Wydawnictwo: Akurat
Liczba stron: 368
W przypadku debiutanckiej powieści
Malcolma Mackaya już sam tytuł jasno wskazuje na to, o czym ta historia
opowiada. Lewis Winter musi umrzeć i to w taki sposób, żeby jego śmierć
stanowiła jasny komunikat dla pewnych osób z półświatka. Zadania podejmuje się
Calum MacLean mający opinię jednego z najlepszych zabójców na zlecenie. Mimo
młodego wieku mężczyzna już od dekady działa w tym biznesie. Nigdy nie wpadł,
jest profesjonalistą i nie może sobie pozwolić na utratę reputacji, dlatego do każdego
zlecenia starannie się przygotowuje. Działa jako wolny strzelec, nie jest
chciwy, więc nie rzuca się na każdą robotę tylko starannie dobiera pracodawców.
Cal nie przypuszcza, żeby zabicie Wintera miało przysporzyć mu wiele trudności,
dlatego jest tak zaskoczony, gdy okazuje się, że wmieszanie się w tę sprawę było
poważnym błędem.
Według informacji na okładce,
dzieło Mackaya należy do gatunku tartan
noir. Przyznam, że nie spotkałam się wcześniej z tym pojęciem, ale dzięki
dość obszernemu artykułowi opublikowanemu na tej stronie dowiedziałam się, że terminem
tartan noir określa się literaturę
kryminalną, w której twórcy mocno akcentują to, że miejscem akcji jest Szkocja
poprzez włączanie do powieści elementów charakterystycznych dla tamtejszego
kręgu kulturowego. Ponadto czytelnik może się spodziewać detektywa podobnego do
bohaterów amerykańskich czarnych kryminałów, opisów szalejącej w Szkocji
przestępczości zorganizowanej, korupcji i ogólnego upadku obyczajów. Wygląda
więc na to, że z tartan noir spotkałam
się już kilka lat temu przy lekturze powieści Stuarta MacBride’a, ponieważ w
jego kryminałach znajdują się wszystkie wymienione elementy. A jak to jest u
Mackaya? Trudno mi ocenić czy przyporządkowanie gatunkowe okazało się trafne,
dlatego że autor pokusił się o pewne modyfikacje wysuwając zabójcę (a nie
policjanta) na pierwszy plan, a także ograniczając „szkockość” historii. Nie
zauważyłam, żeby w jakiś specjalny sposób podkreślał, że opisane wydarzenia
rozgrywają się w Szkocji. Ot, kilka razy wspomina, że bohater świetnie
orientuje się w topografii Glasgow i to byłoby właściwie wszystko. Oczywiście
tej obserwacji nie poczytuje ani za wadę, ani za zaletę, bo sięgając po książkę
oczekiwałam po prostu kryminału.
Historia wykreowana przez
Malcolma Mackaya nie należy jednak do tradycyjnych opowieści, w których akcja
skupia się na zdemaskowaniu i ujęciu mordercy. W przypadku tej lektury od
początku wiadomo, kto jest zabójcą, a kto ofiarą, ale to wcale nie oznacza, że umierałam
z nudów śledząc losy poszczególnych bohaterów, bo pisarz zadbał o to, żeby
emocji w jego powieści nie brakowało. Udało mu się to osiągnąć poprzez
oszczędny, specyficzny styl. Co jakiś czas narrator zwraca się bezpośrednio do czytelnika,
ale w subtelny sposób, tworząc iluzję, że odbiorca słucha czyjejś opowieści, a
raczej wykładu dotyczącego zarówno profesjonalnego przygotowania do dokonania
morderstwa jak i skutecznej strategii prowadzenia dochodzenia w sprawie
wskazującej na mafijne porachunki. Nie chcę, żebyście nabrali mylnego wyobrażenia
o tej książce. W żadnym razie nie jest to przerost formy nad treścią czy też
pseudonowatorski popis możliwości autora, MacKay po prostu pisze w
charakterystyczny sposób. Przypadły mi do gustu krótkie, konkretne zdania
układające się w dynamiczne opisy działań bohaterów. Miałam wrażenie, że jestem
świadkiem realnych wydarzeń, które na dodatek ktoś komentuje specjalnie dla
mnie. Dzięki temu powieść pochłonęłam błyskawicznie, mimo że w zasadzie
przewidziałam, w jakim kierunku ta historia się rozwinie.
Szkocki pisarz nie omieszkał
także umieścić w swoim dziele niejednoznacznych, a przez to interesujących
postaci. Teoretycznie podział na „dobrych” i „złych” został zachowany, ponieważ
trudno o bardziej nieludzkiego bohatera niż płatny zabójca wykonujący swoje
zadania bez najmniejszych wyrzutów sumienia czy też o bardziej praworządnego
niż policjant oddany bez reszty kolejnym śledztwom. Jednak tylko z pozoru
bohaterowie wpisują się w jasno określone, schematyczne role bowiem w miarę
rozwoju akcji okazuje się, że działania niemal każdej postaci można różnie
oceniać. Niektórzy czytelnicy z pewnością pomyślą, że kiedy policjant przymyka
oko na pewne przestępstwa to znaczy, że jest skorumpowanym oszustem, mającym
prawo za nic. Ale może znajdzie się ktoś, do kogo przemówią tłumaczenia
wspomnianego funkcjonariusza, usprawiedliwiającego swoje postępowanie tym, że
czasami trzeba pozostawać z gangsterami w układzie, by móc kontrolować sytuację
i wiedzieć, co się na mieście dzieje. W tej książce trudno tak naprawdę sympatyzować
z kimkolwiek i w moich oczach to jest jedyny minus całej historii. Nie
przejmowałam się losami żadnej z postaci, z dystansem podchodziłam do
wszystkich opisanych wypadków, więc właściwie było mi obojętne czy Calum podoła
zadaniu narażając się policji, czy też coś pójdzie nie tak i wówczas ściągnie
sobie na kark inne kłopoty.
Lewis Winter musi umrzeć to powieść, w której dużo miejsca
poświęcono na charakterystykę zasad panujących w półświatku. Mackay pokazał jak
zwykli ludzie na własne życzenie rujnują sobie życie mieszając się w sprawy
gangsterów, bo kto raz pokusił się o prowadzenie ciemnych interesów ten może
być pewny, że prawdopodobnie już nigdy nie uda mu się zerwać znajomości z
bandytami. Natomiast osoby działające w tym biznesie od lat muszą liczyć się z
tym, że ich emocjonujące, intensywne życie może się w każdej chwili skończyć,
dlatego że zawsze znajdzie się wróg zazdroszczący władzy i pieniędzy. Sięgając
po tę książkę, nie przypuszczałam, że aż tak mi się spodoba. A jednak, historia
o bezwzględnych mordercach, mafijnych porachunkach i policjantach wyznających
zasadę mniejszego zła zapewniła mi dreszcz ekscytacji i kilka godzin rozrywki.
Mam nadzieję, że kolejne części trylogii już wkrótce ukażą się na naszym rynku.
Ocena: 4.5 / 6
Trylogia Glasgow:
1. Lewis Winter musi umrzeć
2. Pożegnanie gangstera
3. Nagły atak przemocy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz