Reżyseria: Katsuyuki Motohiro
Obsada: Kô Shibasaki, Tôru Nakamura, Kitty Zhang Yugi
Produkcja: Japonia
Japońska kinematografia
nie należy do najlepiej rozpowszechnionych w naszym kraju. W kinach i w
telewizji dominują produkcje amerykańskie i europejskie natomiast azjatyckie
znajdują się gdzieś na marginesie. Klasykę filmową Japonii poznałam z racji
studiowanego kierunku, a przez upodobanie do historii pełnych strachu i
napięcia zainteresowałam się też J-horrorem. Niestety inne gatunki są mi
całkiem obce, dlatego postanowiłam uzupełnić swoją wiedzę i obejrzeć coś innego
niż dotychczas. Okazja nadarzyła się szybciej niż myślałam - razem z Chłopakiem
obejrzałam Shaolin Girl, w którym
główną rolę zagrała, znana z Nieodebranego
połączenia, Kô Shibasaki.
Rin Sakurazara od
najmłodszych lat z pasją uczyła się Shaolin kung-fu. Dziewczyna poświęciła
wszystko by opanować tę sztukę walki jak najlepiej. Przez 3000 dni przebywała
na specjalnym treningu w chińskiej akademii, mając nadzieję na to, że po
powrocie do Japonii będzie mogła uczyć Shaolin kung-fu, tak jak przed laty
robił to jej dziadek. Wyczerpujące ćwiczenia fizyczne uodporniły jej ciało na
ból i znacznie zwiększyły zdolność koncentracji i panowania nad własnymi
słabościami. Niestety dawni znajomi i nauczyciele nie chcą mieć nic wspólnego
ze sztukami walki, a dojo, w którym Rin zdobywała swoje pierwsze umiejętności
zostało zamknięte. Na dodatek w pobliżu pojawiła się nowa szkoła sportowa,
kierowana przez dyrektora, który ma własne plany wobec niezwykłych zdolności
Rin.
Shaolin
Girl
wyreżyserowane przez Katsuyuki Motohiro to połączenie sympatycznej komedii z
parodią kina akcji, nastawionego na widowiskowe sceny i niekończące się
potyczki przeciwników. Przed obejrzeniem tego filmu warto mieć świadomość jego
konwencji, ponieważ w przeciwnym razie wiele elementów może sprawić wrażenie
niezrozumiałych lub irytujących. Fabuła koncentruje się na dwóch wątkach.
Pierwszym jest, wspomniane już, dążenie głównej bohaterki do ponownego
rozbudzenia zainteresowania sztukami walki wśród znajomych i innych mieszkańców
miasteczka. Drugi wątek opiera się na tradycyjnym ścieraniu się przeciwstawnych
sił, jakimi są dobro i zło. Przyznam, że połączenie tych dwóch motywów w filmie
było doskonałym pomysłem, ponieważ nie nudziłam się ani przez minutę, chociaż
sama historia nie należy do najoryginalniejszych. Oprócz tego wszechobecny jest
także sport, który w Shaolin Girl
jest ulubioną formą spędzania wolnego czasu, często stanowiąc także sposób na
życie. Sceny treningów, planowania strategii i samych rozgrywek przypominają
amerykańskie filmy, w których grupa bardzo słabych zawodniczek przechodzi
metamorfozę pod wpływem znakomitego trenera lub nowej koleżanki. Duże wrażenie
robią fragmenty, w których bohaterowie z niebywałym oddaniem wykonują
skomplikowane ćwiczenia czy też grają w gry zespołowe. Po raz pierwszy poznałam
dyscyplinę nazywaną lacrosse, polegającą na umieszczeniu, za pomocą specjalnej
rakiety, niewielkiej piłki w bramce przeciwnika. Wygląda na to, że lacrosse
jest całkiem interesującą, choć mało znaną grą.
Główna bohaterka filmu
to dziewczyna, której wprost nie sposób nie lubić. Rin wytrwale dąży do celu,
nie załamując się mniejszymi lub większymi niepowodzeniami. Gdy coś idzie nie
po jej myśli, dziewczyna po prostu trenuje jeszcze więcej by osiągnąć jak
najlepszy rezultat. Oprócz Rin, w filmie pojawia się szereg innych,
charakterystycznych postaci, których zachowania bardzo często wywoływały
uśmiech na mojej twarzy. Na uwagę zasługują także sceny, będące parodią kina
kung-fu, opierającego się na akrobatycznych popisach postaci. W Shaolin Girl bohaterowie bez wysiłku
potrafią wybić się kilka metrów górę, w pojedynkę pokonać kilkunastu wrogów lub
też odnaleźć nadnaturalne pokłady sił w odpowiednim momencie. Najbardziej
widowiskowa walka, którą główna bohaterka musiała stoczyć odbyła się na
powierzchni basenu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie sposób, w jaki
twórcy postanowili to decydujące stracie ukazać. Rzekomy basen to w
rzeczywistości ogromnie głęboki zbiornik, w którym mogą kumulować się złe moce.
Ponadto bohaterowie walczą w bardzo spektakularny sposób, którego nie widziałam
w żadnym innym filmie. Większość efektów specjalnych została zrealizowana w
slow motion, co uważam za dobre rozwiązanie w tym przypadku.
Shaolin Girl
polecam wszystkim, którzy mają ochotę na relaksujący i wesoły film, zawierający
elementy parodiujące kino akcji. Oprócz dynamicznego rozwoju fabuły, zabawnych
dialogów i optymistycznego przesłania uwagę zwracają także piękne górskie
krajobrazy oraz nawiązania do japońskiej popkultury. Moim zdaniem taki film
idealnie nadaje się jako umilacz wolnego czasu lub środek na poprawę
humoru.
Ocena: 8 / 10
Oj tak, dla kogoś niezaznajomionego z japońską ekspresją i estetyką film może się wydać idiotyczny. Ja się przy nim świetnie bawiłem :)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie znam azjatyckiej literatury i kina, w ich kwestii jestem całkowicie niedoinformowana więc cieszę się, gdy mogę przynajmniej poczytać o dobrych filmach i książkach... może kiedyś wreszcie wezmę się za poznawanie ich w praktyce? :D
OdpowiedzUsuńJapońskie kino jest mi zupełnie obce. Jednak chętnie bym to zmieniła z czystej ciekawości jak ono "smakuje". :)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie moja estetyka i klimaty, więc raczej sobie odpuszczę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Rzadko sięgam po produkcje japońskie, ale może czas najwyższy to zmienić?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:))
Ja w ogóle nie sięgam po filmy japońskie, to nie mój klimat.
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię do udziału w zabawie Ulubione seriale.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oj za Japonią to ja nie przepadam.
OdpowiedzUsuńLubie japońskie kino, ale parodii nie znoszę, jakoś nie leży mi to przerysowanie. Wolę "oryginalny" Klasztor Shaolin.
OdpowiedzUsuńWygląda fajnie, szczególnie że to japoński film *-*
OdpowiedzUsuńLouis: I stąd później można przeczytać komentarze, że film jest beznadziejny, albo, że kopiuje amerykańskie kino, co prawdą nie jest.
OdpowiedzUsuńGiffin: Zachęcam, ja dopiero od niedawna zaczęłam się interesować tą kulturą, ale już przepadłam :)
Ewo: Słuszna decyzja, a może akurat przypadnie Ci do gustu :)
Isadoro: Rozumiem i w takim razie nie namawiam. Nie ma sensu się zmuszać jak z góry wiadomo, że to nie ta bajka. Pozdrawiam :)
Kasandro: Myślę, że zawsze można spróbować :)
Awiolu: Może kiedyś się jednak przekonasz :)
Edyto: Dziękuję za zaproszenie, ale chyba nie skorzystam, bo ja na bakier z serialami jestem.
Blueberry: A dlaczego?
Natulo: Rozumiem, nie każdemu taki styl się podoba. Pozdrawiam :)
Dusiu: Wygląda fajnie i jest fajny :)