnego zabójstwa młodej kobiety. Śmierć Anny Graham wstrząsnęła całym Greenvale, uchodzącym dotąd za spokojne, niemal sielskie miejsce do życia, ale nie oznacza to, że mieszkańcy zechcą współpracować z kimś obcym. York natrafia na mur milczenia oraz niechęć okazywaną nawet przez lokalnych stróżów prawa. Zresztą mężczyzna nie należy do osób potrafiących zjednać sobie sympatię, ponieważ wykazuje się lekceważącym podejściem do innych oraz osobliwymi metodami działania, wśród których przodują wróżenie z porannej kawy oraz konsultacje z niewidzialnym towarzyszem Zachiem. Protagonista ma zaskakująco otwarty umysł, dlatego szybko orientuje się, że w mieście działa jakaś dziwna, nadprzyrodzona siła, mająca związek ze sprawą Anny Graham. Wkrótce pojawiają się kolejne ofiary psychopaty z Greenvale, a York ma coraz mniej czasu na doprowadzenie śledztwa do końca.

Jeden z ciekawszych momentów w grze to uczestnictwo w sekcji zwłok.

Początkowo wydawało mi się, że kryminalna historia będzie w stanie zrekompensować inne wady Deadly Premonition, jednak im dłużej towarzyszyłam bohaterowi w jego działaniach, tym mniej cierpliwości miałam dla kolejnych nudnych, niepotrzebnie wydłużonych zadań. Mój wkład w rozwój fabuły ograniczał się do przemieszczania postaci z miejsca na miejsca, zbierania podświetlanych kolorem przedmiotów oraz prowadzenia mnóstwa, nie zawsze sensownych, rozmów. Teoretycznie gra pozwala użytkownikowi na samodzielne kierowanie śledztwem, ponieważ można odwiedzać miejsca zbrodni, zbierać dowody i przesłuchiwać świadków, ale w praktyce to nie ma głębszego sensu, bo najważniejsze informacje pojawiają się wtedy, gdy agent Morgan przeprowadza tak zwane profilowanie. Zabieg ten nie ma wiele wspólnego z prawdziwą analizą materiałów i wysnuwaniem wniosków, ponieważ przypomina raczej wizje protagonisty, który na podstawie określonych artefaktów „widzi” fragmenty minionych wydarzeń. Z tego względu gracz ma ograniczone pole działania, gdyż musi czekać aż York wykorzysta swoje niecodzienne umiejętności.

Jazda samochodem to prawdziwy koszmar.

Opowieść przedstawiona w grze pełna jest dwuznaczności i niejasności związanych z zakończeniem, co właściwie można potraktować jako zaletę tej produkcji. Wersja reżyserska oferuje rozbudowany finał oraz drugą linię fabularną, dzięki czemu historia staje się jeszcze bardziej intrygująca i wieloznaczna, jednak w pewnym momencie miałam wrażenie, że twórcy sami nie bardzo wiedzieli, co chcą przekazać. Od początku wiadomo, że dochodzenie prowadzone przez agenta będzie czymś wyjątkowym, jednak aż do samego końca odbiorca nie ma świadomości, jak złożona jest sprawa morderstw w Greenvale. Kiedy na jaw wychodzą sekrety mieszkańców miasta, a także szczegóły związane z pewnym zdarzeniem z przeszłości, gubi się gdzieś spójność fabuły, jakby do głosu doszło zbyt wiele różnych wątków. Ostatecznie warstwę narracyjną uważam za największą zaletę tego tytułu, niemniej i w tym aspekcie mogę wskazać kilka irytujących i rujnujących atmosferę chwytów.

Twórcy zadbali także o irytujące wstawki w postaci quick time events.

Drażniły mnie przede wszystkim sztuczne dialogi oraz momenty, w których protagonista próbował zabłysnąć oryginalnym poczuciem humoru. Rozumiem, że taki był zamysł twórców i zdaję sobie sprawę, jaką funkcję miały pełnić pewne rozwiązania (np. natrętne wtrącanie przez Yorka powitalnej formułki), ale niestety mnie nie przypadły do gustu. Nie do końca podobało mi się także wprowadzenie do opowieści aż tylu różnych nadprzyrodzonych zjawisk. W trakcie rozgrywki użytkownik musi bowiem stoczyć liczne walki z przeciwnikami przypominającymi skrzyżowanie zombie z charakterystycznymi dla japońskiej mitologii duchami, legendarnym mordercą nawiedzającym miasteczko oraz swego rodzaju demonami kontrolującymi bezwolnych ludzi. Do tego dołożyć trzeba jeszcze trudne dzieciństwo głównego bohatera, jego słabość do policjantki imieniem Emily, szczegóły związane z istnieniem wyimaginowanego Zacha oraz przerażające własności roślin wydających czerwone nasiona. Dobrze, że twórcy starali się rozbudować intrygę, ale niektóre wątki były aż nadto rozciągnięte, pełne niepotrzebnego sentymentalizmu i patosu.

Nie samym śledztwem bohater żyje.

Pod względem mechaniki produkcja studia Access Games także pozostawia wiele do życzenia. Największą wadą systemu sterowania jest niemożność jednoczesnego poruszania awatarem oraz zadawania przeciwnikom obrażeń. Najpierw trzeba zatrzymać się i zająć dogodną pozycję, a dopiero potem można oddać strzał lub zaatakować potwora bronią białą. Dodatkowo tryb walki nie należy do zbyt dynamicznych, więc po kilku godzinach spędzonych na poznawaniu środowiska gry, bardziej opłacalna wydała mi się ucieczka przed wrogami, skutkująca szybszym przejściem do kolejnego etapu rozgrywki niż mozolne potyczki z każdą nadprzyrodzoną istotą. Trzecioosobowy widok generowany przez wirtualną kamerę umieszczoną za plecami bohatera nie sprzyja budowaniu atmosfery grozy. Wprawdzie York musi przemierzać szeregi mrocznych korytarzy oraz pomieszczeń przypominających Otherworld z serii Silent Hill, niemniej to nie wystarczy, by wzbudzić nawet lekki niepokój. Sytuację ratują jedynie makabryczne miejsca zbrodni, które przekonująco odzwierciedlają cierpienia ofiar oraz tortury zadawane im tuż przed śmiercią. Trudno bowiem ze spokojem i obojętnością patrzeć na okaleczone, obnażone ciała, będące dowodem na okrucieństwo zabójcy.

Niestety sterowanie jest bardzo toporne i przestarzałe.

Wyraźnie widać, iż twórcy chcieli przekonać graczy, że mają do czynienia z wyjątkową produkcją, łączącą w sobie cechy kilku różnych gatunków tematycznych i ludycznych, jednak nie do końca to założenie zostało zrealizowane. W warstwie tematycznej Deadly Premonition znajduje się gdzieś pomiędzy kryminałem, niezbyt udanym horrorem oraz zupełnie zbędną historią obyczajową, natomiast w warstwie ludycznej starano się przemycić elementy mechaniki typowe dla survival horrorów, gier RPG oraz tytułów z otwartym światem. Jakkolwiek sam pomysł zasługuje na uwagę, realizacja nie zachwyca. Przez większą część rozgrywki miałam problem ze zorientowaniem się, czy najważniejszy jest wątek śmierci młodych dziewczyn, nadprzyrodzonych zdarzeń mających miejsce w Greenvale, a może problemów osobistych głównego bohatera. Pod względem mechaniki również nie jest lepiej, ponieważ poczucie swobody poruszania się i niemal dowolnego eksplorowania przestrzeni jest bardzo iluzoryczne. Zwiedzanie otoczenia polega głównie na monotonnym prowadzeniu samochodu z punktu A do punktu B, utrudnionym dodatkowo brakiem nawigacji.

Niektóre lokacje wyglądają dość ciekawie, ale to za mało, żeby zbudować atmosferę grozy.

Teoretycznie York może w każdej chwili opuścić pojazd i badać otoczenie, ale w praktyce gracz nie jest w stanie odwiedzić zbyt wielu miejsc. Na przeszkodzie stoją krzewy skutecznie blokujące dostęp do innych lokacji, płoty zazdrośnie strzegące przestrzeni oraz wysokie skarpy uniemożliwiające zboczenie z wyznaczonej trasy. Wielkiego znaczenia nie mają także czynności służące podtrzymaniu postaci przy życiu. Znów muszę wskazać na rozdźwięk pomiędzy założeniami a rozgrywką, ponieważ odbiorca nie musi specjalnie wysilać się, by zadbać o regularne posiłki agenta czy też odpowiednią dawkę snu. Wszystko dzieje się niejako samoczynnie, gdy mężczyzna wybiera się ze współpracownikami na lunch lub ucina sobie drzemkę. Oprócz karmienia protagonisty oraz dostarczania mu kofeinowych napojów gracz może także skoncentrować się na utrzymaniu garderoby Yorka w czystości oraz wyborze samochodu z pełnym bakiem, jednak nie widzę sensu w dodawaniu do rozgrywki takich detali, ponieważ zaniedbanie wymienionych czynności nie skutkuje poważnymi konsekwencjami. 

Silnie zaakcentowano obecność wątków nadprzyrodzonych.

Zdaję sobie sprawę, że Deadly Premonition zebrało skrajne opinie, ponieważ oprócz negatywnych recenzji, ku mojemu zdziwieniu, nie brak również osób chwalących opowiedzianą historię oraz rzekome podobieństwa pomiędzy tym tytułem a serialem Miasteczko Twin Peaks. Niemniej dla mnie gra jest zbyt niedopracowana, by jakiekolwiek odwołania do kultury popularnej mogły zatrzeć złe wrażenie. Męczące zadania, sztucznie wydłużone przerywniki fabularne, grafika przywodząca na myśl produkcje sprzed piętnastu lat, fatalne sterowanie oraz szereg innych opisanych powyżej wad, skutecznie utwierdzają mnie w przekonaniu, że więcej po ten tytuł nie sięgnę. 

3 / 10