18 marca 2012

Shaolin Girl - reż. Katsuyuki Motohiro


Reżyseria:  Katsuyuki Motohiro
Obsada: Kô Shibasaki, Tôru Nakamura, Kitty Zhang Yugi 
Produkcja: Japonia

Japońska kinematografia nie należy do najlepiej rozpowszechnionych w naszym kraju. W kinach i w telewizji dominują produkcje amerykańskie i europejskie natomiast azjatyckie znajdują się gdzieś na marginesie. Klasykę filmową Japonii poznałam z racji studiowanego kierunku, a przez upodobanie do historii pełnych strachu i napięcia zainteresowałam się też J-horrorem. Niestety inne gatunki są mi całkiem obce, dlatego postanowiłam uzupełnić swoją wiedzę i obejrzeć coś innego niż dotychczas. Okazja nadarzyła się szybciej niż myślałam - razem z Chłopakiem obejrzałam Shaolin Girl, w którym główną rolę zagrała, znana z Nieodebranego połączenia, Kô Shibasaki.

Rin Sakurazara od najmłodszych lat z pasją uczyła się Shaolin kung-fu. Dziewczyna poświęciła wszystko by opanować tę sztukę walki jak najlepiej. Przez 3000 dni przebywała na specjalnym treningu w chińskiej akademii, mając nadzieję na to, że po powrocie do Japonii będzie mogła uczyć Shaolin kung-fu, tak jak przed laty robił to jej dziadek. Wyczerpujące ćwiczenia fizyczne uodporniły jej ciało na ból i znacznie zwiększyły zdolność koncentracji i panowania nad własnymi słabościami. Niestety dawni znajomi i nauczyciele nie chcą mieć nic wspólnego ze sztukami walki, a dojo, w którym Rin zdobywała swoje pierwsze umiejętności zostało zamknięte. Na dodatek w pobliżu pojawiła się nowa szkoła sportowa, kierowana przez dyrektora, który ma własne plany wobec niezwykłych zdolności Rin.

Shaolin Girl wyreżyserowane przez Katsuyuki Motohiro to połączenie sympatycznej komedii z parodią kina akcji, nastawionego na widowiskowe sceny i niekończące się potyczki przeciwników. Przed obejrzeniem tego filmu warto mieć świadomość jego konwencji, ponieważ w przeciwnym razie wiele elementów może sprawić wrażenie niezrozumiałych lub irytujących. Fabuła koncentruje się na dwóch wątkach. Pierwszym jest, wspomniane już, dążenie głównej bohaterki do ponownego rozbudzenia zainteresowania sztukami walki wśród znajomych i innych mieszkańców miasteczka. Drugi wątek opiera się na tradycyjnym ścieraniu się przeciwstawnych sił, jakimi są dobro i zło. Przyznam, że połączenie tych dwóch motywów w filmie było doskonałym pomysłem, ponieważ nie nudziłam się ani przez minutę, chociaż sama historia nie należy do najoryginalniejszych. Oprócz tego wszechobecny jest także sport, który w Shaolin Girl jest ulubioną formą spędzania wolnego czasu, często stanowiąc także sposób na życie. Sceny treningów, planowania strategii i samych rozgrywek przypominają amerykańskie filmy, w których grupa bardzo słabych zawodniczek przechodzi metamorfozę pod wpływem znakomitego trenera lub nowej koleżanki. Duże wrażenie robią fragmenty, w których bohaterowie z niebywałym oddaniem wykonują skomplikowane ćwiczenia czy też grają w gry zespołowe. Po raz pierwszy poznałam dyscyplinę nazywaną lacrosse, polegającą na umieszczeniu, za pomocą specjalnej rakiety, niewielkiej piłki w bramce przeciwnika. Wygląda na to, że lacrosse jest całkiem interesującą, choć mało znaną grą.

Główna bohaterka filmu to dziewczyna, której wprost nie sposób nie lubić. Rin wytrwale dąży do celu, nie załamując się mniejszymi lub większymi niepowodzeniami. Gdy coś idzie nie po jej myśli, dziewczyna po prostu trenuje jeszcze więcej by osiągnąć jak najlepszy rezultat. Oprócz Rin, w filmie pojawia się szereg innych, charakterystycznych postaci, których zachowania bardzo często wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Na uwagę zasługują także sceny, będące parodią kina kung-fu, opierającego się na akrobatycznych popisach postaci. W Shaolin Girl bohaterowie bez wysiłku potrafią wybić się kilka metrów górę, w pojedynkę pokonać kilkunastu wrogów lub też odnaleźć nadnaturalne pokłady sił w odpowiednim momencie. Najbardziej widowiskowa walka, którą główna bohaterka musiała stoczyć odbyła się na powierzchni basenu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie sposób, w jaki twórcy postanowili to decydujące stracie ukazać. Rzekomy basen to w rzeczywistości ogromnie głęboki zbiornik, w którym mogą kumulować się złe moce. Ponadto bohaterowie walczą w bardzo spektakularny sposób, którego nie widziałam w żadnym innym filmie. Większość efektów specjalnych została zrealizowana w slow motion, co uważam za dobre rozwiązanie w tym przypadku. 

Shaolin Girl polecam wszystkim, którzy mają ochotę na relaksujący i wesoły film, zawierający elementy parodiujące kino akcji. Oprócz dynamicznego rozwoju fabuły, zabawnych dialogów i optymistycznego przesłania uwagę zwracają także piękne górskie krajobrazy oraz nawiązania do japońskiej popkultury. Moim zdaniem taki film idealnie nadaje się jako umilacz wolnego czasu lub środek na poprawę humoru. 

 Ocena: 8 / 10

11 komentarzy:

  1. Oj tak, dla kogoś niezaznajomionego z japońską ekspresją i estetyką film może się wydać idiotyczny. Ja się przy nim świetnie bawiłem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kompletnie nie znam azjatyckiej literatury i kina, w ich kwestii jestem całkowicie niedoinformowana więc cieszę się, gdy mogę przynajmniej poczytać o dobrych filmach i książkach... może kiedyś wreszcie wezmę się za poznawanie ich w praktyce? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Japońskie kino jest mi zupełnie obce. Jednak chętnie bym to zmieniła z czystej ciekawości jak ono "smakuje". :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kompletnie nie moja estetyka i klimaty, więc raczej sobie odpuszczę:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzadko sięgam po produkcje japońskie, ale może czas najwyższy to zmienić?
    Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja w ogóle nie sięgam po filmy japońskie, to nie mój klimat.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam Cię do udziału w zabawie Ulubione seriale.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj za Japonią to ja nie przepadam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubie japońskie kino, ale parodii nie znoszę, jakoś nie leży mi to przerysowanie. Wolę "oryginalny" Klasztor Shaolin.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wygląda fajnie, szczególnie że to japoński film *-*

    OdpowiedzUsuń
  11. Louis: I stąd później można przeczytać komentarze, że film jest beznadziejny, albo, że kopiuje amerykańskie kino, co prawdą nie jest.

    Giffin: Zachęcam, ja dopiero od niedawna zaczęłam się interesować tą kulturą, ale już przepadłam :)

    Ewo: Słuszna decyzja, a może akurat przypadnie Ci do gustu :)

    Isadoro: Rozumiem i w takim razie nie namawiam. Nie ma sensu się zmuszać jak z góry wiadomo, że to nie ta bajka. Pozdrawiam :)

    Kasandro: Myślę, że zawsze można spróbować :)

    Awiolu: Może kiedyś się jednak przekonasz :)

    Edyto: Dziękuję za zaproszenie, ale chyba nie skorzystam, bo ja na bakier z serialami jestem.

    Blueberry: A dlaczego?

    Natulo: Rozumiem, nie każdemu taki styl się podoba. Pozdrawiam :)

    Dusiu: Wygląda fajnie i jest fajny :)

    OdpowiedzUsuń