Wydawnictwo: WAM
Liczba stron: 316
Rejs luksusowym
statkiem z San Francisco do Nowego Jorku miał być dla Laury i Johna Fosterów
jednym z etapów wymarzonej podróży poślubnej. Świeżo upieczeni małżonkowie
wyruszyli w tak daleką drogę również, dlatego że John pragnął przedstawić żonę
dawno niewidzianym krewnym mieszkającym na wschodnim wybrzeżu. Niestety romantyczna
wycieczka bohaterów zostaje brutalnie przerwana przez szalejący na morzu huragan,
który sprawia, że ogromny parowiec Vandervere
tonie. Gdy już wiadomo, że katastrofa jest nieunikniona rozpoczyna się
ewakuacja pasażerów na przepływający w pobliżu statek. Pierwszeństwo mają kobiety
i dzieci, jednak Laura nie wyobraża sobie rozstania z mężem. Zgadza się wsiąść do
szalupy, ale tylko pod warunkiem, że akcja ratunkowa nie ustanie dopóki ostatni
pasażer Vandervere nie będzie
bezpieczny. Jednakże niewielki żaglowiec nie może pomieścić wszystkich, a
ponadto niesprzyjająca pogoda znacznie utrudnia łódce pokonywanie odległości
między dwoma statkami. Ostatecznie ponad czterysta osób pozostaje na tonącym
parowcu. Wśród nich jest również John. Laura nie chce pogodzić się z tym, że
najprawdopodobniej jej mąż zginął. Kobieta próbuje nie poddać się rozpaczy,
choć jest to szczególnie trudne, gdy okazuje się, że załoga żaglowca również
zmaga się z poważnymi problemami.
Do sięgnięcia po tę
powieść skłoniła mnie informacja, że przy jej pisaniu autor inspirował się
prawdziwymi wydarzeniami mającymi miejsce w 1857 roku. Wówczas zatonął SS Central America, na pokładzie którego
znajdowało się kilkaset osób. Katastrofa ta przeszła do historii także z tego
względu, że parowiec przewoził bardzo cenny ładunek. Ocean pochłonął ponad
czterysta ludzkich istnień oraz tysiące kilogramów złota, co przyczyniło się do
kryzysu gospodarczego określanego jako „panika z 1857 roku”. Książka Dana
Walsha nie porusza wątku ekonomicznego, więc w tym kontekście informacje o
zatopionym złocie należy potraktować raczej jako ciekawostkę. Autor wykorzystał
historie zatonięcia SS Central America,
a także relacje z pośpiesznej akcji ratunkowej pasażerów oraz kilka innych
znaczących wydarzeń do stworzenia opowieści o niezwykle silnej miłości dwojga
ludzi; wierze pozwalającej przetrwać najtrudniejsze chwile w życiu i niespodziewanych
podarunkach od losu, które trudno nazywać zwyczajnymi zbiegami okoliczności.
Oczywiście nie brakuje również dramatycznych wydarzeń, ale mimo tego książka
Walsha przesiąknięta jest nadzieją, ciepłem, optymizmem i przekonaniem, że z
każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Czy wobec tego można pokusić się o
stwierdzenie, że Na głębinach
przypadnie do gustu większości czytelników? Niestety moim zdaniem nie, dlatego
że pisarz zawarł rozbudowany wątek religijny i związane z nim ingerencje
boskiej opatrzności w życie każdego bohatera. W związku z tym niektóre z
przedstawionych wydarzeń mogą wydawać się stanowczo zbyt nierealne jak na
dzieło inspirowane faktami.
Mniej więcej w połowie
książki miałam wrażenie, że choć opowieść w niej zawarta jest piękna i pokrzepiająca,
to składa się ze zbyt wielu nieprawdopodobnych wydarzeń. Na początku trudno
było mi zaakceptować spokój, z jakim Laura przyjęła swój los, zresztą nie tylko
ona, ponieważ zachowanie innych ocalałych kobiet również wydawało mi się
sztuczne. Ponadto pisarz lubuje się w rozwiązaniach, które moim zdaniem są zbyt
proste, bo czy można uwierzyć w to, że w ciągu jednego dnia bohaterowie ulegają
tak wielkiej przemianie, że zmieniają niemal wszystkie swoje dotychczasowe
przekonania i poglądy? Albo w to, że tyle osób bezinteresownie pomaga rozbitkom
z Vandervere? W życiu niestety tak
się nie dzieje, ale przyznam, że na czas lektury postanowiłam o tym zapomnieć i
po prostu cieszyłam się optymizmem płynącym z tej historii. Jestem mistrzynią w
wynajdywaniu sobie problemów i zamartwianiu się rzeczami, na które absolutnie
nie mam wpływu, więc lektura gloryfikująca moc miłości, wiary i nadziei
podziałała na mnie niezwykle silnie. Może rzeczywiście czasami warto po prostu
odpuścić i cieszyć się z tego, co jest tu i teraz, wierząc że jest się częścią
boskiego planu. Ostatecznie uproszczenia zastosowane przez Walsha przestały mi
przeszkadzać w chwili, gdy przeczytałam, co wydarzyło się naprawdę w czasie
akcji ratunkowej SS Central America.
To, co uważałam za najmniej realne, wręcz niemożliwe, okazało się faktem, więc kto
wie czy i reszta wykreowanych przez pisarza zdarzeń również nie mogłaby mieć
miejsca w rzeczywistości. Nie zmienia to jednak faktu, że nie każdemu takie
prowadzenie historii będzie odpowiadać, więc lojalnie uprzedzam, że powieść
obfituje w wypadki, które trudno logicznie wytłumaczyć. Ponadto bohaterowie w
większości są głęboko wierzący, więc perspektywa nadchodzącej śmierci nie
zawsze wywołuje w nich emocje, jakich czytelnicy zazwyczaj się spodziewają.
Nie dajcie się zwieść
niezbyt udanej okładce, przypominającej kieszonkowe wydania harlequinów,
ponieważ Na głębinach to historia o
miłości, ale nie tylko tej między kobietą i mężczyzną. W książce pojawia się
również wątek związany z niewolnikiem o imieniu Micah, którego postawa niejednokrotnie
wprawia w zdumienie główną bohaterkę. Czarnoskóry mężczyzna wiele wycierpiał w
swoim życiu, a mimo tego zachował pogodę ducha i życzliwość nawet dla białych
uważających, że posiadanie niewolników jest czymś normalnym, wręcz naturalnym.
Podobało mi się także to, że autor nie zapomniał o sprawach, które w połowie
XIX wieku dzieliły amerykańskie społeczeństwo. Kwestie niewolnictwa, rasizmu,
przepaść pomiędzy zamożnymi i biedakami zostały zgrabnie wplecione w opowieść,
czyniąc ją bardziej interesującą i pouczającą. Wracając jeszcze na chwilę do
wątku romantycznego, muszę przyznać, że z zainteresowaniem czytałam o
początkach znajomości Laury i Johna, a zwłaszcza o przyjętych wówczas zasadach
regulujących przebieg spotkań zakochanych. Trudno dziś uwierzyć w to, że
dżentelmen czekał na swoją wybrankę w stosownej odległości od drzwi jej domu i
tygodniami przygotowywał się do chwili, w której będzie mógł dotknąć dłoni
swojej ukochanej.
Książkę Dana Walsha z
pewnością będę mile wspominać jeszcze przez długi czas. Pomimo pewnych
uproszczeń i zabiegów, z którymi nie spotykam się w literaturze zbyt często
powieść uważam za wartościową, wzruszająca i pokrzepiającą. Polecam, ale tylko
tym czytelnikom, którym nie przeszkadza głęboka religijność postaci oraz
wynikające z niej przekonania, a także dialogi zawierające cytaty z Pisma
Świętego.
Ocena: 4.5 / 6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Klucznik.
Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz